- gdzie minęło „oczadziałe szczęściem dzieciństwo” Rafała Malczewskiego
- jakie relacje łączyły go ze słynnym ojcem
- jak po II wojnie światowej trafił do Kanady
Hasło “z cepra zmienił się w prawdziwego górala” to nie tylko metafora stylu artystycznego Rafała Malczewskiego, ale trafne podsumowanie jego osobistej przemiany. Syn legendarnego artysty Jacka Malczewskiego dorastał w cieniu wybitnego ojca, a jednocześnie w świecie pełnym inspiracji. Od kilku lat po okresie zapomnienia jego sztuka na nowo wraca do łask.
Oczadziały ze szczęścia
Z dzieciństwa najcieplej wspominał lata spędzone w willi Pod Matką Boską na krakowskim Zwierzyńcu. Tam ojciec uczył go rozpoznawania ptaków, pokazywał przyrodę, czytał „Pana Tadeusza”, „Trylogię”, utwory Słowackiego. To właśnie wtedy i tam, jak pisał Rafał,
„minęło moje oczadziałe szczęściem dzieciństwo”.
2. Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Mimo, że Jacek Malczewski nie zachęcał syna do malarstwa (a wręcz przeciwnie!) Rafał nie porzucił artystycznych ambicji. Co więcej, że w dziedzinie sztuki syn wielkiego symbolisty był… samoukiem.
Po latach niezdecydowania pomiędzy studiami filozoficznymi, architektonicznymi, a nawet rolniczymi w Wiedniu, to właśnie malarstwo i góry zaczęły dominować w jego życiu. Tatry, narciarstwo, wspinaczki i pierwsze próby artystyczne – to wszystko prowadziło go coraz dalej od ceperskiego życia.
Po pierwszej, tragicznej miłości i dramatycznym wypadku na Zamarłej Turni, który cudem przetrwał całą dobę, wisząc przytwierdzony do haka skalnego, wiele się zmieniło. To wydarzenie odcisnęło głębokie piętno na jego psychice i twórczości. Przede wszystkim to dlatego góry w jego malarstwie są monumentalne, samotne, bezlitosne, ale i pełne cichego piękna — to nie tylko krajobraz, ale psychologiczna i duchowa scena.
Wydał nawet zbiór nowel „Narkotyk gór”, gdzie opisał m.in. swoje tatrzańskie doświadczenia. Ważniejsze jednak, że to wówczas przysiągł, że uporządkuje swoje życie.

I tak też zrobił. Poślubił Bronisławę Dziadosz, z którą miał dwoje dzieci. Ale życie rodzinne nie było bajką. On – artysta z marzeniami i niedopasowany do mieszczańskich realiów. Ona – praktyczna, z amerykańskim bagażem i oczekiwaniami. Ich relacja, choć zaczęła się od miłości i wspólnego budowania domu (dosłownie, bo mowa o willi Marysin w Zakopanem, kupionej za pieniądze Jacka Malczewskiego), szybko zaczęła się rozpadać się pod ciężarem niedostatków, różnic i tęsknot.

Dwa główne tematy
W 1924 roku debiutuje wystawą wspólnie z Witkacym. To symboliczny moment. Malczewski staje się częścią artystycznej elity Zakopanego. Jego znajomi to Karol Szymanowski czy Karol Stryjeński. Ale mimo tej przynależności do „salonów” nigdy nie zatracił humoru i dystansu. Jego obrazy często są ironiczne, z elementami groteski, komentujące rzeczywistość z przymrużeniem oka.
Lata dwudzieste były więc dla Rafała Malczewskiego czasem intensywnej twórczości, pasji i przemiany – zarówno artystycznej, jak i osobistej. Ale były też ostatnimi, w których jego życie rodzinne jeszcze toczyło się właściwym torem. Wkrótce i to zaczęło się rozpadać.
Ale o tym za moment.

