Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przy wtórze kanonów Barbary Kingi Majewskiej wchodzimy do świata „Arkadii” w warszawskim Muzeum Narodowym. Wielowarstwowa, gęsta od wątków wystawa prowadzi widza tropem arkadyjskiego mitu przez epoki, kultury i artefakty, karmi pięknem i radością, ale przygląda się też mrokom w „krainie szczęśliwej”. O jasnych i ciemnych historiach ukrytych w „Arkadii” rozmawiamy ze współkuratorem wystawy, profesorem Antonim Ziembą.
Anna Sańczuk: Wystawę „Arkadia” porównałabym do niedużej, ale szczelnie wypakowanej walizeczki, w której udało się zmieścić po kawałeczku wszystkiego i w dodatku pięknie to ułożyć. Jak tego dokonaliście wraz ze współkuratorką, dr. hab. Agnieszką Rosales Rodríguez? Jaki był wasz pomysł na to jak te wszystkie wątki, które zaganiają ogromny obszar kultury, w tej walizeczce zmieścić?
Prof. Antoni Ziemba: To była rzeczywiście prawdziwie wspólna praca. Wyszliśmy z Agnieszką nie od materiału istniejącego w muzeum, tylko od konceptu, bo w przypadku takiego tematu inaczej by się chyba nie dało. Zastanawialiśmy się, czy chcemy pokazać tylko taką niefrasobliwą, trzpiotowatą Arkadię, w ramach pięknego mitu „miejsca rozkosznego”, krainy szczęśliwości, czy też ma to jakieś przełożenie na czasy współczesne? Czy w ogóle myślimy jeszcze kategorią miejsc arkadyjskich? I wtedy zrozumieliśmy, że akcent trzeba położyć właśnie na współczesność. Pokazujemy tradycję wielkiego toposu literackiego, obrazowego, muzycznego, jakim Arkadia jest, ale co i rusz odnosimy to do naszego „tu i teraz”. Tworząc wystawę wiedzieliśmy też, że nie możemy przegadać tematu i z tego wynikła zasada, że możemy pokazywać wątki tylko skrótem albo hasłem i nie możemy ich opisywać, choć nasze zbiory w niektórych zakresach dawałyby taką możliwość.
Od razu udało nam się też nawiązać kontakt z Jarosławem Kozakiewiczem, rzeźbiarzem z czołówki polskiej sztuki współczesnej, z twórczości którego wybraliśmy kilka tematów i kilka dzieł.
One prowadzą przez wystawę jakby swoją własną nić i w historyczną narrację wprowadzają współczesną recepcję arkadyjskiego mitu. Od projektu w Broku począwszy…
To bardzo ciekawy projekt rewitalizacji posiadłości w Broku, która kiedyś była willą biskupów krakowskich. Z tego prawie nic nie zostało, zaś artysta przerobił te pozostałości na zupełnie inną formę, ale wciąż miejsca idyllicznego, w którym kultura spotyka się z naturą. Ta praca znakomicie tu pasuje, bo łączy się z XVI-wiecznym i późniejszym konceptem villegiatury – życia wiejskiego w otoczeniu natury, gdzie uprawia się poezję – zawsze miłosną, gdzie odgrywane są dramaty pastoralne, prowadzi się flirty i uprawia rzeczywistą, cielesną miłość. Znaleźliśmy więc nowoczesny odnośnik, który pokazuje żywotność tej idei i to, jak bardzo ona jest potrzebna nam współczesnym.
Dla mnie ta wystawa jest m.in. o tym, że mit jest żywy. On się jedynie transformuje, przybiera różne kostiumy. Do tego stopnia, że wątków arkadyjskich możemy dziś szukać np. kulturze popularnej, choćby w filmowym „Avatarze”
Tak, bo paradoksalnie ten film jest głęboko zanurzony w tym antyku. „Avatar” pojawia się jedynie wzmiankowany w katalogu, jest tylko sygnałem poszukiwania w kulturze popularnej tych alternatywnych światów szczęścia, zawsze zagrożonych przez, a to cywilizację zewnętrzną, a to jakiegoś wroga, czy przez śmierć po prostu. Zgodnie z wątkiem, który się w teorii mitu arkadyjskiego powtarza: et in arcadia ego. Tośmierć mówi nam: ja także jestem tu, w Arkadii.
