Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem biorą na tapet meble różnych epok i ich rynkowe ceny.
Codziennie kładziemy się do łóżka, siadamy na krześle przy stole lub biurku. Większość czynności, jakie wykonujemy, wymaga wejścia w relację z meblem, którego obecności prawie nie zauważamy, dopóki nie zaczyna nam w nim coś przeszkadzać. Staje się niefunkcjonalny — łóżko jest za twarde, krzesło źle wyprofilowane, a od siedzenia przy biurku bolą nas plecy. W meblach, jako przedmiotach użytkowych wypełniających wnętrza budynków, znajdowały odbicie następujące po sobie style w architekturze. W zakresie ograniczonym funkcją danego mebla zmieniała się też jego forma. Na przykład „brzuchate” rokokowe komody zostały zastąpione w klasycyzmie przez prostopadłościenne odpowiedniki. Dekoracyjny detal w bardziej swobodny sposób odzwierciedlał gust epoki.
Warto dodać, że meble zachowują swoją funkcję użytkową mimo zmiany w modach wnętrzarskich – na krześle barokowym usiądziemy może nawet wygodniej niż na takim z lat 60. wieku XX.
Nie wspominając, że te barokowe całkiem dobrze trzymają się do dzisiaj, a te dwieście lat późniejsze niekoniecznie.
Warto dodać, że wbrew nazwie pochodzącej od łacińskiego „mobilis” – ruchomy, czasem meble stawały się raczej nieprzemieszczalnym elementem wnętrz, mam tutaj na myśli szafy wnękowe, często połączone z boazerią, czy olbrzymie regały na książki, szczęśliwie zachowane w wielu bibliotekach klasztornych i pałacowych.
W języku francuskim (les meubles), a za nim w polskim, tak. Ale w języku angielskim na pierwszy plan wybija się funkcjonalność – od francuskiego fournir, znaczącego tyle co „dostarczać”, „zapewniać”, „zaopatrywać”, „wypełniać”. Ale nie o etymologii to rozmowa… W wielu polskich muzeach można zobaczyć dawne meble jako trochę przypadkowy element dopełnienia ekspozycji. Gdzie się udać, gdybym chciała prześledzić ich rozwój od średniowiecza do współczesności?
Muzeum Narodowe w Krakowie w salach pokazujących w ujęciu chronologicznym rozwój europejskiego rzemiosła artystycznego eksponuje również przykłady meblarstwa z kolejnych epok. Ekspozycja kończy się skromnym wyborem mebli art deco.
W nielicznych muzeach pałacowych, na czele z Pszczyną i Łańcutem, zachowały się meble będące oryginalnym wyposażeniem tych rezydencji. Ubolewam, że nie doszła na razie do skutku realizacja planowanego muzeum wnętrz w Otwocku Wielkim.
Również wiele do życzenia pozostawia kwestia katalogowania zasobów dawnego meblarstwa w polskich muzeach. Chyba wyjątkiem są zbiory Muzeum Narodowego we Wrocławiu, systematycznie katalogowane od wielu lat przez panią Małgorzatę Korżel-Kraśną. Dotychczas ukazały się trzy tomy poświęcone meblom od XV do 1 poł. XIX wieku.
W powojennej Polsce likwidowano tzw. muzea przemysłowe – a więc gromadzące szeroko rozumiane sztuki użytkowe – ze względów ideologicznych. W Krakowie nastąpiło to w 1951 roku. We wspomnianym już Wrocławiu rozebrano resztki budynków pięciu przedwojennych muzeów, w tym ważnego w kontekście naszego tematu Kunstgewerbe. Dzisiejsze Muzeum Narodowe tłoczy się – nie boję się użyć tego określenia – w budynku dawnej rejencji, zupełnie nieprzystosowanym do funkcji muzealnej, a gromadzi wyjątkowo bogate zbiory również rzemiosła artystycznego.
