Kartka zaopatrzeniowa na produkty mięsne, PRL, sierpień 1989, Muzeum Narodowe w Krakowie.
Fot. Paweł? Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Wywiady

Design na kartki

Joanna Regina Kowalska, kurator Kolekcji Tkanin i Ubiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, opowiada o modzie i wzornictwie na wystawie „Nowoczesność reglamentowana”.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Po świetnie przyjętej wystawie „Modna i już! Moda w PRL” w 2015 roku, wraca Pani do wątków modowych tej epoki. Moda jest jednym z wielu tematów ekspozycji „Nowoczesność reglamentowana”. Czy coś łączy te dwa pokazy?

Niewiele, poza epoką. Tym razem miałam konkretne zadanie do wykonania: wytropić idee nowoczesności w historii polskiej mody. To zasadnicza różnica – na wystawie w 2015 roku chcieliśmy zaakcentować historyczne i sentymentalne aspekty tego zjawiska. Otworzyć widza na emocje, przypomnieć mu konkretne przedmioty – buty, ubrania, torebki, które tworzyły klimat i atmosferę tamtych czasów.

W „Nowoczesności reglamentowanej” patrzymy na epokę z perspektywy modernizacyjnej przemiany. Nie chodziło o stworzenie chronologicznej opowieści, ale o wyłowienie najbardziej interesujących zjawisk ze świata polskiej mody, pojawiających się efemerycznie w różnych dekadach istnienia PRL.

Zdecydowanie mniej ważne były też przedmioty emblematyczne dla mody tego okresu, takie jak buty „Relaksy”, spódnice bananowe czy płaszcze z „Mody Polskiej” W nich bowiem nie zawsze manifestowała się nowoczesność. Doświadczenie kuratorskie było więc bardzo ciekawe.

Ale najsłynniejsze marki epoki czyli „Mody Polskiej” na wystawie nie mogło zabraknąć.

Opowieść o nowoczesności w modzie zaczynamy od Przedsiębiorstwa Państwowego „Moda Polska” – pierwsze trzy manekiny prezentują ubrania wyprodukowane przez tę firmę. W PRL-u tysiące Polek marzyło o takich kreacjach, a świetna renoma marki przetrwała do dziś. Tym razem, bez nostalgii, opowiadamy widzom o firmie, która próbowała wykreować coś na kształt luksusowego ubrania dla mas.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

To chyba klasyczny oksymoron?

Właśnie, to się po prostu wykluczało. Co nie zmienia faktu, że takie pomysły pojawiały się wśród komunistycznych ideologów. Błędnie sądzimy czasem, że państwa komunistyczne próbowały stworzyć świat bez mody. Wręcz przeciwnie. Ideolodzy realnego socjalizmu doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że moda jest ważna. I tak, jak próbowano wpływać na różnorodne aspekty naszej rzeczywistości: na sposoby zamieszkiwania, odżywiania czy spędzania wolnego czasu, tak też próbowano kształtować modele ubierania się. W początkach istnienia PRL-u promowano ascetyzm w modzie, traktowany jako wyrzeczenie na rzecz realizacji wizji budowanego w trudzie komunistycznego państwa dobrobytu. Stosunek do mody jednak dość szybko się zmieniał. Po śmierci Józefa Stalina otwarta krytyka łączonego z kapitalizmem konsumpcjonizmu, zmieniła się w promowanie idei ”racjonalnej konsumpcji”.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

„Konsumpcjonizm racjonalny” – to brzmi absurdalnie, trochę, jak propozycja z repertuaru filmów Barei. Idealnie pasuje do luksusu dla mas.

A jednak efekt był taki, że we wszystkich krajach tzw. demoludów powstawały wielkie, państwowe przedsiębiorstwa, które miały produkować modę luksusową. Dostępność takich towarów, teoretycznie przynajmniej, miała działać motywująco: „drodzy towarzysze, wszyscy kiedyś będziemy chodzić w tych luksusowych strojach, pod warunkiem oczywiście, że będziemy ciężko i uczciwie pracować dla dobra komunistycznej ojczyzny”. Mniej więcej taki przekaz płynął do konsumenta.

