Pamiątkowa fotografia - kapela "Stachy". Krosno, 1965 r.
Pamiątkowa fotografia – kapela “Stachy”. Krosno, 1965 r.
Repr. Paweł Ulatowski
Artykuły

Podniebny koncert pana Stanisława

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego śpiewający wędrowny dziad cieszył się wielkim poważaniem
  • który znany bohater literacki grał na lirze
  • w którym roku odrodziła się w Polsce lira korbowa

Nie wiadomo, czy lira korbowa przetrwałaby w polskiej tradycji muzycznej, gdyby nie jeden uparty chłopak z Haczowa na Podkarpaciu. Stanisław, rocznik 1927, urodził się jako dziesiąte, przedostatnie dziecko w muzykalnej rodzinie Wyżykowskich. Choć trudno w to uwierzyć, rodzice mojego rozmówcy prowadzili gospodarstwo jeszcze pod austriackim zaborem. A właśnie w Galicji i na wschodnich rubieżach przyszłej niepodległej Rzeczypospolitej najdłużej zachowała się lira korbowa, początkowo znana w średniowiecznej Francji i Hiszpanii pod nazwą organistrum. Z tym, że wówczas była tak duża, że do obsługi potrzebowała dwie osoby – jedna kręciła korbą, druga naciskała klawisze, jak widać to chociażby na płaskorzeźbie z drugiej połowy XII wieku w kościele San Miguel de Estella w regionie Nawarry. W tamtych czasach był to najbardziej zaawansowany technologicznie model liry, przy której dźwiękach śpiewano pieśni religijne. Z czasem instrument zmienił kształt na bardziej poręczny i zaczął wieść życie wędrowne.

Fot. domena publiczna
Podniebny koncert pana Stanisława
Rzeźba przedstawiająca lirników (2. poł. XII w.), kościół San Miguel de Estella w regionie Navarry, Hiszpania

Dziad z poważaniem

Kiedy lira dotarła do Polski – dokładnie nie wiadomo. Jak podaje prof. Zbigniew Jerzy Przerembski, muzykolog i autor książki „Lira korbowa w tradycji kulturowej Rzeczypospolitej” (wyd. Polihymnia, 2023), według niektórych badaczy mogła występować już w średniowieczu. Pojawia się bowiem we wzmiance bizantyńskiego historyka Teofilakta Symokatty o Słowianach nadbałtyckich i odnosi do 595 roku. Być może nie chodziło jednak o lirę, lecz o kantele, odmianę cytry pochodzącą z terenów dzisiejszej Finlandii.

Fot. Paweł Ulatowski
Podniebny koncert pana Stanisława
Lira korbowa

Bardziej pewne jest, że ktoś na niej grał w zespole muzycznym Aldony, żony króla Kazimierza Wielkiego. W Wielkopolsce zachowały się archeologiczne ślady (datowane na XV wiek), a z 1660 roku znamy nazwisko lirnika Zygmunta Parzyckiego, grającego przy warszawskim dworze Sapiehów.

Okoliczności ulegają zmianie w pierwszej połowie XVIII wieku, na co wskazuje ślad z Beskidu Zachodniego. Jak pisze profesor Przerembski, „lirnik ten, nomen omen zwany Gabrielem Lirą, przygrywał do tańca” hersztowi zbójników Józefowi Baczyńskiemu i jego kamratom w Sidzinie koło Jordanowa.

Wiemy, że ostatnim warszawskim przedstawicielem tego fachu był zmarły w 1828 roku Mateusz Dziubiński, „który przygrywał na ulicach miasta i w gospodach, śpiewając pieśni historyczne w zamian za jałmużnę i szklankę piwa,

jak notuje Dariusz Trzciński, autor pracy dyplomowej o podtrzymywaniu lirnictwa w Polsce. Większość lirników była wówczas pochodzenia ukraińskiego. To na terenie dzisiejszej Ukrainy, sąsiadującej przecież z Podkarpaciem, istniały bractwa podtrzymujące tradycje wędrownych dziadów. Sięgały one średniowiecza, kiedy to

„śpiewający dziad cieszył się wielkim poważaniem, traktowano go niekiedy jak proroka i świętego. Ślepota semantycznie odróżniała dziadów lirników od zwykłych żebraków. Wierzono, że mają dar duchowego widzenia teraźniejszości i przyszłości, a ich pieśni – pisał Trzciński – nawet siłę magiczną”.

Wystarczy wspomnieć spisane przez Joachima Lelewela wizje Wernyhory, Kozaka, którego Jan Matejko namalował na tle księżyca w proroczym szale i z lirą porzuconą na ziemi, jakby to pod jej wpływem objawiły mu się krwawe wydarzenia i rozbiory.

Fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
Podniebny koncert pana Stanisława
Jan Matejko, “Wernyhora” (inne tytuły obrazu to “Lirnik” lub “Wieszczba ukraińskiego lirnika”)

Ukraińcy strzegli swoich rzemieślniczych sekretów do tego stopnia, że zrzeszali się w bractwach lirniczych, niszcząc w odwecie instrumenty tym muzykom, którzy nie zamierzali podporządkować się zasadom cechu.

Zdarzały się także przypadki pozbawienia wzroku adepta zawodu, by zaostrzyć mu zmysł „słuchu i dotknięcia”.

