NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Max Wislicenus, „Portret Wanny Bibrowicz”, 1913 r., olej na płótnie, 50×50 cm
Repr. Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Wywiady

NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica

Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem przyglądają się zagadnieniu poloniców dostępnych na aukcjach – i nie tylko.


Leszek Wąs: W trakcie naszej rozmowy o cieszynkach w nr 7/2023 „Spotkań z Zabytkami” spytałaś, czy te strzelby to też polonica. Odpowiedziałem twierdząco, przytaczając kilka argumentów: powstawały na pograniczu śląsko-małopolskim, ich wykonawcy nosili również słowiańskie czy polskie nazwiska, a wreszcie wzbudzają duże, a na pewno większe, niż przypuszczałem, zainteresowanie polskich kolekcjonerów broni.

Katarzyna Wąs:

Zastanówmy się zatem, co decyduje o tym, że jakieś dzieło sztuki czy obiekt kolekcjonerski możemy określić jako „polonik”.

Wikipedia za Wielką Encyklopedią PWN, co prawda z 1966 roku, ale raczej w tej materii nic się nie zmieniło, podaje: „Polonik (z łac. polonicum, polonica) – dokument piśmienniczy (druk, rękopis), przedmiot (dzieło sztuki, pamiątka narodowa lub historyczna) lub miejsce (cmentarz) pochodzenia polskiego bądź tematycznie związane z Polską, które znajduje się w kraju lub za granicą”. I dalej:

„W szerszym znaczeniu polonikami określa się całość przedmiotów mających związek z szeroko pojętą kulturą materialną bądź duchową narodu polskiego. Termin używany jest także w muzeach na określenie zabytkowych artefaktów związanych z polską kulturą”.

Ten ostatni interesuje nas w tym kontekście najbardziej.

Fot. Desa Unicum
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Georg Wichmann, „Widok na Śnieżne Kotły”, olej, tektura, 65×82 cm

Ponieważ w naszej rozmowie skupiamy się na kolekcjonerstwie i rynku przyjąłbym następujące kryteria: po pierwsze, miejsce powstania przedmiotu na terenach polskich – i tu od razu zastrzeżenie – czy w historycznych, czy obecnych granicach. Wrócę do tego problemu później. Po drugie, osoba artysty, wykonawcy związanego z Polską. Po trzecie, inny związek z historią i kulturą Polski. I wreszcie po czwarte, być może najmniej precyzyjne kryterium: osoba zleceniodawcy, mecenasa czy kolekcjonera powiązana z Polską.

Postaram się zilustrować podane przez ciebie kategorie najbardziej oczywistymi przykładami, choć pominę na razie pierwsze kryterium (miejsce powstania), bo też podzielam pogląd, że to najbardziej skomplikowane zagadnienie. A więc drugie kryterium: działa polskich artystów, co oczywiste, ale i ołtarz norymberczyka Wita Stwosza (Veit Stoss) czy obrazy Bernarda Bellotta. Dla trzeciego kryterium można podać np. książki z biblioteki Marii Leszczyńskiej, królowej Francji, na których oprawach widnieje superexlibris z herbami Francji i Rzeczypospolitej. Ten przykład spełnia również czwarte kryterium, choć przywołam tu może coś nieoczywistego: greckie wazy z kolekcji gołuchowskiej.

Fot. Andreas Praefcke / Wikipedia.org
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Wit Stwosz,„Zwiastowanie”, kościół św. Wawrzyńca, Norymberga, ok. 1517 r., drewno lipowe, polichromowane

I ten ostatni przykład pokazuje, w jak nieostrej materii się poruszamy. Żeby było jeszcze trudniej, wrócę do zasygnalizowanego zastrzeżenia, jak definiujemy „ziemie polskie”. Żeby nie czuć się specjalnie wyróżnionymi, warto przypomnieć, że wiele państw w Europie Środkowowschodniej ma pewien kłopot z tak jednoznacznym określeniem swojej tożsamości terytorialno-historycznej, jaka dominuje w Europie Zachodniej (no może z wyjątkiem Belgii). Takie państwo jak Słowacja powstało dopiero w XX wieku i jej obszar zawsze był związany z koroną węgierską, zresztą pod nazwą Górne Węgry. I tak np. złotnictwo powstałe w ośrodkach miejskich w dzisiejszej Słowacji jest z całą pewnością hungarikami, ale i Słowacy pokazują je jako dobra kultury powstałe na ich etnicznym terenie.

Fot. Sotheby’s
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Flasza wykonana przez wrocławskiego mistrza Christiana Mentzela Starszego, licytowana w Sotheby’s 30 stycznia 2024 r.

Posłużę się bardzo konkretnym przykładem. Aukcja w Sotheby’s 30 stycznia 2024 roku. Licytowana jest flasza o wysokości 32 centymetry. Fajansowy, zdobiony kobaltowymi kwiatami korpus jest oprawiony w pozłacane srebro. Ozdobna stopa i pokrywa we floralne, typowe dla końca XVII wieku wzory. Dzięki sygnaturze wiemy, że zostały wykonane przez wrocławskiego mistrza Christiana Mentzela Starszego, ale sam korpus najprawdopodobniej pochodzi z Delft lub Hanau, gdzie został stworzony na wzór chińskich wyrobów typu Kraak.

