Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Dziedziniec pałacu Paca przy ul. Miodowej, 1870 r.
Fot: Konrad Brandel /Muzeum Narodowe w Warszawie
Artykuły

Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego Marconi nie poważał architektury (neo)gotyckiej
  • z jakimi problemami musiał się zmierzyć przy projektowaniu dworca
  • jaki materiał budowlany budził w XIX-wiecznej Warszawie duże kontrowersje

Gdy w 1822 roku Henryk Marconi przybył z Italii do Polski na zaproszenie gen. Ludwika Michała Paca, nie mógł nawet przypuszczać, że w zimnym północnym kraju nie tylko osiądzie na stałe, lecz także stworzy w nim dynastię artystów: architektów, rzeźbiarzy, malarzy. Z Polską związał swoją karierę, życie rodzinne i nie opuścił jej w ciężkich czasach po klęsce powstania listopadowego. A przecież mogło się stać tak jak w przypadku innego wybitnego włoskiego architekta, Antonio Corazziego, który po 27 latach pobytu w Warszawie powrócił do Florencji. Dla Marconiego Polska stała się drugą ojczyzną. Nie tylko opanował język polski w mowie, lecz także całkiem składnie w nim pisał. Tu się ożenił, choć nie z Polką, tylko ze Szkotką i nie katoliczką jak on, lecz kalwinistką. Pozostawił po sobie ośmioro dzieci. Jego brat Ferrante, sztukator, który przybył w ślad za nim w 1828 roku, też pozostał w Polsce, a dzieci miał aż dziewięcioro. To już cały klan. Stanisław Łoza w swoim słowniku „Architekci i budowniczowie w Polsce” poza Henrykiem (1792–1863) wymieniał jako architektów działających w Warszawie jego dwóch synów: Leandra (1834–1919) i Władysława (1848–1915). Architektem był też syn Ferrantego, Leonard (1835–1899). Dość znanym malarzem był Karol (1826–1864) – najstarszy syn Henryka. Z kolei wnuk Henryka, Bohdan (1894–1975) to profesor warszawskiej ASP i wybitny konserwator zabytków.

Fot. Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Portret Marconiego, rys. Jan Styfi, ryt. ­Józef Tadeusz Polkowski, „Tygodnik Illustrowany” 1863 r., t.­7, nr 186, s. 149.

Komplikacje rodzinne drzewa genealogicznego Marconich usiłował rozwiązać przed kilkudziesięciu laty Olgierd Budrewicz odwiedzający warszawskie domy potomków Henryka: „Pewnego pięknego dnia Kazimiera, córka Eleonory Kolberg z domu Marconi, a wnuczka Henryka Marconiego wyszła za mąż za swojego własnego wuja Władysława (wspomnianego wyżej syna Henryka – przyp. JSM). Fakt ten spowodował w następnych dziesięcioleciach niebywałe zamieszanie i komplikacje familijne. Tak więc profesor Bohdan Marconi jest ciotecznym bratem swojej matki, a jego córki są własnymi ciotkami” – pisał w książce „Sagi warszawskie”.

Dziwaczny gotyk

Porzućmy jednak familijne zawirowania i powróćmy do początków. Henryk i Ferrante urodzili się w Rzymie. Ich ojcem był Leander, architekt, malarz fresków i dekoracji teatralnych. Architektem był też ich dziad Ferrante, urodzony w przepięknej, książęcej Mantui. O edukacji Henryka wiemy tyle, że fachowej wiedzy nabywał pod okiem ojca, a w latach 1806–1810 równolegle chodził na wykłady na uniwersytecie oraz akademii sztuk pięknych w Bolonii. W 1811 roku dostał posadę nauczyciela rysunku w liceum w Lugo niedaleko Rawenny. Dziesięć lat później jako architekt odniósł znaczący sukces, otrzymując nagrodę w konkursie architektonicznym im. Antonio Canovy w Rzymie. Bardzo możliwe, że gdyby pozostał w Italii, byłby jednym z armii architektów włoskich, których dziś pamiętają jedynie specjaliści.

W Warszawie stał się legendą. Należał do absolutnej czołówki ówczesnych polskich architektów, a zaprojektowane przez niego budowle, odbudowane ze zniszczeń II wojny światowej, można uznać za ikony architektoniczne stolicy Polski.

