Rzeźby Xawerego Dunikowskiego z cyklu "Głowy Wawelskie" - z prawej "Anna Jagiellonka", z lewej "Leon Wyczółkowski".
Obiekty UNESCO

Przyjrzyjmy się im z bliska

Z tego artykułu dowiesz się:
  • kto i dlaczego zdewastował Wawel na początku XIX wieku
  • jakie były dzieje „Głów wawelskich”
  • co można nazwać „radością z odzyskanego śmietnika”

Czy spacerując dziś po wawelskim wzgórzu potrafimy sobie wyobrazić, co czuli Polacy w momencie, w którym w 1905 roku udało im się ostatecznie wyprowadzić z niego żołnierzy okupacyjnej CK-armii? Po wielu trudach, w których determinacji musiał towarzyszyć spryt, dyplomacji brawura, a marzeniu pieniądze. Początkowo bowiem, gdy w 1868, w okresie liberalizacji habsburskich rządów, pomysł przywrócenia królewskiego dziedzictwa narodowi rzucił Wincenty Pol, wydawało się to przecież „mission impssible”.  Nie pomogło nawet pełne pokory i popisów lojalności ofiarowanie zamku cesarzowi Franciszkowi Józefowi I przez Sejm Krajowy – co umożliwiłoby podjęcie jakichkolwiek prac w rezydencji zamienionej wiele lat wcześniej na koszary. O sukcesie zadecydowało to, co zawsze: pieniądze. Władze Krakowa i Galicji w odpowiednim momencie zaoferowały niebagatelną sumę 3,5 miliona koron. Zadziałało.

Inspiracje dalekie i bliskie

Radość mieszała się jednak ze smutkiem, a może wręcz z rozpaczą. Była bowiem, by przywołać słynny cytat z „Generała Barcza” Juliusza Kaden-Bandrowskiego, powieści powstałej w 1923 roku, „radością z odzyskanego śmietnika”. Wawel wyglądał okropnie.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Dawno temu zdążyło zniknąć miasteczko wawelskie, z kilkunastoma budynkami, których historia sięgała głębokiego średniowiecza, w tym kościółków św. Jerzego i Michała. Nad dziedzińcem zewnętrznym wznosiły się posępne konstrukcje austriackich fortyfikacji i mury lazaretu. Wspaniałą renesansową rezydencję zdewastował już w latach 1803-1807 inżynier wojskowy Jan Markl, w ogóle nie przejmując się jej urodą: bez skrupułów niszczył wspaniałe stropy, reprezentacyjne sale dzielił ściankami działowymi, zamurowywał okna i krużganki, tworząc ciemne korytarze… Ofiarą jego działań padło m.in. powstałe około 1540 roku dzieło warsztatu Sebastiana Tauerbacha i Hansa Snycerza: 194 rzeźbione głowy, reprezentujące ludzi różnej płci, wieku i stanu, z kasetonowego stropu Sali Poselskiej na wawelskim piano nobile.

1. NAC
2. FOTO: Zamek Królewski na Wawelu / materiały prasowe
Wschodnie skrzydło Zamku Królewskiego. Widoczna wieża Kurza Stopka.
Zamek Królewski na Wawelu, widok z lotu ptaka.

Strop ten był ze wszech miar wyjątkowy, choć nie jedyny w swoim rodzaju (podobne znaleziono na szkockim zamku Stirling czy w zakrystii hiszpańskiej katedry w Sigüenzie, jakieś 120 kilometrów od Madrytu). Krakowscy twórcy nie mieli oczywiście pojęcia o tych realizacjach, mogli jednak poszukać inspiracji gdzieś bliżej. Zwłaszcza, że Tauerbach pochodził z Łużyc, a działał we Wrocławiu (o jego współpracowniku Hansie nie wiemy zbyt wiele), a  właśnie w tych rejonach głowy pojawiały się jako dekoracje portali. Jednak w krakowskim przypadku to wyrzeźbione zgromadzenie ludzkie miało szczególne znaczenie: świadkowało władzy królewskiej.

