Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Truskawiec – pocztówka z epoki
Recenzje

Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca

Jakie były wrażenia pierwszych kuracjuszy, którzy niedługo po przekształceniu miasta w uzdrowisko balneologiczne w 1827 roku oraz badaniach miejscowych źródeł wykonanych osiem lat później przez lwowskiego aptekarza Teodora Torosiewicza odwiedzili to miejsce? Pozdrowienia z Truskawca mogłyby brzmieć tak: „Kochane wnuczki! Dojechaliśmy szczęśliwie, przywitały nas piękne dęby. Dobrze, że wzięliśmy nasze pierzyny, poduszki i wannę, bo tylko w droższych pensjonatach jest pościel, za dodatkową opłatą. Szkoda, że nie ma z nami pani Zosi, bo gotować można, a i służba malutko płaci za pobyt. Z daleka widzieliśmy Ferdynanda (dwa źródła lecznicze solne) i Marię (cztery źródła siarczane). Powiedzcie naszej drogiej sąsiadce pani Lusi, że wdowy po medykach kąpią się za darmo. Ściskamy, babcia z dziadkiem”.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Zakład kąpielowy w Truskawcu na pocztówce z epoki, ok. 1906 r.

Pod koniec XIX wieku warunki znacząco się poprawiły. Chociaż po wiekowych dębach strzegących drogi z Truskawca do Drohobycza nie było już śladu, to sukcesywnie rozbudowywano uzdrowisko. Pocztówka wysłana do rodziny w tamtym okresie mogłaby przedstawiać eleganckie wille, Stare Łazienki ze stojącymi z nimi oko w oko nowymi w stylu szwajcarskim i zazielenione parkowe aleje. Na odwrocie można by odczytać wiadomość: „Droga siostrzyczko, pamiętasz, jak babcia narzekała na kąpiele? Spodobałyby się jej te metalowe wanny. Ciebie widzę z książką w ażurowej altance w środku lasu. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaką tu mają piękną salę gier towarzyskich i czytelnię! Wieczorem idziemy na koncert orkiestry Kwecha, która gra tu codziennie. Pozdrawiamy gorąco, siostra z mężem”.

Latem 1927 roku było jeszcze ciekawiej.

„Od siódmej rano piję Zosię – Marysię – Naftusię na ciepło – na zimno – z solą, bez soli – kąpię się – spaceruję – zjadam obiad i znów piję Naftusię – do Naftusi chodzą procesje – Żydów i księży aż czarno – dowód, że Naftusia jest skuteczna […]

– ładnie tu jest – panorama gór – lasy – powietrze dobre – chodzę dużo, bo trzeba mi stracić aż 6 kilo – daruj – że tak obszernie piszę o tych truskawieckich sprawach – ale to dla pijących Naftusię są one alfą i omegą życia – tu o niczym się nie mówi i nie myśli – tylko o kilach wagi – o żołądku – o wątrobie i tym podobnych akcesoriach […]” – to już fragment prawdziwego listu Stanisławy Wysockiej (pierwszej Polki, która zagrała Hamleta, zwanej też „nową Modrzejewską”) do swojego kochanka Emila Zegadłowicza (o 11 lat młodszego poety i pisarza).

1. Fot. Zakład Artystyczno Fotograficzny J. Grunfeld w Truskawcu / NAC
2. Fot. NAC
Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Kuracjusze przed źródłem “Naftusia”. Truskawiec, ok. 1930 r.

Księga strat i zażaleń

Szkoda, że tej lub podobnych relacji z pobytu w uzdrowisku zabrakło w książce Chrystyny Charczuk „Dawny Truskawiec”. Ukraińska badaczka architektury skupiła się raczej na faktach składających się na historię miejsca i kolejne etapy budowy niż na jego mieszkańcach i kuracjuszach, choć za dającą do myślenia inwentaryzację kurortu z XIX wieku powinniśmy być jej wdzięczni. Omawiana monografia nie jest więc pasjonującą opowieścią, tylko – jak przyznaje autorka – „katalogiem uzdrowiskowej i mieszkalnej architektury Truskawca”. Dodajmy: katalogiem bardzo szczegółowym, przez co nieco zbyt chaotycznym niczym numeracja domów przy Suchowoli, jednej z najdłuższych ulic tego ukraińskiego dziś miasta. O ile w dwóch pierwszych rozdziałach książki („Historia” i „Truskawiec w latach 1827–1939”) panuje rygor chronologiczny, o tyle trzecia i zarazem najobszerniejsza część to podróż w przestrzeni. Charczuk co prawda jawi się jako rzetelna przewodniczka, z którą można by godzinami spacerować po truskawieckich zakątkach, jednak tekstowi pisanemu zabrakło korekty redaktorsko-graficznej, podziału na mniejsze części, selekcji tematycznej. Tymczasem o kolejnych zabudowaniach informują tylko ledwo zauważalne wcięcia akapitów, więc lektura jest po prostu męcząca. Dobrze, że tekst ciągły przynajmniej rozdzielają liczne ilustracje dobrze odpowiadające treści.

