Jeszcze więcej światła
fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Wywiady

Jeszcze więcej światła

„Jeśli w dzień urodą Nowej Huty są jej kolorowe domy, to nocą stanowią ją neony” – pisały w PRL krakowskie gazety. Kto po zmroku wybrał się na spacer po najmłodszej dzielnicy Krakowa, przekonywał się, że w tej kwestii prasa nie kłamała: stylizowane napisy, kształty zabawek, zwierząt i bibelotów, składały się na świetlną galerię o imponującej różnorodności O fenomenie neonów, ich świetności i przygasaniu, a także o tym jak połączyć tradycję z nowoczesnością opowiadają Monika Kozioł i Jarosław Klaś, redaktorzy „Przewodnika po neonach Nowej Huty”.

Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Neon “Huta Sztuki”.

Co takiego jest w neonach, że łatwo się w nich zakochać?

Monika Kozioł: Wszyscy potrzebujemy światła…

W miesiącu, w którym zmrok zapada o godzinie 16, trudno z tym polemizować.  

M.K: Dodatkowo neony w przeciwieństwie do współczesnych reklam świetlnych dają ciepły, łagodny, przyjemny blask.

Jarosław Klaś: Przyjemnie też się kojarzą. Wykorzystując motywy zwierzęce, stylizowane ludzkie sylwetki, kształty przedmiotów codziennego użytku bądź imitując odręczne pismo, rozpraszają mrok w sposób budzący pozytywne emocje. Co więcej, tworzone w latach 60. i 70. przez artystów z odpowiednim wykształceniem, są świetnym przykładem sztuki użytkowej. 

Pamiętacie swoje pierwsze neonowe zauroczenia?

J.K.: Neon Teatru Ludowego – minimalistyczny, elegancki, złożony z blokowych liter i przede wszystkim – świecący.

Fot. Fred Romero/CC BY 2.0/Wikimedia.org
Jeszcze więcej światła
Nowa Huta, Osiedle Teatralne, Teatr Ludowy.

Jak to neon.

J.K.: To nie takie oczywiste. Wychowałem się i przez lata mieszkałem poza „starą” Nową Hutą więc złota era neonów mnie ominęła. Kiedy zacząłem regularnie bywać w tej części Krakowa widywałem tylko pozostałości ich dawnej świetności: ślady na tynku, resztki trafoszafek, fragmenty kotew.  Duży, działający neon teatru był dla mnie czymś wyjątkowym.  Momentem, w którym uświadomiłem sobie jak bogatej historii jest częścią, była połowa ubiegłej dekady.  Wtedy neony zaczęły wracać do Huty, ponownie rozbłysła Markiza przy Placu Centralnym, później pojawiły się neony Ośrodka Kultury Norwida.

Chcesz być na bieżąco z przeszłościa?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

M.K.: Moje zauroczenie ulokowane było poza Hutą, a jego przedmiotem był między innymi neon „Merkury” o grubych literach, umieszczony na froncie pawilonu handlowego przy Alei Pokoju. Na nowohuckie iluminacje zwróciłam uwagę dopiero przy okazji ponownego zaświecenia „Markizy”. Jej rekonstrukcja uświadomiła mi skalę tego fenomenu.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Dziesięciopiętrowy punktowiec (wybudowany po 1957 roku) z pawilonem handlowo-usługowym „Ciastkarnią Bambo” na osiedlu D-31 (Centrum D), koniec lat 50.

Markiza w „Przewodniku po neonach Nowej Huty” nazywana jest „królową neonów”. Miano króla nosi zaś neon „Składamy oszczędności PKO”. Czym sobie zasłużyły na zaszczytne tytuły?

M.K.: „Markiza” niezwykłą formą. Neonów figuratywnych było w Hucie niewiele, a ona nie dość, że miała kształt kobiecej sylwetki, to jeszcze sylwetki bardzo efektowniej, ubranej w barokową suknię, której dolną falbanę tworzy napis „Markiza”. Widok musiał robić wrażenie.

fot. Wiktor Pental/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Plac Centralny w Nowej Hucie, lata 50. XXw. Fotografia barwna.

