Mleko w proszku, państwo w proszku
Fot. NAC
Artykuły

Mleko w proszku, państwo w proszku

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego gimnastyczki z PRL-owskich parad dobrze wyglądały
  • jak w latach 70. zmieniał się gust kulinarny Polaków
  • dlaczego w marcu 1975 roku sklepy nagle opustoszały

Latem 1978 roku lodziarze stali się wrogami niemowlaków. To w każdym razie wynikało z doniesień prasowych. Otóż lody śmietankowe wyrabiano w prywatnych wytwórniach przy użyciu mleka w proszku, które lodziarze podobno wykupywali zaraz po dostawach wprost z zapleczy sklepowych, pomagając sobie łapówkami. Zwykli klienci rozchwytywali mizerne resztki albo wracali do domu z niczym, co oznaczało egzystencjalne zagrożenie dla niemowląt. Wskutek wieloletniej popularyzacji karmienia butelkowego, w której brał udział zastęp lekarzy, a także rygorów pracy zawodowej, skłaniających kobiety do szybkiego odstawiania od piersi, mleko w proszku stało się w miastach podstawowym pokarmem dla niemowląt. Zachwalane preparaty Laktowit czy Bebiko, zwane „humanizowanymi”, czyli najbardziej podobne do mleka kobiecego, niełatwo było zdobyć, jak wiele towarów w gospodarce niedoboru.

Fot. Bogdan Krezel / Forum
Mleko w proszku, państwo w proszku
Mleko Bebiko. Handel uliczny 1990 r.

Wcześniej, w słonecznych latach gierkowskich, mleka w proszku natomiast było w bród, zrezygnowano nawet z jego sprzedawania na receptę. Matki odstawiały więc niemowlaki i traciły pokarm: w tej sytuacji nagły deficyt mleka w proszku był nieszczęściem. Tygodnik „Kobieta i Życie” stwierdzał, że jedząc lody „odbieramy od ust maluchom potencjalną zawartość butelki”. Była to półprawda. Żadni prywaciarze nie byliby w stanie wykupić proszku, gdyby przemysł dostarczał go w dostatecznej ilości. Rzecz w tym, że gospodarka znajdowała się już w zapaści, którą telewizyjny „Wieczór z dziennikiem” próbował przykryć natrętną propagandą sukcesu. Prasie „kobiecej” pozwalano natomiast na publikowanie krytycznych reportaży, co stanowiło jeden z wentyli bezpieczeństwa.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Cztery plagi

„Trudno pojąć, dlaczego kraj, który zajmuje piątą lokatę na świecie w produkcji mleka, ma z nim problemy” – pisała Barbara Brach w „Kobiecie i Życiu” latem 1979 roku.

Wtedy mleko w proszku sprzedawano już tylko za okazaniem książeczki zdrowia dziecka, ale brakowało także mleka zwykłego i śmietany, a nawet sera żółtego, który dotąd w PRL ratował domowe menu.

Wyjaśniano to ciągiem nieurodzajów, zimą stulecia i zniszczeniem paszy przez wiosenne powodzie, co skłaniało rolników do zachowywania mleka, przydatnego do karmienia inwentarza. Polacy żartowali, że socjalizm zna cztery plagi: wiosnę, lato, jesień i zimę. Stanisław Bareja, który nakręcił właśnie „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, zabierał się za „Misia”, kolejną komedię o grotesce życia codziennego. Lecz w kolejkach raczej nie śmiano się, lecz lamentowano. Najtrudniej było zrozumieć, jak państwo bytujące w warunkach pokoju znalazło się na krawędzi katastrofy zaopatrzeniowej i musi nawet sery żółte ratunkowo sprowadzać z Holandii (chociaż stale brakuje mu dewiz). Brach pisała o nonsensie polskich ferm krowich, w których dyplomowani technicy nie są w stanie zaopiekować się zwierzętami tak, by nie chorowały i nie traciły mleka. Oraz o fatalnym transporcie, w którym marnuje się przed dotarciem do mleczarni nawet jedna trzecia mleka, to zaś, które trafia do sklepów, nadaje się do picia tylko po przegotowaniu, jeśli się przy tym nie zwarzy.

