Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Słowo-wytrych do opisywania twórczości Hasiora to „kontrowersyjna”. Niektórzy zalecali mu oddać się pod opiekę psychiatrów. On sam wolał świadomie tworzyć swój wizerunek medialny, w końcu zawsze wyprzedzał swoje czasy – o sztuce i życiu Władysława Hasiora opowiada Julita Dembowska, historyczka sztuki z Muzeum Tatrzańskiego, autorka niedawno wydanego minialbumu z fotografiami najciekawszych realizacji artysty.
Pamięta pani swoje pierwsze zetknięcie z Hasiorem?
To było wtedy, gdy zatrudniłam się w Muzeum Tatrzańskim, w dziale sztuki w 2009 roku. Przygotowywano wtedy od nowa ekspozycję stałą Hasiora, wszystkie jego prace były więc czyszczone i konserwowane. Trafiłam tam w takim momencie, gdy leżały na stole konserwatorskim i mogłam im się z bliska przyjrzeć. To był formujący moment: podziwiałam każdy element tych fascynujących dzieł, bo były na wyciągnięcie ręki. Pomyślałam, że trzeba o nich powiedzieć ludziom.
Co panią najbardziej w nich zafascynowało?
Ich złożona dekoracyjność.
Hasior sam mówił, że był Plastusiem Powiatowym, ale to była kokieteria; tak naprawdę był bardzo świadomym artystą i w jego pracach wszystko jest przemyślane, a nie przypadkowe.
Każda tasiemka, widły itp. są na swoim miejscu. Te kompozycje są czarujące od strony wizualnej. Pełno w nich kolorów, wszystko się mieni, współgra ze sobą.
Jak wyglądała droga twórcza Hasiora? Powiedział, że nie ma patrona w żadnym artyście i że jego majsterkowanie miało źródło w zdolnościach Janka Muzykanta. Miał być stolarzem. Jak to się stało, że został artystą?
Świadomie pisał sobie legendę Janka Muzykanta, to była część budowania wizerunku medialnego. Niemniej jednak jego droga była trudna. Pochodził z ubogiej rodziny; kiedy wybuchła wojna, miał 11 lat. W czasach okupacyjnych został skierowany na roboty, m.in. kopał rowy. Dwukrotnie podejmował próby nauki w szkole średniej, ale to było trudne z przyczyn finansowych. Pomogła mu Maria Butscherowa, społeczniczka, która dostrzegła jego zdolności plastyczne i wysłała do Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, aby został snycerzem. Kierownikiem działu rzeźby był tam Antoni Kenar, który potrafił dostrzec talent osób przybywających do niej, rekrutujących się z obszarów wiejskich czy z miasteczek. Często klasyfikowano tych artystów jako ludowych.
W pokoleniu, które wraz z Hasiorem uczyło się pod kierunkiem Antoniego Kenara, znalazło się kilka wybitnych indywidualności twórczych. To choćby rzeźbiarze Antoni Rząsa czy Grzegorz Pecuch.
A wracając do Hasiora – nie został stolarzem, poszedł na ASP w Warszawie.
Już w trakcie studiów odszedł od klasycznej rzeźby na rzecz kompozycji złożonych z przedmiotów codziennego użytku, choćby kawałków luster czy mydła. To było pionierskie. Jego pierwsze prace powstały w 1957 roku, czyli cztery lata przed tym, kiedy wielką wystawę asamblaży pokazała nowojorska MoMa.
