Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Rabowane są najczęściej obiekty uznane za wartościowe dla narracji ideologicznej Kremla, mające dowodzić związków historyczno-kulturowych Ukrainy z „Mateczką-Rossiją” i zarazem uzasadniać obecne roszczenia terytorialne. Natomiast kolekcje postrzegane jako niezgodne z oficjalną rosyjską wizją ukraińskiej tożsamości kulturowej padają ofiarą zamierzonej destrukcji – mówi Marek Lemiesz, koordynator Ukrainian Heritage Rescue Project – programu inwentaryzacji strat dziedzictwa kulturowego, realizowanego w obwodach czernihowskim i chersońskim.
Do końca lutego 2024 roku zniszczeniu lub uszkodzeniu uległy 902 zabytki objęte prawną ochroną – wynika z danych ukraińskiego Ministerstwa Kultury i Polityki Informacyjnej. Co można tu uznać za przykład szczególnie dotkliwych strat?
Dane, które pan przytacza, zdążyły się zmienić. Według informacji udostępnionych w początku czerwca przez ministerstwo, w ewidencji strat znalazło się już 1080 zabytków różnej kategorii oraz 2003 budynki infrastruktury kulturalnej, które w różnym stopniu miały ponieść szkody w rezultacie inwazji wojsk rosyjskich.
Czyli po 2,5 roku wojny mówimy o niemal 2-procentowych zniszczeniach.
Na pierwszy rzut oka taki odsetek może nie robić wrażenia. Należy jednak pamiętać, iż bezpośrednie działania militarne toczą się tylko na części terytorium Ukrainy, w siedmiu czy ośmiu obwodach (czyli województwach).
Dla niektórych rejonów straty dziedzictwa kulturowego sięgać będą nawet 50–60 proc.
Czy dynamika aktów przemocy przeciw spuściźnie kulturowej Ukrainy się zmienia?
Można odnieść wrażenie, że stopniowo spowalnia, a w każdym razie nie cechuje jej intensywność i brutalność pierwszych miesięcy konfliktu. Jednak, bazując choćby na obserwacjach z czasów syryjskiej wojny domowej, należałoby przyjąć, że
liczby, o których właśnie mówimy, nie dają całościowego obrazu tego dramatu.
W naturalny sposób skupiamy się bowiem na szczególnie rozpoznawalnych zabytkach albo na obiektach położonych w silnie zurbanizowanych i stosunkowo łatwo dostępnych, a przy tym relatywnie bezpiecznych rejonach kraju. Poza zasięgiem prób inwentaryzacji pozostają natomiast dobra kultury (szczególnie dotyczy to reliktów archeologicznych) zlokalizowane w strefach słabo zamieszkanych i oddalonych od sieci drogowej. Ich dewastacji najczęściej nie odnotowuje nawet lokalna administracja. W obwodzie chersońskim, gdzie wdrożyliśmy koordynowany przeze mnie projekt polsko-ukraiński, jesteśmy obecnie w stanie dotrzeć do mniej więcej połowy lokalizacji, pozostałe znajdują się w okupowanej części lub na terenach bezpośrednio przyległych do strefy toczących się walk.
Zabytki znajdujące się pod okupacją to jeszcze bardziej złożony problem.
Klasycznym przypadkiem pogmatwanych losów tego dziedzictwa jest Sewastopol, czyli antyczny Chersonez Taurydzki. Od kilku lat, pod pretekstem niezbędnych interwencji ratowniczych, trwają tam szeroko zakrojone badania wykopaliskowe, w których gościnnie uczestniczą też naukowcy (a może raczej pseudonaukowcy?) z Rosji. Pozyskuje się w ten sposób tysiące zabytków ruchomych, a część z nich wyjeżdża następnie w skrzyniach do rosyjskich ośrodków naukowych. Warto przypomnieć, że II Protokół Konwencji haskiej z 1954 r. zabrania prowadzenia jakichkolwiek prac archeologicznych na terenach objętych działaniami zbrojnymi lub okupacją, z wyjątkiem sytuacji szczególnych i wyłącznie z inicjatywy lokalnych władz. W kontekście obecnego statusu prawnego Krymu jest to więc działanie bezprawne.