Malarstwo Rafała Malczewskiego pozostaje jednym z najbardziej konsekwentnych i rozpoznawalnych zjawisk w polskiej sztuce XX wieku. Jego twórczość rozwijała się wokół kilku wyrazistych tematów, które, choć różnorodne, łączyła charakterystyczna dla artysty syntetyczność formy, zamiłowanie do pejzażu i wyczucie nastroju. Każdy z tych tematów miał swoją barwną paletę – niemal osobny język koloru, jakim Malczewski oddawał klimat przedstawianych scen.
W tym czasie Malczewski coraz intensywniej oddawał się malarstwu – początkowo pod wpływem ekspresjonizmu i formistów, z czasem wypracował swój własny, rozpoznawalny styl. Dwa główne tematy stały się jego znakiem rozpoznawczym: pejzaże górskie i industrialna Polska dwudziestolecia międzywojennego.
Pierwsze to niemal mistyczne Tatry – przedstawiane o świcie, w śniegu, we mgle lub pod niebem rozpalonym zachodem słońca. Bardzo często z ludźmi i zwierzętami – przysadzista góralka rozwieszająca pranie, baca z czarnym baranem, owce pasące się wśród zieleni. Z miasta przyjezdny ceper, Malczewski stopniowo staje się mieszkańcem Podhala. Jego wizje gór są nie tylko realistyczne, ale i poetycko naładowane emocją.
Motywy górskie, które dominowały w jego wczesnym i środkowym okresie twórczości, malowane były w chłodnej, jasnej gamie: blade błękity, chłodne szarości, rozświetlone biele śniegu i świetliste odcienie nieba. Tatry, a później także Góry Skaliste w Kanadzie, przedstawiane były z perspektywy pełnej zachwytu, ale nie sentymentalnego uniesienia. Raczej skupiał się na monumentalizmie formy i przestrzeni. Malczewski unikał dramatycznego naturalizmu. W jego górskich pejzażach wszystko wydaje się uporządkowane, niemal matematycznie harmonijne.
Drugie – industrialne krajobrazy – to obrazy nowej Polski: dworce kolejowe, fabryki, samochody i rytm modernizującego się kraju. Miasta, które żyją w jego obrazach, to przestrzenie kontrastu. Z jednej strony modernizacja, z drugiej – zagubienie i marazm małomiasteczkowego życia. W scenach takich cykl dworcowy widzimy nie tylko pejzaż, ale też komentarz do przemian społecznych i egzystencjalnych.
Pejzaże industrialne, powstałe podczas jego podróży na Górny Śląsk i w Centralnym Okręgu Przemysłowym, miały zupełnie odmienny charakter. Tu dominowały ciemne, przygaszone tony: głębokie brązy, grafity, szarości i czernie, ożywiane czasem zaskakującym kontrapunktem barwnym, jak czerwony balonik nad hutą czy łososiowy komin. Industrialne kompozycje Malczewskiego nie były jednak ponurą krytyką cywilizacji, lecz raczej jej estetycznym zapisem, próbą uchwycenia potęgi i nowoczesności poprzez geometryzujące, syntetyczne formy.

Rozstanie z żoną i z Polską
Wróćmy do życia osobistego. Ostateczny rozpad związku z Bronisławą Dziadosz nastąpił w drugiej połowie lat 30. Rozstanie to po ponad dziesięciu latach małżeństwa nie tylko zakończyło jego związek, ale i niejako zamknęło rozdział jego życia związany z Zakopanem, które przez lata było jego duchowym i artystycznym centrum. Choć nadal odwiedzał Podhale, zaczął też intensywniej podróżować do Włoch, Francji, Hiszpanii i Szwajcarii, gdzie szukał zarówno nowych tematów, ale też dystansu.
Nieco inaczej rozkładał też akcenty w swej twórczości. W tematach automobilowych i sportowych, które pojawiały się zwłaszcza w latach 30., malarz wykorzystywał paletę intensywniejszych barw. W zimowych scenach kontrastował biel śniegu z czernią samochodów, błękitem nieba i akcentami czerwieni lub oranżu.
Z kolei w kompozycjach sportowych, narciarskich i wspinaczkowych, wprowadzał żywe, czyste kolory: czerwienie strojów, niebieskie cienie śniegu, dynamiczne linie nart przecinających biel zbocza.

Ta część twórczości silnie związana była z nową postacią w jego życiu prywatnym: z Zofią Mikucką, partnerką i inspiracją, której sportowy styl życia doskonale wpisywał się w modernistyczne ideały zdrowego ciała i aktywności.
Tam rozpoczął nowy rozdział życia. Samotny, ale twórczy, i choć na obczyźnie, to z niesłabnącą pasją malarską.
W Kanadzie spędził resztę życia, najpierw w Ottawie, potem w Montrealu. Pisał felietony dla polonijnej prasy, prowadził wykłady, ale przede wszystkim malował. I to dużo.
Choć zmienił kontynent, Malczewski nie porzucił charakterystycznego stylu: monumentalne pejzaże, zgeometryzowane formy, specyficzne ujęcia światła i powietrza.