Obiekt jest wystawiony z estymacją 50
80 tysięcy dolarów.
Ostatecznie zostaje sprzedany za 63 tysiące 500 dolarów.
Obiekt rzemiosła artystycznego za blisko 250 tysięcy złotych!

Ależ jestem ciekawa, w czyje ręce trafił. Co decyduje o wartości takiego przedmiotu?

Fot. Crafoord Auktioner
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Niemiecki kufel z monetami, Brunszwik-Lüneburg, ok. 1685 r.

Ten poziom cenowy na polskim rynku osiągają jedynie srebrne kufle gdańskie. Podany przez ciebie przykład to wybitne dzieło rzemiosła artystycznego o międzynarodowym znaczeniu. Bardzo rzadki przykład naczynia – flaszy wykonanej z fajansu oprawionej w wysokiej klasy artystycznej złocone srebro. Myślę, że potencjalny klient mógł pochodzić zarówno z Nowego Jorku, Hamburga, Hongkongu lub Wrocławia. A wracając do meritum naszej rozmowy, określiłbym taki przedmiot jako po prostu „śląskie rzemiosło artystyczne”. Co ciekawe, obserwuję od jakiegoś czasu, że w opisach obiektów powstałych na terenach Śląska czy Pomorza, oferowanych w niemieckich domach aukcyjnych, pojawiają się obok niemieckich polskie nazwy miejscowości: Breslau/Wroclaw/Polen, Danzig/Gdansk – w tej pisowni. Pytanie, czy to uznanie powojennych realiów, czy raczej jest to motywowane nadzieją na zainteresowanie polskiego klienta.

Miło, że ktoś w ogóle bierze pod uwagę, że w kraju nad Wisłą ktoś mógłby się zainteresować takim przedmiotem. Pamiętam rozmowę z wybitnym kolekcjonerem ceramiki w Warszawie, który relacjonował nam, jak udało mu się nabyć ciekawe wyroby manufaktury z Prószkowa na Śląsku poniżej cen wywoławczych na aukcji w Kolonii. To efekt spadku zainteresowania w obecnych Niemczech przedmiotami powstałymi na dawnych terenach niemieckich na wschodzie. Cóż, następuje naturalna wymiana pokoleń. Dzieci czy wnukowie i wnuczki dawnych osób zamieszkujących „Odrzanię”, by przywołać tutaj tytuł genialnej książki Zbigniewa Rokity, mają dziś inne zainteresowania.

Fot. Crafoord Auktioner
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Terryna, Proskau (Pruszków), II poł. XVIII w., fajans z dekoracją malarską

I tak od poloniców przeszliśmy do pozytywnego w moim mniemaniu zjawiska budzenia się w „Odrzanii”, ale nie tylko tam, patriotyzmów lokalnych, przejawiających się w kolekcjonowaniu dzieł sztuki czy innych obiektów kolekcjonerskich powstałych w tych małych ojczyznach. Dobrym tego przykładem jest spory popyt w ostatnich latach na malarstwo powstałe w karkonoskich kurortach – jak np. obrazy tzw. łukaszowców ze Szklarskiej Poręby – zbieranych zarówno przez lokalnych kolekcjonerów, jak i osoby posiadające w tych pięknych okolicach swoje weekendowe siedziby. W swoich domach nie będą przecież wieszali pejzaży z Podhala, chociaż obrazy Wlastimila Hofmana (skądinąd Czecha z pochodzenia) jak najbardziej, bo przecież mieszkał po wojnie do swojej śmierci w Szklarskiej Porębie.

Fot. Desa Unicum
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Georg Wichmann, „Młyn Świętego Łukasza w Szklarskiej Porębie” („Lukas Mühle”), olej/tektura, 71×98 cm

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Najważniejszy polski malarz historyczny też de facto był Czechem, niejaki Jan Matějka,

ale już nie analizujmy tych drzew genealogicznych, bo wiem, że często nic dobrego z tego nie wychodzi. Czy możemy więc mówić o swoistej inkluzywności polskiego kolekcjonerstwa, a zatem i polskiej kultury?

I tak, i nie… Z jednej strony mamy pozytywne przykłady przywołane powyżej, ale z drugiej strony dobrze wiemy, że w Polsce praktycznie nie funkcjonują prywatne kolekcje sztuki innej niż polska. Do nielicznych wyjątków można zaliczyć kolekcję malarstwa holenderskiego Ergo Hestii, prezentowanej kilka lat temu po raz pierwszy publicznie na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie. Polski rynek aukcyjny sprzedaje właściwie tylko polonica rozumiane w najbardziej ortodoksyjnym znaczeniu, a więc malarzy polskich, ewentualnie w Polsce urodzonych, działających we Francji artystów żydowskich, czyli tzw. École de Paris.