Fot. T.Markowski A.Olchawska
Design na kartki
Andrzej Pawłowski, Fotel, 1954, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Do tego wkradł się element rywalizacji z Zachodem – oni potrafią, to my też, wcale nie jesteśmy w tym gorsi! Takie podejście pojawiło się szczególnie w czasach Edwarda Gierka, w epoce względnego dobrobytu uzyskanego kosztem ogromnego zadłużenia państwa. Musimy pamiętać, że komunizm nie był ideologią jednorodną, systematycznie zwalczającą modę czy konsumpcjonizm. Bo nawet jeśli władze mody nie pochwalały i nie promowały, starały się ją ideologicznie wykorzystać dla własnych celów. W pierwszej części wystawy pokazujemy trzy jednostkowe realizacje Mody Polskiej z kolekcji MNK, które nigdy nie weszły do stałej produkcji: Luksusową suknię projektu Kaliny Paroll, ozdobioną haftem „vintage” z okresu dwudziestolecia międzywojennego, wspaniałą kreację z jedwabiu milanowskiego, w stylu „cygańskim”. nawiązującą do egzotycznych wątków kolekcji Yves’a Saint – Laurent’a z 1976 i 1977 roku i oraz karakułowy „power look” dla pań z lat 80, projektu Jerzego Antkowiaka.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Trudno też nie zauważyć, że na zachodzie działały firmy pod nazwiskami konkretnych projektantów i projektantek (na przykład Chanel, Dior, Lanvin, Balenciaga, wymieniam tylko kilka z tradycjami), a u nas funkcjonowały przedsiębiorstwa, czyli głównie „kreacje zbiorowe”. Oczywiście poza nielicznymi wyjątkami.

Parę nazwisk się przebiło, ale był to efekt nie do końca pożądany w kraju rządzonym przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (PZPR). Celem gospodarki komunistycznej było doprowadzenie do tego, żeby wszystkie ubiory były produkowane masowo. Teoretycznie, to co „Moda Polska” proponowała na pokazach „kolekcji informacyjnych” miało być później wdrażane do produkcji. Jak wiemy, nigdy tak do końca nie było. Przepiękne, luksusowo zrealizowane kreacje pokazywane były na Zachodzie, ale nigdy nie trafiały do przeciętnego odbiorcy. 

Fot. Paweł? Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Kartka zaopatrzeniowa na produkty mięsne, PRL, sierpień 1989, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Jednak moda PRL ma swój panteon projektantów: Jadwiga Grabowska, Jerzy Antkowiak, Barbara Hoff, a jest ich jeszcze więcej i mają swoje miejsce w historii polskiego projektowania.

Za ich sławą kryły się bardzo różne histori. Proponuję zderzenie kariery dwu bardzo utalentowanych projektantek: Grażyny Hase i Barbary Hoff. Kontrast między nimi jest dojmujący.

Hase zawsze chciała być jak wielcy projektanci zachodu: być TĄ Hase, tworzyć dzieła unikatowe, budować markę i nazwisko, jak Dior.

Uparcie do tego dążyła, wykorzystując bardzo różne ścieżki. W końcu w 1979 roku stworzyła Galerię Grażyny, gdzie pod swoim nazwiskiem sprzedawała zaprojektowane przez siebie ubrania, modę zindywidualizowaną.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Hoff miała zupełnie inne podejście. Była zainteresowana wyłącznie tworzeniem mody dostępnej dla każdego. Jej marka, Hoffland, była absolutnym fenomenem. Jak kiedyś napisała, „Hoffland był fabryką, która nigdy nie istniała”. No właśnie, takiej fabryki rzeczywiście nie było, projekty Barbary Hoff realizowały liczne zakłady produkcyjne w całej Polsce. Ona projektowała, zlecała wykonanie, koordynowała, łączyła ze sobą różne, czasem odległe elementy produkcji. I choć te ubrania były potem dostępne w Domach Towarowych „Centrum” w Warszawie, a później na stoiskach firmowych w większych polskich miastach, Hoffland tak naprawdę nigdy nie miał swojej siedziby. Dla projektantki, wcześniej zresztą krytyczki mody i dziennikarki związanej z Przekrojem, istotne było, żeby obywatel PRL mógł po prostu ładnie się ubrać. Wspierała te aspiracje, bo uważała, że pragnąc wyglądać jak mieszkańcy zachodu, jesteśmy bliżej zachodniego sposobu myślenia.

