Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Siedem znakomitych konserwatorek z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych połączyło siły, by współczesnym artystom i artystkom dać kompendium wiedzy na temat tego, jak i czym tworzyć, by dzieło trwało w zamierzonej formie.
„Vademecum NIKZ: Materiały i techniki. Poradnik dla artysty współczesnego” to pozycja, którą każda osoba tworząca powinna mieć pod ręką w swoim warsztacie pracy. Elementarz z informacjami dotyczącymi sztuki autograficznej w takich dyscyplinach, jak malarstwo, rzeźba, grafika, fotografia, czy tkanina. Napisana przystępnym językiem zmysłowa, wielowymiarowa, praktyczna opowieść. Ciekawa nie tylko dla twórców, ale i kolekcjonerów czy miłośników sztuki – od werniksów, klejów, papierów, płócien, po transport dzieł sztuki czy sposoby ich oprawy.
„Vademecum” – pięknie zaprojektowane, obfitujące w ilustracje i fotografie wydaje właśnie Narodowy Instytut Konserwacji Zabytków, a my przepytaliśmy trzy spośród autorek o kulisy powstawania podręcznika i wiedzę, którą niesie. Opowiadają: dr Anna Tomkowska (konserwatorka rzeźby – autorka rozdziałów o klejach), dr Dorota Dzik-Kruszelnicka (papier!) I Diana Kułakowska (o tym, co dzieje się między niewidzialnymi warstwami obrazu).
Czym jest ta książka? I dlaczego powstała?
Anna Tomkowska: Wydaje mi się, że ta publikacja ma szansę stać się istotnym narzędziem dla artystów. Lubię o niej myśleć jak o książce kucharskiej, ale w kontekście procesu twórczego. Mam nadzieję, że to nie będzie książka do przeczytania i odłożenia, ale podobnie jak z książką kucharską – zawsze będzie pod ręką. Autorki poszczególnych rozdziałów nie narzucają konkretnych rozwiązań, ale prezentują różne sprawdzone metody, które pozwalają na osiągnięcie wysokiej jakości efektów w procesie twórczym. Założeniem było stworzenie publikacji poruszającej czasem trudne zagadnienia technologiczne w sposób dostępny dla szerokiego grona odbiorców, bez przytłaczającej ilości stricte naukowych danych.
W przedmowie do waszej książki prof. Iwona Szmelter stawia tezę, że dziś warsztat artysty ginie. Czy to jest ta pierwotna potrzeba, która stoi za tą książką?
Dorota Dzik-Kruszelnicka: Książka podyktowana jest potrzebą wyjaśnienia, jak korzystać z techniki i materiałów oraz pokazania interakcji pomiędzy nimi. Ta wiedza jest niezbędna do świadomego budowania dzieła, ponieważ nasze wybory determinują dalsze funkcjonowanie obiektu. Degradacja jest nieunikniona, ale mamy pewien wpływ na jej tempo i charakter, zarówno na etapie procesu tworzenia jak i w późniejszym życiu obiektu.
Pisząc vademecum myślałyśmy głównie o artystach. Ale warto podkreślić, że może to być zdecydowanie szersze grono: pasjonatów sztuki, kolekcjonerów, muzealników, archiwistów, bibliotekarzy – wszystkich którym na sercu leży dobrostan kolekcji oraz trwanie w czasie zbiorów (także prywatnych, domowych).
Dla mnie – dziennikarki z podglebiem w historii sztuki i zainteresowanej w znacznej mierze sztuką współczesną, to była naprawdę szalenie ciekawa lektura, która poszerzyła moją świadomość. Na jakie zagadnienia wy, w swoich specjalnościach, szczególnie chciałyście zwrócić uwagę?
