Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Trudno go przeoczyć i niełatwo docenić, ale jak mawiał Leonardo da Vinci, „miłość jest córką wiedzy”, więc warto przyjrzeć mu się bliżej i go zrozumieć. Tym bardziej, że wrocławski wieżowiec Miejskiej Kasy Oszczędności zbliża się do setki, a wciąż szokuje swoim rozmiarem i nowoczesnością radykalnie kontrastującymi z otoczeniem Rynku, przy którym stoi. Niedługo znów będzie o nim głośno, bo zmienił właściciela i niebawem zmieni funkcję – jest więc na zakręcie.
Na początku XX wieku stawało się jasne, że szybko rosnące przez całe minione stulecie wielkie europejskie miasta tracą swoją wydolność. Technologia pozwalała już na przekraczanie kolejnych granic, jednak większość wynalazków była wykorzystywana do łatania dziur niewydolnego systemu, a nie tworzenia nowych rozwiązań. Była potrzebna zmiana modelu funkcjonowania miasta. Na początku lat 20. młody, odważny i przekonujący wizjoner, pochodzący ze Szwajcarii architekt, który przyjął we Francji pseudonim Le Corbusier, pisał:
„anachroniczne trwanie starych ram miejskich paraliżuje ich wzrost. (…) Konserwatywny system w wielkich miastach sprzeciwia się rozwojowi transportu, powstrzymuje, osłabia aktywność, zabija postęp, hamuje inicjatywę. Zgnilizna starych miast i intensywność nowoczesnej pracy prowadzą ludzi do chorób i nerwic. (…) Dzisiejsze miasta nie będą w stanie odpowiedzieć na apel nowoczesnego życia, jeśli nie przystosujemy ich do nowych warunków”.
Te mocne zdania padły w manifeście, który towarzyszył pokazowi dioramy Miasta Współczesnego (Ville Contemporaine) na Salonie Jesiennym 1922 roku. Miasto współczesne, a raczej przyszłe, to zdaniem Le Corbusiera zespół wolnostojących budynków zatopionych w zieleni i połączonych systemem szybkich bezkolizyjnych dróg. Jego centrum miało stanowić 20 potężnych 150-metrowej wysokości wieżowców na planie krzyża. Wszystko jasne, geometryczne i uporządkowane. Trzy lata później wizję tę Le Corbusier zaaplikował do istniejącego miasta – zaproponował wyburzenie znacznego obszaru Paryża i zastąpienie pierzejowej kamienicznej zabudowy wieżowcami w zieleni. Było to odważne, rewolucyjne i wizjonerskie, ale też konsekwentnie i precyzyjnie policzone.
Przez miasta Europy przechodził wiatr zmian. Sny o nowoczesności śnili zaczytani w Le Corbusiera architekci i urbaniści od Paryża, przez Rzym, Berlin, Warszawę, po Moskwę.
W 1919 roku niemiecki architekt Ludwig Mies van der Rohe narysował pierwszy szklany wieżowiec, który miał stanąć w Berlinie przy Friedrichstrasse. Wyobraźnię pobudzały kolejne rekordy wysokości bite w Chicago i Nowym Jorku.
Budynek Miejskiej Kasy Oszczędności jest jednym z dwóch wieżowców, które udało się wznieść w czasie „gorączki” w Breslau. Miało być ich znacznie więcej. Dziesięciokondygnacyjny biurowiec to drugi po aptece Pod Murzynem nowoczesny obiekt wprowadzony do ścisłego starego centrum modernizującego się miasta. Oba miały być początkiem zakrojonej na wielką skalę radykalnej urbanistycznej sanacji. Jej pierwszym celem być połączenie Rynku z Dworcem Świebodzkim. Plan ten lansował z uporem, który kosztował go utratę stanowiska, architekt miasta Max Berg (1870–1947), autor Hali Stulecia otwartej w 1913 roku. Po raz pierwszy Berg przedłożył radzie miejskiej projekt wieżowca dla administracji miejskiej w 1920 roku. Później były kolejne. Jednocześnie dążył do zmiany prawa budowlanego, tak by ułatwić wznoszenie wieżowców. Na to było jednak za wcześnie.