Czyli w miastach wschodniej Ukrainy prowadzona jest masowa grabież dzieł sztuki?
Z jednej strony grabież, z drugiej intencjonalna destrukcja. Na listach strat kultury ukraińskiej nieproporcjonalnie licznie występuje kilka kategorii, na przykład cerkwie należące do Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego (ale już nie parafie podległe Patriarchatowi Moskiewskiemu, których duchowni niejednokrotnie udzielali wydatnej pomocy najeźdźcom) – w przypadku Czernihowszczyzny stanowią one około 20 proc. wszystkich zniszczeń. Inne obiekty szczególnie narażone na bezpośrednie akty wandalizmu wojennego to wiejskie domy kultury z niewielkimi bibliotekami, a także nieduże muzea regionalne, z reguły posiadające zbiory rękodzieła i sztuki ludowej.
W Ukrainie trwa proceder zaplanowanej i systematycznie realizowanej anihilacji nieruchomego dziedzictwa kulturowego,
ale także zbiorów ruchomych dóbr kulturalnych, jakie mogą mieć odniesienie do religii, języka czy tradycji folklorystycznej, czyli tych elementów tradycji niematerialnej, które postrzega się w Rosji jako przejawy odrębności ukraińskiego narodu.
Z drugiej strony, znam też kilka kolekcji muzealnych uznanych przez okupantów za „nieszkodliwe” czy też „neutralne”, za to puls ewidentnie przyspieszał trofiejcom na widok zastanych w środku komputerów i czajników elektrycznych bądź telefonów w ręku pracowników. Natomiast w drugiej połowie marca 2022 roku pojawiły się w mediach ukraińskich doniesienia o specgrupach żandarmerii polowej czy też Rosgwardii, które w publicznych bibliotekach obwodów czernihowskiego, sumskiego i donieckiego dokonywały konfiskat książek. Przedmiotem rekwizycji miały być podręczniki do historii Ukrainy oraz literatura popularno-naukowa dotycząca najnowszych dziejów – szczególnie zbrodni stalinowskich, działalności UPA-OUN i ruchu demokratycznego na Majdanie.
Nasuwające się skojarzenia z paleniem książek na parteitagach (zjazd partii – przyp. red.) w III Rzeszy czy z akcjami hitlerowskiego Einsatzstab Rosenberg (jednostka zajmująca się rabunkiem dzieł sztuki; od nazwiska Alfreda Rosenberga – przyp. red.) w krajach okupowanej Europy wydają się nieprzypadkowe.
Ale wywożone są też zabytki. Widział pan efekty takiego procederu?
Tak, drugim aspektem grabieży ruchomych dóbr kultury w Ukrainie jest podnoszenie kwestii rzekomego ich zabezpieczania, zwłaszcza rozproszonego dziedzictwa rosyjskiego, przed nieuchronnym zniszczeniem na skutek toczących się działań wojennych. Taki konstrukt jest w rosyjskich mediach dość powszechną narracją, do tego usprawiedliwianą ex cathedra przez wiele tamtejszych autorytetów świata kultury i nauki, jak choćby dyrektora Ermitażu, Michaiła Piotrowskiego, znanego z posługiwania się haniebnym określeniem
„kulturalna operacja specjalna”.