Fot. EAST NEWS/POLFILM
Mleko w proszku, państwo w proszku
Kadr z filmu ” Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”.

Wedle statystyk 1978 był najszczęśliwszym rokiem PRL. Pobito rekord wybudowanych izb mieszkalnych (prawie trzysta tysięcy), zjedzonego mięsa (65 kg na głowę) i wypitej wódki (prawie 8 litrów czystego spirytusu na obywatela). „Premier był nienaturalnie wesoły. Pokazywał dziewczęta uczestniczące w paradzie gimnastycznej i wołał: one tak dobrze wyglądają, bo jedzą 70 kg mięsa rocznie!” – zapisał w czasie dożynek w Lesznie we wrześniu 1977 roku minister Józef Tejchma. Przesada statystyczna i nienaturalna wesołość premiera wynikały z ogromnego napięcia, w jakim funkcjonował Piotr Jaroszewicz. Polityka jego rządu opierała się od początku, czyli ponurych miesięcy na przełomie 1970 i 1971 roku, na unikaniu podwyżek cen, które mogłyby rozsierdzić ludność. Lekcją dla reżimu były krwawe starcia z robotnikami w miastach nadbałtyckich, które spowodowały upadek poprzedników, szefa partii Gomułki i premiera Cyrankiewicza. Zastąpił ich duet Gierek-Jaroszewicz, który zamroził ceny i obiecał podwyżki płac. Aby obietnicę zrealizować, ekipa lat 70. zaczęła zadłużać kraj, sądząc, że kredyty będzie pomyślnie spłacać dzięki odprężeniu międzynarodowemu, dającemu PRL szersze możliwości polityczne i handlowe, w tym dobre relacje z zamożnymi państwami Zachodu.

FOTO: Adam Hayder / Forum
Mleko w proszku, państwo w proszku
Matki z dziećmi na ręku w kolejce po mleko w proszku, Warszawa, 1980r.

Nasza mała stabilizacja kontra kolekcjonowanie wrażeń

Polityka ta przez mniej więcej trzy lata przynosiła owoce, w tym dosłownie – cytrusy i banany, które importowano, aby zaklęte w nich słońce dodało radości i optymizmu zmęczonemu społeczeństwu. Sformułowana przy udziale socjologów, w tym prof. Jana Szczepańskiego, który miał osobiście dobre relacje z Gierkiem, diagnoza społeczna głosiła bowiem, że jednym z ważnych hamulców rozwoju Polski jest dyskomfort codziennego życia. Przez powojenne ćwierćwiecze nie udało się osiągnąć nic poza „małą stabilizacją”, życiem bardzo skromnym, ale przewidywalnym. Tymczasem Zachód przeżywał swoje „trzydzieści wspaniałych lat”, czyli nieznaną wcześniej masową konsumpcję i wybuch kultury młodzieżowej. Prowadziło to do też różnych napięć, o których chętnie rozpisywała się prasa PRL, opowiadająca o narkomanii i wyuzdaniu Zachodu, lecz tworzyło też miraż pięknego, kolorowego świata wolności. Problem reżimu polegał dotąd na nieumiejętności zaspokajania w ramach planowej i dość autarkicznej gospodarki rosnących aspiracji społecznych. Wynikały one z wielkich migracji, a przede wszystkim urbanizacji i wytworzenia się czegoś w rodzaju klasy średniej socjalizmu, czyli dobrze wykształconej elity zawodowej typu inżynierskiego, zainteresowanej modernizacją kraju i mającej już w latach 60. spore możliwości podróży zagranicznych, a więc porównania Polski – nie tylko z socjalistycznymi sąsiadami, ale też krajami kapitalizmu. Budziło to wiele frustracji, ale też kreowało nowy styl życia.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
Dzieci piją mleko w dziecińcu prowadzonym przez Koło Gospodyń Wielskich, 1973r.

