Tarnowskie Góry – podziemia zabytkowej kopalni rud srebronośnych oraz sztolni „Czarnego Pstrąga”
Obiekty UNESCO

Tarnowskie Góry – podziemia zabytkowej kopalni rud srebronośnych oraz sztolni „Czarnego Pstrąga”

Z tego artykułu dowiesz się:
  • czym był przywilej Plumbum habebit liberum
  • jakimi językami musiał władać burmistrz Tarnowskich Gór
  • czym było urządzenie paternoster i jak odmierzano czas jego pracy
  • co historia górnictwa w Tarnowskich Górach ma wspólnego ze szpiegostwem przemysłowym
  • dlaczego to wodzie, a nie kruszcom kopalnia zawdzięcza wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

Woda była przekleństwem tarnogórskich gwarków, ale dziś to jej, a nie wydobywanym tu kruszcom, kopalnia zawdzięcza sławę. Pionierski system gospodarowania wód kopalnianych był jednym z powodów, dla których pogórnicze zabytki Tarnowskich Gór w 2017 roku wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Trzynaście lat wcześniej zostały pomnikiem historii.

Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Plumbum habebit liberum

Archeolodzy uważają, że rudy ołowiu i srebra w okolicach Tarnowskich Gór wydobywano już w pierwszych wiekach naszej ery. Mniej więcej tysiąc lat później, w 1247 roku książę opolski Władysław I zezwolił mieszkańcom osady Repty (obecnie dzielnicy Tarnowskich Gór) na wydobycie ołowiu. Przywilej nosił nazwę Plumbum habebit liberum, czyli „ołów będzie bezpłatny”. Ani słowa o srebrze. To musiało poczekać jeszcze dobre dwieście lat na swojego legendarnego odkrywcę.

Podobno nazywał się Jan Rybka i był rolnikiem z osady Tarnowice (od której miasto wkrótce weźmie nazwę). Pod koniec XV wieku – akurat co do tego wszystkie wersje mitu założycielskiego Tarnowskich Gór są zgodne – Rybka miał przypadkiem (bo jak inaczej?) natrafić na srebrną bryłę.

I mniejsza o to, czy rzecz miała miejsce podczas prac polnych, czy gdy gonił za bydłem, które uciekło z pastwiska (bo wersję o współudziale srebrnobrodych krasnoludów od razu można włożyć między bajki). Ważne, że Jan Rybka okazał się przykładnym poddanym. O błyszczącym odkryciu doniósł właścicielom okolicy.

Wkrótce Tarnowskie Góry opanuje gorączka srebra. Czy może raczej galeny (rudy ołowiu z domieszką srebra), bo to jej złoże odkrył chłop Rybka.

Ordunek Gorny

W 1526 roku książę opolski Jan II Dobry i margrabia brandenburski Jerzy Hohenzollern ogłosili Akt Wolności Górniczej (Bergfreiheit) będący zachętą do pracy w górnictwie na ich ziemiach. W zamian oczekiwali procentu od dochodu. Gwarkiem mógł zostać każdy, wystarczyło znaleźć złoże galeny. Nie było to trudne. Niektóre leżały tak płytko, że niemalże można się było o nie potknąć.

Dlatego dwa lata później książęta idą o krok dalej. Wydają kodeks porządkujący prawa i obowiązki osób trudniących się wydobyciem. „Ordunek Gorny” był dokumentem bezprecedensowym, na którym kopalnie na ziemiach polskich będą się wzorować przez stulecia. Regulował m.in. dniówki (12 godzin i wolne niedziele) i wiek górników (zatrudniano już jedenastolatków, wpierw tylko do prac na powierzchni, pod ziemię schodzono po ukończeniu szesnastego roku życia), ale także nakazywał, by burmistrz Tarnowskich Gór mówił w trzech językach: polskim, czeskim i niemieckim.

Ale Drama!

W połowie XVI w. Tarnowskie Góry były największym producentem rud srebra i ołowiu w tej części Europy. Wieże szybów („Ordunek Gorny” kazał, by każdy miał nazwę, niektóre oryginalne jak Małpi Ogon, czy Pieczeń Wieprzowa) wyrastały jak grzyby po deszczu. I równie szybko wypełniały się wodą.

Nieszczęście w szczęściu. Bo może i złoża galeny bogate, za to uwięzione w porowatych dolomitach, które chłonęły wodę jak gąbka.

Jacek Łagowski / Forum
Tarnowskie Góry – podziemia zabytkowej kopalni rud srebronośnych oraz sztolni „Czarnego Pstrąga”
Tarnowskie Góry – podziemia zabytkowej kopalni rud srebrnonośnych oraz sztolni “Czarnego Pstrąga”, 2017 r.