Najwięcej chyba mógłbym powiedzieć o wydarzeniach, jakie miały miejsce w Chersoniu – mieście, które przez kilka miesięcy znajdowało się pod okupacją. Na krótko przed agresją najcenniejszą część dzieł przechowywanych w chersońskim Regionalnym Muzeum Sztuki im. Ołeksija Szowkunenki pracownicy zabezpieczyli w piwnicach. Po zajęciu miasta żołnierze rosyjscy kilkakrotnie przeszukiwali gmach, usiłowali też zmusić wicedyrektorkę do oddania aktualnych spisów inwentarzowych. Ostatecznie administracja okupacyjna zainstalowała w muzeum nową kierowniczkę, byłą piosenkarkę kawiarnianą, z dużym zaangażowaniem wspierającą działania propagandowe. W październiku 2022 roku w muzeum pojawiła się grupa wojskowych i miejscowych kolaborantów – rosyjskich cywili – prawdopodobnie profesjonalnych historyków sztuki i konserwatorów, na co mogły wskazywać ich umiejętności w obchodzeniu się z ikonami i innymi, wymagającymi odpowiedniej pieczołowitości w pakowaniu eksponatami. Ogółem z wystaw i magazynów muzeum zniknęło wtedy ok. 10 tys. dzieł artystycznych (z 13 tys. wpisanych do inwentarzy), w tym płótna XIX-wiecznych malarzy rosyjskich i ukraińskich, a także obrazy mistrzów zachodnioeuropejskich. Wywieziono je ponoć upchane w dwóch wojskowych ciężarówkach – tysiące płócien na blejtramach, pospiesznie owinięte w papier pakowy i płaty tkaniny bawełnianej. Nieco później niektóre z zagarniętych z Chersonia dzieł sztuki odnalazły się niespodzianie w Symferopolu, w Centralnym Muzeum Taurydy, a udało się je zidentyfikować dzięki… filmom publikowanym przez oficjalne rosyjskie kanały informacyjne.
Dużo większa grupa zadaniowa (mówi się nawet o siedemdziesięciu osobach, z których część była najpewniej funkcjonariuszami FSB) działała w tym samym czasie w Obwodowym Muzeum Krajoznawczym. Dysponując gotowymi spisami, skonfiskowali oni tysiące przedmiotów z sal wystawowych i magazynów: złote wyroby z pochówków scytyjskich, antyczną ceramikę, militaria drugowojenne i zbiory falerystyczne. W ogołoconych pomieszczeniach muzealnych sprawcy tej grabieży pozostawili otwarte, puste gabloty, niektóre dodatkowo rozbite. Ponoć nie zainteresowały ich jedynie wypchane okazy lokalnej fauny.
Jakie są kryteria wyboru rabowanych dzieł?
Pożądane są wszelkie „dowody” na poparcie mitów stanowiących podbudowę współczesnych rosyjskich dążeń: Rusi Kijowskiej jako etnicznej kolebki Rosjan, rzekomej nieprzerwanej kontynuacji cywilizacji bizantyjskiej, wpływów kulturowych starożytnej Grecji (aspiracje europejskie) i ludów stepowych Scytii (ambicje dominacji azjatyckiej, odwoływanie się do idei Nowych Scytów). Przede wszystkim jednak decydującą rolę odgrywa uznanie konkretnych obiektów za wartościowe dla narracji ideologicznej Kremla, czyli mające dowodzić związków historyczno-kulturowych Ukrainy z „Mateczką-Rossiją” albo ilustrujące wpływ sztuki i kultury rosyjskiej na miejscowych artystów. Obie te normy spełniały na przykład, zdemontowane przez Rosjan i wywiezione z Chersonia, pomniki kniazia Potiomkina, marszałka Suworowa i admirała Uszakowa. Jest to swoją drogą historia urocza w swym bezpretensjonalnym surrealizmie: Kijów ironicznie podziękował za ów „gest swoistej samoderusyfikacji”. Przedstawiciele prorosyjskiej administracji utrzymują oczywiście, iż po zakończeniu walk „zabezpieczone” posągi absolutnie muszą powrócić na swoje cokoły w centrum miasta. Dodam tylko, że Grigorij Potiomkin, do którego koncepcji ukraińskiej „Noworosji” często odwołuje się sam Putin, nie zaznał spokoju po śmierci – również jego doczesne szczątki zabrali z chersońskiego soboru św. Katarzyny wycofujący się z miasta żołnierze Federacji.