Tym boleśniejsza – także z dzisiejszej perspektywy – jest utrata większości rzeźb, które były czymś więcej niż tylko elementem wyposażenia wnętrza. I dziś renesansowe drewniane głowy mogłyby stanowić symbol rodzącego się pomału już pod koniec wieku XV polskiego republikanizmu, z królem jako „pierwszym z równych”.

Izabela – Adolf – Xawery

Jakimś cudem 30 spośród rzeźb wyrzuconych podczas przemiany królewskiej rezydencji w ordynarne koszary znalazło się w rękach księżnej Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej, której zasługi dla ratowania pamiątek po „zabitym królestwie” powinny wreszcie doczekać się odpowiedniego uznania. Zresztą, to postać tak barwna, że aż dziw bierze (zwłaszcza gdy ogląda się np. Sofię Copollę w roli Marii Antoniny w oskarowym filmie z 2006 roku), że nie potrafiliśmy – świadomie i celowo – wprowadzić Izabeli do popkultury.

Fot. Film Nr. 3/Wikimedia.org
Przyjrzyjmy się im z bliska
Xawery Dunikowski, udzielający wywiadu, 1946r.

Księżna umieściła „Głowy” w swoim puławskim muzeum, ale potem ich losy potoczyły się dość tajemniczo. Większość w 1869 roku trafiła do Muzeum Rumiancewa w Moskwie, 6 znalazło się w rękach polskiego architekta Bolesława Pawła Podczaszyńskiego, a później prof. Stanisława Tarnowskiego. Róża z Branickich Tarnowska, wdowa po „stańczyku” i twórcy szkoły historycznej krakowskiej, przekazała je Wawelowi w 1921 roku. 24 głowy wróciły z Moskwy do Krakowa rok później – na mocy traktatu ryskiego. Co stało się z pozostałymi? Nie wiadomo, choć przed stu laty poszukiwano ich intensywnie. Podobno w urokliwym zamku Franzesburg w pobliżu Wiednia znaleziono nawet wiekowego służącego, który twierdził, że gdzieś kiedyś je widział…

Te, które się odnalazły, trafić miały jako uzupełnienie nowego stropu, zaprojektowanego przez Adolfa Szyszko-Bohusza. To on miał bowiem, przyjmując w 1916 roku stanowisko kierownika prac renowacyjnych na Zamku Królewskim, w Odrodzonej Polsce odnaleźć dla Wawelu nową formę. To jemu zawdzięczamy m.in. odkrycie romańskiej Sali o 24 słupach, rekonstrukcję Rotundy Najświętszej Marii Panny, odnowienie większości wnętrz zamkowych, Bramę Herbową na Wawelu, powiększenie krypty Wieszczów i sarkofag Juliusza Słowackiego oraz urządzenie krypty Marszałka Józefa Piłsudskiego (wraz z nowym zejściem do podziemi katedry).

Przyjrzyjmy się im z bliska
Adolf Szyszko-Bohusz – rektor ASP w Krakowie. Fotografia portretowa.

Na Wawelu miał pozostać – za zgodą państwa podziemnego – także podczas II wojny światowej, by ratować, co się da przed barbarią okupanta. Szyszko-Bohusz znał dobrze starszego o 8 lat Xawerego Dunikowskiego, nic więc dziwnego, że z radością przyjął dar, który w roku 1920 rzeźbiarz – być może w wyniku patriotycznego uniesienia, a być może w oczekiwaniu na przyszłą współpracę – przekazał Wawelowi. Był to zespół 24 wczesnych rzeźb (głównie w gipsie).