J.K.: Istotna była też lokalizacja: zarówno „Markiza” jak i „PKO” znajdowały się przy Placu Centralnym, będącym sercem dzielnicy. Nie dało się ich nie zauważać. W przypadku „PKO” taka ekspozycja sprawiła również, że neon wielokrotnie uwieczniono na kliszy i taśmie filmowej, uwieczniony w obrazie, utrwalał się i w pamięci.  Niektórzy przypisują mu też zaszczytne miano pioniera – zamontowany pod koniec lat 50. miałby być pierwszych neonem w Nowej Hucie. Kiedy się pojawił, sąsiadujące z nim bloki były już wykończone, latarnie zamontowane, przestrzeń wokół uprzątnięta. Eleganckie świetlne litery, stanowiące dominantę nocnej panoramy Placu Centralnego, mogły być powodem do dumy.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego3
Jeszcze więcej światła
Plac Centralny. Widok od strony osiedla A-31 (Centrum A) w kierunku domów na osiedlach B-31 i C-31 (Centrum B i Centrum C), na drogowskazie widoczna na zdjęciu widoczna tablica ze schematem urbanistycznym, informacje o punktach usługowych oraz tabliczki z kierunkiem dojścia do restauracji i kawiarni, lata 50.

Jak wyglądała ta nocna panorama? Gdybym w latach 60. wybrała się na wieczorny spacer po Nowej Hucie, co bym zobaczyła?

J.K.: Galerię świateł. Załóżmy, że stałabyś na Placu Centralnym i przesuwała wzrokiem po kolejnych budynkach. Najpierw „Markiza”, zaraz obok reklamujące dwa ważne państwowe przedsiębiorstwa napisy „Lechia” i „PZU”. Dalej: bajkowy „Kot w Butach”, później ozdobiony gwiazdkami „Jubiler” i wspomniane „PKO”, obok „Kryształy” zaprojektowane autorskim pismem blokowym i „Karafka” z geometrycznym wzorem. A dalej, prawdziwa parada neonów przy Centrum D: „Samosia”, „Prosiaczek”, „Bombonierka” i „Bambo”, ten ostatni ozdobiony postacią ciemnoskórego chłopca z wierszyka Juliana Tuwima.  Można by też zapuścić się głębiej, w okolice osiedla Zgody, gdzie lśnił monumentalny „Paw” i kręcił się „Diabelski Młyn”. A to nawet nie połowa nowohuckich neonów.  Zakładając, że wszystkie świeciły, efekt musiał być zachwycający.

Zachwycający, ale czy wyjątkowy?

M.K.: W przewodniku zinwentaryzowaliśmy 173 neony, na stronie Krakowskie Neony można zaś znaleźć informację, że w całym Krakowie było ich około 500. Nowa Huta na tle miasta wypadała więc dobrze, ale nie spektakularnie. Trudno byłoby ją nazwać „najbardziej rozświetloną dzielnicą”. Porównanie podniesione do ogólnopolskiej skali daje podobny rezultat – w latach 60. rozpoczęto tzw. program neonizacji, któremu podlegał cały kraj, a nawet szerzej, cały blok wschodni. Były miasta, które poddawały mu się o wiele intensywniej niż Kraków. Dla przykładu Katowice doczekały się miana „polskiego Las Vegas”.

Skąd więc tak silne skojarzenie Nowej Huty z neonami?

J.K.: W najmłodszej dzielnicy Krakowa neony rosły razem z miastem, nie były nowym tworem w zastanej rzeczywistości, lecz integralnym elementem krajobrazu. Artyści projektując świetlne dekoracje starali się nawiązywać do otoczenia, a architekci obmyślając budynki rezerwowali na fasadach miejsce na iluminacje. Światło i mury współgrały ze sobą – płyciny, nisze, gzymsy, aż się prosiły, by montować na nich neony.

„Jeśli w dzień urodą Nowej Huty są jej kolorowe domy, to nocą stanowią ją neony” – pisał „Głos Nowej Huty”. Mieszkańcy byli dumni z rozświetlonej dzielnicy?

M.K.: Reklama świetlna na pewno kojarzyła się z czymś nowoczesnym, prasa lubiła przypominać o jej istnieniu, podkreślać jej estetyczne walory. Chociaż o kontrowersjach też wspominała.

Narzekano, że neony świecą w okna?