Podobnie zresztą jak niektóre realizacje jego syna Władysława, który był już architektem doby eklektyzmu. Tyle tylko, że Władysław miał w Warszawie znacznie więcej konkurentów niż Henryk w latach 40. czy 50. XIX wieku.

O tym, że Henryk Marconi trafił ostatecznie do Polski, zapewne zadecydował przypadek. Ludwik Pac – bajecznie bogaty arystokrata, zasłużony uczestnik wojen napoleońskich, miłośnik sztuki i mecenas artystów – musiał usłyszeć o nim w trakcie podróży do Włoch. Już wcześniej zatrudnił mało znanego włoskiego architekta Piotra Bosio do budowy ogromnej, anglogotyckiej rezydencji w Dowspudzie na Suwalszczyźnie. Bosio nie wywiązał się z zadania, rozgrzebał budowę i prac nie skończył. Jego miejsce miał zająć Henryk Marconi, wówczas już 30-letni. Absolwent uczelni w Bolonii o angielskim gotyku miał dość mgliste pojęcie. Posiadał jednak ogromny talent, wyniesiony z domu warsztat, zdolność do szybkiej nauki oraz chęć podejmowania wyzwań. Zaczął więc od zgłębiania wiedzy. Zaszył się w warszawskiej bibliotece Józefa Sierakowskiego i – jak pisał prof. Tadeusz S. Jaroszewski w książce „O siedzibach neogotyckich w Polsce” – zajął się studiowaniem form gotyku angielskiego. Potem je często samodzielnie interpretował, dostosowując do lokalnych warunków. Uzbrojony w wiedzę, powrócił do Dowspudy, modyfikując projekt Bosio. Wzniósł imponującą rezydencję, z której do dziś ocalał jedynie anglogotycki portyk.

Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie / dp
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Pałac w Dowspudzie w guberni suwalskiej, przed 1868 r., papier fotograficzny, papier albuminowy; wys. 17 cm, szer. 13 cm.

Pac był nie tylko właścicielem ziemskim, lecz także wiceprezesem Towarzystwa Rolniczego oraz anglofilem, nic więc dziwnego, że w swoich dobrach w Dowspudzie i Raczkach zaprowadził nowoczesną gospodarkę. Chłopów oczynszował, z Anglii i ze Szkocji sprowadził kilkadziesiąt rodzin rzemieślniczych oraz dzierżawców (farmerów) wprowadzających nowoczesne metody upraw i hodowli. Ale ze Szkocji przybyli nie tylko farmerzy. Do Dowspudy Pac ściągnął także ogrodnika Johna Heitona, którego zadaniem było założenie wokół rezydencji parku. Heiton współpracował z Marconim. Musieli spotykać się prywatnie. W domu Heitona Marconi poznał jego córkę Małgorzatę. Sądząc z portretu, dość urodziwą. Oświadczył się i został przyjęty.

Henryk Marconi niechętnie odnosił się do form gotyckich, co jest zrozumiale przy jego klasycznym, włoskim wykształceniu.

Jednak – jak zwracał uwagę prof. Jaroszewski – wywiązał się z zadania znakomicie. Był przecież innowatorem, potrafił podejmować wyzwania. Co więcej, na zlecenie Paca wzniósł niebawem neogotycką oberżę w Raczkach, formy gotyckie nadał też kaplicy w warszawskim pałacu Paca przy ul. Miodowej. Tymczasem jeszcze w 1828 roku w opublikowanym przez siebie pierwszym zeszycie dzieła „O porządkach architektonicznych” pisał: „Architektura grecka i rzymska, będąc zbiorem kształtów i linii najregularniejszych (…) jest prosta, ozdobna i w istocie mocna, nie jest jednak ciężka i z ozdób ogołocona jak egipska ani dziwaczna i na pozór słaba jak gotycka (…) jej piękność nie zależy od dziwactw i niestałej mody, lecz opiera się na zasadach pewnych i stałych”. Formy gotyckie Marconi stosował, gdy oczekiwali tego inwestorzy. Sam był entuzjastą antyku i renesansu, choć być może z czasem nie był w swoich sądach już tak zasadniczy.