Co prawda przez Tarnowskie Góry przepływają dwie rzeczki – Stoła i Drama, ale w starciu z większym deszczem były bezradne. Wody, których nie zdołały odprowadzić, kropla po kropli, przedostawały się w głąb ziemi i zalewały wyrobiska górnicze. Odwadnianie było iście syzyfową pracą. Po erze czerpaków i żurawi nadszedł czas paternostra. Model tego cudu średniowiecznej myśli technicznej wystawiono w muzeum przy Zabytkowej Kopalni Srebra. Konstrukcja przywodzi na myśl kółka dla chomika, tyle że zamiast gryzoni dreptały w nim kobiety lub chłopcy za młodzi do pracy pod ziemią. Poruszane tym sposobem koło wyciągało beczki z wodą. Czas pracy odmierzano w pacierzach – stąd nazwa urządzenia (Pater noster to po łacinie ojcze nasz). Przeskoczono z niego na konne kieraty. Tylko że, by odwodnić wyrobiska, potrzeba było ponad 600 koni. Zwierzęta, rzecz jasna, zmieniano, ale kierat musiał chodzić bez przerwy, świątek-piątek. Do czasu wojny trzydziestoletniej nie wymyślono nic lepszego. A potem górnictwo w Tarnowskich Górach zamarło.

Sceptycyzm króla i wielkie odkrycie

Na reaktywację trzeba było czekać dobrze ponad sto lat. W międzyczasie Tarnowskie Góry dziesiątkowały zarazy i wojny. Ostatnia – między Austrią a Prusami – zmieniła także przebieg granic. Od 1763 roku miasto stało się częścią Prus, nie kryjących się z ambitnymi planami industrializacji Górnego Śląska. Złoża w okolicach Tarnowskich Górach miały stać się jej kluczowym elementem. W Europie coraz bardziej panoszył się Napoleon, Prusy zbroiły się na wypadek kolejnej wojny, tymczasem nie posiadały ani jednego własnego złoża ołowiu. A może jednak posiadały?

Dyrektor Wyższego Urzędu Górniczego Friedrich Wilhelm von Reden zlecił poszukiwania, uprzednio przekonując króla Fryderyka II, by to państwo je sfinansowało. Intuicja go nie zawiodła, choć poszukiwania trwały dziewięć miesięcy. Wreszcie 16 lipca 1784 r. trafiono na obiecujące złoże galeny. Podobno, gdy sztygar pokazał Redenowi bryłki kruszcu, ten miał paść na kolana i z płaczem dziękować Bogu. Redenowi podziękowano obeliskiem odsłoniętym w setną rocznicę uruchomienia Królewskiej Kopalni Fryderyk. Pomnik się nie zachował, ale wyryta na nim inskrypcja przypominała o sceptycyzmie Fryderyka II (za to jego następca na tronie, Fryderyk Wilhelm II, nie miał obiekcji, by uhonorować Redena tytułem hrabiowskim).

Boże Wspomóż

Złoże rudy może i było nowe, za to problem z zalewaniem wyrobisk stary. W ruch poszły znane nam już konne kieraty, co okazało się tyleż kosztowne, co nieefektywne. Reden wpada więc na pomysł budowy sztolni odwadniającej. Jej nazwa – Boże Wspomóż – sugeruje, jak wielkie pokładano w niej nadzieje. Po dwudziestu dwu latach drążenia okazały się płonne. Jedna sztolnia nie rozwiązywała problemu zalewania kopalni. Ale i z tym Reden sobie poradził. Ba, znalazł rozwiązanie jeszcze przed ukończeniem sztolni Boże Wspomóż. W 1786 roku jedzie do Anglii, by poznać działanie cudu ówczesnej techniki. Szpiegostwo przemysłowe? Poniekąd. Niespełna dwa lata później pierwsza maszyna parowa rozpocznie służbę w Kopalni Fryderyk. Jej uruchomienie bywa uważane za symboliczny początek industrializacji Górnego Śląska.

Osiem piekielnych machin

Tę pierwszą importowano z matecznika rewolucji przemysłowej. A było to wyzwanie. Ważącą ponad 30 ton maszynę systemu Newcomena odlano w hucie żelaza Penydarran w Walii i w kawałkach spakowano na statek płynący z Cardiff do Szczecina. Później przeładowano ją na barki, które Odrą spławiono do Zdzieszowic. Resztę podróży pokonała furmankami. Maszyna parowa okazała się game changerem w dziejach tarnogórskiego górnictwa.

Piekielne machiny były aż za skuteczne. Tak dobrze szło im osuszanie Kopalni Fryderyk, że przy okazji osuszyły Tarnowskie Góry. Z miejskich studni zniknęła woda. I wtedy cała na biało wjechała – znów – maszyna parowa. Wody co prawda studniom nie zwróciła, ale za to od 1797 roku z jej pomocą w kranach popłynęła woda pogórnicza.

Może i była piekielnie głośna i wiecznie głodna węgla, ale za to odwadniała w tempie 1400 litrów na minutę. Zachwycony Reden zleca miejscowym hutom skopiowanie swojej pupilki. Pozostałe siedem tarnogórskich maszyn parowych odlano w Ozimku i Gliwicach. Dla porównania w tym czasie w całej Wielkiej Brytanii działało ich dziewięć.