M.K.: Albo buczą. Hałas generowany przez transformatory „Markizy” szarpał nerwy lokatorom, których od instalacji oddzielała ściana grubości jednej cegły. Problemy sprawiał też neon „PKO”. Niedogodności były na tyle duże, że sprawa oparła się o sąd. Abonenci telewizyjni, mieszkający w bloku z reklamą domagali się od dyrekcji banku odszkodowania za – jak donosiło Echo Krakowa „niemożność odbierania programu telewizyjnego na skutek poważnych zakłóceń powodowanych przez uszkodzony neon reklamowy”. Ponoć sprawa zakończyła się polubownie.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Widok z Placu Centralnego, widok od strony alei Planu 6-letniego (obecnie aleja Jana Pawła II) w kierunku alei Rewolucji Październikowej (obecnie aleja Gen. Władysława Andersa) i zabudowań osiedli osi śródmiejskiej – po prawej Centrum C (C-31) i Centrum D (D-31).

Banki, gastronomia, sklepy, instytucje kultury… lista „neonizowanych” branż jest dość różnorodna. Istniał klucz, według którego przydzielano reklamy świetlne?

J.K.: Neony często akcentowały obecność ważnych państwowych przedsiębiorstw czy instytucji: PKO, PZU, Lechii, Miejskiego Handlu Detalicznego. Należące do tej grupy iluminacje zwykle przyjmowały ustandaryzowaną formę, powielaną w całym kraju. Obok nich znajdował się zindywidualizowane reklamy kawiarni, kin, sklepów z konfekcją czy zabawkami. Ich projekty zlecano artystom, a oni obmyślali je w taki sposób, by nowe elementy współgrały z istniejącym już świetlnym otoczeniem.   

M.K.: Nie każdy mógł zaprojektować neon. W Krakowie tym zadaniem zajmowali się absolwenci Akademii Sztuk Pięknych lub Liceum Plastycznego, posiadający uprawnienia Ministerstwa Kultury i Sztuki. Swoje projekty przygotowywali w skali 1:20 wraz z techniczno-roboczym opisem. Koncepcja, po zweryfikowaniu przez inżyniera i zleceniodawcę, musiała jeszcze uzyskać akceptację Głównego Architekta Miasta Krakowa.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Plac Centralny z przystankami tramwajowymi, na pierwszym planie tramwaj linii 20, który w latach 1960-1964 kursował na trasie Klasztorna-Bieńczyce, widok w kierunku zabudowy osiedla A-31 (Centrum A) z charakterystycznymi neonami, początek lat 60.

Architekturę PRL zwykło się kojarzyć – nie do końca słusznie – z dyktatem normatywu. Neony też musiały poddawać się formalnym regułom?

J.K.: Raczej zwyczajowym niż skodyfikowanym. Dla przykładu: kolor pomarańczowy przyjęło się stosować do szyldów sklepów spożywczych, zielony – do warzywniaków itd. Dziś znajomość owych praktyk bywa pomocna przy rekonstrukcji neonów. Jeśli zachowały się tylko czarno białe-fotografie, a pamięć ludzka okazuje się zawodna, stanowią pewną podpowiedź przy odtwarzaniu kolorystyki.  

Udało się stworzyć coś, co można by było nazwać „nowohucką szkołą neonu”? Estetyczny rys charakterystyczny dla dzielnicy?

M.K.: Bardzo oryginalne formy mają neony Anny Pawlak-Suchowiak. Artystka stosowała charakterystyczne, nawiązujące do odręcznego liternictwo, w którym wyróżniała się litera „i” z powiększoną kropką. Pani Anna zaprojektowała większość neonów na pawilonie handlowym w Centrum D, jest też twórczynią „Markizy”.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Osiedle Centrum D (D-31), widok od strony alei Planu 6-letniego (obecnie aleja Jana Pawła II) na pawilon oraz blok mieszkalny. Blok nr 7 (obecnie nr 8) czyli tzw. helikopter.. Autorami projektu byli Kazimierz Chodorowski i Stefan Golonka. Został wybudowany w nowej, „poodwilżowej” formie, tuż przy socrealistycznej zabudowie placu Centralnego. Dziesięciopiętrowy punktowiec w poziomie parteru otoczony został pawilonem handlowo-usługowym o szklanej elewacji. Mieściła się w nim m.in.: cukiernia, która oficjalnie zwana była „Ciastkarnią Bambo”. Poza lokalami mieszkalnymi z dużymi oknami i loggiami, posiadał on obszerne pracownie artystyczne. W bloku tym miał pracownie i mieszkał autor fotografii Henryk Makarewicz, l.60.XX w.