Jakie są losy zrabowanych zabytków?
Dotychczas rekwirowane w Ukrainie czy na Krymie zabytki ruchome i dzieła sztuki na mocy specjalnych zarządzeń były pro forma przenoszone do inwentarzy wskazanych muzeów rosyjskich, czasem też fizycznie przekazywano je tam pod pretekstem renowacji czy depozytu wypożyczonego na wystawę czasową. W myśl nowego prawodawstwa,
zagrabione artefakty mają trafiać bezpośrednio do Państwowego Katalogu Muzealnego Funduszu Federacji, czyli jakiekolwiek próby restytucji tych obiektów, uznanych teraz za rosyjskie skarby narodowe, nie będą możliwe.
Zresztą taka legalizacja zawłaszczeń nie jest novum – w 1998 roku, na mocy podobnej ustawy, za swoją własność Kreml uznał wszystkie dobra kultury przemieszczone z Niemiec hitlerowskich, które potraktowano en masse jako rekompensatę za wojenne straty dziedzictwa rosyjskiego. Ale
tak naprawdę proces grabieżczej eksploatacji zasobów kulturowych Ukrainy przez Petersburg czy Moskwę trwa od niemal dwóch wieków.
Już za ostatnich Romanowów najcenniejsze znaleziska z pierwszych, pół-amatorskich badań wykopaliskowych musiały być przekazywane właśnie do Ermitażu. Dziesiątki tysięcy dóbr kultury zawłaszczonych przez III Rzeszę na terytorium Ukraińskiej SSR, a następnie odzyskanych przez władze sowieckie, także nie powróciły nigdy do Kijowa, nawet po rozpadzie ZSRR. Coraz częściej z ust ukraińskich ekspertów pada więc mocne określenie: „imperializm kulturowy”.
Udało się za to uratować „złoto scytyjskie”
Jeszcze przed 2014 rokiem Muzeum Historycznych Skarbów Ukrainy w Ławrze Kijowsko-Peczerskiej i Muzeum Archeologiczne w Odessie, we współpracy z czterema zbiorami krymskimi, przygotowały eksportową wystawę „Crimea: Gold and Secrets of the Black Sea”, na którą złożyły się setki unikalnych wyrobów złotnictwa scytyjskiego, sarmackiego i gockiego. Zajęcie przez Rosję Krymu w roku 2014 zastało tę ekspozycję w Muzeum Allarda Piersona w Amsterdamie. Po trwającej niemal dziewięć lat batalii sądowej o aktualny status eksponatów i ustalenie ich właściciela, ostatecznie holenderski Sąd Najwyższy zdecydował się oddać wystawę do Kijowa, gdzie od początku lipca 2024 roku prezentowana jest publicznie. Oczywiście media rosyjskie oskarżyły Holandię o złamanie prawa międzynarodowego, a w Dumie nie zabrakło głosów wzywających do bojkotu ekonomicznego czy wręcz przeprowadzenia przez Specnaz operacji odbicia tych skarbów.
Na czym polega Ukrainian Heritage Rescue Project – program, który pilotażowo realizowano w obwodach czernihowskim i chersońskim?
Od 24 lutego 2022 roku przy Narodowym Instytucie Dziedzictwa działa Centrum Pomocy dla Kultury na Ukrainie, powołane z inicjatywy MKiDN. W ramach działań Centrum do ponad stu placówek kultury i muzeów ukraińskich przesłano dziesiątki transportów materiałów pakowych, skrzyń, generatorów i innego wyposażenia, wartych miliony złotych. NID współorganizował też warsztaty UNESCO dotyczące przeciwdziałania nielegalnemu przemytowi zabytków z Ukrainy oraz szkolenia on-line kierowane do pracowników ukraińskich muzeów; ukazywały się też raporty poświęcone polskiej pomocy oraz kwestii niematerialnego dziedzictwa kulturowego uchodźców wojennych. Na zamówienie Instytutu powstał też film dokumentalny pt. „Erase the Nation”, ukazujący wstrząsający obraz ukraińskiej kultury czasu wojny.