Fot. W. Besen / NAC
Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Kuracjusze podczas lekcji tańca na plaży prowadzonej przez czarnego Sama z zespołu Kataszka. Kąpielisko siarczano-solankowe Truskawiec-Pomiarki, ok. 1930 r.

Bogaty materiał ikonograficzny zebrany przez historyczkę jest nie tylko potwierdzeniem i dopełnieniem jej słów, lecz także sam w sobie staje się pretekstem do odrębnej opowieści. Zestawienie starych widokówek z panoramą ulic, willi czy parków uzdrowiska ze współczesnymi fotografiami architektury Truskawca pozwala dostrzec zmianę, które się dokonała przez niespełna dwa wieki. Sepiowe pocztówki, na których widać odpoczywających kuracjuszy ośrodka, przenoszą nas w czasie. Są także często jedynym śladem po tytułowym, „dawnym” Truskawcu, po którym zachowały się jeszcze plany regulacyjne z początku XX wieku.

Chociaż autorka trzyma na wodzy emocje i unika sentymentalnego tonu, w jej narracji daje się wyczuć nie tyle tęsknotę, ile skargę na działania człowieka. We wstępie zapowiada, że architektura miasta najbardziej ucierpiała nie w wyniku działań wojennych, ale w okresie radzieckim i poradzieckim, a niniejsza „monografia poświęcona jest głównie tym nieodwracalnie utraconym budowlom”.

W zakończeniu zaś obok nielicznych willi odrestaurowanych zgodnie ze standardami konserwatorskimi – jak Eden, Mirka czy Pod Matką Boską – wymienia wiele budowli niemających już tyle szczęścia. Na przykład pensjonaty Windsor i Unitas, znakomici reprezentanci truskawieckiego modernizmu, zostały na początku XXI wieku zburzone, mimo że znajdowały się na liście zabytków architektury o znaczeniu lokalnym. Remont poczciwego, pochodzącego z 1895 roku Białego Dworku zmienił go nie do poznania, niszcząc niepowtarzalny charakter („zniekształcono proporcje, szkieletowe ściany zastąpiono murowanymi z cegły, a drewniane słupy metalowymi”). Nie przetrwała też willowa zabudowa ul. Suchowola (zniszczenia to tym razem „prezent” od władz radzieckich), a na miejscu Fortuny, Zulejki i domów Motyki postawiono centrum handlowe.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Charczuk przestrzega: „Jeśli w ten sposób »odrestaurowane« zostaną inne zabytki architektury Truskawca, wkrótce w mieście nie pozostanie żadna autentyczna budowla”. Jednocześnie pozostawia nadzieję: „Pomimo znacznej liczby zburzonych i zniszczonych willi oraz pensjonatów w Truskawcu wciąż jest ich wystarczająco wiele, aby stworzyć obszar chroniony. Jednak czas jest ważny, z każdym rokiem cennych obiektów ubywa”.

Pozostaje jeszcze pytanie o to, jak tocząca się wojna w Ukrainie wpłynie na architekturę i rozwój miasta, które już na początku rosyjskiej agresji udzieliło schronienia setkom kobiet i dzieciom ze wschodniej Ukrainy.