J.K.: Co ciekawe, Anna Pawlak-Suchowiak jest autorką nie tylko oryginalną, ale też jedną z nielicznych, które znamy z imienia i nazwiska. Jeśli ktoś podpisywał się na projektach neonów to zwykle nie artyści, ale ci, którzy zatwierdzali projekty do realizacji. Współczesne odszukiwanie twórców neonów ma więc w sobie coś z detektywistycznej pracy. W przypadku „Markizy” autorstwo potwierdziły rodzinne przekazy i podobieństwo stylistyczne neonu z kostiumami, które pani Anna tworzyła dla krakowskiego Teatru im. Juliusza Słowackiego.

W naszej rozmowie wszystko świeci, działa, robi wrażenie. A przecież mówimy o czasach PRL. Nie wierzę, że w epoce wad i usterek, neony działały bez zarzutu.

M.K.: Oczywiście, że nie. Współautor przewodnika, Paweł Bochenek, wspomina, że jakość neonów spadała od lat 70. W produkcji stosowano coraz gorsze materiały, co skutkowało wytwarzaniem gorszego produktu. Neony ulegały awariom, przestawały świecić, dochodziło do osypywania się szklanych rurek. Czasem destrukcja posuwała się tak daleko, że reklama zaczynała stanowić zagrożenie dla mieszkańców i przechodniów. Bywało, że ryzyko katastrofy budowalnej stawało się tak duże, że mieszkańcy dokonywali aktu zniszczenia neonu.

Neon wydaje się rodzajem reklamy kosztownej, skomplikowanej w montażu i trudnej w utrzymaniu. Nieoczywisty wybór jak na gospodarkę niedoboru.

M.K.: Kojarzące się z nowoczesnością neony podnosiły prestiż przestrzeni, a na tym bardzo zależało ówczesnej władzy. Dotyczyło to zarówno instytucji, których siedziby otrzymywały dedykowane im neony, jak i przestrzeni publicznej. Nowoczesna technologia i estetyka ciesząca oko były powodem do dumy. Choć czasem chęć podkreślania prestiżu wywoływała komiczne efekty. W Hucie przedmiotem żartów były neony „Lechia” oraz „PZU ubezpiecza ciebie i twoje mienie”, zaprojektowane i umiejscowione w taki sposób, że zlewały się ze sobą, a przechodzień odnosił wrażenie, że owym ubezpieczycielem jest nie PZU, a produkująca kosmetyki Lechia.

fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Jeszcze więcej światła
Aleja Planu 6-letniego (obecnie aleja Jana Pawła II), widok w kierunku sektora D, na pierwszym planie pawilon handlowo-usługowy „Ciastkarnia Bambo” z neonami oraz fragment wieżowca tzw. helikoptera. W tle bloki mieszkalne na osiedlach: Centrum D, Handlowym (D-3) oraz kolorowe (D-2), koniec l.50.XX w. lub pocz. l.60.XX w.

W przewodniku zinwentaryzowano 173 nowohuckie neony. Przy tych z PRL w zdecydowanej większości widnieje adnotacja „zdemontowany”, czasem pojawia się komentarz „zachowane elementy trafoszafki” albo „fragmenty kotew”. Na informację „świeci” trafiłam tylko raz. 

M.K.:Do dzisiaj w przestrzeni Nowej Huty możemy podziwiać neon Teatru Ludowego. Najpierw w latach 60. zamontowano napis „Teatr”, a następnie w latach 70. „Ludowy”. Głównemu neonowi towarzyszył mniejszy, w formie stylizowanego herbu-monogramu, utworzony z liter „TL”, który niestety nie zachował się.

Jako początek wygaszania neonów wskazałabym ’89 rok. Trafnie?

M.K.: Poniekąd. Rzeczywiście, transformacja ustrojowa to moment, w którym znoszone są centralne regulacje dotyczące reklamy i estetyki. Zaczyna się wizualna wolność, podsycana przez pojawienie się nowych programów graficznych. Każdy za niewielkie pieniądze mógł wyprodukować sobie reklamę, tak dużą, tak kolorową i posługującą się taką formą, jaka mu się podobała.

J.K.: Początku końca neonów należałoby jednak szukać wcześniej, w latach 80., kiedy braki materiałowe stawały się coraz bardziej dotkliwe, a problemy społeczne, polityczne i gospodarcze na tyle poważne, że nikt nie zaprzątał sobie głowy tematem estetyki. W lata 90. wiele neonów weszło już w formie przetrwalnikowej. Niedziałające, osypujące się, były demontowane, by nie stwarzać zagrożenia dla przechodniów. Ostatnim wyraźnym śladem po nich były tzw. „duchy” – kształty odbite na elewacji i trafoszafki. Jednak w końcu i one zaczęły znikać, przykrywane warstwami tynku i styropianu podczas termomodernizacji na początku tego wieku.