Walorem wystawy jest równowaga pomiędzy różnymi gatunkami sztuki.
W kluczowych miejscach mamy trzy efektowne rzeźby, dużo jest malarstwa i co dla nas ważne – mogliśmy pokazać bogaty wybór rzemiosła artystycznego oraz fenomenalne i reprezentatywne dla tematu zbiory rysunku i grafiki, także największych, jak np. Fragonard. Z przyjemnością obserwuję, że widzowie chodząc po galerii, nie zatrzymują się tylko przed wielkimi plamami koloru, ale zagłębiają się w te ryciny, by je studiować.
Skoro zostały przywołane rzeźby, trzeba powiedzieć, że „Arkadia” zaczyna się właśnie od mocnej, fizycznej wręcz wizualizacji satyra, który się, można powiedzieć, wtacza na tę salę…
Zaczynamy od antycznej rzeźby, bo cała historia jest antyczna, a to, co z antyku pozostało poza literaturą najlepszego, to rzeźba. I szczęśliwie się składa, że mamy takie dzieło w zbiorach i jest w nim wszystko to, co powinno być w Arkadii. Jest ponętne, nagie ciało, jest satyr, będący ucieleśnieniem uciech zmysłowych i miłości cielesnej, a nawet gwałtu, jak donosi mitologia. Jest muzyka, bo on tańczy i gra na różnych instrumentach i jest domyślne otoczenie natury, bo wiadomo – satyr to leśny człowiek. Tak więc syn Dionizosa albo Bożka Pana – króla Arkadii, to idealna rzeźba, która rozpoczyna wystawę. Wchodzimy, stajemy przed rzeźbą i ona mówi: tu jest początek całego wielkiego wyobrażenia o Arkadii. A kończymy współczesnymi, rzeźbami, no właśnie – Jarosława Kozakiewicza.
Zataczamy koło idąc przez epoki i różne oblicza Arkadii. Ale też, co wydaje mi się ważne, wchodzimy tam z Dionizosem, a cała opowieść o Arkadii to właściwie nieustanna dychotomia Apollina i Dionizosa. Czyli tego co radosne, pozytywne, co jest szczęśliwością w sielankowej odsłonie i tego, co w Arkadii dzikie, zwierzęce, pierwotne, ciemne.
Tak, bo z czego bierze się potrzeba stworzenia Arkadii, tej wymyślonej krainy szczęścia? Ano z poczucia nieszczęścia, z cierpienia. Z obawy przed śmiercią. Ale i z potrzeby ucieczki od uciążliwości codziennego życia. Dlatego XVI-wieczni Wenecjanie regularnie wyjeżdżają z miasta, które jest wielkie, wilgotne, pełne rumoru, by odpoczywać w wytworzonej przez siebie poza miastem Arkadii z willami i ogrodami. Dlatego kawalerowie i damy rokokowego dworu francuskiego uciekają w naturę, którą też przekształcają, by odgrywać w niej rolę pastuszków, pasterek itd.
We wszystkich tych radosnych, pogodnych zdawałoby się, wręcz niepoważnych wątkach, motywach, tematach, zawsze stoi za tym ta odwrotność. Jakiś lęk, poczucie przemijania, groza śmierci, utraty. Ale też stoi za tym – cierpienie spowodowane przez cywilizację człowieka. Która wyrywa nas ze stanu naturalnego i która nakłada na nas opresję, gorset. A przecież Arkadia, ta wymyślona, ma być krainą indywidualnej wolności.
Te wątki filozoficzne w pełni wybrzmiewają w obszernym, pięknie wydanym i bogato ilustrowanym katalogu wystawy.
