Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Fot. Paweł Gąsior
Artykuły

Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu

Z tego artykułu dowiesz się:
  • czemu przyjaciel Różewicza musiał uciekać cały w mydlinach
  • dlaczego Mrożek pisał w rękawiczkach
  • czy Poświatowska romansowała z kogutem

To tu mieszkała Wisława Szymborska ze swoim pierwszym mężem, Adamem Włodkiem, Halina Poświatowska romansowała z Tadeuszem Nowakiem, a Sławomir Mrożek pisał dzień w dzień, siedząc sam w zimnym, pustym pokoju, chowając się przed sąsiadem, któremu nie chciał pożyczyć pieniędzy. Dom Literatów przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie zamieszkiwany przez słynnych ludzi pióra, przeszedł do legendy nie tylko dzięki utworom, które tam powstały, ale przede wszystkim dzięki anegdotom.

Fot. Paweł Gąsior
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Krupnicza 22, Kraków, widok od podwórka i od ulicy, 2023 r.

„Stężenie normalności w tym domu było poniżej błędu statystycznego” – powie o kamienicy przy ul. Krupniczej 22 jej były lokator, poeta Bronisław Maj. Nic dziwnego – w końcu jaki klimat może panować w przestrzeni, w której na co dzień bytuje obok siebie tabun nierzadko wybitnych twórców o rozmaitych upodobaniach i temperamentach? Gałczyński nazywał go domem 40 wieszczów, a Różewicz – „arką po potopie”, które to określenie poeta ukuł, mając na myśli zarówno wydarzenia wojenne, jak i późniejsze komplikacje – społeczno-polityczne i osobiste, utrudniające pisarzom pracę. Zresztą budynek przeszedł do historii nie tylko jako oaza powojennych talentów literackich, lecz także miejsce obrosłe w anegdoty jak jego mury w bluszcz. Wiele z nich przytacza Anna Grochowska w swojej ciekawej książce „Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą. O Domu Literatów”.

Nie spoczniemy, póki nie skonsumujemy

Wszystko zaczęło się 14 lutego 1945 roku, kiedy to wybudowany w 1911 roku według projektu Henryka Lamensdorfa trzypiętrowy dom przy ul. Krupniczej 22 został przydzielony Związkowi Literatów Polskich przez pełnomocnika Rządu Tymczasowego RP na województwo krakowskie. Organizacja miała przeznaczyć go na biuro, stołówkę i mieszkania dla członków, często poszkodowanych w wyniku działań wojennych.

Fot. Paweł Gąsior
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Krupnicza 22, Kraków, widok od podwórka i od ulicy, 2023 r.

Data jest pewna, ale już o tym, jak doszło do przejęcia budynku przez delegatów krakowskiego ZLP, krążą rozmaite, rozbieżne historie. Nie stał przecież pusty. W czasie II wojny światowej funkcjonował jako hotel dla urzędników III Rzeszy, a tuż po wyzwoleniu stał się kwaterą dla oficerów Armii Czerwonej. Jedna z legend o przechwyceniu nieruchomości przez Polaków głosi, że czynu tego dokonał Adam Ważyk, awangardowy poeta, który przybył do Krakowa w 1945 roku w mundurze oficerskim i zarzuciwszy poły czarnego, skórzanego płaszcza, przystąpił do organizowania krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Żeby tego dokonać, wraz z delegacją literatów wdarł się podstępem do upatrzonej kamienicy, przechytrzywszy strażników, jednak czerwonoarmiści przyjęli polskich śmiałków z pełnym zrozumieniem – i tak niebawem ruszali na Berlin.

Fot. Krzysztof Gierałtowski / Forum
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Adam Ważyk, 1975 r.

Sławomir Mrożek w autobiograficznej książce „Baltazar” twierdzi, że atrakcyjność kamienicy nie zasadzała się tylko na lokalizacji czy na wspomnieniu o istniejącej tam przedwojennej cukierni sprzedającej pyszne kremówki. Pisze, że tym, co tak naprawdę skusiło literatów do pozostania w budynku, był ogromny zapas win i wódek pozostawionych w piwnicy przez Niemców. Delegacja literatów nie spoczęła, póki go nie skonsumowała. „I w efekcie nie pozostało jej nic innego, jak pozostać na stałe”.