1. Fot. Mach240390/CC BY 4.0/Wikimedia.org
2. Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Budynek z oszklonymi drzwiami wejściowymi, nad nimi napis: Ośrodek Kultury im. C. K. Norwida

Bywało, że mieszkańcy bronili neonów?

M.K.: W ten sposób udało się ocalić neon „Filatelistyka” – pionowy napis zaprojektowany przy pomocy autorskiego pisma blokowego, umieszczony na osiedlu Centrum D. Neon przez wiele lat serwisowano, wymieniano jego zużyte elementy, a właścicielka zapalała go nawet w kryzysowych latach, choćby na kilka godzin. Dzięki tej trosce udało się ocalić go przed demontażem. Dziś znajduje się pod opieką konserwatora zabytków. Ciekawym przykładem jest też „Jubilatka” – neon nieistniejącej już restauracji. Mimo, że w lokalu znajdującym się pod napisem działa dziś księgarnia, a sam neon dawno przestał działać, zdecydowano się go zachować. Co ciekawe, zaplecze techniczne „Jubilatki” także przetrwało.

Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Neon “Filatelistyka”.

J.K.: Ratowanie neonów nie było jednak powszechnym zjawiskiem. Trzeba pamiętać, że transformacja przyniosła zmiany również w zakresie własności lokali. Nagle przestało być jasne, do czyich obowiązków należy opieka nad neonem. Do administratora budynku? Do właściciela lokalu? Może do najemcy? Co więcej, lokale zwykle zmieniały swoje funkcje, kawiarnie stawały się salonami telefonów komórkowych, warzywniaki – bankami, sklepy spożywcze – aptekami. Kto chciałby mieć nad swoim biznesem neon, reklamujący zupełnie inny interes? Nie dość, że drogi i kłopotliwy w utrzymaniu, to jeszcze wprowadzający klientów w błąd?

Po wygaszaniu przyszło ponowne zainteresowanie neonami. Czym karmi się ta fascynacja?

J.K.: W przypadku Nowej Huty da się dość precyzyjnie wskazać moment, w którym zainteresowanie się odrodziło. To początek ubiegłej dekady, kiedy przy Placu Centralnym pojawiła się rekonstrukcja „Markizy” autorstwa Pauliny Ołowskiej, rozbłysnął też neon „Muzeum” na osiedlu Słonecznym oraz neon na Ośrodku Kultury Norwida. A przyczyna? Sporą rolę odegrała na pewno moda na PRL-owski design.

M.K.: Potrzebny był dystans czasowy, by pewne rzeczy jak na przykład wzornictwo oddzielić do samej PRL. Uświadomić sobie, że mimo licznych wad i nadużyć tego systemu ówczesny design, którego neony są doskonałym przykładem, był na bardzo wysokim poziomie.

W parze z zauroczeniem idzie wiedza o neonach? W „Przewodniku” można znaleźć opinię, że rozwiązania zastosowane w rekonstrukcji „Markizy” „odebrały jej szlachetny wymiar” i „nie wpływają korzystnie na odbiór całości”.  

M.K.: Markiza jest wyjątkowym przypadkiem. Autorką jej nowej wersji jest artystką, która pewnie nie chciała wykonywać wiernej kopii oryginału, ale stworzyć jej własną interpretację.  Czy ktoś woli wersję pierwotną czy współczesną? Kwestia gustu.

1. fot. Henryk Makarewicz/idealcity.pl Dofinansowano z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Małopolskiego na lata 2014-2020 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
2.
Jeszcze więcej światła
Wschodnia pierzeja Placu Centralnego, widok w kierunku ul. Igołomskiej i osiedla Centrum A (obecnie aleja Jana Pawła II). Widoczny neon reklamowy sklepu cukierniczego „Markiza”. Był to sklep z charakterystycznymi żyrandolami w kształcie odwróconych parasolek. Czas rozkwitu neonów w Nowej Hucie przypada na lata 60. i 70. XX wieku, choć pierwsze tego typu reklamy zaczęły pojawiać się już w latach 50. i 60. Fotografia historyczna przedstawiająca oryginalny neon oraz zdjęcie rekonstrukcji. “Markizę” odnowiono w 2014 roku. Był to jeden z projektów 6. edycji ArtBoom Festiwalu.