Przyjrzyjmy się im z bliska
Delegacja komitetu obchodów z wizytą u artysty malarza Jacka Malczewskiego. Widoczni od lewej: profesor Tadeusz Szydłowski, starosta krakowski Antoni Bal, redaktor Józef Flach, artysta malarz Stefan Filipkiewicz, żona Jacka Malczewskiego Maria, artysta malarz Mieszko Jabłoński, profesor Kazimierz Kostanecki, artysta malarz Jacek Malczewski, profesor Adolf Szyszko-Bohusz, artysta malarz Wincenty Wodzinowski, wojewoda krakowski Władysław Kowalikowski.

Wczesnych – to nie znaczy słabszych, „młodzieńczych”. Znalazło się wśród nich m.in. niezwykle ekspresyjne, zbyt nowatorskie jak na swój czas i okoliczności „Fatum”, pierwsza wersja „Ewy” (z 1906 roku), inspirowane twórczością Stanisława Przybyszewskiego „Kobiety brzemienne” (Andrzej Wajda w szeroko dyskutowanym, bo przekraczającym ramy socrealizmu, krótkometrażowym filmie dokumentalnym poświęconym Dunikowskiemu pt. „Idę do słońca” z 1955 roku ustawił je na brzegu morza), świetne portrety malarza Henryka Szczyglińskiego i  architekta Franciszka Mączyńskiego…

Niepowetowaną stratą pozostaje fakt, że aż 10 prac z tego zespołu zostało utraconych podczas II wojny światowej (to, co ocalało, zostało pokazane  na specjalnej wystawie zrealizowanej przez Zamek Królewski na Wawelu w 2001 roku). 

Spojrzenie rumuńskiej królowej

Wkrótce rzeczywiście pojawiło się arcyważne zlecenie. W latach 1924–1929 Xawery Dunikowski na zamówienie Biura Odbudowy Zamku Królewskiego na Wawelu podjął pracę nad cyklem rzeźbiarskich portretów, które – jako nawiązanie do historycznej renesansowej dekoracji – miały zostać umieszczone w kasetonach stropu Sali Poselskiej na Wawelu jako uzupełnienie tych, które udało się sprowadzić z Rosji. Co ciekawe, o ile do współpracy nad nową formą rezydencji wawelskiej zapraszano awangardowych malarzy, m.in. Józefa Pankiewicza, Zygmunta Waliszewskiego czy Zbigniewa Pronaszkę, o tyle Dunikowski był jedynym rzeźbiarzem, któremu zaproponowano współpracę.

Przyjrzyjmy się im z bliska
Rzeźba Xawerego Dunikowskiego pt. “Macierzyństwo”.

Pomysł nowych „Głów wawelskich” wzbudził entuzjazm, szybko doceniono też wykonanie. Magazyn „Sztuki Piękne” pisał na przełomie lat 1926/27:

Traktowanie drewna raz ostre, kantami i wklęsłościami, to znowu tak miękkie i płynne, jakby artysta poszedł o zakład, że do materiału się nie dostosuje, ale że jego opór pokona. Charakterystyka czasem posunięta aż do groteski, kiedy indziej zaś tak złagodzona, że przywodzi na myśl sztukę portretu z epok najdostojniej klasycznych.

Mimo charakterystycznej dla swojej epoki emfazy (za którą czasem można przecież zatęsknić), opis ten wydaje się bardzo trafny. Zresztą, dowodził tego wystawienniczy sukces projektu, za sprawą bowiem Towarzystwa Szerzenia Sztuki Polskiej wśród Obcych, „Głowy wawelskie” Dunikowskiego podróżowały, o czym sporo pisała ówczesna prasa.

Przyjrzyjmy się im z bliska
Rzeźby Xawerego Dunikowskiego z cyklu “Głowy Wawelskie” – z prawej “Anna Jagiellonka”, z lewej “Leon Wyczółkowski”.

Trasa wiodła przez Pragę, Wiedeń, Brukselę, Hagę… Służby dyplomatyczne donosiły Warszawie, że w Bukareszcie na cykl wawelski zwróciła uwagę sama królowa Maria Koburg – słynąca w całej Europie zarówno z urody, elegancji, wrażliwości artystycznej, jak i żołnierskiego ducha i rumuńskiego patriotyzmu. W depeszy czytamy, że oglądając rzeźby Dunikowskiego, władczyni wyraziła „duże ukontentowanie”.