Sztuka użytkowa została zastąpiona modnym designem, co nie zmienia faktu, że ani jedno ani drugie nie ma szczęścia w Polsce do odpowiedniej muzealnej reprezentacji. I to w żadnym mieście.
Przechadzając się komnatami zamkowymi na Wawelu można zobaczyć liczne meble renesansowe włoskiej czy francuskiej proweniencji. Skąd się tam wzięły, bo przecież po przejęciu obiektu od austriackiego wojska w 1905 roku, wnętrza były puste i zrujnowane.
Chyba nie są powszechnie znane fakty z okresu przywracania państwowości polskiej w obszarze odbudowy zbiorów narodowych szczególnie w tak symbolicznym miejscu jak Zamek Królewski na Wawelu. W tym miejscu trzeba pochwalić zarówno ówczesnych decydentów… jak i pewnego antykwariusza. Życiorys i zawodowa działalność Szymona Szwarca – bo o nim tu mowa – zostały opisane w eseju dr Anny Feliks w tomie „W kręgu sztuki przedmiotu” – studiach ofiarowanych prof. Irenie Huml w 2011 roku.
Ten – urodzony w Krakowie w 1884 roku – antykwariusz w 1910 przeprowadził się do stołecznego Wiednia. Wykorzystując koniunkturę w realiach powojennej Europy Środkowej (rozpad Monarchii Austro-Węgierskiej, upadek monarchii w Niemczech) sprowadził w latach 1924 – 1934 do Polski mnóstwo zabytkowych przedmiotów. Jak podaje Anna Feliks
Rozumiem, że sprzedawał również na Wawel?
Tak, nie tylko sprzedawał. Odkupione w Dreźnie od Wettynów trofea z wiktorii wiedeńskiej podarował Wawelowi.
A meble?
Jedyny dotychczas opublikowany katalog mebli wawelskich dotyczy renesansowych mebli francuskich. Wśród kilkudziesięciu obiektów kilka zakupiono od Szwarca. Co ciekawe, w tymże katalogu większość proweniencji opisana jest w następujący sposób: „W zbiorach wawelskich od r. 1946”. Czy nie wiadomo skąd się wzięły, czy stoi za tym jakaś niezbyt wygodna prawda?
Jest to sytuacja częsta w polskich zbiorach, gdzie wskutek powojennych zawirowań, nieuzasadnionych bardzo często przemieszczeń, przejmowania tzw. mienia podworskiego i poniemieckiego zatracono proweniencję wielu dzieł sztuki.
Zwracając się ku czasom nam bliższym: jak oceniasz zainteresowanie dawnymi meblami na polskim rynku antykwarycznym? Myślę – być może naiwnie – że powinno to być szczególnie popularne w dobie słusznej mody na „recycling”, „reusing” i szeroko pojętą ekologię. Jak zauważyliśmy wcześniej dawny mebel nie traci swojej użyteczności, jest zrobiony z naturalnych surowców, często po prostu z olbrzymim nakładem rzemieślniczej pracy, która dzisiaj nie byłaby zupełnie nieopłacalna. Koszty konserwacji dawnego mebla, przy ich niskich cenach rynkowych przekraczają niejednokrotnie jego wartość. Piękne stare meble lądują dosłownie na śmietnikach. Nie szukając przykładów daleko: mój kuchenny biedermeierowski „klapiak” został znaleziony w altance śmietnikowej na Mokotowie.
Niestety, zmartwię cię:
szczególnie w ostatniej dekadzie zainteresowanie meblami bardzo zmalało. Są oczywiście wyjątki takie, jak popyt na meble z chromowanych rur z połowy XX wieku (najczęściej przywożone z Czech), czy moda na lata 60. Wcześniejsze epoki zupełnie nie interesują współczesnego odbiorcy.