Zdarzają się też rekonstrukcje bardzo wierne. W przypadku neonu restauracji Stylowa, wykonano dobrą i dogłębną kwerendę. Sam neon został zdemontowany w 1979 roku, po zamachu na stojący w pobliżu lokalu pomnik Lenina. Nieznani sprawcy podłożyli wtedy pod statuę ładunek wybuchowy. Choć samemu Leninowi urwało jedynie piętę, wybuch powybijał okna w okolicznych blokach i mocno uszkodził neon Stylowej. Na tyle, że zdecydowano się go usunąć. W jego odtwarzaniu kluczowy okazał się znaleziony w archiwach IPN film, na którym dokładnie widać świetlny napis.

J.K.: Pamiętajmy też, że rekonstrukcje „Markizy” i „Stylowej” dzieli dekada. Z perspektywy zarówno dostępu do zasobów archiwalnych, jak również podejścia do dziedzictwa Nowej Hutu minęła cała „epoka”. Myślę, że przy obecnej wiedzy na temat wyglądu tamtejszych neonów, nowa wersja „Markizy” mogłaby wzbudzić spore kontrowersje. 

Teraz przewrotne pytanie: po co w ogóle odtwarzać neony? Rozumiem argumenty o estetyce, ale czy nie jest to rodzaj fałszownia przestrzeni? Udawania, że pewne przemiany się nie dokonały?

J.K.: Nie jestem fanem absolutnej rekonstrukcji, uważam że odtwarzanie wszystkich, czy nawet większości nowohuckich neonów nie ma sensu. Sens ma natomiast dbanie o iluminacje, które już istnieją i rekonstruowanie tych, które posiadają funkcjonalny, techniczny i ekonomiczny potencjał. Bardzo dobrą praktyką jest też nawiązywanie do neonowej tradycji we współczesnej działalności. Tworzenie nowych projektów, które krojem pisma i formą nawiązują do tych historycznych.

Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Neon “Kino Świt”.

Przywracanie i ponowne rozświetlanie jest jedną metodą dbania o dziedzictwo, ale można też stworzyć muzeum neonów. Miejsca, w których neony wciąż świecą, ale bez naturalnej dla nich przestrzeni ulicy i bez kontekstu są dobrym pomysłem?

M.K.: Istnieją też rozwiązania pomiędzy umieszczeniem neonu w zamkniętym pomieszczeniu, a jego rekonstrukcją. We Wrocławiu neony z różnych zakątków miasta zebrano przy jednej ulicy. Zostały wyrwane ze swej pierwotnej lokalizacji, ale nie z właściwego im kontekstu.

J.K.: Trzeba jednak pamiętać, że pozbawianie neonu kontekstu często jest jedyną możliwością jego zachowania, ocalenia substancji obiektu. Można traktować takie rozwiązanie jako ostateczność, ale należy je dopuszczać. W przypadku Nowej Huty „muzealizacji” uległ jeden neon – bar „Meksyk”, który dzięki oddolnym inicjatywom udało się włączyć do zasobów Muzeum Inżynierii i Techniki. 

Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Neon “Mamy Cię w Hucie”.

Zaczęliśmy od zauroczenia, skończymy na marzeniu. Jakie jest wasze życzenie, związane z nowohuckimi neonami?

M.K.:„Jubilatka”, odnowiona i funkcjonująca w przestrzeni Nowej Huty nie jako relikt, ale jako działający neon.

J.K.: Przestrzenie Centrum D7 i Zgody 7 znów wypełnione neonami. Może nie rekonstrukcjami, nie odtworzonym Pawiem, Samosią, Światem Dziecka, ale nowymi iluminacjami, nawiązującymi do dawnych form. W naturalny sposób łączące przeszłość z teraźniejszością.

Fot. Magdy Rymarz/Ośrodek Kultury Norwida
Jeszcze więcej światła
Neon “Good Lood”.

Aleksandra Suława

Historyczka sztuki i dziennikarka Interii. Specjalizuje się w zagadnieniach związanych z architekturą i urbanistyką, designem i  sztuką. Pisze teksty także na temat kwestii społecznych, praw kobiet i mniejszości. Za swoje teksty uzyskała nominację do Grand Press i Nagrody Dziennikarzy Małopolski. Jest też autorką książki „Przy rodzicach nie parlować”.

Popularne