Praktyka ta miała być stosowana również przez Hucułów, czyli pasterzy wschodnich Karpat, którzy oślepiali w tym celu najstarszego syna wyznaczanego na lirnika.

Polacy nie stronili od liry korbowej, ale mniej restrykcyjnie pojmowali zawodową misję. Wędrowni dziadowie działali na własną rękę, a w repertuarze mieli głównie pieśni do św. Stanisława, patrona Polski, i repertuar patriotyczny odwołujący się np. do zwycięstwa Jana Sobieskiego pod Wiedniem, o czym opowiadał w audycji „Źródła” nagranej w 2023 roku dla radiowej Dwójki, prof. Zbigniew Jerzy Przerembski. Mówił wówczas: „Lira się odradza i tutaj jest duża zasługa tegorocznego laureata Nagrody im. Oskara Kolberga, czyli pana Stanisława Wyżykowskiego. Jest pierwszym, którego ideą było odrodzenie liry korbowej na ziemiach polskich”.

Muszę czymś być

Fot. Bartosz Frydrych / Forum
Podniebny koncert pana Stanisława
Stanisław Wyżykowski podczas spotkania podkarpackich lutników w klasztorze jezuitów, Stara Wieś k. Brzozowa, luty 2016 r.

Stanisław Wyżykowski

Prekursor odrodzenia liry korbowej w Polsce, urodzony 3 maja 1927 roku w Haczowie. Wszechstronny muzyk – potrafi grać na skrzypcach, mandolinie, saksofonie, trąbie, gitarze i klarnecie. Stolarz, lutnik i budowniczy instrumentów takich jak skrzypce laskowe i kieszonkowe, czyli surdynki, basetle, cymbały, kontrabasy, viole da gamba, psalterium (rodzaj cytry). Odtworzył też poprzedniczkę liry korbowej – organistrum – i lirę basową, której jest jedynym konstruktorem w Polsce. Naprawił i przywrócił do życia setki starych instrumentów, które są rozsiane w zespołach po całym świecie. Mistrz i nauczyciel – zawsze hojnie dzielił się swoją wiedzą. Laureat wielu nagród, w tym Nagrody im. Oskara Kolberga za zasługi dla kultury ludowej. Co ciekawe, starszy brat, Jan Wyżykowski, zasłynął jako odkrywca złóż miedzi w Polsce – jego pomnik stoi w Lubinie, a rzeźba pana Stanisława w sanockim skansenie.

1.
2. Fot. Paweł Ulatowski
Podniebny koncert pana Stanisława
Podniebny koncert pana Stanisława
Narzędzia stolarskie i elementy instrumentów w pracowni lutniczej Stanisława Wyżykowskiego w sanockim skansenie

Myślałam, że odwiedzę „ostatniego lirnika z Haczowa” czy „ojca liry korbowej”, jak bywa nazywany, w rodzinnej wsi, gdzie przez całe życie mieszkał i prowadził swój warsztat. Okazało się jednak, że w 90. urodziny pracownia lutnicza Stanisława Wyżykowskiego została wraz z narzędziami, formami i szablonami przeniesiona do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, czemu podczas otwarcia towarzyszyło m.in. śpiewanie pieśni dziadowskich i przemarsz lirników. „Pan Stanisław ma dar zjednywania sobie ludzi”, „Tak mnie natchnął i mówił z taką pasją, że postanowiłem sam spróbować swoich sił i wykonać taki instrument” – to fragmenty rozmów, które zarejestrowała przy tej okazji kamera. Szczególne miejsce wśród adeptów sztuki lirniczej zajął o połowę młodszy od mistrza Stanisław Nogaj, który od ponad 20 lat sam wytwarza liry w Starej Wsi niedaleko Haczowa. To dawne województwo krośnieńskie, gdzie prowadzą ostatnie ślady po lirze korbowej w Polsce. Właśnie na tych terenach, jeszcze przed II wojną światową, w okresie świąt Bożego Narodzenia pukał do domów dziad-lirnik, a muzycy grający na lirze przygrywali na jasełkach i weselach.

Do Stanisława Wyżykowskiego Nogaj trafił jako klient z zepsutą gitarą. Przyniósł ją, wszedł do pracowni i… przepadł na kilka lat.

(…)

Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2025.

Pismo dostępne na rynku od początku kwietnia 2025. Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i w sklepach z prasą. Zapraszamy i polecamy serdecznie!


Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska

Dziennikarka, redaktorka, współautorka książek i filmów dokumentalnych, m.in. „Dwie szuflady” o prof. Michale Głowińskim. Publikowała na łamach wielu pism, od „Newsweeka” i „Tygodnika Powszechnego” po „Vogue” i „Elle”. Autorka cyklu „Zestaw do tłumaczenia” na Culture.pl. Dla „Spotkań z Zabytkami” odkrywa różnorodną historię Podkarpacia, gdzie sięgają jej korzenie.

Popularne

Co słychać w sztuce?

Andrzej Pieńkos wydał książkę o relacjach między muzyką a sztukami wizualnymi. Nie jest to obszerna publikacja. „Odważył się namalować głos” liczy sobie niecałe 150 stron. Dotyczy też jednego okresu – przełomu XIX i XX wieku. Niemniej był to czas szczególnie intensywnych zależności, które miały wpływ na związki między dwoma tymi dyscyplinami sztuki w XX wieku...