Albo staramy się dokopywać tego polskiego pochodzenia, co automatycznie powoduje wzrost zainteresowania nowym „upolszczonym” nazwiskiem, jak wydarzyło się chociażby w ostatnich latach z Maryanem Bursteinem czy co powoli dzieje się w odniesieniu do Janice Bialej. Tendencja taka może być zrozumiała: rynek sztuki potrzebuje stałego dopływu towaru. Dobre dzieła trafiają na długie lata do kolekcji prywatnych lub do muzeów, czyli „na zawsze”. Swoją drogą nasuwa się w tym miejscu pytanie o politykę gromadzenia zbiorów w polskich muzeach czy kwestię tzw. deakcesji. Może warto o tym kiedyś porozmawiać… Nie bez znaczenia jest też stosunkowo skromna produkcja artystyczna w dawnej Polsce. Czy stąd też „upolonikowanie” wielu obiektów niemających nic wspólnego z Polską, jak chociażby słynne „Schwany”, które trafiły obecnie również do obiegu literackiego dzięki książce Jacka Dehnela?

Fot. Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Półmisek z serwisu tzw. łabędziego, Johann Joachim Kändler, Miśnia, 1737–1741 r., malowanie naszkliwne, dekoracja reliefowa, porcelana, wys. 5,5 cm, śr. 34 cm

A no właśnie, czy tak zupełnie nic wspólnego? Losy słynnego serwisu łabędziego hrabiego Brühla są ciekawym przykładem kolekcjonerskiej inkluzywności. Powstały w Saksonii dla saskiego urzędnika, przechowywany w pałacu dziś znajdującym się w Polsce, wywożony masowo za granicę w czasach PRL. Dzisiaj wraca do kolekcji zarówno publicznych, jak i prywatnych. Czy jego elementy to „polonica”? Powstawał w Saksonii, ale przecież wtedy elektor był królem Polski. Dzisiaj Pforten nazywają się Brody i ciągle budzą dreszczyk emocji w odwiedzających to miejsce turystach, gdy oczyma wyobraźni widzą sowieckich żołnierzy tłukących dla zabawy talerze z wytłoczonymi pięknymi łabędziami.

To chyba jeden z droższych obiektów rzemiosła artystycznego, jaki kiedyś wyjeżdżał, a dziś wraca do Polski. Jakiego rzędu kwoty trzeba wydać na taką porcelanę?

Oczywiście najczęstsze są talerze i ich ceny kształtują się w przedziale od 10 do 15 tysięcy euro. Innego typu naczynia są oczywiście rzadsze i droższe.

Chciałabym jeszcze wrócić na chwilę do tematu sztuki powstającej na ziemiach będących w granicach Polski po 1945 roku. Na Śląsku – ze względu na historię i jego bogate dziedzictwo cywilizacyjne i kulturalne – powstawała dobra sztuka, i to w niektórych dziedzinach w dużej obfitości. Nie pojawiają się na rynku sztuki śląskie obrazy renesansowe czy dzieła „śląskiego Rembrandta” Michaela Willmanna, ale np. obrazy wrocławianina Maxa Wislicenusa już tak. Pamiętam, jak długo próbowałeś sprzedać jego obraz…

Repr. Muzeum Narodowe we Wrocławiu
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Max Wislicenus, „Portret Wanny Bibrowicz”, 1913 r., olej na płótnie, 50×50 cm

Ładny olej, w dodatku ze spuścizny jego partnerki życiowej, artystki tworzącej tkaniny, Wandy Bibrowicz, pochodzącej z Wielkopolski. Dobry obraz akademickiego malarza, którego prace zdobią galerię malarstwa Muzeum Narodowego we Wrocławiu sprzedałem w końcu za… sześć tysięcy złotych. Tak, nie pomyliłem się. Co można kupić za takie pieniądze na polskim rynku sztuki, łatwo sprawdzić w notowaniach aukcyjnych.

A więc długa jeszcze przed nami droga do ułożenia się ze świadomością, że jesteśmy częścią większej europejskiej układanki. Nawet sztukę najnowszą wolimy kupować polską niż zagraniczną.

Kolekcjonerzy jadą na targi do Bazylei tylko po to, by kupić na nich kolejny obraz polskiego malarza. Ale przecież europejskie dziedzictwo, bohemica, polonica i czy inne „ica”… to fragmenty, puzzle naszego wspólnego, czasem bardzo trudnego trwania na tym nie największym, ale jakże pięknym kontynencie zwanym Europą.

Fot. dzięki uprzejmości autorów
NieWĄSkie spojrzenie. Niepolskie polonica
Katarzyna Wąs, Leszek Wąs

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Leszek Wąs – marszand i kolekcjoner, znawca rzemiosł artystycznego, prowadzący galerię w Bielsku Białej. Obecnie jest wiceprezesem zarządu Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich.

Katarzyna Wąs

Historyczka sztuki i doradczyni w zakupach dzieł sztuki oraz tworzenia kolekcji. Pracowała w państwowych i prywatnych instytucjach wystawienniczych. Wykłada zagadnienia związane z kolekcjonerstwem w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza-Modrzewskiego.

Popularne