W 1929 roku miasto rozpisało zamknięty konkurs na siedzibę Miejskiej Kasy Oszczędności przy Rynku. Berga zaproszono do jury, choć nie był już urzędnikiem. Do realizacji został wybrany projekt wrocławskiego architekta Heinricha Rumpa (1879–1952), który nie miał wcale dużego dorobku, a z pewnością nie w budynkach o tej skali. Projekt zakładał wzniesienie wieżowca i pasował do wizji byłego radcy Berga. Budowę rozpoczęto w 1930 roku i trwała niecałe dwa lata.
Gmach zajmuje narożną działkę; od strony Rynku jest wyższy – dziesięciokondygnacyjny, 35-metrowy, a od strony pl. Solnego o trzy piętra niższy. Najniższe kondygnacje mieszczą salę operacyjną z kasami, poprzedzoną westybulem i holem. Tu też mieściły się gabinety członków zarządu kasy. Wyżej znajdowały się biura i pomieszczenia socjalne, kantyna i mieszkania dla pracowników. Lekko cofnięte od lica elewacji, sowicie przeszklone ostatnie piętro od strony Rynku mieściło kawiarnię. Skarbiec ulokowano pod ziemią.
Wchodzący przez podwójne główne wejście od strony Rynku mijają kamienne płaskorzeźbione płyciny. Przedstawiają one sceny z codziennego życia wypełnionego pracą. Są płaskie, pozbawione geometrycznej perspektywy, a postacie, ustawione jedne nad drugimi, mają frontalnie ukazane tułowia. Są oczywistym odwołaniem do sztuki starożytnego Egiptu. To nie przypadek. Kiedy w Breslau był wznoszony gmach kasy, świat znów fascynował się nowymi odkryciami znad Nilu. Pierwsza fala egiptomanii wezbrała po wyprawie Napoleona w 1798 roku. Podróżujący wtedy z wojskiem naukowcy przywieźli do Europy opisy i rysunki starożytności. Weryfikowały one wcześniejsze wyobrażenia i inspirowały nowe. Przez kilka dziesięcioleci detale elewacji, meble, wnętrza, elementy stroju były inspirowane Egiptem aż z końcem wieku moda wygasła.
Jednak w 1923 roku doszło do odkrycia, o którym wiadomość przyćmiła wszystkie inne sensacje archeologiczne. Oto ekspedycja pod przewodnictwem Howarda Cartera, jedynego archeologa, którego nazwisko przez kilka lat pamiętał cały świat, natrafiła na nienaruszony od starożytności grobowiec. W komorze prócz licznych sprzętów znaleziono królewskie sarkofagi i hipnotyzującą złotą maskę. Wizerunek króla Tutenchamona ożył w kulturze popularnej i elitarnej. Egiptomania wybuchła z nieznaną wcześniej siłą. Tym razem objęła literaturę oraz film i z impetem wkroczyła do dekoratorstwa i architektury, stając się jednym z elementów kształtującego się właśnie art déco. Odwołanie do starożytności w tym nowoczesnym budynku nie tylko dawało poczucie bezpieczeństwa i solidności, lecz także pokazywało świadomość i światowość inwestorów.
Nad portalem umieszczono relief ze stylizowanym herbem miasta, który został rozłożony na części ukazane jedna nad drugą. Poniżej odnotowano datę i monogram architekta. Hol wyłożono poziomymi prostokątami kamiennej okładziny. To konsekwentne akcentowanie linii horyzontalnych jest też widoczne na elewacjach kasy i jest jedną z istotnych cech architektury modernistycznej. Ma ono swoje źródło w chęci pokazania możliwości nowych konstrukcji słupowych, w których ściany nie odgrywają żadnej roli nośnej, a zatem (z punktu widzenia stabilności budynku) może ich nie być. Rozstaw słupów konstrukcyjnych pozwala na przekuwanie, a raczej otwieranie budynków na świat pasmowymi oknami. Tam, gdzie nie były one pożądane, stosowano mniejsze otwory, wciąż jednak akcentując ich horyzontalność. Wzmacnianie wizualnej roli poziomów miało także manifestować porzucenie przez modernizm klasycznych porządków, w których proporcje wyznaczała wysokość pionowych podpór – kolumn.