Jak to było naprawdę, trudno dziś dojść, faktem jest, że o posesję nikt się wtedy nie upominał (podejrzewano, że żydowskim właścicielom nie udało się przetrwać wojny), w połowie lutego 1945 roku kamienica została więc zaanektowana przez Związek Zawodowy Literatów Polskich (tak do 1949 roku oficjalnie nazywało się ZLP) i stała się Domem Literatów.

W sali na parterze urządzono stołówkę, w której po godzinach organizowano też spotkania i odczyty, na pierwszym piętrze biuro związku, gabinet prezesa, bibliotekę i pokój gościnny, a resztę stanowiło kilkadziesiąt mieszkań.

Fot. Fundacja Wisławy Szymborskiej
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Sławomir Mrożek i Leszek Herdegen na dachu domu przy Krupniczej, lata 50.

Po nocach słychać tylko maszyny

Jak wspominał literat Tadeusz Kwiatkowski, nie było dnia, by ktoś ze znanych pisarzy nie meldował o swoim przybyciu do Krakowa – „eldorado dla zabiedzonych, steranych podróżami w towarowych wagonach kolegów, z teczkami pod pachą zawierającymi cały ich dobytek”.

Wielu pisarzy zjechało do Krakowa ze zrujnowanej po wojnie Warszawy, a takżde innych, zniszczonych w jej wyniku miast, nawet ze Lwowa. Zainstalowanie się w słynnym Domu Literatów było marzeniem wielu, choć oczywiście nie każdy mógł tego przywileju dostąpić. Ważna była przynależność do związku, sytuacja materialna petenta i jego dorobek twórczy. Przydział pokoi nie podlegał demokratycznym zasadom, a wręcz przeciwnie – bazował na okrutnych hierarchiach. We frontowej oficynie urzędowali pisarze bardziej uznani, na tyłach zaś, na poddaszu lub parterze, w zimniejszych, brzydszych pokojach, mających czasem niezbyt zachęcający widok na śmietnik – ci początkujący. O przydział na pokój na Krupniczej bito się zażarcie, czyhając na lokale o wyższym standardzie. „Po serii korzystnych zgonów zająłem mieszkanie, które dzielił Mrożek ze Stanisławem Czyczem” – wspominał poeta Bronisław Maj, przyznając, że czasem czekano na śmierć starszych pisarzy, by zająć po nich lokum.

Któż nie mieszkał na Krupniczej… Policzono, że przez kamienicę przewinęła się ponad setka twórców. Wśród jej mieszkańców znalazł się Tadeusz Różewicz, Halina Poświatowska, Wisława Szymborska, Jerzy Andrzejewski, Sławomir Mrożek, Konstanty Ildefons Gałczyński, Julia Hartwig, Stefan Kisielewski, Ewa Lipska… I wielu, wielu innych, bardziej i mniej znanych. To tu Jerzy Andrzejewski napisał powieść „Popiół i diament”, Gałczyński tomik „Zaczarowana dorożka”, a Leon Kruczkowski dramat „Niemcy”. Ciężka praca była jednak przeplatana równie intensywną zabawą. Pani Lola, słynna szatniarka Domu Literatów, wspominała to w ten sposób: „Aleśmy się bardzo cieszyli, że się wojna skończyła i dalejśmy się bawili. Ale jak się bawili, to się bawili. Ale jak pracowali, to po nocach tylko słychać było maszyny. Tak jakby fabryka była”.

Fot. Muzeum Literatury / East News
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Halina Poświatowska, 1961 r.

Żywe muchy, papierowy krokodyl

Warunki panujące w Domu Literatów tak naprawdę nie do końca jednak sprzyjały pracy. Pokoje były małe, często zimne (trzeba było palić węglem przynoszonym z piwnicy), skromnie wyposażone – posiadały np. coś w rodzaju kuchniołazienki, w których wanna stała obok kuchenki gazowej, a zatem ten, kto brał kąpiel, odgradzał się od gotującego po prostu zasłonką. Niektórzy lokatorzy musieli dzielić wannę z innymi, a kiedy mieli pecha – jak jeden kolega Różewicza – i trafili na złośliwego współużytkownika wanny, to bywało, że zostawali z niej wyproszeni i musieli się z niej ewakuować cali w mydlinach.