Ukrainian Heritage Rescue Project działa w oparciu o oficjalne Memorandum o współpracy, podpisane przez szefów resortów kultury obu krajów, a zasadniczym jego celem jest nieinwazyjna dokumentacja strat dziedzictwa kulturowego, jakie wynikły na skutek rosyjskiej inwazji i zjawisk towarzyszących toczącym się działaniom militarnym.
Rezultatem naszych prac ma być raport, a w dalszej perspektywie – ubranie tych danych w formę nowoczesnej bazy geoprzestrzennej. Koncepcja projektu wpisuje się w coraz popularniejszą dziś, ideę preservation by record – „konserwacji przez dokumentację”, czyli doraźnego zabezpieczenia informacji o narażonym na degradację materialnym dziedzictwie poprzez jak najdokładniejsze zewidencjonowanie jego aktualnego stanu zachowania. Mówimy o realiach trwającego konfliktu, w których nie ma możliwości organizacyjnych, by podejmować jakichkolwiek działania zabezpieczające.
Jakie były kryteria wyboru lokalizacji?
Obwód czernihowski, położony na północny wschód od stolicy, uznaje się za jeden z najciekawszych regionów pod względem urozmaiconego, a zarazem reprezentatywnego dla reszty kraju dziedzictwa kulturowego, na które składają się zabytki budownictwa historycznego (w tym unikalna średniowieczna architektura sakralna), cmentarzyska pradziejowe i rozsiane po gminach wiejskie domy kultury. W okresie luty–kwiecień 2022 roku toczyły się tu intensywne walki z czasowym zajęciem wielu miejscowości przez oddziały rosyjskie i wzmożoną aktywnością szabrowniczą okupantów, a miasto Czernihów stało się celem bombardowań skoncentrowanych na celach cywilnych. Nie bez znaczenia są też normalnie funkcjonujące struktury administracyjne oraz duże wsparcie z ich strony, a przede wszystkim w miarę ustabilizowany poziom zagrożeń. Choć to akurat jest pojęciem bardzo względnym: w sierpniu 2023 i maju 2024 roku miały miejsce zmasowane ataki dronowe i rakietowe na centrum miasta, z wieloma ofiarami śmiertelnymi.
Chersoń i północna część obwodu zostały odzyskane z rąk rosyjskich w listopadzie 2022 roku, po długotrwałej okupacji, a tamtejszy krajobraz, z częściowo wyludnionymi wsiami, zrujnowaną infrastrukturą i wszechobecnymi wrakami czołgów i innych pojazdów wojskowych przypomina scenerię filmu postapokaliptycznego. O ile w Czernihowie możemy pozwolić sobie na wykorzystanie pełniejszego wachlarza technik dokumentacyjnych, to Chersońszczyzna zmusza nas do stosowania metodyki dalece uproszczonej, właściwie raczej prerejestracji zniszczeń, która obejmuje skondensowany opis in situ i podstawową inwentaryzację fotograficzną, stanowiące punkt wyjścia do ich uszczegółowienia w przyszłości. Póki co, nie możemy tam nawet skorzystać z dronów niezbędnych do dokumentacji fotograficznej, jako że mogą one zostać pomyłkowo ostrzelane przez żołnierzy ukraińskich.
Jakie są efekty działań pańskiego zespołu?