Z Dowspudy przyjechał do Warszawy, by pozostać tu przez kolejne 40 lat, aż do śmierci. Wznosząc liczne budowle użyteczności publicznej, nadał miastu oblicze klasycyzmu i włoskiego renesansu.

Pierwszą jego realizacją była podjęta w 1824 roku przebudowa pałacu Ludwika Paca przy ul. Miodowej.
Fot: Konrad Brandel /Muzeum Narodowe w Warszawie
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Dziedziniec pałacu Paca przy ul. Miodowej, 1870 r.

Wart Pac pałaca

Marconi pisał, że nadał fasadzie barokowej budowli „cechę włoską Palladiusza” – czyli odwoływał się do architektury Andrea Palladia, stanowiącej niezrównany wzorzec dla tysięcy architektów doby klasycyzmu. Warto zwrócić uwagę na bramę pałacową od strony ul. Miodowej z „antycznym” fryzem, dłuta Ludwika Kauffmanna, ucznia Canovy. Brama jest jednym z najlepszych przykładów klasycyzmu czasów Królestwa Polskiego. Została zaprojektowana tak, by od strony Miodowej optycznie zatrzeć skośne usytuowanie fasady. Same wnętrza rezydencji zostały przekształcone nie tylko w duchu klasycyzmu i renesansu. Poza wspomnianą kaplicą gotycką architekt zaprojektował też salę… mauretańską.

Trudno powiedzieć, jak rozwijałaby się kariera architekta, gdyby nie wybuch powstania listopadowego i popowstaniowe represje. Pewnie ruch budowalny byłby bez porównania większy, a Marconi miałby wielu konkurentów. Zaangażowany w powstanie Pac zbierał środki na walkę i zadłużył hipotekę pałacu. Zapożyczył się też u samego Marconiego, od którego pożyczył 1200 złotych w złocie holenderskim obrączkowym, zalegał mu też ogromną kwotę za wykonane prace. Po upadku powstania Pac wyemigrował. W 1835 roku, w ramach represji popowstaniowych, władze rosyjskie skonfiskowały cały jego majątek, a wszelkie pożyczki Paca zostały unieważnione. Na szczęście przed powstaniem Marconi pracował nie tylko dla niego. Stworzył m.in. projekt ratusza w Brześciu Kujawskim, niezrealizowany ostatecznie projekt pałacu w Klemensowie, zaprojektował kaplicę Jana III w kościele warszawskich kapucynów oraz przekształcił pałac Lubomirskich w Lublinie przy pl. Litewskim. Jednak najważniejsze i najciekawsze prace architekta przypadają na epokę międzypowstaniową.

Stanisław Łoza wyliczał grubo ponad setkę obiektów zaprojektowanych przez Włocha w Warszawie, Królestwie Polskim i poza jego granicami. Od dworów i pałaców, przez kamienice, świątynie, gmachy więzienne, po hotele, obiekty infrastruktury miejskiej, fabryki i dworzec kolejowy.

My skupmy się kilku obiektach unikatowych, które stanowiły dla architekta ogromne wyzwanie i były w ówczesnym Królestwie Polskim pionierskie.

Lata po upadku powstania to czasy trudne, nazywane powszechnie nocą paskiewiczowską, gdy namiestnik carski w Królestwie Iwan Paskiewicz rządził twardą ręką. Systematycznie wprowadzano represje, wywieziono do Petersburga zbiory publiczne, zamknięto wyższe uczelnie, a znaczna część elit Królestwa znalazła się na emigracji. Na świecie czas jednak przyspieszał. Rewolucja przemysłowa docierała także do Warszawy, a takie zdobycze cywilizacyjne jak kolej, masowe wykorzystanie żelaza jako materiału budowlanego, telegraf optyczny pozwalający na błyskawiczne przenoszenie informacji, pojawienie się dagerotypu, a wkrótce także fotografii krok po kroku zmieniały życie. Projektując dworzec kolejowy, wielki hotel czy wodociąg, Marconi stawał przed tematami wymagającymi zdobywania nowej wiedzy i koniecznością rozwiązywania problemów, na które nikt z miejscowych nie był w stanie mu wiarygodnie odpowiedzieć.