A: Oba moje rozdziały poświęcone są tematowi klejów, a źródłem inspiracji były rozmowy z przyjaciółmi artystami oraz ich potrzeby poznania różnych klejów. Głównie chodziło o potrzebę zastosowania substancji ekologicznych do klejenia. Kleje o naturalnym pochodzeniu mają bogatą historię w technologiach tradycyjnych, choć obecnie ustępują miejsca syntetykom.
W kontekście zagadnień ekologicznych istotne jest dostarczenie informacji o dostępnych substancjach lub nawet przepisów dotyczących tworzenia biodegradowalnych klejów. W rozdziale o klejach naturalnych znalazły się więc przepisy na kleje wegańskie i roślinne. Drugi rozdział poświęciłam klejom syntetycznym. Istnieje ich wiele rodzajów, o zróżnicowanych właściwościach. Jako konserwatorka jestem świadoma znaczenia materiałów syntetycznych w pracach artystycznych. Dlatego też konieczne wydało mi się opisać kleje syntetyczne, aby wybór odpowiedniego materiału mógł odpierać się o sprawdzone rozwiązania, wszystkie za i przeciw. Określić ich właściwości zarówno na etapie tworzenia jak i w efekcie nieuniknionego starzenia.
Di.: W swoim rozdziale wybrałam temat warstw, których na koniec nie widać. Nie mają żadnej funkcji estetycznej, ale mają kolosalne znaczenie dla trwałości prac. Chciałam uświadomić twórcom, że czasami nie warto iść na skróty i rezygnować z rzeczy, których nie widać, tylko dlatego, żeby sobie przyspieszyć pracę, bo w dłuższej perspektywie, niestety, doprowadzi to do szybszego zniszczenia pracy. Jeżeli więc zależy im na trwałości, to nie powinni omijać nawet tych etapów, które wydają się zbędne, czy nie tak ważne z punktu widzenia estetycznego.
To jest w ogóle fascynująca opowieść „między warstwami”, bo daje możliwość wniknięcia w te wszystkie niewidoczne aspekty, o których też często odbiorcy nie mają pojęcia.
Di.: Tak, bo o dziełach sztuki bardzo często myśli się w trzech wymiarach, patrzymy na nie i wydaje nam się, że one takie były, są i będą. A czas, to jest niesamowicie ważny składnik każdej pracy artystycznej. I właśnie jego wpływ manifestuje się bardzo mocno w tych warstwach pośrednich.
Do.: W „moim” papierowym świecie, zasadniczo chodzi o świadomy wybór technik, odpowiedniej jakości podłoży i mediów. Ważna jest prewencja, czyli warunki otoczenia (temperatura, wilgotność, oświetlenie) oraz dobór odpowiednich materiałów i form przechowywania czy ekspozycji, które – warto podkreślić – nie pozostają obojętne dla percepcji dzieła!
Jakie cechy powinien przejawiać konserwator, konserwatorka?
A: Według mnie konserwator powinien przejawiać cechy podobne do chirurga. W obu przypadkach naczelną zasadę etyczną stanowi hasło: po pierwsze nie szkodzić. Obie profesje łączą wspólne fundamenty: potrzeba solidnej wiedzy naukowej, zdolności do podejmowania decyzji oraz umiejętności manualne. Indywidualne podejście do każdego przypadku i zdolność dostosowania się do unikalnych cech są również kluczowe dla przedstawicieli obu dziedzin.
Do.: Nie do końca zgadzam się z analogią do medycyny w tym znaczeniu, że w konserwacji nie ma potrzeby jednego standardu. Każdy proces jest na swój sposób niepowtarzalny. Inaczej chronimy najcenniejsze dokumenty (na przykład w kapsule z argonem) niż ‘ogół’ dokumentów.
Co do cech potrzebnych w zawodzie – ta praca wymaga odpowiedzialności, interdyscyplinarności, ukochania nauki a także radości z obcowania z materią sztuki.
