Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Fot. The Richard Lewis Hillstrom Fund / Minneapolis Institute of Art
Artykuły

Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”

Z tego artykułu dowiesz się:
  • gdzie w popularnym serialu szukać nawiązań do ikonografii średniowieczna
  • komu dał się według legendy osiodłać Arystoteles
  • jak burzliwe losy przechodziła kolekcja Lanckorońskich

Serial „1670” (Netflix Polska) to jedna z najciekawszych produkcji ostatnich lat;  co ciekawe, historyk sztuki może przy okazji oglądania go wyławiać odwołania do dzieł dawnych mistrzów.

Poza czołówką, w której pojawia się kompilacja fragmentów dekoracji średniowiecznych rękopisów, w samych kadrach serialu kryją się nawiązania do arcydzieł malarstwa. Są ujęcia przypominające siedemnastowieczne martwe natury – zarówno te flamandzkie, pełne przepychu, jak i te holenderskie, wanitatywne, przypominające o marności doczesnego żywota. Mnie jednak najbardziej rozbawiło odniesienie do przedstawień Filis na Arystotelesie.

Fot. Screenshot z serialu 1670
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Kadr z filmu “1670”.

W odcinku 4 ksiądz Jakub, młodszy syn głównego bohatera Jana Pawła Adamczewskiego, prowadzi ojca do stodoły, gdzie z ukrycia mają coś zaobserwować. Jakub liczy na to, że jego siostra zaraz spotka się tam z pewnym młodym chłopem, a ojciec, odkrywszy ich romans, wydziedziczy ją. Tymczasem zamiast siostry-szlachcianki i pomocnika kowala, Jakub i Jan Paweł są świadkami schadzki zupełnie innej pary. To lokalni chłop i chłopka, którzy nie tylko spotykają się w tej stodole na seks, ale dodatkowo bawią się w odgrywanie ról, udając szlachtę. Ponadto kobieta w tym związku jest dominą – jej kochanek musi paść na kolana, a ona chłoszcze go. W pewnym momencie widzimy, jak kobieta dosiada mężczyznę, pozostającego na czworakach, wywijając batem – i to właśnie jest kadr, który odnosi się do wyjątkowo ciekawego motywu, niesłychanie popularnego w sztuce dawnej.

Piękna kobieta ujeżdża Filozofa

Wspomniany motyw to przedstawienie Filis na Arystotelesie. Trzeba od razu podkreślić, że Arystoteles był w średniowieczu postrzegany jako wielki autorytet – szczególny rozkwit popularności dzieł greckiego filozofa nastąpił w okresie krucjat, gdy Europa odkryła jego twórczość częściowo w wersji greckiej (przez dzieła zachowane w księgozbiorach w Konstantynopolu), a częściowo być może także za pośrednictwem przekładów arabskich. Na okres pełnego średniowiecza przypadł też na Zachodzie rozkwit uniwersytetów – w środowiskach akademickich niezwykle szanowano Arystotelesa.

Satyryczna legenda o Arystotelesie powstała wkrótce po roku 1200 i wywodzi się prawdopodobnie z orientalnych źródeł.

Kobieta, która ośmieszyła filozofa, to kochanka (lub żona) Aleksandra Wielkiego, a w niektórych wersjach służąca jego żony lub matki. W różnych tekstach nazywała się Filis (Phyllis), Campaspe, Viola lub pozostawała bezimienna.

W największym skrócie: Arystoteles miał napominać Aleksandra Wielkiego, że ten za dużo czasu poświęca ukochanej; w odwecie kobieta uwiodła mędrca, a on, zaślepiony żądzą, zgodził się posłużyć jej za konia: osiodłany, z uzdą i poganiany batem, woził ją na swych plecach po ogrodzie, poruszając się na czworakach. Gdy jednak okazało się, że Aleksander był świadkiem upokorzenia mędrca, Arystoteles zrozumiał, że dał się po prostu wystrychnąć na dudka.

Fot. Gift of Mr. and Mrs. Potter Palmer, Jr. / Art Institute Chicago
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Hans Brosamer, “Filis i Arystoteles”, 1520-1551 r.