W 1973 roku wydano w dużym nakładzie polskie tłumaczenie „Fizjologii smaku” francuskiego pisarza Anthelme’a Brillat-Savarina, słynnego dzieła z początku XIX wieku, opiewającego rozkosze jadania. Fakt ten nie był błahy, ponieważ świadczył o przemianach w konsumpcji, które badacze nazywali przechodzeniem z fazy zmian ilościowych do fazy zmian jakościowych. Urodzeni po wojnie mieszkańcy Polski, nieobciążeni bezpośrednio traumami okupacji i stalinizmu, zaczynali wykazywać potrzeby konsumenckie podobne do obserwowanych na Zachodzie: nastawienie na możliwość wyboru, poziom usług, poszukiwanie nowości, kolekcjonowanie wrażeń. Zaczęły się wówczas ukazywać przewodniki po kuchniach świata, prace o tradycjach kulinarnych, o jadaniu staropolskim, tematyczne książki kucharskie. Co więcej, dzięki poluzowaniu przepisów wyjazdowych obywatele PRL zaczęli dość masowo wyjeżdżać turystycznie, zwłaszcza do sąsiednich krajów „bratnich” – NRD, Czechosłowacji i na Węgry – oraz opalać się na socjalistycznych riwierach Bułgarii, Rumunii i Jugosławii. Przywozili stamtąd, poza wszystkim, nowe wrażenia kulinarne, które następnie wielu próbowało odtwarzać w rodzimych realiach, rozglądając się za papryką do leczo lub gulaszu albo serem choć trochę przypominającym sirene do naśladownictwa sałatki szopskiej. W handlu państwowym pojawiła się jugosłowiańska przyprawa Vegeta, konserwy pomidorowe z Bułgarii, rumuńskie wina musujące.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
I Sekretarz KC PZPR Edward Gierek podczas pochodu budowniczych Trasy Łazienkowskiej, 1974r.

Masy w obronie masy mięsno-tłuszczowej

Według badań Ośrodka Badania Opinii Publicznej z 1974 roku mieszkańcy PRL przede wszystkim pragnęli jeść więcej mięsa i wędlin oraz owoców, zwłaszcza południowych. W tymże roku jedna trzecia respondentów twierdziła, że w okolicy ich domu można zawsze kupić pomarańcze, a ponad połowa deklarowała, że nie ma żadnych kłopotów z nabyciem cytryn, co było dowodem wielkiej – jak na PRL – obfitości towaru w tym czasie.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
Joachim Neuwald podłącza dojarkę, 1973r.

Ponieważ podnoszono pensje, a ceny trzymano na uwięzi, narastał tak zwany nawis inflacyjny. Polegał on na nadmiernej cyrkulacji pieniądza, który szukał ujścia, znajdując je głównie w produktach spożywczych. Ważnym zadaniem gospodarczym było więc skłanianie mieszkańców do oszczędzania na dobra trwałe, czego najlepszym przykładem „maluchy”, czyli produkowane od 1973 roku polskie wersje Fiata 126. Równolegle wdrażano licencje zachodnie na magnetofony, lodówki, pralki czy zmywarki do naczyń. Zamysł polegał na eksporcie tych dóbr, co miało przynosić dewizy, a na drugim miejscu – rzucaniu ich na rynek wewnętrzny, aby zmniejszać nawis inflacyjny, a powiększać „zadowolenie ludności”. Realizowano jednak raczej to pierwsze, niż drugie, ponieważ w połowie dekady pętla zadłużenia zaczęła się zaciskać. Pchanie na eksport dóbr, które mieszkańcy zdążyli już powąchać, wywoływało więc rosnącą frustrację. A dotyczyła ona nie zmywarek do naczyń, o których ludzie mieli niewielkie pojęcie (bo mieli niewielkie kuchnie), ile przede wszystkim mięsa, na które mieli apetyt.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
Linia produkcyjna Fiata 126P, Bielsko-Biała 1975r.

I ostry kryzys mięsny wybuchł jako pierwszy. W marcu 1975 roku sklepy nagle opustoszały. Z punktu widzenia planistów „masa mięsno-tłuszczowa”, jak wdzięcznie to określali, czyli cała przewidywalna pula mięsa, stanowiła wielkość do podziału, z której część trafić musiała na eksport, m.in. w postaci popularnych w Ameryce konserw „Polish ham” czy też bekonu, którego PRL była ważną dostarczycielką na rynek angielski. Otóż nasilenie eksportu oznaczało kryzys podaży wewnętrznej. Reakcja konsumentów, przyzwyczajonych w poprzednich latach do jakiego takiego zaopatrzenia, była histeryczna. Trudno się dziwić: ludzie w średnim wieku pamiętali okupacyjne i powojenne biedowanie, racjonowanie żywności, surowy rygor stalinizmu i huśtawki nastrojów w latach 60. Chcieli wreszcie „pożyć”, a reżim Gierka miał im to zapewnić w ramach kontraktu społecznego: spokój w zamian za liberalną politykę i względny dobrobyt.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
Ekspedientka Jadwiga Rosińska na stoisku z nabiałem, 1971r.