Jak zaprojektować duży dworzec kolejowy w Warszawie w czasie, gdy nie tylko w Królestwie Polskim, lecz także w całym imperium rosyjskim takiego dworca jeszcze nie było?

Wymagało to oczywiście odbycia podróży, gromadzenia wiedzy, a do tego własnej inwencji. Oczywiście w Europie w latach 30. i 40. XIX wieku powstawały już pierwsze drogi żelazne, jednak wciąż nie wypracowano uniwersalnego wzorca dworca kolejowego.

Nowoczesność wielkimi krokami

Kamień węgielny pod budowę dworca kolei warszawsko-wiedeńskiej położono 14 lipca 1844 roku. Pierwszy pociąg wyruszył z niego już 14 czerwca następnego roku, na razie tylko do Grodziska. By to dworzec czołowy. Budynek miał 160 metrów długości i odpowiadał maksymalnej długości pociągu. Całość była złożona z gmachu środkowego o dwupiętrowym korpusie i jednopiętrowych skrzydłach po bokach oraz z dwóch trójkondygnacyjnych wież, co mogło kojarzyć się z dwoma, stykającymi się tyłem parowozami. Architekturze zewnętrznej Marconi nadał formy renesansu florenckiego. Zresztą stosowne – dworzec mógł być przecież traktowany jako miejski pałac nowego typu, witający podróżnych i stanowiący jego wizytówkę. W środku nie było jeszcze wielkiej hali, z wypracowywanymi wówczas zasadami urządzono oddzielne kasy, poczekalnie i bufety dla pasażerów trzech klas. Perony ulokowano na tyłach budynku. Ostatecznie dworzec został rozebrany w latach 30. XX wieku, ustępując nowemu Dworcowi Głównemu.

Kolejna dekada była dobrym czasem w twórczości architekta. Warszawa w schyłkowym okresie rządów Paskiewicza weszła w pierwszy okres ożywienia budowlanego. Potem przychodziły kolejne. Istotny wpływ na rozwój miasta miało zniesienie granicy celnej z Rosją w 1850 roku. Nagle otworzył się dla Warszawy ogromny rynek zbytu, co poprawiło koniunkturę gospodarczą. Stwarzało to fundamenty pod nowe inwestycje przemysłowe. Kilka lat po otwarciu dworca drogi żelaznej warszawsko-wiedeńskiej miasto wzbogaciło się o kilka ważnych inwestycji o charakterze infrastrukturalnym. Nie oznaczały one automatycznego przekształcenia się Warszawy w miasto nowoczesne. Wyznaczały jednak kierunek przyszłych zmian. Już w 1851 roku za zgodą cara Mikołaja I zaczęto budować wodociąg. Pierwszy w Warszawie na taką skalę. Architektem prowadzącym prace został waśnie Henryk Marconi. W granicach miasta urządzono 16 zdrojów i cztery ozdobne wodotryski. Sercem inwestycji była stacja na Powiślu w rejonie ul. Dobrej. Kierowano do niej wodę wiślaną z osadników. Oczyszczona, była pompowana do istniejącego do dziś zbiornika zaprojektowanego przez Marconiego w formie greckiej świątyni w ogrodzie Saskim. Dalej rozprowadzano ją żeliwnymi rurami. Dla architekta to kolejny całkowicie nowy temat wymagający znacznej wiedzy specjalistycznej. Nic dziwnego, że nie uchroniono się wówczas od błędów. Do zbiornika przy Dobrej przeciekało więcej twardej wody zaskórnej niż przefiltrowanej wody z rzeki, woda nie była zaś najwyższej jakości. Sam zasięg wodociągu był ograniczony, ale i tak jego powstanie było ważnym wydarzeniem. Ostatecznie w latach 80. XIX wieku wodociąg Marconiego zastąpi supernowoczesny i skomplikowany system wodno-kanalizacyjny Lindleya.

Fot. Edward Falkowski / Forum
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Ogród Saski, wodozbiór w kształcie rotundy, wzorowany na świątyni Westy w Tivoli, Warszawa, 1956 r.