Tam akcentujemy to, że w gruncie rzeczy Arkadia w czasach nowożytnych, wczesno-nowoczesnych, zaczyna być miejscem, w którym rozgrywa się wielka debata na temat istoty natury człowieka i cywilizacji. To debata, która trwa od czasów antycznych, ale w XVIII wieku konfrontują się ze sobą dwie postawy. Jean-Jacquesa Rousseau, który przywołuje postać szlachetnego dzikusa, żyjącego w idealnej naturze. To figura ludzkiej niewinności, cnoty, dobroci, miłosierdzia. Z drugiej strony jest postawa Thomasa Hawkinsa, wyrażona w jego czołowym dziele „Lewiatan”. I on mówi: hola, hola, ale przecież to, co w człowieku pierwotne, dzikie, czyli to niecywilizowane, nie jest wcale dobre, łagodne i pełne cnoty! Bo w człowieku drzemie moralne zło. Różnego rodzaju popędy, które powodują degenerację gatunku ludzkiego. I dopiero cywilizacja może te popędy ujarzmić i stworzyć racjonalny świat: moralności, zasad, reguł.
Te dwie postawy zderzają się ze sobą, a sama debata trwa aż do dzisiaj, w gruncie rzeczy. Na przykład prace znanych artystek-aktywistek, jak Cecilia Malik czy Anna Siekierska, operują na tej dychotomii cywilizacja – pierwotna natura arkadyjska. To wybrzmiewa w ostatniej naszej sali.
Panie profesorze, poproszę, żeby przeprowadził nas Pan krótko przez najważniejsze wątki i tematy na wystawie.
Na początek wystawy pojawia się kwestia definicji samej Arkadii. Co to jest właśnie ta Arkadie? Jak była definiowana? Gdzie była lokowana? I jak się ma do różnych pokrewnych tematów typu raju ziemskiego, edenu? To motyw obecny także w kulturach pozaantycznych, my sięgnęliśmy po kulturę islamu z jej ogrodami, kobiercami, opisem raju w Koranie. I zderzyliśmy to z przedstawieniami, niderlandzkimi raju zwierząt. Zależało nam, żeby z jednej strony była to wystawa koncepcyjna, ale też atrakcyjna wizualnie. I będziemy się cieszyć, jeżeli część widzów, którzy nie chcą wchodzić głęboko w to wielkie tło filozoficzno-polityczno-społeczne, po prostu przyjdzie ucieszyć się Arkadią, pożyć na chwilę w wyśnionej krainie. To jest równoprawny sposób odbioru tej wystawy. Dla tych którzy chcą więcej przeczytać, pomyśleć, zrozumieć, są wydarzenia towarzyszące, wykłady, teksty w katalogu.
Jakie Arkadie prezentujecie w kolejnych salach wystawy?
Arkadia, jako temat, pojawia się w Renesansie na dworach włoskich, a potem także północnoeuropejskich zapatrzonych we Włochy. Nazywamy ten wielki dział „Pastorale” od nazwy gatunku dramatu pastoralnego. Tam pokazujemy między innymi kulturę wspomnianej villegiatury, jest i wielki, wątek ogrodów. Mamy kulturę francuskiego dworu, ogrody polskich arystokratek.
Pokazujemy Arkadię chłopskie, jak w twórczości Pruszkowskiego, gdzie nimfy stają się swojskimi rusałkami. Albo dziewuchami wiejskimi, jak u Malczewskiego. Arkadią staje się także Ukraina, stepy ukraińskie, jako miejsce refleksji, prawdziwego życia i miłości. Mamy Arkadię zanurzoną w folklorze: góralską, huculską, czy pansłowiańską. Wyłania się też idylla ziemiańska, posadowiona w dworku, co sygnalnie pokazujemy obrazem Ferdynanda Ruszczyca. Po nich wchodzimy w ogrody prywatne artystów – prawdziwe albo prawdziwie wymyślone, jak „Dziwny ogród” Mehoffera.