Ponieważ informacje o stanie gospodarki ukrywano, ludzie oceniali sytuację używając mięsnego barometru. Nasilone braki oznaczały, że dzieje się coś naprawdę złego. I tak było. Przez następny rok, jak to obrazują dzienniki Mieczysława Rakowskiego, członka Komitetu Centralnego partii i redaktora naczelnego „Polityki”, władze rozważały nerwowo różne warianty podwyżki cen. Bez niej trudno było sobie wyobrazić ograniczenie kolejek przed sklepami, ale z kolei jej ogłoszenie mogło zamienić kolejki w tłum zdolny do podpalania siedzib władzy. To właśnie się stało. Spłonął komitet partyjny w Radomiu, doszło do fali strajków. Kontrakt został unieważniony. Władze odstąpiły od podwyżki cen, ale Gierek krzyczał na telekonferencji do sekretarzy wojewódzkich partii, że mają pokazać załogom zbuntowanych fabryk, „jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi”. Aresztowanych robotników maltretowano, w zakładach prowadzono czystki, a sekretarze zorganizowali wiece potępienia.

Fot. Wojtek Laski/EAST NEWS
Mleko w proszku, państwo w proszku
Edward Gierek podczas spotkania z robotnikami, 1977r.

Wybuch Gierka na telekonferencji był zupełnie szczery – szef partii obawiał się pogorszenia wizerunku PRL, które oznaczało na Wschodzie osłabienie pozycji polskich władz wobec Kremla, na Zachodzie natomiast zmniejszenie szans na dobre kontrakty. Tymczasem rósł nawis inflacyjny, a towar znikał z półek, czego żadne wiece nie mogły powstrzymać. Ceny starano się podnosić w ukryty sposób, manipulując nazwami towarów czy przerzucając je do specjalnych sklepów, zwanych „komercyjnymi”. Deficyt cukru próbowano zmniejszyć poprzez racjonowanie – latem 1976 roku pojawiły się „bilety towarowe”, nazwa mająca ukryć właściwy sens operacji. Dla ludzi były to jednak po prostu „kartki”, kojarzące się z okupacją i stalinizmem. Lecz fatalna opinia o władzy nie była zależna od wieku, narzekania dorosłych były słuchane przez dzieci, a po przedszkolach krążył wierszyk: „Chcesz cukierka?/Idź do Gierka/Gierek zje cukierek/Tobie da papierek”.

Fot. NAC
Mleko w proszku, państwo w proszku
Krowa pasąca się w okolicy Dworca PKS w Warszawie, 1971r.

Wedle statystyk 1978 był najszczęśliwszym rokiem PRL i rzeczywiście zjedzono wtedy najwięcej mięsa, chociaż statystyki nie mówiły nic o złych emocjach, jakimi było okupione to spożycie. Ani o lękach, na jakie lekiem było picie alkoholu, również rekordowe. Były to lęki egzystencjalne. W tamtym roku tysiące rodziców lękało się o zdrowie swoich dzieci, ponieważ lodziarze stali się wrogami niemowlaków. Lody śmietankowe – ta mała przyjemność życiowa – zmieniły smak.

Błażej Brzostek

Historyk, autor książek "Robotnicy warszawscy. Konflikty codzienne 1950-1954" i "Życie codzienne w przestrzeni publicznej Warszawy1955-1970".

Popularne

Formuła snu pozwala zejść z koturnu

Z dr. Mikołajem Baliszewskim, kuratorem wystawy „Przebudzeni. Ruiny antyku i narodziny włoskiego renesansu” w Zamku Królewskim w Warszawie o odkryciu ciała i zachwycie odnalezionymi starożytnościami, od którego tak naprawdę zaczął się renesans. Oraz o zaskoczeniach. Bo część obiektów, które pokazane...