Tak, mówi się, że był pionierem asamblażu w Polsce. Sytuuje się go między surrealistami, dadaistami, a pop-artem, ale w zasadzie trudno wpasować go gdziekolwiek. On twierdził, że każdy przedmiot niesie pewne znaczenie, które trzeba wykorzystywać w sztuce. Przy pomocy przedmiotów codziennego użytku chce opowiedzieć coś ważnego, ale twierdzi, że nie jest awangardowy, bo posługiwanie się gotowym przedmiotem jest obecne od wieków – w ten sposób konstruujemy kapliczki przydrożne czy maski rytualne. Sam po materiały do swoich dzieł udawał się na targ lub prosił o nie znajomych, w ten sposób pozyskiwał koraliki, stare zabawki, nawet wózek dziecięcy. To właśnie w wózku umieścił ziemię i płonące świeczki, tworząc jedną ze swoich najbardziej znanych prac – „Czarny krajobraz”, stanowiącą hołd dla dziecięcych ofiar na Zamojszczyźnie.
Jak wyglądał jego debiut w świecie sztuki?
Chyba takim prawdziwym wejściem w ten świat była wielka wystawa w Zachęcie w 1966 roku, wcześniej też wystawiał, te
ekspozycje budziły skrajne emocje – od zachwytu po sceptycyzm. Niektórzy zalecali Hasiorowi oddać się pod opiekę psychiatrów.
Słowo wytrych do opisywania jego twórczości to „kontrowersyjna”. Artysta musiał tłumaczyć się, czemu robi takie, a nie inne prace. Na wystawy ustawiały się kolejki, bo ludzie byli ciekawi, co tym razem wymyślił.
Wśród jego inspiracji można wymienić m.in. sztukę ludową i surrealizm.
Odwoływał się też do Biblii, mitologii, wracał do przeżyć wojennych… O swoich inspiracjach pisał w swoich słynnych Notatnikach fotograficznych. To zbiory przeźroczy, łącznie 20 tys. slajdów.
Na zdjęciach Hasior „zapisywał” swoje inspiracje, dlatego nazywał to Notatnikiem fotograficznym. Z czasem służył mu on też jako materiał ilustracyjny do wykładów czy pogadanek. Dosyć wcześnie odkrył fotografię i już w czasie podróży do Francji i Włoch na przełomie 1959 i 1960 roku zabrał ze sobą aparat – zrobił sobie nawet selfie.
Przy pomocy aparatu fotograficznego robił notatki, które pogrupował tematycznie, tworząc ponad 400 cykli. Nie interesowały go wyłącznie kierunki w sztuce, ale też przestrzeń, która jest dookoła, czyli nagrobki na cmentarzach, kapliczki przydrożne, kamienie w rzece… To mu potem podpowiadało, jak łączyć kolory, struktury, materie. Mówił, że współczesna rzeźba powinna mieć współczesną formę i tworzy ją artysta, wymyślając kompozycję.
Te notatniki nazywane są odpowiednikiem Instagramu. Można więc powiedzieć, że Hasior na wielu poziomach wyprzedzał swoje czasy?
Absolutnie. Bardzo chętnie udzielał wywiadów, pozował do zdjęć. Pierwsze z tych pozowanych zdjęć są autorstwa Krystyny Gorazdowskiej i Wojciecha Plewińskiego, czyli naczelnego fotografa „Przekroju”. Hasior pozuje tam w przetartym swetrze na tle swojego mieszkania w Zakopanem. Ten wizerunek z lat 60. pokazuje, że artysta wpisywał się w awangardę, w wizerunek samotnika, buntownika, takiego Hemingwaya sztuki. Hasior bardzo dobrze czuł się też przed kamerą.
Jego kariera rozkręciła się szybko. W 1964 roku wyszła jego pierwsza biografia, a miał wtedy zaledwie 36 lat.
A jeszcze wcześniej był pierwszy film z nim w roli głównej, „Rozmowa”, zrealizowany przez Marię Kwiatkowską. On sam pisał do Marii Butscherowej, że powstała o nim książka, film i niektórzy już przechodzą na drugą stronę ulicy, jak go widzą. Nawet wcześniej już chciano o nim pisać biografię z tezą – o biednym chłopaku z prowincji, który wiele osiągnął. Ktoś powiedział, że popularność Hasiora jest porównywalna z popularnością gwiazd estrady.