Głowy dotarły nawet – co stanowiło pewną perwersję – do Moskwy, gdzie w 1933 roku pokazano je w Galerii Tretiakowskiej.

Prezydencki hołd lenny

A jednak projekt nie został ostatecznie zrealizowany: Owszem, na krótko „Głowy” Dunikowskiego znalazły się w stropie Sali Poselskiej. „Kurier Warszawski” donosił 14 września 1927 roku: „Kilka głów Dunikowskiego umieszczono już w kasetonach. Na razie wyróżniają się, ponieważ nie są jeszcze polichromowane”.

Przyjrzyjmy się im z bliska
Kobieta ogląda rzeźby Xawerego Dunikowskiego z II cyklu “Głowy Wawelskie” – na pierwszym planie “Stanisław Wyspiański”, w głębi “Józef Conrad-Korzeniowski”.

Była to poniekąd część przygotowań do wizyty prezydenta Mościckiego w Krakowie. Ten przybył na Wawel na przełomie września i października 1927 roku. Zachowały się fotografie, na których widzimy wielką bramę triumfalną w okolicach dworca kolejowego, obsypany kwiatami powóz, którym prezydent z wojewodą Darowskim wjeżdżają na dziedziniec wawelski, przegląd kompanii honorowej…  

Przyjrzyjmy się im z bliska
Prezydent RP Ignacy Mościcki (na przedzie) na jednej z ulic. Widoczny m.in.: wicewoda krakowski Piotr Małaszyński (1. z prawej).

Po raz kolejny Mościcki pojawił się na Wawelu 16 lipca 1929 roku o godzinie 11.00. Co wiemy o tym wydarzeniu? W Sali Poselskiej zgromadziły się rozliczne delegacje: przedstawiciele Kapituły, wyżsi oficerowie garnizonu krakowskiego, duchowieństwo różnych wyznań, przedstawiciele Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Umiejętności, konsulowie, posłowie, delegacje rady miejskiej, reprezentacja Wieliczki, grupa włościan z Bibic, weterani roku 1863… Kiedy Prezydent Rzeczypospolitej w otoczeniu świty wszedł do Sali Poselskiej, rozległo się gromkie „Niech żyje”, a senator Karol Rolle złożył mu głęboki ukłon w imieniu obecnych. Takie to były czasy.

Prezydent był bardzo zadowolony z postępu prac na Wawelu. Z własnej kieszeni wyłożył nawet 1000 złotych na potrzeby zatrudnionych tu robotników.

Jednak w momencie tej wizyty głowy państwa, losy projektu Dunikowskiego wydawały się już przesądzone. Może dlatego, że to co wyobrażone zostało, przynajmniej częściowo, zrealizowane? Pojawiły się pierwsze głosy przeciwne jego kontynuacji. Tadeusz Szydłowski, wojewódzki konserwator zabytków, stwierdził, że

należy uszanować stare głowy, lecz nowych nie tworzyć.

Władysław Tatarkiewicz dodawał: „Co zrobione nie przerabiać, a korzystać z doświadczenia na przyszłość” Jedynie wypróbowany przyjaciel, malarz i grafik Wojciech Jastrzębowski, krzyczy, że „Głowy” Dunikowskiego powinny zawisnąć na Wawelu, bowiem „są dziełem prawdziwego geniuszu”.

Fot. RSW / Forum
Przyjrzyjmy się im z bliska
1928 r., Xawery Dunikowski – artysta malarz i rzeźbiarz.

Ostatecznie Ministerstwo Robót Publicznych, któremu podlegał wówczas Wawel, decyzją datowaną na 29 grudnia 1928 roku zakończyło projekt. Zapewne artysta zdążył do tego czasu wykonać 71 modeli gipsowych i 18 rzeźb w drewnie. Pracując nad nimi, jak sam mówił, posługiwał się metodami fałszerza. „Trud wykonania nowych rzeźb leży w tym, że człowiek musi umieć skupić się w sobie i uczuć w duchu dawnej epoki, nawiązać do dawnych prądów i na takim podłożu wykonać postaci współczesne”.  