Nie jesteśmy jeszcze na półmetku prac, ale jest to spowodowane zarówno różnorakimi opóźnieniami proceduralnymi, jak i stanem faktycznym zewidencjonowanych dotąd strat, który znacznie przekroczył najśmielsze nawet wstępne szacunki sprzed etapu wizji lokalnych. Jeśli chodzi o Czernihów, to w ramach dotychczasowych działań inwentaryzacyjnych zebraliśmy listę 87 zniszczonych lub uszkodzonych zabytków i obiektów infrastruktury kulturalnej, podczas gdy wcześniejsze zestawienia dla tego regionu, sporządzone przez ukraińskie Ministerstwo Kultury czy ICCROM (Międzynarodowe Centrum Badań nad Ochroną i Konserwacją Dziedzictwa Kulturowego, powołane przez UNESCO – przyp. red.), zamknęły się na zaledwie 38 pozycjach. Jeszcze bardziej dramatycznie przedstawia się sytuacja w obwodzie chersońskim. W Kijowie dysponowano początkowo wiedzą o zaledwie 20 zniszczonych tamtejszych zabytkach. Tymczasem już w lipcu 2024 roku mieliśmy wstępnie zewidencjonowanych 127 obiektów, a jest to tylko efekt kwerend i trzech krótkich prospekcji w terenie. Jeśli chodzi o wykonaną kompletną dokumentację, to objęła ona dotąd około 20 proc. obiektów z obu obwodów, zatem czekają nas jeszcze bardzo intensywne miesiące.
Nowoczesne technologie zmieniają oblicze tej pracy?
Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad dokonał się ogromny postęp technologiczny. W Iraku, pracując dla Polskiego Kontyngentu Wojskowego, posługiwaliśmy się papierowymi mapami topograficznymi i pierwszymi aparatami cyfrowymi. Dzisiejszy arsenał narzędzi cyfrowych wydatnie przyspiesza pozyskiwanie danych wizualnych i metrycznych o nieporównywalnie lepszej jakości odwzorowania. Korzystamy na przykład z doskonałej jakości materiału teledetekcyjnego m.in. z konstelacji satelitów SAR ICEYE – zdjęcia te umożliwiają analizę przestrzenną i czasową niektórych rodzajów zniszczeń widocznych z powietrza. Przy utrwalaniu kondycji cenniejszych zabytków architektonicznych zaczęliśmy stosować profesjonalną fotogrametrię, która po obróbce umożliwia uzyskanie szczegółowego, trójwymiarowego modelu budynku – już 100 ujęć w technice Structure from Motion pozwala na akceptowalne zobrazowanie przestrzenne obiektów o mniejszych gabarytach. Z kolei proste DEM-y (numeryczne modele terenu), wygenerowane ze zdjęć wykonanych z drona, znajdują zastosowanie w rejestracji stanowisk archeologicznych, zdewastowanych fortyfikacyjnymi ziemnymi czy lejami powybuchowymi. Tylko na Chersońszczyźnie czeka na nas kilkanaście zniszczonych w ten sposób zespołów kurhanowych, których zmapowanie stanowić będzie ogromne wyzwanie z powodu zagłuszania sygnału GPS przez wojsko. Nie mogę też nie wspomnieć o skaningu laserowym 3D – najprecyzyjniejszej metodzie cyfrowej dokumentacji, a zarazem najbardziej kosztownej. W grudniu ub. roku pracujący dla NID specjaliści zeskanowali szkołę w Jahidnem – miejsce męczeństwa więzionych tam ukraińskich cywilów, w której powstać ma w przyszłości muzeum martyrologii.
Czy doświadczenia, jakie zdobywał pan w Iraku i Afganistanie, są pomocne podczas pracy w Ukrainie?