Również za granicą? Bo był artystą często tam wystawianym już w czasach PRL.
Tak, na całym świecie. W Brukseli, Paryżu, Amsterdamie, Sao Paulo, Sztokholmie… Wyjeżdżając, często bał się, czy będzie mógł wrócić do Polski; nigdy nie chciał zostać za granicą. Jednak dużo podróżował i sprzedawał swoje prace poza Polską. Zabawne, że celnicy nie mogli się połapać, co on wwozi a co wywozi, bo jego prace rozkręca się do transportu, on je zresztą też przerabiał.
Wyjazd za granicę to marzenie wielu, szczególnie w czasach PRL. Czemu on nie chciał?
Sam na jednym z filmów mówi, że wszyscy się dziwią, że nie został w Paryżu. Tłumaczy, że skoro namawiano go, by tam jechał, to pojechał, ale nie miał nigdy planów tam pozostać.
Źródło jego twórczych inspiracji jest w Polsce południowej.
Na Podhale wrócił po studiach na warszawskiej ASP – tamtejszy wydział rzeźby skończył w 1958 roku; w Zakopanem miał pracownię, uczył w szkole Kenara i tu czuł się najlepiej. Uważał tę miejscowość i w ogóle Małopolskę za najpiękniejsze miejsce na ziemi. Nigdzie indziej nie był w stanie tworzyć.
Co się działo z jego twórczością na przestrzeni lat, jak ona ewoluowała?
On sam mówił, że jest kilka cykli jego prac. Są to asamblaże, które nazywał montażami, sztandary, czyli duże tkaniny, które obnosił w procesjach i które stanowiły też część scenografii w spektaklach teatralnych oraz rzeźby wyrwane z ziemi, czyli powstałe przez wykonanie negatywu w gruncie, uzbrojenie metalowymi prętami, zalanie betonem, wyciągnięcie przy pomocy dźwigu i ustawienie takiej nieupiększonej kompozycji. Ważnym elementem w jego twórczości były pomniki; sam mówił, że to najważniejsze wyzwanie dla rzeźbiarza, bo istnieją one w przestrzeni publicznej i organizują dusze ludzkie. Dodawał, że pomnik powinien wyglądać tak, by nie był potrzebny żaden podpis. Te pomniki to m.in. rzeźba koszalińska czy szczecińska, ale też na terenie Podhala mamy trzy takie dzieła – to „Ratownikom górskim”, „Prometeusz Rozstrzelany” po drodze do Kuźnic oraz słynne „Żelazne Organy”. Hasior wymyślił, że one będą grały i chciał zamontować tam elementy wydające dźwięki. Za to w Łodzi jest praca emblematyczna dla Hasiora, nazywa się „Telewizor powiatowy”: telewizor obramowany deską sedesową. To bardzo krytyczna praca – telewizor, czyli dla wielu ludzi w ówczesnych czasach oko na świat zestawiony z deską sedesową jest ostrzeżeniem:
uważaj, kiedy obcujesz z przekazem masowym.
Był artystą krytycznie obserwującym rzeczywistość i reagującym na nią.
Po przełomie demokratycznym jego kariera osłabła. Wypominano mu, że w stanie wojennym nie odwołał swojej wystawy, wytykano podróże zagraniczne…
Tak, on to mocno odchorował. Hasior od końca lat 70. wraz z Muzeum Tatrzańskim starał się o dawną leżakownię w Zakopanem, by mieć przestrzeń do życia i pracy. Udało mu się to i gdy nadszedł stan wojenny, trwały już przygotowania do wystawy. Nie odwołał jej, otworzył w 1982 roku. Zostało mu to zapamiętane. Mimo to nadal działał, w 1985 roku otworzył z kolei w Muzeum Tatrzańskim swoją galerię i poświęcił się jej, oddał organizowaniu tu życia kulturalnego. Spotykał się z publicznością, opowiadał o sztuce. Wśród gości był Mark Knopfler i Bruce Springsteen. No ale środowisko się odwróciło, został na marginesie. Potem podupadł na zdrowiu, trudniej mu było wyjeżdżać i prezentować swoje prace, więc kariera zagraniczna osłabła.