Był tylko jeden problem. Piekielne machiny były aż za skuteczne. Tak dobrze szło im osuszanie Kopalni Fryderyk, że przy okazji osuszyły Tarnowskie Góry. Z miejskich studni zniknęła woda. I wtedy cała na biało wjechała – znów – maszyna parowa. Wody co prawda studniom nie zwróciła, ale za to od 1797 roku z jej pomocą w kranach popłynęła woda pogórnicza. Okazało się, że to, co odpompowywano z kopalń nadaje się do celów spożywczych. Dwieście dwadzieścia lat później to pionierskie rozwiązanie stało się jednym z argumentów, który przesądził o wpisaniu Tarnowskich Gór na listę UNESCO.

Czarne pstrągi

Osiem maszyn parowych spełniało swoją rolę przez trzydzieści lat. Po czym okazało się, że pod Tarnowskimi Górami, owszem, wciąż zalega galena, ale poniżej zasięgu systemu odwadniania. Nie było innej rady, jak drążyć kolejną sztolnię, jeszcze głębszą niż wszystkie dotychczasowe. W dodatku tak zmyślnie zaprojektowaną, by od maszyn parowych to grawitacja przejęła większość roboty z odwadnianiem. Wykorzystano przy tym symboliczny spadek terenu. Trzy cm na metr wystarczyły, by wody z kopalni przez Sztolnię Głęboką Fryderyk trafiły do doliny rzeczki Dramy.

Głębokiego Fryderyka wykuto w ekspresowym tempie – 4,5 kilometrowy chodnik powstał w 14 lat. Nie udało by się to bez czarnego prochu, po raz pierwszy użytego do robót strzałowych.

Czarne pstrągi pojawiły się w sztolni w 1834 roku

Prace trwały równocześnie na czternastu przodkach, a o kunszcie mierniczych niech świadczy fakt, że wszystkie odcinki przekopu idealnie się połączyły.

Podobno pstrągi pojawiły się w sztolni niedługo po jej otwarciu w 1834 roku. Ale gwiazdami stały się dużo później. Już w dwudziestoleciu było wiadomo, że górnictwo to zamknięty rozdział w dziejach Tarnowskich Gór. Złoża wyeksploatowano do cna. Postawiono więc na turystykę, choć do wybuchu wojny niewiele z tego wynikło. Do tematu wrócono w latach pięćdziesiątych XX wieku. Członkom Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, do dziś zresztą opiekującego się pogórniczym dziedzictwem w mieście, podczas wizji lokalnej Sztolni Głębokiej Fryderyk mignęły czarne ryby. Stąd nowa nazwa. Może i nieznana ichtiologii, ale jakże intrygująca!

Podczas trwającego godzinę rejsu łodziami po Sztolni Czarnego Pstrąga nie warto sobie jednak robić wielkich nadziei na widok ryb. Pstrągi na pokazywanie się turystom są zbyt nieśmiałe.

Co innego nietoperze, o ile wybierzemy się w czasie, gdy hibernują w sztolni. Rejs odbywa się w ciemności, przełamanej jedynie odrobiną światła z karbidówek. Czyli zupełnie tak, jak w przeszłości pracowali górnicy.

„Zaleca się zwiedzającym zabieranie do kopalni ciepłych okryć”

Głosi tabliczka na płocie Zabytkowej Kopalni Srebra i jest sugestią z wszech miar słuszną. Czterdzieści metrów niżej będzie już tylko zimno (10 stopni), mokro (wilgotność dobijająca do 90%), a miejscami także nisko. Spacer podziemnymi chodnikami odbywa się w rytm kapiącej wody i górniczych kasków obijających się o sklepienie.

Otwarta w 1976 trasa turystyczna udostępnia zwiedzającym około dziesięciu procent labiryntu wyrobisk, które przez ponad 400 lat eksploatacji galeny wydrążono pod Tarnowskimi Górami. W tym kawałek podziemnej rzeki, przez którą turyści przeprawiają się łodziami. W części naziemnej z kolei warto zwrócić uwagę na multimedialną replikę maszyny parowej. Na zewnątrz wokół szybu Anioł (którym zjeżdża się na trasę) urządzono Skansen Maszyn Parowych, głównie służących w górnictwie. 

Zofia Jurczak

Kulturoznawczyni i filmoznawczyni; stypendystka Miasta Krakowa; prowadzi blog podrozepokulturze.pl;

Popularne

Sandomierz – historyczny zespół architektoniczno-krajobrazowy

Widok Wzgórza Staromiejskiego w Sandomierzu od strony tamtejszego zamku należy do najpiękniejszych, ale też nieco zaskakujących panoram miejskich w Polsce. Południowo-wschodni, łagodnie wznoszący się stok porośnięty jest równymi rzędami winorośli. Na szczycie wzniesienia, spomiędzy drzew wychyla się natomiast wymurowana z...

Wiślica – zespół kolegiaty pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny wraz z reliktami kościoła pw. św. Mikołaja oraz grodzisko

Wiślica to miejscowość położona w historycznej Ziemi Sandomierskiej, nad meandrująca malowniczo rzeką Nidą, otoczona przez, niegdyś znacznie liczniejsze, stawy, rozlewiska i starorzecza. Dziś liczy niespełna 500 mieszkańców i należy do najmniejszych miast w Polsce; ponadto do roku 2018 pod względem...