Za autora najbardziej znanej francuskiej wersji legendy, pod tytułem „Lai d’Aristote”, przez długi czas uważany był normandzki poeta Henri d’Andeli. Aktualnie jednak coraz częściej uznaje się, że autorem był Henri de Valenciennes (ok. 1170 – ok. 1230), i że poemat ten powstał około 1215 roku. Opowieść tę przywołał też Jacques de Vitry jako exemplum w łacińskich kazaniach („Sermones feriales et communes”), zredagowanych między 1229 a 1240. Część badaczy uważa, że „Lai d’Aristote” powstał później, zainspirowany właśnie dziełem de Vitry’ego.

Tak czy inaczej, historia ta szybko stała się popularna – już w 1 połowie XIII wieku powstała także wersja niemiecka, różniąca się w szczegółach od francuskiej, a później kolejne, w innych językach. We francuskim tekście filozof, upokorzony na oczach Aleksandra, przyznając się do porażki mówi mu, że miłość zwycięża wszystko i tak będzie do końca świata. W niemieckiej wersji natomiast świadków upokorzenia Arystotelesa jest znacznie więcej, a filozof ze wstydu ucieka do odległych krain, gdzie poświęca się pisaniu o tym, że kobiety są niebezpieczne i zdradzieckie.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Grzeszna pokusa i ludowe opowieści satyryczne

Niewątpliwie Filis jest uosobieniem rozpusty – pokusą, która jest w stanie doprowadzić do grzechu nawet największego mędrca. To szerzej można odnieść do mizoginistycznych twierdzeń, iż kobiety są z natury słabe i nie panują nad swymi popędami. W tym właśnie kontekście scena ujeżdżania Arystotelesa mogła znaleźć się wśród ilustracji Siedmiu Grzechów Głównych (jako Luxuria – Nieczystość).

Bardzo interesującym przykładem jest rzeźba umieszczona pod gzymsem prezbiterium krakowskiego kościoła Mariackiego. Należy ona do zespołu, który jest wyjątkowy w skali całej Małopolski – to kamienne dekoracje umieszczone na zewnątrz w górnej części okien oraz na konsolach wspierających gzyms. W sumie znajdziemy tam niemal 40 postaci, przedstawień zwierząt i fantastycznych stworów, oraz dekoracje roślinne.

Jak wynika z badań profesora Marka Walczaka, zespół ten powstał zapewne w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych XIV wieku i został zrealizowany przez warsztat rzeźbiarzy, z których część najprawdopodobniej pracowała wcześniej przy dekoracji katedry w Wiedniu. Choć nie wszystkie przedstawienia da się jednoznacznie zinterpretować, ogólnie wydaje się, że program dekoracji krakowskiego prezbiterium może odnosić się do aspektów zbawienia i potępienia. Obok przedstawień Chrystusa i świętych znajdziemy tam także dzikie bestie oraz personifikacje grzechów i przywar. Wśród nich jest także wspomniana Filis na Arystotelesie.

Szczegóły dekoracji prezbiterium kościoła Mariackiego trudno dostrzec z poziomu Rynku, a więc z dużej odległości – możemy jednak z bliska przyjrzeć się ich gipsowym odlewom, zrealizowanym na przełomie XIX i XX wieku, a dziś eksponowanym w Muzeum Narodowym w Krakowie, w oddziale w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka przy ulicy Kanoniczej, na wystawie „Kraków na wyciągnięcie ręki”.

Fot. Biblioteka Państwowa i Miejska w Augsburgu
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Arystoteles i Filis, miniatura z rękopisu w Bibliotece Państwowej i Miejskiej w Augsburgu, między 1486 a 1520 rokiem.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że w ludowej kulturze mocno zakorzeniony był motyw „niedobranej pary”, zazwyczaj odnoszący się do związku starego mężczyzny z młodą kobietą. Wówczas przedmiotem drwin stawały się chucie starca, któremu wydało się, że może jeszcze być obiektem zainteresowania atrakcyjnej młódki. Skończy się to z pewnością źle: zapewne stary mąż zostanie rogaczem, gdyż jego młoda żona wcześniej czy później znajdzie kogoś młodszego, szczególnie gdy okaże się, że wiekowy małżonek nie daje już sobie rady w sypialni. Znakomitym ujęciem tego motywu może być Opowieść Dziesiąta z Dnia Drugiego w „Dekameronie” Giovanniego Boccaccia („Kalendarz starych mężów” – przekład Edwarda Boyé), w którym pewien stary sędzia przedstawił swej młodej żonie długą listę dni świątecznych i postnych, gdy to – jak twierdził – pobożność nakazuje zachować wstrzemięźliwość. W efekcie jego żona wybrała towarzystwo korsarza, który ją porwał, a żadnych świąt nie obchodził.