Współczesność w historię ubrana

Przyjrzyjmy się bliżej kilku z tych rzeźb. Oto mężczyzna o orlim nosie i niewidzącym, a raczej spoglądającym gdzieś w głąb siebie spojrzeniu, pogrążony w ekstazie, jakby właśnie otworzyć miał usta i zacząć mówić, podnosząc stopniowo głos: „Samotność – cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?”. Na głowie ma wieniec laurowy, co stawia go w rzędzie nieśmiertelnych poetów, gdzieś obok Petrarki i Dantego. Patrzymy na Adama Mickiewicza, którego ciało od 1890 roku spoczywa kilkadziesiąt metrów od Sali Poselskiej, w katedrze wawelskiej, w zaprojektowanej przez Sławomira Odrzywolskiego krypcie. 

Przyjrzyjmy się im z bliska
Sarkofag Adama Mickiewicza w krypcie Wieszczów Narodowych na Wawelu.

Obok jego wielki literacki oponent: Juliusz Słowacki: wydaje się młodzieńczy, zawadiacki, trochę lekkomyślny – ze swobodnie ułożonymi, półdługimi włosami i dyskretnym wąsikiem przywodzących na myśl Dumasowskich „Trzech muszkieterów”. Kiedy powstawał ten portret, zwłoki drugiego wieszcza wracały właśnie – po wielkich perturbacjach –  z paryskiego cmentarza Montmartre do Ojczyzny, by 28 czerwca 1927 roku spocząć obok Mickiewicza. Autor rzeźby z całą pewnością uczestniczył w uroczystościach – tak jak setki tysięcy innych Polaków. Tak po latach wspominał je pisarz i późniejszy wieloletni współpracownik Radia Wolna Europa:

U trumny wartę trzymali studenci uniwersytetu, a ludzie szli i szli, a stos kwiatów rósł i rósł. Gdy rano zaczął się formułować pochód, rozrzewniło się, zaszlochało niebo i razem z delikatnym kwiatem kasztanów zaczął padać ciepły deszcz, który dzwonił szeptem: >>Słowacki, Słowacki<<. Wrażenie musiało być wielkie.

Obok „królów ducha” znaleźli się władcy polityczni. Henryk Walezy: Pokazany z wiernością wobec renesansowych portretów tego władcy o nieco zbyt delikatnych rysach i pewnej przesadzie w dbaniu o własny wygląd (przy czym XX-wieczny rzeźbiarz unika nadmiernej dekoracyjności). Kazimierz Wyka, wybitny literaturoznawca, określił tę rzeźbę dość złośliwym stwierdzeniem: „Piękniś o fryzjerskiej ogładzie”. Ciekawe, dlaczego Dunikowski wybrał na początek tego właśnie, nieudanego króla, który nie tylko szybko zrejterował do rodzinnej Francji, ale za nic nie potrafił zrozumieć zasad republiki rządzonej przez monarchę…

Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny/Wikimedia.org
Przyjrzyjmy się im z bliska
Pracownia X. Dunikowskiego na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, 1933 r.

O wiele bardziej naturalny wydaje się wybór kolejnego przedstawionego przez rzeźbiarza władcy: Bolesława Śmiałego. Ten nieszczęsny król, zmarły na obczyźnie w zapomnieniu, jest przecież nierozerwalnie związany z Wawelem. Wielki antagonista króla i jego ofiara, biskup Stanisław, patronuje państwu z konfesji w katedrze wawelskiej. Ze wzgórza widać zarysy Skałki, gdzie wedle tradycji doszło do mordu. Z tej dynamiki przestrzeni doskonale zdawali sobie sprawę artyści: Wyspiański ze swoim teatralnym dyptykiem („Skałka” i „Bolesław Śmiały”), Wacław Szymanowski z – ostatecznie niezrealizowanym – „Pochodem na Wawel”, a nawet obdarzony wyobraźnią ocierającą się o szaleństwo Stach „z Warty” Szukalski… Dunikowski wpisał się więc w pewien artystyczny dialog.

