Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Nadmiar biurokracji zniechęca do zakupu i ratowania zabytkowych budynków – to jeden z zasadniczych wniosków, jakie wybrzmiały podczas Forum Rewitalizacji w Żninie. Spotkaliśmy się pod hasłem „Łączą nas zabytki”.
– Chcemy, aby władze pozwoliły nam skutecznie uratować jak najwięcej zabytków, bo niestety bez takiej pomocy, jako inwestorzy, sami sobie nie poradzimy – mówił Władysław Grochowski, prezes firmy Arche zajmującej się m.in. adaptacją zabytkowych budynków na cele hotelowe. – Nie jesteśmy w stanie przejść przez biurokratyczne procedury trwające średnio dziesięć lat. A zabytki nie mogą czekać: co roku, po każdej zimie, ulegają degradacji i w finale bezpowrotnie tracimy nasze dziedzictwo.
Spotkaliśmy się w Międzynarodowym Dniu Ochrony Zabytków – 18 kwietnia – podczas II Forum Rewitalizacji, zorganizowanego w dawnej cukrowni w Żninie (woj. kujawsko-pomorskie), uratowanej od zagłady niemal w ostatniej chwili. Dziś mieści się tu hotel i centrum konferencyjne firmowane przez Arche.
– Trafiliśmy na ostatni moment, bo cukrownia była już podzielona na działki, a budynki przeznaczono do wyburzenia – przypomniał Władysław Grochowski. – Że Żninem się udało, ale nie zawsze się udaje. Nie ma wojny, mamy wolność, a wciąż tracimy zabytki – alarmował. Na ekranie za jego plecami widzieliśmy ilustrację tych słów: serię zdjęć płonących lub burzonych zabytków. Płonie Gorzowska Fabryka Maszyn do Drewna „Gomad”, płoną Zakłady Mięsne w Gdańsku, koparki burzą Młyn Krügera w Bydgoszczy i Fabrykę Porcelany w Wałbrzychu.
Inwestorzy zauważają, że już w standardowej procedurze budowlanej wszystko trwa bardzo długo, przy zabytkach to zaś wielokrotność biurokratycznych patologii. Przez to rosną koszty takich inwestycji i spada zainteresowanie ich zakupem. – Mamy oferty nabycia kilkuset zabytkowych obiektów na terenie całego kraju, na które nie ma żadnych chętnych. Przez biurokrację i fatalne procedury większość inwestorów unika takich nieruchomości. Władze powinny znacząco uprościć, a przez to skrócić dzisiejsze procedury. Możliwe, że dla ratowania dziedzictwa narodowego trzeba wdrożyć nawet specustawę – uważa prezes Grupy Arche.
Wtórowała mu Kinga Nowakowska z zarządu Capital Park – firmy deweloperskiej stojącej m.in. za rewitalizacją zabudowań Towarzystwa Akcyjnego Fabryk Metalowych pod firmą Norblin, Bracia Buch i T. Werner, zwanych przez warszawiaków krótko „Norblinem”. Dziś w dawnej walcowni i fabryce platerowanych sztućców znalazło się miejsce dla handlu, gastronomii i rozrywki, ale także dla muzeum ukazującego losy fabryki i tworzących ją ludzi.
– W mojej ocenie występują dwa największe zagrożenia dla wszystkich chcących tworzyć projekty w istniejących zabytkach, a są to: primo – uznaniowość i dowolność służb konserwatorskich w interpretacji przepisów i tego co wolno, a co nie, inwestorowi. Co gorsza, przy zmieniających się urzędnikach wcześniejsza interpretacja i kształt uzgodnionych rozwiązań może w przyszłości nie obowiązywać. Secundo – tempo toczących się uzgodnień i procesów. Dla każdego inwestora czas jest jednym z kluczowych parametrów oceny ryzyka. Jeśli nie wiemy, ile będzie trwał projekt, to właściwie nic nie wiemy – argumentuje Kinga Nowakowska.
Inwestorzy, którzy mają już za sobą doświadczenie rewitalizacji zabytkowych obiektów, proponują zatem kilka zmian prawnych, być może ujętych w formę – jak sugeruje Grochowski – specustawy.
Ich zdaniem zabytki powinny zostać wyłączone z obowiązku spełnienia przepisów o warunkach technicznych, jako że powstawały w zupełnie innych warunkach prawnych i technologicznych.
Zwolennicy rewitalizacji proponują też wprowadzenie planu inwestycyjnego – instrumentu planistycznego, który byłby bardziej elastyczny niż wprowadzony w zeszłym roku zintegrowany plan inwestycyjny (nie mówiąc już o miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, którego zmiana jest bardzo czasochłonna). Wreszcie, postulują czasowe zwolnienie z podatku od nieruchomości. Dziś podatek ten trzeba płacić od momentu zakupu – często zrujnowanego – obiektu.
Przykład cukrowni w Żninie – wybudowanej w ciągu jednego roku (1893–94) przez miejscową, polsko-niemiecką spółkę – pokazuje, że pieniądze wydane na rewitalizację się zwracają. Obiekt przynosi dziś zyski inwestorowi, a 250 mieszkańcom 13-tysięcznego miasta daje pracę – można znaleźć nawet pracowników, którzy dwie dekady temu wytwarzali tu cukier.
W dodatku dzisiejsza Cukrownia w dużej mierze przypomina cukrownię dawną, bo współcześni architekci nie przesłonili oryginału.
Marek Bulak, autor projektu architektonicznego Cukrowni Żnin, przyznaje, że nie wprowadzał zbyt daleko idących zmian, żeby nie przykryć tego, co zrobili tu przed laty inni.
– Jeszcze 15 czy 20 lat temu większość architektów uważała, że trzeba odcisnąć piętno na rewitalizowanym obiekcie. Ostatnio to podejście się zmieniło, wystarczy spojrzeć na przykłady europejskie – wtóruje Tomasz Karpowicz, architekt, wiceprezes SARP ds. dziedzictwa, członek Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków.
– To nasz manifest, próba pokazania, w jaki sposób można do tego podejść – potwierdza Piotr Grochowski, główny architekt Arche. – Wartością jest tu autentyzm, a to coś więcej niż cegła.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Szczególnie w ostatnim czasie wracają pomysły odbudowy różnych obiektów historycznych: zamków, pałaców, kościołów itd. Odbudowa oznacza oczywiście, tak jak się ją zwykle rozumie, powrót do formy, jaką ów budynek miał przed jego zniszczeniem. O ile w przypadku budowli relatywnie młodych...
Wszystko się zaczęło jak w zwykłym napadzie na bank: przebrani mężczyźni, odludne miejsce, właściwie żadnej ochrony, do tego akt przemocy: na miejscu został ciepły trup niewinnej ofiary. I nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, lecz nie o bank tu...
Odkrywanie zabytków kojarzy mi się z rozpakowywaniem prezentów. Bywa że pod połyskliwym papierkiem w efektowne desenie nie kryje się nic szczególnie ciekawego, ale są na szczęście także sytuacje, kiedy niepozornie opakowany podarek stanowi nadspodziewanie cenny skarb. I tak właśnie jest...