Hase nacisk kładła na kreowanie własnego nazwiska i własnej osoby, na tworzenie rzeczy indywidualnych i jednostkowych. Niewątpliwie, z pewnym sukcesem. Hoff dokonała czegoś jeszcze trudniejszego – masowo projektowała modne ubrania, nieodbiegające od trendów ze stolic mody.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Oczywiście byli też inni projektanci. Funkcjonowali w prasie, ich nazwiska wymieniano w kronikach filmowych. Najczęściej byli to ci, którzy projektowali w „Modzie Polskiej”. Przebili się do publicznej świadomości, na przykład dzięki relacjom z pokazów, które wcale nie były taką rzadkością za czasów PRL. Natomiast wielu świetnych twórców mody tego okresu pozostało anonimowych. Znakomici projektanci tworzący we wzorcowniach takich zakładów jak warszawskie Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Cora” czy łódzki Dom Mody Przemysłu Odzieżowego „Telimena”, posiadali pewną rozpoznawalność, ale trudno tu mówić o ogólnopolskiej karierze.

Fot. Gregory Michenaud/ Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Wacław Nowak, Fiat przed kamienicą, ok. 1975, Muzeum Narodowe w Krakowie.
Fot. Gregory Michenaud / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Wacław Nowak, Fragment Karoserii (San), ok. 1975, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Rozmawiamy o markach i wielkich projektantach, tymczasem na wystawie mamy także jeden z symboli mody bardzo demokratycznej – spódniczkę mini. 

Kiedy w 1963 roku pojawiły się pierwsze spódniczki mini, moda ta bardzo szybko rozlała się na cały świat. W tej części wystawy pokazujemy, jak szybko polska ulica reagowała na popularne trendy. Krótkie sukienki i spódniczki, tak pożądane przez dziewczyny i kobiety, pojawiły się też w propozycjach państwowych domów mody, takich jak wspomniane Telimena i Cora. A w „Corze” przez pewien czas pracowała Jadwiga Grabowska, legendarna projektantka Mody Polskiej, zwolniona wbrew swojej woli w 1967 roku. Wiemy, że w 1968 roku stworzyła kolekcję sukienek z jedwabiu milanowskiego. Jedna z nich, pokazywana do dzisiaj na wystawie, robi wspaniałe wrażenie do dziś. A skoro mówimy o demokratyzacji, to warto zwrócić uwagę na kolejne manekiny, prezentujące na wystawie kobiety w spodniach. To bardzo świadomy wybór, choć oczywiście spodnie zaistniały na stałe w damskiej modzie już dwudziestoleciu międzywojennym.

Spodnie dla kobiet jako element modernizacji?