Fot. Paweł Gąsior
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Klatka schodowa w domu przy Krupniczej, 2023 r.

W ogóle było tam trudno o prywatność, a do tego niektórzy twierdzą, że pobyt w tym domu zagrażał wręcz zdrowiu. Wisława Szymborska wspominała: „Były tam wspólne toalety na korytarzach, do których każdy miał klucz. Moje ostatnie mieszkanie było tak zagrzybione, że nabawiłam się ciężkiej alergii. Ilekroć przychodziłam tam później kogoś odwiedzać, czułam ten skisły zapach wilgoci”.

Dochodziły też inne niedogodności. W nocy przez okna słychać było odgłosy kaszlu i krzyku czy suto zakrapianej alkoholem zabawy. Zdarzało się, że do niektórych pokoi zaglądały szczury. A ci, których okna wychodziły na kosze ze śmieciami, musieli ciągle walczyć z wlatującymi do środka muchami.

Wśród tych nieszczęśników był sam Tadeusz Różewicz, który zabijał je „Trybuną Ludu” lub „Tygodnikiem Powszechnym”. Niektórzy mieli też do kamienicy zastrzeżenia innej natury – słali donosy, w których opisywali, iż dom na Krupniczej to miejsce demoralizujących, nieobyczajnych schadzek.

Fot. Fundacja Wisławy Szymborskiej
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Zdjęcie ślubne Wisławy Szymborskiej i Adama Włodka z 1948 r.

Z brzydotą mieszkań radzono sobie różnie. Byli tacy, którzy mieli swoje patenty na to, jak ożywić obskurny pokój. Na przykład Halina Poświatowska zawiesiła w oknach białe firanki, a na stół położyła świeże kwiaty. „(…) straszną jestem pedantką (…) i ścieram każdą plamkę z podłogi, każdy pyłek” – wspominała. Z kolei Konstanty Ildefons Gałczyński malował na ścianach różne rysunki i zapisywał tam wierszyki. Ba, na jednej ze ścian zawiesił nawet dwumetrowego krokodyla z papier mâché czy papierową, krowią głowę z wielkimi rumieńcami. Rysować po ścianach pozwalał też gościom – o ile mieli fantazję.

Fot. Zbiory D.B. Lomaczewska / East News
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Konstanty Ildefons Gałczynski z żoną Natalią Awałow, pseudonim Anna Glińska, 1947 r.

Byli też tacy lokatorzy budynku, których coś tak błahego jak wygląd ścian czy nawet kwestia ogrzewania nic, a nic nie obchodziły. Do tej grupy zaliczał się Sławomir Mrożek. Nigdy nie grzał w piecu, a w pokoju nie miał prawie niczego. Po prostu w nim siedział i od rana do nocy pisał w rękawiczkach. „Świątek, piątek. Słońce czy deszcz. Zima czy lato. Rocznica Wielkiej Rewolucji Październikowej czy koniec świata” – wspominał jego pisarskie obyczaje sąsiad zza ściany, Stanisław Czycz.

Mizogini, megalomani i tytani pracy

Życie pod jednym dachem wyciągało z literatów różne przywary. Nic nie mogło umknąć przed czujnym okiem sąsiadów. Na przykład wspomniany autor „Tanga” był określany przez Stanisława Czycza mianem „ten skąpy skurwysyn Mrożek”, a to dlatego, że wiecznie chował się przed nim w strachu, by nie zostać poproszonym o finansową pożyczkę. Czycza wykorzystywał za to w inny sposób: by utrzymać swój żelazny rytm pracy i się nie rozpraszać, nakazał mu tłumaczyć gościom, że obecnie wyszedł z domu i nie wiadomo, kiedy wróci.

Z kolei Ireneusz Iredyński przeszedł do legendy jako kobieciarz, pijak, wyrzucający ekskrementy za okno (w jego mieszkaniu brak było toalety), mizogin i megaloman. „W pierwszej lidze, mówię o sztukach, no to gra Mrożek, ja i Różewicz ewentualnie. Kilku pisarzy lubię, kilku uważam za wicechujów” – powiedział, tworząc hierarchię literacką, która chyba niekoniecznie przetrwała próbę czasu.