W Kanadzie zafascynowały go bezkresne przestrzenie, górskie łańcuchy Gaspé, jeziora i zimowe scenerie Ontario. To właśnie tam stworzył szereg prac, które kontynuowały jego wcześniejsze motywy — gór, przestrzeni i samotności człowieka wobec natury — ale już w nowej, północnoamerykańskiej estetyce.
Kanadyjskie pejzaże, szerokie, niemal abstrakcyjne plamy śniegu i lodu, a człowiek – jeśli się w ogóle pojawia – jest drobnym punktem w bezkresie. Czuć tu pustkę i samotność. Tak jak wcześniej Malczewski umiał oddać w nich ciszę, bezruch i melancholię zimowego krajobrazu. Jego dzieła nie tylko są majestatyczne i chłodne, ale i pełne duchowej głębi. Jego znakiem rozpoznawczym pozostało symboliczne traktowanie przestrzeni. Dla Malczewskiego pejzaż był nośnikiem emocji. Gdy był młodszy, w Tatrach szukał dramatyzmu i potęgi natury. Na emigracji znajdował w pejzażu spokój i melancholijne piękno. No i samotność.
Po wojnie, w krajobrazach Brazylii i Kanady, kolorystyka Malczewskiego stała się intensywniejsza, bardziej nasycona. Tropikalna Brazylia przyniosła soczyste zielenie, róże, żółcienie i oranże – kolory egzotycznych kwiatów i roślinności, które silnie kontrastowały z wcześniejszą, surową paletą. W Kanadzie zaś wrócił do chłodniejszych tonów, jednak z domieszką melancholii: granaty nieba, perłowe błękity zimowych pejzaży, delikatne brązy i złota jesieni w Gatineau. Wszystko to przenikał duch oddalenia i emigracyjnej tęsknoty za Polską.

Kanadyjski krajobraz, surowy, często dziki, oddziaływał na niego tak samo mocno jak kiedyś Tatry. Pisał z Montrealu:
„Siedzę na kępce zeschłych traw i maluję. (…) To inna ziemia, nieznane góry, rzeka inna – ale uczucia te same.”
To właśnie tam powstał cykl obrazów przedstawiających podróże koleją — motyw pociągu stał się tu metaforą wędrówki, przemijania, zmiany, ale też kontemplacji. W latach 40., współpracując z Canadian National Railways, Malczewski przemierzał kraj wzdłuż i wszerz. Malował rozległe przestrzenie preriowe, majestatyczne góry i ciągnące się w nieskończoność tory kolejowe.
W tych pracach pociąg często zanika w tle. Nie jest już traktowany jako triumf techniki, ale jako droga przez pustkę, ślad ludzkiego wysiłku w obliczu ogromu natury. Prace te służyły co prawda celom promocyjnym, ale miały głęboki, osobisty wymiar. Kolej była dla Malczewskiego sposobem mierzenia się z przestrzenią i z samym sobą.
Malczewski, choć do końca życia pozostał pejzażystą, potrafił poprzez krajobraz opowiadać o świecie, jego przemianach, rytmie życia i przemijaniu. Kolor w jego twórczości był nie tylko środkiem formalnym, ale i nastrojowym, pełnił funkcję emocjonalnego komentarza.
Zmierzch, czyli kolory zimne i czyste
Z czasem paleta artysty, niegdyś tak jasna i czysta, stawała się coraz bardziej refleksyjna, pogłębiona, niekiedy symboliczna. Szczególnie dobrze widać to w późnych obrazach o tematyce religijnej, gdzie kolor przestaje imitować rzeczywistość, a zaczyna mówić o stanach wewnętrznych.

Styl Malczewskiego pozostał rozpoznawalny: malował szerokimi pociągnięciami, stosował zgeometryzowane, czasem niemal kubistyczne uproszczenia form. Jego kolory były zimne, ale czyste. Dominowały biele, błękity, szarości i zielenie. W pejzażach z lat 50. i 60. widoczna jest też większa abstrakcyjność kompozycji. Może efekt kontaktu z kanadyjską sztuką modernistyczną?

Pod koniec życia Malczewski zmagał się z chorobą Parkinsona, która coraz bardziej utrudniała mu malowanie. Pomimo tego do samego końca pozostał aktywny twórczo — malował, pisał i utrzymywał kontakt z polską diasporą. Zmarł w 1965 roku w Montrealu, pozostawiając po sobie nie tylko setki obrazów, ale i poczucie, że jego twórczość — choć przez lata niedoceniana — była jednym z najczystszych głosów polskiego modernizmu.



