Zdecydowanie tak. Przed II wojną, spodnie w kobiecej garderobie funkcjonowały jako stroje sportowe, plażowe, stroje na czas wolny, ograniczone do bardzo konkretnej funkcji. Upowszechniły się dopiero w latach 60. XX wieku, zresztą wcale nie od razu. W wielu miejscach, na przykład w biurach i urzędach, kobiety nie mogły nosić spodni, żeby nie spotkać się z krytyką, a w szkołach oficjalny zakaz noszenia spodni przez dziewczęta zniesiono dopiero w 1971 roku  Dziś naprawdę trudno w to uwierzyć. Modernizacja oznaczała nie tylko powszechność, ale dostępność spodni dla kobiet we wszystkich aspektach życia. To wywoływało brzemienne w skutkach konsekwencje.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Męski ubiór: garnitur, smoking czy frak, zarezerwowany był dla biznesu, polityki, dla ludzi na kierowniczych stanowiskach. W 1966 roku Yves Saint Laurent ubrał kobietę w „le smoking” i pokazał, że kobieta też może „nosić spodnie” – być szefową, zajmować odpowiedzialne stanowisko, wydawać polecenia innym. Proces „noszenia spodni” nie przebiegał zresztą całkowicie bez trudności, ustrój komunistyczny charakteryzował się bowiem wieloma sprzecznościami. Z jednej strony powierzano kobietom różne męskie zajęcia i ubierano je w uniformy, stosowne w przysłowiowej pracy na traktorach. Jednak oczekiwano, że po godzinach przodowniczka pracy zdejmie kombinezon i powróci do tradycyjnej roli bogini domowego ogniska. W sukience, która spodoba się mężowi. Spodnie dodawały kobietom pewności siebie i pomagały im zdobywać niedostępne bastiony męskiej dominacji, w biznesie czy w strukturach władzy. Na wystawie pokazujemy aksamitny strój wieczorowy ze spodniami – albowiem emancypacja dotyczyła również tej sfery – oficjalnych przyjęć i spotkań. Jeszcze w 1. Połowie lat 60. Kobiece spodnie uznawano za wysoce niestosowne w takich okolicznościach.

Mat. mat. Muzeum Ceramiki w Bolesławcu
Design na kartki
Wolanin Bronisław, Sp. „Ceramika Artystyczna” w Bolesławcu, Trzy Wazony, 1974, Muzeum Ceramiki w Bolesławcu.

Inspiracje sztuką ludową to skomplikowany wątek w modzie. Trendy te często były sugerowane odgórnie, a realizacje ciekawe, choć czasem na bakier z tradycją.

Był to bardzo ważny nurt, nie tylko w Polsce. Zideologizowana moda bazująca na ludowości zakiełkowała w ZSRR, a stamtąd rozlała się na inne kraje bloku sowieckiego. Przeciwstawiano ją modzie dotychczasowych elit. Twórczość ludowa uznawana była przez władze za rezerwuar motywów i form najbardziej przydatnych w kształtowaniu mody komunistycznej. Dokładano też starań, by na potrzeby ideologii zawłaszczać wszelkie formy obrzędowości religijnej, również uroczysty ubiór. W PRL-u wspierano wszelkie projekty bazujące na odświętnych, pięknie zdobionych strojach ludowych. Jednak na wystawie nie zobaczą Państwo barwnych kaszubskich haftowanych kwiatów czy tradycyjnych góralskich parzenic.

Najbardziej progresywni z polskich projektantów błyskawicznie zorientowali się, że na zachodzie moda ludowa to także moda czerpiąca z ubiorów roboczych, w tym także wiejskich.

Paradoksalnie w kontrze do oczekiwań władz była moda w stylu „robotniczo-chłopskim”, określanym przez Barbarę Hoff jako „styl wiejski” lub „chłopski”. Pokazujemy sukienkę Barbary Hoff, zaprojektowaną w 1961 roku, kiedy ten trend na zachodzie dopiero się zaczynał. To letnia sukienka uszyta z tkaniny na górnośląskie „jakle”. Obok niej, sukienka „Dzikuska” wykonana ze ściereczek irchowych, która powstała w ramach kolekcji „Mody Polskiej” z 1975, bazującej na skórze, przeznaczonej na Modefest w Trogirze. Zgodnie ze światowymi trendami, odwoływała się do tego co pierwotne, surowe, czerpała z inspiracji słowiańskich.

Zaskoczyły mnie ubrania nawiązujące do tradycji japońskich. Czyżby moda epoki PRL sięgała po tak odległe estetyki?