W XX wieku, zaczynają powstawać idealne wspólnoty, kolonie społeczno-artystyczne, czy komuny, które mają na celu życie w naturze, często w nagości, z ćwiczeniami mającymi udoskonalić ciało, ale także ducha, by powstał nowy, idealny człowiek. To słynny przykład komuny w Szwajcarii Monte Verita. Wystarczy jednak tylko jeden krok i jesteśmy w świecie przemocowych sekt i napędzanych ideologią dyktatur.
To jest ta mroczna strona arkadyjskiego mitu, kiedy idealna wizja wcielana w życie staje się czystą przemocą.
Ponieważ nie ma więc utopii w świecie realnym. A jeśli jest wtłoczona w realność, to przestaje być utopią. Staje się dystopią. Jest moment ważny na tej wystawie pokazujący, jak to myślenie o Arkadii jako utopii prowadzić może do stworzenia miejsca, które jest złe. Tak z samej głębi złe. Poszukiwanie „nowego człowieka idealnego” kończy się totalitaryzmami, w tym zagładą, Holokaustem. Stąd obecność na wystawie wideoinstalacji Mirosława Bałki „Bambi, Winterreise”.
Ten film pokazuje druty Birkenau, obozu, w którym w sierpniu 1944 roku machina zagłady się zacięła. Piece krematoryjne nie wyrabiały, w związku z tym wprowadzono system rusztów, na które rzucano ciała zabitych i je palono – dokładnie w tym miejscu, które pokazuje film Bałki. Wynalazczość ludzka, która jest napędem postępu i fundamentem cywilizacji, tu okazała się morderczo skuteczna.
A pomiędzy tymi drutami biegają w zimowym krajobrazie sarenki, owe Bambi. Są odwołaniem do filmu Waltera Disneya, w którym sarenka – mądra i słodka – jest zwierzęciem czysto arkadyjskim. Film wszedł do kin w sierpniu 1944 roku, w tym samym momencie, kiedy ustawiono ruszty w Birkenau. Stąd przejmujący pomysł artysty i wystawienie nas, widzów, na zderzenie idyllicznego zwierzątka z grozą Holokaustu,
Wkraczamy w przestrzeń sielanki, żeby trafić do miejsca upadku ludzkości? Czy to „cała prawda o Arkadii”?
Dajemy widzowi alternatywę.Z ostatniej sali na pewno wychodzimy z obrazem Bałki w głowie, ale też z filmem Jarosława Kozakiewicza – nie rzeźbą, ale właśnie filmem, który jest czymś w rodzaju eco science fiction. Przedstawia gatunek insekta, zdaje się to szerszeń japoński, który ma na odwłoku powierzchnię służącą mu do fotosyntezy, czyli pobierania energii ze Słońca. W ten sposób uzupełnia swoje odżywianie. Film opowiada o biotechnologii przyszłości, która pozwalałaby zaszczepić na skórze człowieka tę substancję i w ten sposób stworzyć świat wolny od tego cywilizacyjnego zanieczyszczenia. Wydaje się to zupełnie fantastyczne, ale czy w przyszłości nie jest możliwe? Czyli – Arkadia albo się wyradza w dystopię, albo jednak daje za pośrednictwem nauki – nadzieję.
Wystawa „Arkadia”
Muzeum Narodowe w Warszawie
Do 17 marca 2024 roku.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Była geniuszką tworzenia swojego wizerunku. Bardzo ludzką postacią, która jak nikt potrafiła zmienić swój ból w pełne niezwykłych kolorów prace – mówi Zofia Urban, kuratorka wystawy „Kolor życia. Frida Kahlo” w Muzeum Łazienki Królewskie. Czynny do 3 września pokaz próbuje...
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem tropią...
Z dr. Mikołajem Baliszewskim, kuratorem wystawy „Przebudzeni. Ruiny antyku i narodziny włoskiego renesansu” w Zamku Królewskim w Warszawie o odkryciu ciała i zachwycie odnalezionymi starożytnościami, od którego tak naprawdę zaczął się renesans. Oraz o zaskoczeniach. Bo część obiektów, które pokazane...