Modelem do przedstawienia piastowskiego władcy okazał się Jan Hopliński (przed zmianą nazwiska Burdzyński) – malarz, technolog i konserwator zabytków, bibliofil i kolekcjoner sztuki, który przez wiele lat pełnił na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych funkcję bibliotekarza i kustosza szkolnej galerii, a później wykładowcy technik malarskich. Można przypuszczać, że rzeźbiarz wybrał uczelnianego kolegę nie tylko ze względu na osobistą sympatię. W harmonijnej, pociągłej, bardzo męskiej twarzy Bolesława Śmiałego dostrzegamy jakąś wewnętrzną siłę, zdecydowanie ocierające się o bezwzględność,  aktywność… podobne wrażenie sprawia Hopliński z portretu namalowanego w 1919 roku przez jego nauczyciela, Józefa Mehoffera.

Fot. Jeremi Dobrzański / Zamek Królewski na Wawelu
Przyjrzyjmy się im z bliska
Wystawa “Obraz Złotego Wieku” w Zamku Królewskim na Wawelu, 15 września – 14 grudnia 2023 r. M.in. zaprezentowano “Głowy wawelskie”, naprzeciwko których można było stanąć twarzą w twarz.

Z kolei do sportretowania ostatniego króla z dynastii Jagiellonów – Anny Jagiellonki – posłużyła Anna Jarocka z Kasprowiczów (córka poety i żona zaprzyjaźnionego z rzeźbiarzem malarza). To jeden z najbardziej historyzujących wizerunków: wyczuwa się w nim rzetelne studia nad XVI-wiecznym dziełem Sebastiana Tauerbacha i Hansa Snycerza (Dunikowski trzymał w pracowni gipsowe kopie pierwowzoru). Jednocześnie jednak współczesny artysta zdecydowanie dodał władczyni urody (Anna – co potwierdzają źródła z epoki – nie była klasyczną pięknością). Szkoda, że wizerunek znamy jedynie z fotografii. Oryginał zaginął, zapewne bezpowrotnie.

Fot. Autor nieznany/Wikimedia.org
Przyjrzyjmy się im z bliska
Xawery Dunikowski, 1905 r.

„Głów wawelskich” sfeminizowane

Portrety Dunikowskiego bardzo sprawnie balansują elementy historyzujące i współczesne, łączą okres renesansu z rzeczywistością Polski Odrodzonej. Dobrym przykładem służy tu „Dworzanin”, do którego pozował Józef Antoni Kuczyński, właściciel popularnego zakładu fotograficznego w Pałacu Spiskim na krakowskim Rynku (a zarazem autor fotograficznej dokumentacji wawelskiego projektu Dunikowskiego). Mamy przed sobą mężczyznę, który świetnie prezentowałby się w „artystowskiej” pelerynie albo garniturze.  Jedynym elementem, który osadza go w przeszłości, jest miękki beret ozdobiony strusim piórem…

 Wśród „Głów wawelskich” jest sporo kobiet. W twarzy anonimowej średniowiecznej księżniczki uczeni rozpoznali rysy Wandy Bronisławy Illukiewiczówny. Ta śliczna dziewczyna o niewinnej urodzie wychowywała się wraz z siostrą w Zakopanem, w środowisku związanym z Witkacym (artysta poświęcił im kilka fotografii, a także wspomniał o nich w „W małym dworku” oraz „Straszliwym wychowawcy”). Podobno zgodziła się pozować rzeźbiarzowi wyłącznie pod warunkiem, że drzwi do pracowni pozostaną otwarte (artysta znany był szeroko ze swojej skłonności do amorów). Żądanie miało zrobić na nim tak wielkie wrażenie, że nałożył jej na głowę koronę „żelaznej królowej”…