Japońskie inspiracje płynęły do Polski z zachodu, via Paryż. Na wystawie łączą się z wątkiem odzieży roboczej. Pierwszym japońsko-europejskim projektantem, który odwołał się bezpośrednio do roboczego stroju był Kenzo Takada, autor pierwszej dizajnerskiej wersji „kufajki”. Barbara Hoff fascynowała się twórczością „pana Kenzo”, a później również Yohji Yamamoto i Rei Kawakubo. Pisała o podejściu japońskich dizajnerów do ciała, o dekonstrukcji kostiumu i budowaniu sylwetki na warunkach dizajnera. Fascynowała ją warstwowość japońskiego stroju, niezwykłe motanie tkanin, asymetria, czyli to wszystko, co do dzisiaj można uznać za nowoczesne w modzie. Ten fragment wystawy pokazuje jej projekty interpretujące prace Kenzo czy Yamamoto. Asymetryczna żółta koszula świetnie koresponduje ze słowami tego ostatniego, który głosił że „nic, co symetryczne nie może być piękne”. Hoff była niezwykle kreatywna, odważnie eksperymentowała z formą, a jej ubiory z tego okresu bliskie są ideowo projektom Rei Kawakubo, twórczyni marki Comme des Garçons – bardziej zasłaniają, niż „ubierają” ciało, charakteryzują się rzeźbiarską konstrukcją, awangardowymi rozwiązaniami.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Stąd już bardzo blisko do pytania o relacje mody ze sztuką. Jak moda PRL odpowiadała na to pytanie?

W latach 80. trend nawiązywania do sztuki w modzie staje się wyjątkowo wyraźny. Dotyka trzech obszarów, a pierwszy, najmniej skomplikowany z nich, manifestował się reprodukcjami dzieł sztuki, które w formie wydruków pojawiają się na ubiorach. Oczywiście w zachodniej modzie były one znacznie lepszej jakości, możliwości techniczne wykonania nadruku były tam zdecydowanie większe. I tu znowu pojawia się Hoff, która zaprojektowała kolekcję w „gauguiny” uszytą z bawełnianej tkaniny z reprodukcjami fragmentów obrazów francuskiego malarza Paula Gauguina. Tkanina powstała w Zakładach Przemysłu Bawełnianego „Fasty” w Białymstoku.  

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Kolejna „artystyczna” tendencja w modzie dotyczyła nawiązań do historycznego krawiectwa. Niestety w Polsce czasów kryzysu realizacja tego trendu była wyjątkowo trudna – brakowało tkanin i materiałów krawieckich, ograniczone były też możliwości tworzenia ubiorów o bardzo skomplikowanym kroju. Polscy projektanci byli jednak tego trendu świadomi – na wystawie pokazujemy projekt Jerzego Antkowiaka dla „Mody Polskiej”, odwołujący się do kostiumów z filmu „Amadeusz” Formana. Frak uszyty został z tkaniny obiciowej – tylko taka tkanina była wówczas była dostępna nawet dla hołubionej przez władze „Mody Polskiej”.

No i trzecia tendencja, bardzo uniwersalna, to po prostu myślenie o modzie w kategoriach dzieła sztuki. Powstawały w tym nurcie ubiory unikatowe, będące wyrazem indywidualnej ekspresji dizajnera.

Fot. Patryk Jeziesrki / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Widok wystawy “Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie.
Fot. mat. Muzeum Sztuki w Łodzi
Design na kartki
Alina Szapocznikow, Trudny wiek, 1954-56, Muzeum Sztuki w Łodzi.

Ubrania-dzieła sztuki symbolicznie kończą tę część prezentacji, która określona została przez kuratorów wystawy mianem „modernizmu fantomowego”?

Zdecydowanie tak. Fantomowy modernizm pokazywał znakomite, często bardzo nowatorskie projekty, które z racji uwarunkowań polityczno-ekonomicznych nie przeszły do masowej produkcji. Albo wręcz pozostały w sferze idei, na papierze. O tym opowiada cała wystawa, wizualizująca mechanizmy modernizacji w czasach PRL – owszem, powstawały stylowe prototypy, czasem pokazywano je nawet na eleganckich pokazach czy wystawach – ale większość tych rzeczy pozostawała niedostępna dla przeciętnego konsumenta. Dlatego druga cześć ekspozycji składa hołd codziennej kreatywności Polek i Polaków, modernizmowi codzienności. Na zasadzie korespondencji, pokazujemy tu prace, które nawiązują do „fantomowych” projektów z pierwszej części. Wśród nich jest m.in. wizytowy kostium w kratę, wzorowany na projektach Diora, uszyty w Krakowie około 1950 roku. Uświadamia, jak ważne dla obywateli PRL było trzymanie się światowych trendów. Pokazuje też kluczową rolę przedwojennych jeszcze krawcowych.