Gdy mąż chciał wpłacić za nią okup, by wróciła, odmówiła mu, wyjaśniając: „O cześć moją sama będę miała staranie; niech nikt się o nią nie troska, zwłaszcza że już i tak zbyt późno na to. Rodzice moi winni byli pomyśleć o niej, gdy mnie wam za żonę dawali, skoro jednak o nią wówczas nie dbali, tedy i ja dzisiaj o nich dbać nie chcę. Grzech śmiertelny, w którym żyję, już się na powszedni przemienił.”

Arystoteles w Krakowie

Nie tylko w naszej rzeźbie architektonicznej odnajdziemy ilustrację opowieści o tym, jak stary mędrzec stracił głowę dla młodej uwodzicielki. Kolejnym średniowiecznym przedstawieniem Filis na Arystotelesie, które znajduje się w Krakowie, jest fragment dekoracji skrzyneczki z kości słoniowej, która być może należała do królowej Jadwigi. Nie powstała jednak w Krakowie, lecz w Paryżu, gdzie w drugiej ćwierci XIV wieku kwitła produkcja luksusowych przedmiotów dekorowanych płaskorzeźbami z kości słoniowej: były to oprawy luterek, tabliczki, grzebienie, a także właśnie skrzyneczki. Wiele z nich było ozdobionych przedstawieniami związanymi z dworską kulturą i literaturą świecką. Krakowska skrzyneczka z kości słoniowej należy do grupy tego typu zabytków, dzisiaj przechowywanych w różnych muzeach na całym świecie. Owe skrzyneczki, dekorowane kompilacjami scen z romansów rycerskich i opowieści miłosnych, są zachowane w całości lub we fragmentach.

Fot. Małopolski Instytut Kultury w Krakowie
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Skrzyneczka królowej Jadwigi z Katedry na Wawelu, fragment przedstawiający Filis na Arystotelesie.

Niewykluczone, że francuskie kontakty węgierskiego dworu Andegawenów mogły ułatwić królowej Jadwidze pozyskanie tego paryskiego wyrobu. Nie wiemy, co działo się ze skrzyneczką przez kolejne dziesięciolecia – pierwszy raz wspomniana jest w inwentarzu katedry na Wawelu z roku 1563 i wtedy służyła za relikwiarz, choć jej dekoracjom daleko do treści pobożnych. Dzięki temu jednak, że trafiła do skarbca katedralnego, przetrwała – dziś możemy ją oglądać w muzeum katedralnym na Wawelu.

1. Fot. Małopolski Instytut Kultury w Krakowie
2. Fot. Małopolski Instytut Kultury w Krakowie
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”

A skoro już na Wawelu jesteśmy, to trzeba zaznaczyć, że kolejne przedstawienie Filis na Arystotelesie zdobi dziś komnaty zamkowe. Jest to obraz atrybuowany Giovanniemu Buonconsiglio (ur. ok. 1465, zm. 1535 lub 1537), działającemu głównie w Vicenzie i Wenecji, datowany na pierwszą ćwierć XVI wieku (ok. 1515). Jest to jeden z dwóch niemal kwadratowych płócien – pary, która zapewne stanowiła zestaw dekorujący zagłówek łóżka lub ławy ze skrzynią (tzw. lettuccio).

Drugim przedstawieniem w tym zestawie jest obraz ukazujący Wergiliusza w koszu. Oba dzieła pochodzą z kolekcji Lanckorońskich.

Fot. Giovanni Buonconsiglio / Zamek Królewski na Wawelu
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Giovanni Buonconsiglio (?), Wergiliusz w koszu, ok. 1515, Zamek Królewski na Wawelu.