Nie zawsze wizerunki współczesnych Dunikowskiemu zostają zakamuflowane historycznym kostiumem. Fachowcy bez trudu rozpoznają portrety artystów i notabli Krakowa połowy lat 20. XX wieku: choćby tylko Ludwika Solskiego – wielkiej legendy polskiego teatru, Adolfa Szyszko-Bohusza (co wydaje się oczywiste ze względu na pełnioną na Wawelu), Karola Rolle z charakterystycznym łańcuchem na szyi – prezydenta Krakowa, ale także inżyniera ceramika i współtwórcy krakowskiej rozgłośni Polskiego Radia. Oczywiście jest również autoportret: i trzeba powiedzieć, że Xawery Dunikowski potraktował samego siebie z dystansem i sporą dozą humoru…

Sztuka ratuje w Auschwitz

Szczególne – w pewnym sensie: symboliczne – znaczenie ma portret Zofii Jachimeckiej. Była to bardzo ważna postać w przedwojennym krakowskim „towarzystwie”. Znana tłumaczka z języka francuskiego i włoskiego, przyswoiła polszczyźnie m.in. twórczość Goldoniego, Pirandella, a także „Pinokia” Carla Collodiego. W salonie, który prowadziła wraz z mężem, kompozytorem i historykiem muzyki Zdzisławem Jachimeckim przy ulicy Grodzkiej 47, spotykali się m.in. Leon Chwistek, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Teodor Axentowicz, Wojciech Kossak z córkami: Magdaleną Samozwaniec i Marią Pawlikowską-Jasnorzewską, Józef Pankiewicz… Magdalena Samozwaniec tak wspominała gospodarzy:

Ona była smukłą i wiotką blondynką, wyjętą jakby żywcem z secesyjnych ornamentów – on szalenie przystojnym, dystyngowanym panem, który wyglądał, jakby się był urodził we fraku lub smokingu.

U Jachimeckich bywał oczywiście także Xawery Dunikowski. Nic dziwnego, że zdecydował się uwiecznić kobietę atrakcyjną w równym stopniu fizycznie co intelektualnie.

Przyjrzyjmy się im z bliska
Zdzisław Jachimecki – profesor muzykologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, kompozytor. Fotografia portretowa.

Po latach Jachimecka wspominała, że latem 1940 roku Dunikowski miał wpaść do niej z gipsowym odlewam jej wawelskiej głowy. Nie przyszedł. 20 czerwca znalazł się w pierwszym krakowskim transporcie do Auschwitz. Miał wtedy 64 lata. Otrzymał numer 774. W obozie przetrwał. Kto wie, być może artystę uratowały przed śmiercią właśnie „Głowy wawelskie”? Mało brakowało, a zostałyby zniszczone, gdy tylko zamek zajęli Niemcy, przeznaczając go na rezydencję Hansa Franka – władze okupacyjne uznały je bowiem za reprezentację „sztuki zdegenerowanej”. Na szczęście szybko zareagowali – jak zwykle niezawodni – Szyszko-Bohusz i Jarocki. Pobiegli na Wawel z katalogiem wystawy, którą Dunikowski miał w Berlinie w 1936 roku. Okazało się, że „Głowy” bardzo spodobały się wówczas samemu Hitlerowi.

Przyjrzyjmy się im z bliska
Minister Joseph Goebbels (trzeci z lewej) i towarzyszące mu osoby podczas zwiedzania Wawelu. Widoczny m.in.: wiceminister spraw zagranicznych Polski Jan Szembek (drugi z lewej), szef Gabinetu Ministra Propagandy Niemiec Hanke (trzeci z prawej), konsul Niemiec w Krakowie August Schillinger (czwarty z prawej), poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny Niemiec w Polsce Hans Adolf von Moltke (za Goebbelsem), kierownik Biura Propagandy Krakowa Tadeusz Przypkowski (czwarty z lewej w pierwszym rzędzie) oraz ks. dr Tadeusz Kruszyński (pierwszy z lewej w pierwszym rzędzie).