Pamiętam jeszcze z lat 90. olbrzymi popyt na biedermeiery czy wygodne drugie rokoko, zwane u nas stylem Ludwika Filipa lub – w centralnej Polsce – simlerami.
Sytuację tę kształtuje wiele czynników, wymienię tylko kilka: małe mieszkania, wspomniane przez ciebie wysokie obecnie koszty renowacji mebli, ale co w mojej opinii najbardziej decydujące to trochę bezkrytyczne podążanie za modą.
Podążanie za modą jest wygodne. Daje łatwe, szybkie rozwiązania tematów w obszarach, w których nie czujemy się do końca pewnie. Do nich zdecydowanie należy w Polsce estetyka – od ubioru, poprzez sztukę aż po wystrój wnętrz. Przeglądając polskie magazynu wnętrzarskie mam poczucie oglądania tego samego mieszkania w różnych wariantach odcieni beżu i szarości. Kompletny brak indywidualności, o którą przecież tak łatwo przez chociażby otwarcie się na dobór ciekawych mebli, dobrego designu i sztuki odzwierciedlającej charakter domowników. Bardzo miłą odmianą jest książka Piotra Korduby i Jarosława Trybusia „Warszawskie mieszkania. Biografie miejsc, rzeczy i ludzi”. Autorzy nawiązując do cyklu artykułów Felicji Uniechowskiej, ukazujących się niegdyś w „Ty i Ja”, przedstawiają sylwetki kilku intrygujących stołecznych mieszkań i ich właścicieli. I – o dziwo! – choć może znając autorów nie powinno być to aż tak zaskakujące, praktycznie wszystkie te mieszkania pełne są sztuki i pięknych starych mebli.
Poczucia estetyki się nabywa. Nic dziwnego, że jako postkomunistyczne społeczeństwo dorastające pod meblościanką na wysoki połysk, musimy odrobić jeszcze kilka lekcji wnętrzarstwa.
Jak zwykle duża w tym rola instytucji. Ponownie muszę tutaj wspomnieć Muzeum Narodowe we Wrocławiu, które zorganizowało właśnie wystawę „Plagiat wszech czasów. Historyzm w meblarstwie”. Prezentacja nie tylko omawia ten dla wielu ekscentryczny temat, ale jest podsumowaniem kilkunastu lat badań wspomnianej już Małgorzaty Korżel-Kraśny nad okresem wytwórczości, który dał początek masowej produkcji. Kuratorka zadaje tym samym pytania o przyszłość rzemiosła w dobie kolejnej rewolucji technologicznej.
W Centre Pompidou w sierpniu zakończyła się wystawa „The Childhood of Design. A Century of Furniture for Children”, która poprzez analizę projektów mebli dla dzieci ukazywała zmiany, jakie zachodziły w podejściu do edukacji, roli dzieci w społeczeństwie, ale i naszego rozumienia czym jest zabawa. Wystawa dotyczyła mebli z XX wieku, ale spokojnie mogłaby zostać poszerzona o wieki poprzednie. Takie wystawy pokazują, jak wiele treści zawartych jest w zwykłym przedmiocie.
W Dreźnie z kolei trwa aktualnie monograficzna wystawa „Fait à Paris. Furniture Creations by Jean-Pierre Latz at the Dresden Court”, podsumowująca dwanaście lat badań i konserwacji najznakomitszego zbioru barokowych mebli autorstwa paryskiego twórcy Jean-Pierre’a Latza (1691—1754), związanego z polsko-saskim dworem Augusta III.
Temat mebli mam wrażenie, że jest niewyczerpany: nie wspomnieliśmy o tak lubianych Thonetach, malowanych meblach ludowych, imponujących meblach gdańskich, a tu trzeba kończyć. Gdybyś miał wskazać jakąś twoją fascynację meblarską to byłoby to…
La table de Teschen, czyli spolszczając „stolik cieszyński”. Chyba jedyny obiekt w Luwrze, w którego nazwie występuje polskie miasto.