W niewielkim stopniu. To kwestia odmiennej specyfiki tych terenów, pomnożona przez skalę i charakter prowadzonych działań zbrojnych. Na Bliskim Wschodzie czy w Azji Centralnej relikty archeologiczne stanowią 70–80 proc. tamtejszych dóbr kultury, a głównym wyzwaniem w ich ochronie jest przeciwdziałanie zorganizowanemu rabunkowi stanowisk historycznych oraz przemytowi zabytków ruchomych za granicę, czyli przerwanie łańcucha grabieży na najwcześniejszym etapie, zanim artefakty trafią w ręce pośredników, powiązanych z podziemiem przestępczym i ugrupowaniami terrorystycznymi. Tymczasem
za naszą wschodnią granicą toczą się regularne działania wojenne, których skutki – także dla dziedzictwa kulturowego – nie dają się porównać z jakimkolwiek konfliktem zbrojnym, jaki miał miejsce od zakończenia II wojny światowej.
Towarzyszy im strategia totalnego niszczenia infrastruktury cywilnej z masowym użyciem dronów, rakiet, lotnictwa i ciężkiej artylerii. Chociaż obie strony konfliktu są sygnatariuszami Konwencji haskiej z 1954 roku (Federacja Rosyjska nie ratyfikowała II Protokołu), niemal powszechnie obserwujemy zjawisko „weaponizacji” dóbr kultury, czyli świadomego traktowania ich jako kategorii celów wrażliwych (soft targets), których unicestwienie ma przede wszystkim pozbawiać przeciwnika cennych wartości duchowych. Co najmniej połowę incydentów destrukcji obiektów sakralnych czy instytucji kultury w Chersoniu i Czernihowie rozpatrywać należy jako akty intencjonalne, a nie szkody uboczne (collateral damage) działań militarnych.
Czy doświadczenia z Ukrainy będzie można przeszczepić na polski grunt? Wiele mamy do poprawienia?
Pomimo rozlicznych problemów, z którymi borykał się system ochrony zabytków w Ukrainie czy tamtejsze muzealnictwo, obserwacje poczynione w ukraińskich realiach trwającej wojny możemy przenosić na grunt polski właściwie bezpośrednio, co w przypadku choćby kontekstu afgańskiego nie miałoby większego sensu. Dlatego też jednym z celów naszego projektu stało się zebranie i przeanalizowanie tych spostrzeżeń, a na ich podstawie – sformułowanie propozycji rozwiązań, które być może pozwolą na skuteczniejsze przygotowanie naszego dziedzictwa narodowego wobec nowej rzeczywistości geopolitycznej. Mam wrażenie, iż tocząca się obecnie w Polsce dyskusja, odwołująca się do rzekomych doświadczeń ukraińskich, prowadzi do nie do końca słusznych konkluzji. Skoro bowiem zamierzamy w dalszym ciągu budować własne procedury zabezpieczenia zbiorów w oparciu o zadania przydzielone personelowi cywilnemu; skoro w wypadku ewentualnej inwazji militarnej planujemy zabezpieczenie tylko najcenniejszych dóbr ruchomych – zakładając przy tym niefrasobliwie, iż te pozostawione w strefie walk w jakiś cudowny sposób przetrwałyby – i skoro ewakuowane transporty muzealiów ktoś proponuje rozlokowywać w kategorii budynków użyteczności publicznej, jaka w Ukrainie jest akurat szczególnie często brana na cel podczas bombardowań, to znaczy, że jednak
nie wyciągamy na razie właściwych wniosków z dramatu toczącego się za naszą południowo-wschodnią granicą.
Jakie są realne szanse na pociągnięcie do odpowiedzialności przestępców przeciw kulturze?