Zresztą większość pisarzy gnieżdżących się w Domu Literatów miała raczej dobre zdanie o swojej twórczości, co dobitnie ilustruje inna anegdota. Otóż kiedy miłośnicy Jerzego Szaniawskiego przyszli pod dom, domagając się, by ten zaszczycił ich swoim widokiem, krzyczeli „Mistrzu! Mistrzu!”, w oknach pojawili się wszyscy literaci prócz Szaniawskiego.

Fot. BJD/East News
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Jerzy Andrzejewski, lata 40.

Szloch zdradzanej kobiety

„Zawsze potem mam kaca i obiecuję sobie, że to ostatni raz, ale jak się zjawia po dniach pięciu, to znów się z nim przesypiam itd.” – pisała w liście do przyjaciółki Halina Poświatowska, opisując romans ze swoim sąsiadem, Tadeuszem Nowakiem. Bo Dom Literatów był nie tylko miejscem pracy, lecz także prowadzenia życia towarzyskiego i uczuciowego.

Fot. Wojciech Plewiński / Forum
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Tadeusz Nowak, 1974 r.

Nawiązywano tu romanse, przyjaźnie, dochodziło do małżeństw i zdrad. Na polu uczuciowym szczególnie aktywna była właśnie Poświatowska. Jeśli chodzi o Nowaka, to nie ceniła jego utworów, a megalomanię wyśmiewała („Przedwczoraj znowu mi doniósł, że już napisał »tego« 50 stron. Nie pytaj czego, bo nie wiem. Sądząc z tonu głosu, czegoś genialnego, wstrząsającego, odkrywczego, apokaliptycznego. Czy wszyscy mężczyźni pochodzą od koguta?” – pytała dalej w tym samym liście przyjaciółkę), ale z romansu długo nie umiała zrezygnować. Kiedy wreszcie się skończył, przerzuciła swoją uwagę na Stanisława Grochowiaka, a potem na innego sąsiada, aktora Jana Adamskiego, który zresztą był mężem Anny Świrszczyńskiej. Szloch zdradzanej kobiety ciągnął się ponoć po całej kamienicy, a romans został wreszcie zakończony śmiercią poetki, która umarła w 1967 roku po drugiej operacji serca.

Fot. Muzeum Literatury / East News
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Kornel Filipowicz, 1949 r.

To właśnie w stołówce Domu Literatów Wisława Szymborska miała po raz pierwszy zobaczyć Kornela Filipowicza, z którym po latach się związała. Wprawdzie podczas tego pierwszego spotkania była jeszcze żoną Adama Włodka (ich małżeństwo trwało od 1948 do 1954 roku), z którym mieszkała w jednym z pokoi słynnej kamienicy. Znaną (choć ponoć jednak przekłamaną) jest anegdota o świeżo upieczonych małżonkach, którzy w noc poślubną z dobrego serca pożyczają wizytującemu Dom Literatów Tadeuszowi Peiperowi jedyne łóżko. To właśnie Adamowi Włodkowi polska noblistka przez lata dawała swoje wiersze do oceny. Przez kamienicę na Krupniczej przewinęło się nie tylko stado ważnych pisarzy rodzimych, lecz także zagraniczne gwiazdy, takie jak Saul Bellow, Heinrich Böll czy Simone de Beauvoir z Jeanem-Paulem Sartre’em – związkowi zależało na tym, by polskie talenty rozwijały się w zetknięciu z tymi światowymi.

Legenda pani Loli

Legendą obrośli nie tylko literaci mieszkający na Krupniczej. Szarą eminencją słynnej rezydencji była pani Lola, czyli Karolina Surówka, szatniarka, pomocnica biura, woźna, która stażem rezydowania w Domu Literatów biła zresztą na głowę wszystkich pisarzy – mieszkała tam bowiem od 1945 roku do swojej śmierci w 2001 roku. Ta „brzydka jak noc karlica posiadająca wiele wdzięku”, jak scharakteryzował ją Sławomir Mrożek, przewodniczyła ponoć wielu libacjom odbywającym się na miejscu, a nocami nawiedzał ją jej „wieczny narzeczony” grający pod kamienicą na gitarze – o ile akurat nie siedział w więzieniu. Prawidła życia i zagadki twórczości znała jak mało kto. Kiedy pewnego dnia Tadeusz Kubiak zapytał ją, jaka droga wiedzie ku wielkiej literaturze, odpowiedziała lapidarnie i z wielkim znawstwem tematu: „Prosta”.