Brzmi intrygująco.
Obawiam się, że nakłaniasz mnie do długiego wywodu o historii Europy w XVIII wieku, opowieści o wyrafinowanych tabakierach i nieprzerwanym trwaniu arystokratycznych rodzin we Francji…
Postaraj się w kilku zdaniach, tak na zachętę dla tych osób, które zechcą same bardziej zgłębić temat.
Po wymarciu bawarskiej linii Wittelsbachów w 1777 roku wybucha konflikt o ich schedę – wojna o sukcesję bawarską. Po niezbyt intensywnych działaniach militarnych, przez złą logistykę i zaopatrzenie (stąd też nazwa „wojna kartoflana”) dochodzi do rokowań pokojowych, których finałem jest zawarcie tzw. Pokoju cieszyńskiego 13 maja 1779. Przedstawicielem Francji w tych pokojowych negocjacjach był baron Louis August de Breteuil, reprezentujący również interesy Saksonii. W uznaniu zasług został obdarowany przez elektora Fryderyka Augusta III swoistym dziełem jubilerskim – stolikiem, którego drewniana konstrukcja okuta jest złoconym brązem. Blat stolika inkrustowany jest pięcioma plakietami z miśnieńskiej porcelany ale co najważniejsze 128-oma kamieniami półszlachetnymi.
Autorem artystą-jubilerem był Johann Christian Neuber, specjalizujący się w wytwarzaniu tabakier dekorowanych taką techniką. W szufladce stolika umieszczona została broszurka objaśniająca te geologiczne skarby – typowe dla wieku oświecenia zainteresowanie historią naturalną.
Rozumiem, że dzisiaj możemy podziwiać stolik w Luwrze, gdzie, podejrzewam, nazwa francuska „table de Teschen” większości nawet polskich turystów nic nie mówi…ale jak znalazł się w stolicy Francji ?
Przedstawiciele roku de Breteuil żyją do dzisiaj, a stolik znajdował się w ich pałacu przez ostanie ponad dwieście lat. Być może przymuszeni jakąś potrzebą finansową zdecydowali się na sprzedaż tej rodzinnej relikwii. Suma summarum ogłoszono zbiórkę publiczną, Luwr wyłożył ze swej kasy milion euro i tak nasz mebelek znalazł się w Luwrze, zakupiony za 12,5 mln euro. Warto dodać, że rodzina zleciła wykonanie dużym kosztem kopii stolika, która trafiła do ich pałacu w Breteuil…
Oryginalna relikwia trafiła do świątyni sztuki, a w rękach prywatnych pozostała kopia „reliquiae per contactum”.
W najnowszym numerze magazynu “Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku od stycznia do marca 2025 roku, znaleźć można recenzję wystawy „Plagiat wszech czasów” w Muzeum Narodowym we Wrocławiu
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przeszłość to po prostu lwia część teraźniejszości. Jeśli chcemy rozumieć świat, musimy ją poznawać. Pisarz Jacek Dehnel opowiada o kolekcjonowaniu starych zdjęć, tułaczkach po bazarach i historii ważnych w jego życiu przedmiotów. Właśnie wydał książkę „Łabędzie” o rodzie warszawskich kolekcjonerów Mętlewiczów.
Joanna Regina Kowalska, kurator Kolekcji Tkanin i Ubiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, opowiada o modzie i wzornictwie na wystawie „Nowoczesność reglamentowana”. Po świetnie przyjętej wystawie „Modna i już! Moda w PRL” w 2015 roku, wraca Pani do wątków modowych tej...
Pokazy zakupów muzealnych są jak odwrocia obrazów. Pokazują to, co zazwyczaj zakryte dla oka widzów, niemniej to ślady ważne dla historii dzieła. Z kolei zakupy niekoniecznie są po to, żeby ozdabiać wystawy stałe, na lata trafiają do magazynów lub pracowni...