Rzeczywiście, nie skupiamy uwagi wyłącznie na rejestracji fizycznych przejawów strat zasobów kulturowych, choć oczywiście ich profesjonalny zapis uważamy za cel pierwszoplanowy. Gigantyczny zasób dostępnych online źródeł informacji (wszak jest to pierwsza wojna aż tak drobiazgowo, często wręcz na żywo dokumentowana w mediach społecznościowych) pozwala na ustalenie dat poszczególnych incydentów i zrekonstruowanie ich okoliczności. Jeśli porównać te dane z zobrazowaniami satelitarnymi z dnia zdarzenia i odtajnionymi raportami wojskowymi, uzyskujemy wgląd w pełny kontekst sytuacji. Przykładowo: potwierdzenie obecności w pobliżu zabytku pojazdów i personelu wojskowego mogłoby pośrednio uzasadniać celowość jego naruszenia w trakcie walk jako tzw. wyższą konieczność wojenną. Z kolei brak takich obiektów na zdjęciach może być dowodem zamierzonego i nieuzasadnionego aktu przemocy. Fenomenalnym, a dotąd chyba niedocenianym źródłem są też oględziny miejsca z punktu widzenia specjalistycznej wiedzy wojskowej: identyfikacja użytej amunicji czy określenie trajektorii lotu pocisków na podstawie układu lejów po wybuchach i innych śladów ostrzału. Dysponujemy wreszcie nagranymi i spisanymi ustnymi relacjami naocznych świadków – pracowników kultury czy osób zamieszkujących w sąsiedztwie, choć naturalnie ich wiarygodność wymaga zawsze drobiazgowego zweryfikowania.
Można sformułować pierwsze akty oskarżenia?
To zadanie dla ukraińskiej Prokuratury Generalnej, z którą współpracujemy. Jeśli chodzi o obwód czernihowski, to w co najmniej kilkunastu wypadkach
możemy mówić o odpowiedzialności sprawczej, jaką ponoszą konkretne, zidentyfikowane z nazwy pododdziały armii rosyjskiej, a także o odpowiedzialności decyzyjnej konkretnych oficerów w łańcuchu dowodzenia.
Zdarza się też, że winowajcy nieświadomie zostawiają swoisty „podpis”, jak w muzeum w Piskach, gdzie zamiast ręczników papierowych użyli dokumentów z kancelarii polowej macierzystej jednostki, czy w kilku innych miejscach, w których przetrwały na ścianach graffiti zawierające personalia wandali w mundurach.
Wątpię jednak, by dowódcy 74. Gwardyjskiej Brygady Zmotoryzowanej albo 55. Wydzielonej Górskiej Brygady Strzelców kiedykolwiek ponieśli odpowiedzialność za czyny swoich podkomendnych. A na pewno nie dojdzie do tego przy obecnych uwarunkowaniach politycznych w Federacji Rosyjskiej. Przypomnę tylko, iż do dziś za zbrodnie stricte kulturowe Międzynarodowy Trybunał Karny ukarał jednego tylko człowieka: Ahmada al-Faqi al-Mahdiego, który w 2016 roku został skazany na 9 lat pozbawienia wolności za kierowanie akcją zniszczenia paru mauzoleów i meczetu Sidi Jahja w Timbuk.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Jak z goryczą stwierdzał Jerzy Ficowski, regułą w stosunku do spuścizny po Brunonie Schulzu, zwłaszcza rękopisów i listów, było zniszczenie podczas wojny. Katalog znanych dzieł drohobyckiego twórcy nie jest jednak zamknięty. Tytaniczną pracę w zakresie rekonstrukcji jego biografii, poszukiwania wspomnień...
Dwa kameralnych wymiarów obrazy na dębowych deskach brano za dzieła szkoły Jana van Eycka, eksponowano je w sąsiedztwie „Monny Luizy” (sic!), a finalnie okazały się formalnie związane z Albrechtem Dürerem. Co mogło znajdować się między dwoma zachowanymi w warszawskim Muzeum...
Nieśmiertelną kulturową sławę Apollo zyskał jako patron sztuki oraz przewodnik muz. Jego legendarne życie obfitowało w bujne przygody, ale i tak nie może ono pod względem wartkości akcji wygrać z dziejami wizerunku „Apolla z dwiema muzami” pędzla Pompei Batoniego...