Drzwi wejściowe do holu, pochwyty balustrad przy schodach, kinkiety i kolejne drzwi do sali operacyjnej – wszystkie te wykończenia wykonano z chromowanej stali. To kolejny znak czasu. Lśniącą gładkość stalowych powierzchni dało się osiągnąć dzięki procesowi galwanizacji blachy cienką warstwą chromu. W 1924 roku naukowcy z Columbii uprościli galwanizację. Odkrycie nastąpiło zbyt późno, by wpłynąć na Międzynarodową Wystawę Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa Nowoczesnego w Paryżu w 1925 roku, ale niedługo później chromowanie zaczęło zyskiwać na popularności. Szybko stało się kolejnym z elementów charakteryzujących modernistyczne wnętrza. W latach 30. chrom stał się tak wszechobecny, że wielkomiejski użytkownik nowoczesności, odkręciwszy wodę za pomocą chromowanej baterii, mógł poczekać na kąpiel, siedząc na fotelu z chromowanych rurek, i sprawdzać godzinę na chromowanym zegarku. Później mógł prowadzić samochód z chromowanymi wykończeniami, by wejść do biura dzięki chromowanej klamce w chromowanych drzwiach.
W budynku MKO chromowane szerokie drzwi prowadzą do rozległego wnętrza głównej sali operacyjnej. Wysoką na dwie kondygnacje, środkową część pomieszczenia okalają prostokątne, szeroko rozstawione słupy, które ujawniają konstrukcję budynku. Z trzech stron pomieszczenie obiega antresola. Posadzki i filary oblicowano jasnym trawertynem o poziomych podziałach i rysunku.
Sala jest zalana światłem z wielkiego szklanego plafonu. Jego kontynuacją jest szklana ściana miękko przechodząca w szklany sufit nad miejscami dla pracowników obsługi. Spotykają się tu dwa fetysze modernistów: szkło i sztuczne światło. Ukrycie za mlecznymi szybami źródeł elektrycznego światła pozwalało tworzyć we wnętrzach ułudę wiecznego dnia. Rozległe, fałszywe, bo niebędące realnym oknem w suficie, świetliki konfundowały gości banków, gmachów publicznych, a niekiedy prywatnych domów i mieszkań. Tu białe szyby w stalowych chromowanych ramkach gną się nad głowami interesantów, pokazując nowe możliwości wytwórców szkła. Gładkie tafle dużych rozmiarów, a przede wszystkim szkło gięte od połowy lat 20. stają się nieodłącznym znakiem modernistycznych elewacji i wnętrz. Szkło gięte po raz pierwszy na skalę przemysłową zaczęto produkować po 1910 roku dzięki zmianie technologii. I w tym przypadku Miejska Kasa Oszczędności miała oko na modne nowości.
Wrocławski wieżowiec i jego wnętrza są udanym przykładem połączenia nowoczesności i oferowanych przez nią nowinek z konserwatywnymi mieszczańskimi przyzwyczajeniami.
Nowoczesna konstrukcja słupowa jest czytelna, ale nie ostentacyjna, elewacje, które można było przeszklić, oblicowano kamieniem dającym poczucie stabilności i zakotwiczenia w tradycji budowlanej. Rzeźbiarski detal, choć odnosił się do najnowszych trendów, mieścił się w pojęciu tradycyjnego dekorowanego portalu. Szkło i stal były widoczne, ale nie przekraczały granic uzasadnionego zastosowania. Nic tu nie raziło – i wciąż nie razi – nadmierną ekstrawagancją i nie budzi podejrzeń o nietrwałość i niesolidność rozwiązań. Wilk jest syty i owca cała.
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Wzniesienie romańskiego zamku na początku XX wieku jest wydarzeniem. Jeśli po 100 latach zamek istnieje i mieści jedyne zachowane w Europie wnętrza zaprojektowane dla Adolfa Hitlera, to mamy do czynienia z wyjątkowym splotem okoliczności. Wystarczy wejść do środka, a obyte z architekturą oko zorientuje się, że coś tu się nie zgadza...
Surowa, masywna bryła, w której tak samo łatwo dostrzec archetypiczne elementy najbardziej klasycznej architektury, jak i ukłony ku XX-wiecznej nowoczesności, zachowała także dużą część swego specjalnie do tych wnętrz stworzonego wyposażenia. Odzyskanie w 1918 roku wywalczonej i wynegocjowanej drogami dyplomatycznymi...
Katowice w latach międzwojennych należały do najszybciej rozwijających się miast w Polsce. Nowoczesne, monumentalne budynki tworzyły całą nową dzielnicę, a w końcu lat 20. XX w. miasto uważano za najbardziej „zamerykanizowane” w II Rzeczpospolitej. Splendor państwa polskiego miały wyrażać monumentalne...