Burzliwe dzieje kolekcji Lanckorońskich

Hrabia Karol Lanckoroński (1848-1933) stworzył w swym pałacu w Wiedniu jedną z największych prywatnych galerii w Europie początków XX wieku, stopniowo przez całe życie powiększając rodzinną kolekcję o liczne dzieła dawnych mistrzów, głównie włoskich. Po jego śmierci jego dzieci chciały przenieść kolekcję do odrodzonej Polski, ale na jej wywiezienie z Wiednia nie pozwalało austriackie prawo – niezbędne zezwolenia udało się im uzyskać dopiero w 1939 roku. Niestety wybuchła wojna i jeszcze jesienią tego roku kolekcję skonfiskowało Gestapo. Niemal 1700 najcenniejszych dzieł zostało zarekwirowanych i część z nich uległa rozproszeniu. Duża partia ostatecznie trafiła do magazynu w kopalni soli w pobliżu Salzburga, gdzie w 1945 roku znaleźli ją Amerykanie. Po kolejnych perypetiach pozostałości kolekcji po II wojnie światowej wróciły do wiedeńskiego pałacu, a najcenniejsze dzieła Antoni Lanckoroński zdeponował w banku w Szwajcarii. Ponad sto obiektów, które pozostały w Wiedniu, zostało wkrótce zniszczonych w pożarze pałacu.

Lanckorońscy nie zdecydowali się, aby przewieźć zachowane dzieła do komunistycznej Polski – część z nich sprzedali i dziś znajdują się one w różnych muzeach na całym świecie. Dopiero po 1989 roku córka hrabiego Karola Lanckorońskiego, historyczka sztuki profesor Karolina Lanckorońska, ostatnia z rodu (ani ona, ani jej siostra Adelajda i brat Antoni nie wstąpili w związki małżeńskie i wszyscy zmarli bezdzietnie), zdecydowała się podarować to, co pozostało z rodzinnej kolekcji, Rzeczpospolitej Polskiej.

W 1994 roku na Wawel trafiło
ponad 70 obrazów włoskich, rysunki Jacka Malczewskiego i archiwalia pochodzące z wiedeńskich zbiorów Karola Lanckorońskiego,
natomiast Zamek Królewski w Warszawie otrzymał 15 obrazów z dawnej galerii Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Dodatkowo do stołecznej rezydencji polskich władców trafiły też portrety rodowe Rzewuskich i Lanckorońskich, oraz zespół mebli i pamiątek rodzinnych.

Dziś w Zamku Królewskim na Wawelu znajduje się nieco ponad połowa obrazów włoskich od XIV do XVII wieku, które Karol Lanckoroński miał w swoim wiedeńskim pałacu. Wśród nich są także dwa dzieła przedstawiające niefortunne przygody Wergiliusza i Arystotelesa.

Zemsta Wergiliusza

Wspomniany drugi obraz z kolekcji Lanckorońskich, ukazujący Wergiliusza w koszu, to ilustracja innej legendy, która jednak bardzo często zestawiana była z tą o Filis i Arystotelesie.

Fot. Giovanni Buonconsiglio / Zamek Królewski na Wawelu
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Giovanni Buonconsiglio (?), Filis na Arystotelesie, ok. 1515, Zamek Królewski na Wawelu.

Wedle średniowiecznych legend wielu starożytnych słynnych twórców i myślicieli miało być czarownikami – magiczne moce miał posiadać Wergiliusz, ale także Empedokles, Pitagoras, Demokryt, a nawet Platon. Nie musiało to oznaczać grzeszności – istniało pojęcie „białej” (dobrej) magii, którą mieli posługiwać się na przykład papież Sylwester II, Albert Wielki czy Roger Bacon; generalnie za „magików” w folklorze uchodzili specjaliści od matematyki, astronomii czy badacze praw fizyki. Określenie Wergiliusza jako maga wiązało się z szacunkiem do jego twórczości, pisarze wczesnochrześcijańscy zresztą widzieli w nim także proroka. Podobno sam św. Paweł odwiedził grób Wergiliusza w Neapolu.

Fot. domena publiczna / The Walters Art Museum
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Tabliczka ze scenami z życia Wergiliusza i Arystotelesa, francuski artysta, 1340-1360 r.

Ludowe legendy określały Wergiliusza jako dobrego maga: miał on wykonać dużą liczbę magicznych przedmiotów, które chroniły mieszkańców Neapolu (np. rzeźbę muchy, która odstraszała owady, komnatę, w której mięso się nie psuło, figurę strzelca, który powstrzymywał Wezuwiusza od erupcji, czy też lampę, która nigdy nie gasła).