„Nie była na tyle małostkowa, by czytać książki sąsiadów” – wspominał Bronisław Maj, za to dzielnie słuchała ich zwierzeń, sięgając do stojących za telewizorem szklanych utensyliów i polewając im i sobie osobiście robionej wódki, a i częstując śledziem.

Nie wiadomo, czy jej przysmaki przewyższały jakością te z literackiej stołówki. Jeśli wierzyć opinii Gałczyńskiego – tak. Bo ten na potrawach wydawanych w stołówce w Domu Literatów nie pozostawił suchej nitki. Otóż kiedy pewnego dnia do stołówki w Domu Literatów zawitał prof. Witold Taszycki i zapytał obsługę: „Pani Jadwigo, a jakaż to jest zupa dzisiaj?”, usłyszał odpowiedź siedzącego przy barze autora „Zaczarowanej dorożki”: „Prawdę mówiąc, chujowa”.

Fot. Paweł Gąsior
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Klatka schodowa w domu przy Krupniczej, 2023 r.

Ulica Trupnicza

Historia Domu Literatów zaczęła dobiegać końca w latach 70. Budynek był w coraz gorszym stanie technicznym i władze ZLP usiłowały znaleźć dla siebie nową siedzibę – miasto zaproponowało im nieruchomość przy ul. Kanonicznej 7, dokąd się przeprowadziły. W latach 80. i 90. XX wieku twórcy zaczęli opuszczać legendarną kamienicę przy Krupniczej. Wielu robiło to z ulgą, w pamięci mając głównie grzyb czy brak prywatności. Innym, jak Ewie Lipskiej, budynek kojarzył się tymi lokatorami, którzy już odeszli – nazywała ul. Krupniczą „Trupniczą”. Problematyczny pozostaje status budynku – długo walczono, by zamienić go w muzeum literatury, choć i niektórzy pisarze, w tym Mrożek, wyśmiewali ten pomysł, obawiając się, że po ich dawnych pokojach będą chodzić szkolne wycieczki w obowiązkowych kapciach.

Fot. Paweł Gąsior
Szymborska z Mrożkiem w jednym stali domu
Podwórko przy Krupniczej, 2023 r.

ZLP rozwiązano w stanie wojennym, a zajmowana przez niego przez kilka dekad kamienica nadaje się do remontu. Niestety, wśród spadkobierców, do których budynek wrócił w latach 90., panują niejasności związane z prawami do budynku, przez co jego odnowienie jest niemożliwe i legendarna oaza literatów powoli niszczeje. Nadal jednak istnieją śmiałkowie, którzy tam mieszkają i ekscentrycznością próbują dorównać legendarnym poprzednikom, a w miejscu dawnej stołówki literatów mieści się bar wegetariański. Niemniej jednak przyszłość kamienicy, która przez przeszło 50 lat stanowiła ewenement na skalę polską, a może światową i w której wśród ekscesów, zdrad, romansów, szaleństw, powstawały jedne z najciekawszych dzieł polskiej literatury, pozostaje nieznana.

Pisząc tekst, korzystałam głównie z książki Anny Grochowskiej, „Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą. O Domu Literatów”, wyd. Księgarnia Akademicka, Kraków 2017.

Tekst pochodzi z numeru 7/2023 kwartalnika „Spotkania z Zabytkami”. 

Patrycja Pustkowiak

Pisarka. Wydała dwie powieści: „Nocne zwierzęta”, która znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike 2014 oraz była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2014 oraz „Maszkaron”. Opowiadania oraz teksty o literaturze publikowała m.in. w „Dzienniku”, „Dwutygodniku”, „Gazecie Wyborczej”, „Wprost”, „Bluszczu”, „Piśmie”, „Lampie” i „Polityce”.

Popularne