Są artyści bardziej świadomi, którzy np. sami tworzą dla siebie farby, kleje itp., ale są i tacy, którzy sięgają po gotowe produkty i – jak czytam u was – często brakuje im dobrego opisu. To też jest jeden z powodów, dla którego warto wiedzieć więcej?
A.: Nie można zapominać o aspekcie ekonomicznym. Mamy flamastry firm sprawdzonych – testowane w laboratoriach dla artystów. Ale mamy też flamastry z sieciówek. Jedyne testy, jakie muszą przejść, to takie, żeby dziecko się nie zatruło. Widać różnice w jakości materiałów, co przekłada się na cenę, a artyści nie zawsze mogą sobie pozwolić na materiały z najwyższej półki.
Do: Składy bywają owiane tajemnicą handlową, co z rynkowego punktu widzenia jest zrozumiałe. Ale w naszej pracy to utrudnia i wydłuża procesy, ponieważ taki materiał należy przebadać, poznać jego skład, a następnie oszacować bezpieczeństwo, na przykład na podstawie badań starzeniowych. Jest jednak grupa produktów o transparentnym składzie i pochodzeniu. Z naszego punktu widzenia, jeśli z założenia nie tworzymy sztuki efemerycznej, pożądane są materiały odpowiedniej jakości (określanej jako „muzealna“, „archiwalna“ czy wręcz „konserwatorska“) – obwarowane międzynarodowymi normami i standardami. To gwarantuje stabilność w czasie. Kładziemy nacisk na materiały bezpieczne dla obiektów, użytkowników, środowiska, często też naturalne.
To jak na labirynt. Wy się po nim poruszacie swobodnie, ale młody artysta już niekoniecznie. I wasza doradcza rola jest szalenie ważna w tej sytuacji. No i te tajemnice handlowe…
A: Faktycznie, nasza wiedza i doświadczanie mogą być niezwykle przydatne, szczególnie w kontekście wykorzystania dostępnych materiałów w sposób efektywny. Rozszyfrowanie nazw, kryjących się pod etykietką nie jest zadaniem łatwym, czasem jest niemożliwe. Przykładem może być sytuacja, która niedawno mi się przydarzyła. Podczas wizyty w zaprzyjaźnionej pracowni, zauważyłam tubkę z etykietą “klej polimerowy”. Termin “polimer” jest bardzo ogólny, odnoszący się do wielu tworzyw sztucznych. Faktycznie, oznaczenie „klej polimerowy” niewiele znaczy, konieczne jest prześledzenie dokładnego składu produktu, aby przewidzieć jak dana substancja zachowa się po czasie.
Jeszcze jedna kwestia, która przyszła mi do głowy, kiedy czytałam książkę. Czy rzeczywiście tak jest, że odnoszenie się do starych sprawdzonych metod daje większą gwarancję trwałości, niż sięganie po wynalazki najnowsze?
Di.: Nie, mamy po prostu większe doświadczenie ze starymi materiałami, ponieważ obserwujemy je od kilkuset lat i wiemy, czego się po nich spodziewać. Ale np. naturalne kleje, zwierzęce czy roślinne, są dużo bardziej podatne na ataki mikrobiologiczne, niż te syntetyczne.
A: Tak, rzeczywiście, odnoszenie się do sprawdzonych i starych metod często może dostarczyć więcej informacji na temat ich trwałości. W naszej dziedzinie, do wielu istotnych kwestii dochodzimy dzięki współczesnym osiągnięciom nauki. Przykładem są komory z gazami neutralnymi, przywołane już przez Dorotę, czy nowoczesne pigmenty.
Postęp w dziedzinie nowoczesnych materiałów jest nieunikniony, wraz z nim na rynku pojawiać będą się materiały, których zachowanie w przyszłości będzie, przez pewien czas, nieprzewidywalne. Pisząc rozdziały o klejach nie chodziło mi o narzucanie określonych materiałów, lecz o dostarczanie informacji artystom, tak aby ich wybory były jak najbardziej świadome. Ostatecznie, to do twórcy należy decyzja czy obiekt ma przetrwać czy ulec całkowitej degradacji.