Odpowiednie dokumenty zostały wysłane do Auschwitz: miały doprowadzić do zwolnienia artysty. Nie udało się, Dunikowski tkwił w obozie aż do końca wojny. Jednak najpierw przeniesiono go do bezpiecznej, ciepłej stolarni, gdzie wyrabiał drewniane łyżki i saboty dla więźniów, później, na rozkaz Rudolfa Hoessa, zajął się organizacją pracowni rzeźbiarskiej, gdzie więźniowie pracowali na rzecz utworzonego w 1942 r. obozowego Lagermuseum, w którym oprócz prac uwięzionych w obozie artystów znaleźć się miały dzieła sztuki zrabowane z okolicznych kościołów i dworów.  

Ostatnie miesiące przed wyzwoleniem spędził w obozowym szpitalu, gdzie lekarze wystawiali mu fałszywe, chroniące diagnozy.

„Głowy wawelskie” jadą do Warszawy

Okres powojenny to już zupełnie inna historia. Dunikowski zaakceptował nowy, komunistyczny porządek (wszedł nawet do Ogólnokrajowego Komitetu Obchodu 70-lecia Urodzin Stalina). O ludziach, którzy robili wszystko, by uratować go od śmierci w obozie (a przy okazji opiekowali się pozostawionym w Krakowie w mieszkaniu przy ul. Karmelickiej 27 majątkiem) – Władysławie Jarockim i rzeźbiarzu Janie Krzyczkowskim – pisał: „Dzięki nim żyję”. Jednocześnie nie kiwnął nawet palcem, gdy dotknęły ich stalinowskie represje.

Fot. Darwinek/CC BY-SA 3.0/Wikimedia.org
Przyjrzyjmy się im z bliska
Królikarnia, siedziba Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, Warszawa.

Dalej jednak tworzył, nie poddając się do końca rygorom socrealizmu („Głowy wawelskie nadal go inspirowały, ich kontynuacją okazał się „Panteon kultury polskiej”).Na przełomie 1948 i 1949 roku Muzeum Narodowe w Warszawie poświęciło Xaweremu Dunikowskiemu wystawę jubileuszową, co stało się dla artysty motorem, by zbiorem 151 rzeźb, 20 obrazów i 25 rysunków obdarować Ludowe Wojsko Polskie. Dar ten dał początek Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, stanowiącemu dziś oddział Muzeum Narodowego w Warszawie. Tu ostatecznie znalazła dom większość zachowanych „Głów wawelskich”.

Za pomoc w pracy nad tekstem dziękuję Pani Joannie Pałce, kurator i kustosz Zbiorów Rzeźby Zamku Królewskiego na Wawelu. Korzystałam m.in. z katalogu wystawy „Xawery Dunikowski. Dzieła w zbiorach wawelskich”, opracowanego przez Agnieszkę Janczyk (Kraków, 2001) oraz katalogu – tej samej Autorki – pt. „Artysta dla Niepodległej. Dunikowski i odnowa Wawelu”(Kraków, 2018).

Agnieszka Sabor

Jest historyczką sztuki i publicystką. Autorka recenzji, wywiadów oraz sylwetek artystów. Publikowała m.in. w "Tygodniku Powszechnym" oraz "Rzeczpospolitej". Kuratorka wystaw.

Popularne

Wit Stwosz jest nagi, czyli inaczej o Ołtarzu Mariackim

Ołtarz główny w krakowskim kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny to jedno z najsłynniejszych późnogotyckich dzieł w Europie. Konserwacja nastawy, zakończona w 2021, która m.in. przywróciła oryginalną intensywną kolorystykę tego dzieła, została właśnie wyróżniona Europejską Nagrodą Dziedzictwa/Nagrodą Europa Nostra 2023. Artysta,...