Spojrzenie w przeszłość

„Dawny Truskawiec” Charczuk jest przede wszystkim próbą ocalenia – chociażby w słowie – dawnej świetności kurortu. Badaczka sztuki esencjonalnie odtwarza proces kształtowania się uzdrowiska, by przyjrzeć się bliżej rozwiązaniom architektonicznym poszczególnych budynków, w wielu przypadkach już nieistniejących, a będących perłami klasycyzmu, historyzmu, secesji i modernizmu. Dowiadujemy się, ile wynosił koszt budowy willi Grażyna (26 393 korony 64 halerze) i jak siostry służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanego Poczęcia przekształciły jeden z najbiedniejszych w jeden z najlepszych pensjonatów Truskawca (w Ochronce urządziły przedszkole, utrzymywały się bez pomocy parafii, pracując na polach bogatych właścicieli, w końcu zaczęły wynajmować willę wysoko postawionym polskim urzędnikom). Charczuk przypomina o polsko-ukraińskiej wymianie myśli i doświadczeń pozwalającej na wzniesienie domów w stylu zakopiańskim, wprowadzonym przez Stanisława Witkiewicza, z elementami ukraińskiej sztuki ludowej.

Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
“Truskawiec”, ilustrowany przewodnik po zdrojowisku i okolicy z mapami oraz wykresem, 1933 r.

Znakomitym posunięciem jest zamieszczenie na końcu monografii słownika architektów, inżynierów budowlanych i mistrzów sztuki użytkowej pracujących w Truskawcu w XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Tym cenniejszy jest to leksykon, że zawiera nie tylko notki biograficzne dość dobrze znanych twórców (chociażby Juliusza Wojciecha Bełtowskiego, projektanta willi Świtezianka, albo Jana Semkowicza, autora pawilonu Naftusia czy szkoły publicznej w Truskawcu), lecz także anonimowe postacie, wymienione jedynie z nazwiska i przyporządkowane im przedsięwzięcia (m.in.: Józef Jabłoński – autor projektu parku w Truskawcu, Borowiczka i Czajkowski – współautorzy projektu planu regulacyjnego Truskawca z 1906 roku).

Fot. Eingesandt / NAC
Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca
Panorama Truskawca, ok. 1943 r.

Jeśli ktoś jest pasjonatem sztuki budowania, powinien być zadowolony z lektury „Dawnego Truskawca”. Jeśli ktoś jednak oczekiwał fascynującej opowieści o tętniącym życiem uzdrowisku, odzwierciedlającej atmosferę miejsca, musi uruchomić wyobraźnię.

Nie tylko o wątrobie, czyli pozdrowienia z Truskawca

Chrystyna Charczuk, „Dawny Truskawiec”, redakcja: Krzysztof Zięba (tekst polski) i Iurii Tkachuk (tekst ukraiński), tłumaczenie: Chrystyna Charczuk, Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika”, Warszawa 2022 

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Agnieszka Warnke

Krytyczka literacka, dziennikarka, popularyzatorka książek dla dzieci. Publikowała autorskie teksty m.in. na Culture.pl, w „Przekroju”, portalach niezlasztuka.net i kulturaonline.pl.

Popularne

„Boże, gdzie jest Gęsia?”

Jacek Leociak napisał książkę o warszawskim Muranowie. O jego przeszłości od czasów wzniesienia na tym terenie pałacu Murano należącego do Józefa Szymona Bellottiego, nadwornego architekta Jana III Sobieskiego (stąd nazwa dzielnicy), funkcjonowania tam folwarków i młynów po powstanie dzielnicy miasta, skupiającej przede wszystkim społeczność żydowską miasta...

Niekanoniczne życia pisarzy z kanonu

Okazuje się, że w zasadzie żaden z polskich pisarzy, którzy weszli do kanonu, nie miał uporządkowanego życia. Witkacy romansował z kim popadnie, Stefan Żeromski wiódł podwójne życie, Zofia Nałkowska jako dojrzała kobieta gustowała w młodych literatach, a wiele pisarek - w tym Maria Dąbrowska - w drugiej połowie życia związało się z kobietami. Oto burzliwe historie autorów szkolnych lektur.

Zabytki prozą

Autorzy kryminałów wprost uwielbiają opuszczone zamczyska, ciemne uliczki owianych złą sławą dzielnic miast (a najlepiej miasteczek, bo im bardziej kameralnie, tym groźniej) albo wysyłają swoich bohaterów na poszukiwanie zagrabionych dzieł sztuki. Dowodów miłości do architektury w literaturze kryminalnej tudzież sensacyjnej znajdziemy bez liku, zostawmy to więc amatorom mocnych wrażeń...