Utalentowane krawcowe potrafiły wyczarować ubrania na poziomie wybiegowych kreacji haute couture. Problemem były jednak odpowiedniej jakości materiały.

Jak opowiadała nam Maria Taszycka, kustosz MNK, która podarowała muzeum ten wełniany komplet, tkanina na kostium zakupiona została na tzw. „tandecie”, krakowskim placu targowym, a wcześniej prawdopodobnie przysłana komuś w paczce z zachodu. Były też inne źródła dobrych tkanin – sklepy Cepelii. Sprzedawano tam świetnej jakości, dosyć drogie materiały wytwarzane w spółdzielniach zrzeszających twórców ludowych. Z „cepeliowskiego” samodziału w paseczki uszyto sukienkę z początku lat 50., prezentowaną na wystawie. Czy jej właścicielka planowała uszyć sobie sukienkę w stylu ludowym? Raczej szukała po prostu jakiegoś materiału dobrej jakości i znalazła go akurat w salonie Cepelii. Projekt tkaniny jest zresztą wyjątkowo piękny. Inwencja ówczesnych „fashion victim” może dziś robić wrażenie, wystarczy spojrzeć na wyjątkowy „rzeźbiarski” sweter, wykonany z resztek wełen z fabryki dywanów w Kowarach.

Fot. Anna Olchawska / Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Jan S. Drost, Patera, lata 60-te XX w., Muzeum Narodowe w Krakowie.

Na wystawie dokumentujemy też specyficzną kulturę autorskich butików, często prowadzonych przez zaradne plastyczki. W małych, stylowych sklepikach sprzedawały swoje projekty, tworząc modne ubrania na przykład z gazy kupionej w aptece. Szczególnie ważne było tu środowisko łódzkich plastyczek – , gdzie tworzyły między innymi Anna Batory, Lidia Cankowa, Barbara Hanuszkiewicz i Aleksandra Pukaczewska. I nie zapominamy, że pod koniec czasów PRL z pomocą fanom mody przybyły tzw. firmy polonijne. Miały oczywiście mnóstwo wad, na przykład kłopoty z regularnymi dostawami, ale jeszcze szerzej uchylały nam drzwi do mody z szerokiego świata.

Fot. mat. Muzeum Narodowe w Krakowie
Design na kartki
Aparat fotograficzny Alfa 2, 1963-68, Muzeum Narodowe w Krakowie.

Byliśmy nowocześni, ubierając się w epoce PRL? Jak sprawdziła się idea modernizacji w modzie?

Nadążaliśmy za zachodnia modą, bezdyskusyjnie. Mieliśmy świetnych projektantów, którzy trzymali rękę na pulsie, mimo niedostępności źródeł informacji: czasopism czy materiałów z pokazów. Ich starania miały czasem wymiar heroiczny. Z drugiej strony nie udało nam się stworzyć żadnego trendu, który miałby znaczący wpływ na modę Zachodu. Kontakty z kapitalistycznymi krajami niestety były bardzo ograniczone. Reglamentowane. Pozostając za żelazną kurtyną, w tej rywalizacji nie mieliśmy szans. Dziś często mitologizujemy modę PRL, chcąc wierzyć, że mimo ponurej ideologii, ulica była wtedy modna i kolorowa. Tak nie było. Nie poddawaliśmy się, ale to nie był kolorowy świat.

Wystawa „Nowoczesność reglamentowana. Modernizm w PRL”, Muzeum Narodowe w Krakowie, do 14.04.2024

Justyna Nowicka

Dziennikarka Radia Kraków. Była wieloletnią szefową działu kultury tej rozgłośni oraz redaktorką naczelną Radia Kraków Kultura. Jest także m.in. autorką książki o fotograficznej twórczości Mieczysława Karłowicza „Widok bez zastrzeżeń”. Autorka wywiadów i audycji publicystycznych, krytyczka, członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków AICA. 

Popularne