Najciszej zrobiło się po jego śmierci w 1999 roku. Ale potem nastąpił renesans. Recepcja jego twórczości za granicą i w Polsce ożywiła się w ostatnich latach.
Bo on jakoś szczególnie rezonuje z teraźniejszością?
Chyba tak. Występuje dziś zwrot w stronę materializmu, on się dobrze w to wpisuje z różnorodnymi materiałami i strukturami.
Jego sztuka jest dobrze znana, ale życie osobiste dosyć tajemnicze… A łatwe nie było. Pochodził z wiejskiej rodziny, był nieślubnym dzieckiem. Kiedy popadł w konflikt z ojczymem, ten wyrzucił go z domu…
Mamy dziś zwrot ludowy i odkrywamy, że nie wywodzimy się z dworku, tylko spod dworka. Tak było też z Hasiorem. Urodził się w 1928 roku koło Nowego Sącza. Jego mama zatrudniała się w folwarkach, wiodła życie takie, jak większość społeczeństwa w tym czasie. Żyli biednie. Edukację ułatwiła mu, jak mówiłam, Maria Butscherowa. Po studiach ożenił się z koleżanką ze studiów, mieli jedno dziecko, syna, który żyje i ma się dobrze. Hasior ma sześcioro wnuków. Po rozwodzie nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, ale już nigdy się nie ożenił.
Sztukę uważał za swoją najważniejszą, wymagającą kochankę.
Opracowała pani minialbum przedstawiający twórczość Władysława Hasiora, który niedawno wyszedł w wydawnictwie Bosz. Zawiera on niemal 60 fotografii z najciekawszymi realizacjami twórcy. Ma pani jakąś ulubioną pracę artysty?
Najbardziej chyba lubię rzeźby wyrwane z ziemi. Jest też praca „Wniebowzięcie”, która przedstawia krajobraz z łagodnym pagórkiem w pomarańczowej ramie, na tym pagórku stoją białe buciki. Tło dla tego obrazu stanowi fioletowa tkanina z pęknięciami, z nich wyglądają brokatowe kolorowe prześwity i to jest piękny zachód słońca przedstawiający wniebowzięcie Maryi, po której został tylko ziemski ślad w postaci tych butów. Ta praca mnie urzeka.
W numerze 4/2024 drukowanego magazynu „Spotkania z Zabytkami” (dostępnym na rynku od początku października br.) będzie można przeczytać artykuł “Powrót Hasiora”.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Interesująca w kontekście budowania przez Schulza ekspresji przedstawień za pomocą koloru jest relacja Kazimierza Hoffmanna w liście z 1965 roku, dotycząca już nie własnych projektów artysty, a tych wykonywanych pod przymusem, podczas okupacji sowieckiej. Schulz wykonywał wówczas nie tylko ilustracje...
Oryginalny i odświeżający widzenie XX-wiecznej fotografii dorobek Danuty Rago został niedawno przywołany wystawą „Fabryka Złudzeń” przez Fundację Archeologia Fotografii. Digitalizowane przez FAF archiwum udowadnia, że zapomniana fotoreporterka potrafiła z artystycznym zmysłem tworzyć zarówno pierwsze sesje reklamowe, ciekawą estetycznie dokumentację industrializacji,...
Sam mówił, że są rzeczy, których nie umie wysłowić – wtedy musi je namalować. Był człowiekiem żarliwej wiary, ale jednocześnie podlegał fascynacji Erosem, cielesnością. Również w sztuce łączył odległe światy – Wschód z Zachodem, figurację z abstrakcją. O Jerzym Nowosielskim oraz wystawie „Sztuka widzenia. Nowosielski i inni”...