Żelazna konsekwencja

Przykładem wdrażania nowoczesnych technologii przez architekta był projekt bazaru Lesera przy ul. Rymarskiej. Jego konstrukcja, która nie była niczym nowym w Paryżu czy Berlinie, przekraczała wyobraźnię ówczesnych urzędników magistratu.

Marconi po raz pierwszy w Królestwie na tak dużą skalę zaproponował zastosowanie słupów z żelaza.

Wprawdzie w Warszawie stało już kilka domów o żeliwnych filarach, ale tu chodziło o całą konstrukcję. Budowa została nawet wstrzymywana. Figurujące w projekcie żelazne filary postulowano zamienić kamiennymi lub murowanymi. Urzędnicy i niektórzy miejscowi eksperci nie dawali wiary, że takie podpory są w stanie utrzymać ciężar fasady budynku. Inwestor napisał wówczas skargę na magistrat do Iwana Paskiewicza, powołując się w niej na fakt budowy podobnych konstrukcji w Berlinie. Interwencja Paskiewicza nie na wiele by się zdała, gdyby ostatecznie nie sprowadzono do Warszawy niemieckich ekspertów. Dopiero ci zdołali przekonać wydział budowlany co do trwałości konstrukcji. W rezultacie kamień węgielny pod budowę domu położono 1 października 1853 roku, a ukończono go dwa lata później.

Jednak najwspanialszą realizacją Henryka Marconiego z tych lat był Hotel Europejski, zniekształcony powojenną odbudową i nadbudową sprzed kilku lat. To było kolejne wyzwanie projektowe. Miał to być przecież budynek, jakiego dotąd jeszcze nie było w całym Królestwie Polskim. Europejski był pierwszym wielkim warszawskim hotelem dorównującym hotelom w wielkich miastach Zachodu i przez całe dekady najlepszym w całym zaborze rosyjskim.

1. Fot. Konrad Brandel / Biblioteka Narodowa Polona
2. Fot. Karol Beyer / Muzeum Narodowe w Warszawie
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Z ziemi włoskiej do Polski – Henryk Marconi
Hotel Europejski w Warszawie (II poł. XIX w.)

Wyzwaniem zarówno dla inwestorów jak i architekta było opracowanie złożonego programu funkcjonalnego, na który składały się pokoje dla gości, lobby, schody, restauracja, zaplecze kuchenne, restauracja, pralnia itp. Dodajmy tu, że wielki nowoczesny hotel powstawał w mieście, które miało już połączenie kolejowe. Jak zauważył prof. Andrzej Rottermund, większość form, kompozycji i detali architektonicznych hotelu można odnaleźć w architekturze dojrzałego renesansu włoskiego, zwłaszcza XVI-wiecznych pałaców rzymskich, a kompozycje zaokrąglonych narożników mają przypominać niektóre pałace weneckie. Inwestor Aleksander hr. Przeździecki w listach do żony, pisząc o naradach z Henrykiem Marconim, wspominał, że architekt zwracał uwagę, iż plany elewacji i detalu architektonicznego były wzorowane na jednym z pałaców rzymskich. Jednak w architekturze Hotelu Europejskiego Marconi nie kopiował żadnej konkretnej budowli, lecz jedynie inspirował się renesansowymi zabytkami Italii.

Gmach był wznoszony etapami od 1855 roku. Ostatecznie całość ukończono 22 lata od rozpoczęcia realizacji i kilkanaście lat po śmierci architekta. Henryk Marconi zmarł tuż po wybuchu kolejnego polskiego powstania 21 lutego 1863 roku. Został pochowany na Starych Powązkach. Jego żona nie spoczęła obok niego. Przeżyła go o ponad 20 lat. Jej ciało złożono na cmentarzu ewangelicko-reformowanym.

Jerzy S. Majewski

historyk sztuki, dziennikarz publicysta, varsavianista; autor książek i albumów o historii architektury Warszawy

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Popularne

Architektura nowoczesna i inne zapomniane historie

Architektura nowoczesna budzi od dłuższego czasu coraz większe zainteresowanie nie tylko specjalistów. Wiele popularnonaukowych, ale też społecznych i oddolnych działań – spacerów, spotkań, wykładów, wystaw, a nawet akcji protestacyjnych i happeningów, zwróciło uwagę szerokiej grupy osób użytkujących miasto, na wartość...