W Rzymie miał podobne projekty realizować dla cesarza (w różnych przekazach Hadriana, Nerona, Juliusza Cezara lub Oktawiana Augusta), ale niestety zapragnął jego córki, o imieniu Febila lub Ysifile. Ta jednak ośmieszyła go: obiecała mu wspólną noc w komnacie na wieży, gdzie miała go wciągnąć w koszu zawieszonym na linie – pozostawiła go jednak w połowie drogi i do rana poeta tkwił w owym koszu. O świcie zaś, gdy ludzie wyszli na ulice, Wergiliusz uwięziony w koszu został po prostu wyśmiany. Jego upokorzenie wedle jednej z wczesnych łacińskich wersji było tym większe, że oczekując szybkiego zaspokojenia poeta rozebrał się do naga zanim jeszcze wszedł do tego kosza.

Ta część historii nie uwzględnia rzekomych magicznych mocy Wergiliusza; prawdopodobnie ma ona osobne źródło. Ciąg dalszy, być może dołączony później, zawiera już założenie, że poeta był czarodziejem. Upokorzony (względnie też ścigany przez cesarza za próbę gwałtu na córce), Wergiliusz miał uciec z Rzymu, zabierając jednocześnie mieszkańcom jeden z kluczowych do życia żywiołów, czyli ogień. W żaden sposób w całym mieście nie dało się zapalić ani jednej świecy! Rzymianie zwrócili się do poety z prośbą, by odwołał tę klątwę – on zaś powiedział, że jedynym sposobem, by Rzym odzyskał ogień, jest rozebranie cesarzówny do naga i odpalanie kolejnych świec od jej łona.

Fot. domena publiczna / The Walters Art Museum
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Plakietka z Walters, tabliczka ze scenami z życia Wergiliusza i Arystotelesa, francuski artysta, 1340-1360 r.

Profesor Eli Yassif wskazał hebrajskie źródła dla tej opowieści, podkreślając jednocześnie, że w połowie XIII wieku, gdy legenda o Wergiliuszu zyskiwała popularność w Europie, wciąż funkcjonowały w społeczeństwie antyczne rytuały ognia o korzeniach pogańskich. Kobiece genitalia to źródło życia, a rytualne przyjmowanie z nich ognia symbolizować mogło odrodzenie i oczyszczenie, lecz w tej opowieści zamieniło się to w scenę seksualnego upokorzenia. Być może rolą takich opowiadań było także ośmieszenie popularnych wśród ludu (a zwalczanych przez Kościół) przedchrześcijańskich tradycji i zabobonów.

Legenda, świetnie znana w średniowieczu, uległa z czasem zapomnieniu – z tego powodu grafika Daniela Hopfera (1470-1536) w zbiorach Biblioteki Narodowej początkowo była błędnie określana jako „Męczeństwo św. Agnieszki”, choć w rzeczywistości przedstawia cesarzównę, od której łona Rzymianie odpalają pochodnie (o czym na blogu Polona napisał Mikołaj Baliszewski).

Fot. G.68718 / Polona
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Hopfer, Daniel (1470-1536), Ilustracja legendy o Wergiliuszu i Febilli.

Tymczasem w zbiorach warszawskich istnieje także inne przedstawienie tego samego tematu: to rycina florencka z ok. 1470 roku, która niegdyś należała do Stanisława Kostki Potockiego, a od 1818 znajduje się w Gabinecie Rycin Uniwersytetu Warszawskiego. Tu mamy całą historię: rzecz dzieje się w Rzymie (budowla na środku to Koloseum), po lewej widzimy Wergiliusza w koszu, zaś po prawej – zemstę poety.

Fot. The Richard Lewis Hillstrom Fund / Minneapolis Institute of Art
Średniowieczne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
ok. 1460-1463 Virgil the Sorcerer (Florencja), XV w., przypisywany Baccio Baldiniemu.

Satyryczne odniesienie do nocnych praktyk w serialu „1670” jest zatem osadzone w zacnej, wielowiekowej tradycji sztuki europejskiej. Można podsumować, że nie ma takich współczesnych nieprzyzwoitości, które nie byłyby popularne już w średniowieczu.

Magdalena Łanuszka

Doktor historii sztuki, mediewistka, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na koncie ma współpracę z różnymi instytucjami: w zakresie dydaktyki (m.in. dla UJ czy AGH), pracy badawczej (m.in. dla University of Glasgow, Polskiej Akademii Umiejętności), oraz popularyzatorskiej (artykuły, audycje i podcasty, filmy). W Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie administruje działem Art and Heritage in Central Europe oraz prowadzi lokalną redakcję RIHA Journal. Autorka bloga o poszukiwaniu ciekawostek w sztuce: www.posztukiwania.pl.

Popularne