Do.: W konserwacji papieru przeważają naturalne materiały, na przykład powszechnym spoiwem jest klajster skrobiowy, choć syntetyczne produkty też znajdują zastosowanie. Najbardziej zasadną kategorią jest bezpieczeństwo i odwracalność (jakkolwiek dyskusyjna).
Wspaniałe w tej książce jest i to, że materiały, technologie, sposoby działania zaczerpnięte zostały z różnych epok, ale i z różnych kultur. Pojawia się wielokrotnie Japonia, jako źródło rozwiązań. To wyrafinowana kultura i być może z tego wynika, że wynalazki tamtejsze nadal są cenione.
Do.: Konserwacja papieru czerpie z azjatyckiej tradycji. Sięgająca dwóch tysięcy lat azjatycka sztuka ma swoje początki w Chinach i stanowi przypuszczalnie najstarszą praktykę konserwacji papieru na świecie. Przedostała się do Japonii i tam rozwinęła się jej lokalna odmiana. Od późnych lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia poza granicami Azji zaczęto wykorzystywać i adaptować techniki i materiały zaczerpnięte z japońskich pracowni. Zostaliśmy zapoznani z ich pędzlami, papierami, klajstrami, metodami dublażu. Dzięki temu szereg zabiegów zyskało na bezpieczeństwie i efektywności.
Na koniec chcę was zapytać o stosunek do zawodu. Sama próbuję nazwać sobie, kim właściwie jesteście: alchemiczki, zielarki, badaczki, techniczki i artystki jednocześnie. Czemu się tym zajęłyście?
A.: Bo to jest piękna profesja.
W czym to piękno tkwi?
Di.: Konserwacja jest niezwykle wielodyscyplinarną dziedziną. Na styku nauk przyrodniczych, humanistycznych i artystycznych. Musimy te aspekty łączyć świadomie, podchodząc do tego, co najważniejsze, czyli – do dzieła. Mamy ogromne pole do popisu i niezmierzoną ścieżkę badawczą. Do tego humanistyka, czyli historia, kontekst kulturowy, zrozumienie symboliki i funkcji danego obiektu. Zagadnienia na pograniczu historii sztuki, nierzadko etnografii, archeologii, kontekstu danej kultury, skoro Japonia została przywołana. Kiedy jest to podbudowane pasją, naprawdę z radością idzie się do pracy.
A.: To niesamowite, że nasza praca każdego dnia jest inna. Do każdego obiektu podchodzimy indywidualnie, każdy jest wyzwaniem. Jeżeli człowiek działa rutynowo i robi fabrykę, to już nie jest konserwacja. Nad każdym z tych obiektów trzeba się pochylić, trzeba go doskonale zrozumieć, bo na nas ciąży odpowiedzialność. A potem jest fantastyczny efekt, bo widzimy, jak dzięki naszej pracy obiekt zyskuje kolejne życie!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Album fotografii dokumentalnej Tomasza Gotfryda opowiada o miejscach porzuconych i opuszczonych, domach, pałacach, szpitalach, więzieniach.
Niech ta opowieść rozpocznie się od widoczku, którego można się spodziewać: skoro ma być to opowieść o Nowej Hucie, nie może zabraknąć tego obrazka. Na pierwszym planie świeżo zżęte pole, chłop idzie za pługiem ciągniętym przez dwa konie. Ten chłop...
Wystawa „Adam Marczyński. Liryzm i forma”, otwarta w oddziale Muzeum Narodowego w Krakowie, dotyczy tematu stawania się dojrzałym artystą. Kuratorka Anna Budzałek śledzi na podstawie wczesnych prac Marczyńskiego, co i jak tworzył, zanim zyskał uznanie i rozpoznawalność. Obserwuje, co go...