Konrad Krzyżanowski (1872-1922), "Jezioro klasztorne w Kartuzach", 1920-1921 r., olej na płótnie, 100 x 100 cm. Muzeum Narodowe w Warszawie.
Fot. cyfrowe.mnw.art.pl / Muzeum Narodowe w Warszawie
Polska ze smakiem

Kaszuby to historia, o której się milczy

Kaszuby były światem bez opowieści i myślę, że wynikało to z traumy, m.in. z przejścia Armii Czerwonej. Tam się milczało o historii. Jednak to nie tak, że Kaszubi są ponurzy. Myślę, że ratujemy się specyficznym humorem – o swoim kaszubskim pochodzeniu i zebranych tam historiach, które przeniknęły do książek, opowiada Martyna Bunda, pisarka, dziennikarka i Kaszubka.

Czemu Kaszubka wciąż pisząca o Kaszubach wylądowała w domu pod Poznaniem?

Zmiana przyszła poprzez covid, który spowodował, że zaczęliśmy inaczej żyć. Muszę przyznać, że w przypadku mnie i mojej rodziny – lepiej. Okazało się, że można żyć wolniej, bliżej siebie, pracować zdalnie. I że w ogóle nie trzeba mieszkać w Warszawie, więc postanowiliśmy z niej wyjechać. Sprzedaliśmy mieszkanie na Żoliborzu. Do Wielkopolski przyciągnął nas dom. Szukaliśmy jakiegoś do kupna. Gdyby trafił się na Kaszubach, na pewno bym się zdecydowała, ale znaleźliśmy akurat ten, pod Poznaniem. Co ciekawe, to zabytek, a co jeszcze ciekawsze –

w Polsce łatwo kupić zabytkowe nieruchomości, są tanie, ludzie się ich boją.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kartuzy, kościół klasztorny, 1932-1939 r.

Czemu?

Bo panuje przekonanie, że przyjdzie zły konserwator zabytków, zablokuje prace, narzuci rozwiązania nie do udźwignięcia. Że z zabytku nie można korzystać w sposób pasujący do współczesnego życia. Na przykład – że w XIX-wiecznych budynkach przemysłowych dziś już nie można niczego produkować, bo to przecież zabytek, niedotykalny jak obraz w muzeum…

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Ty nie miałaś takich obaw?

Mamy w rodzinie konserwatora zabytków i przy niejednej kolacji słuchaliśmy opowieści o dawnych zabytkowych fabryczkach, produkujących teraz coś zaskakującego. Przez lata zajmowałam się remontowaniem kolejnych zrujnowanych mieszkań, do których się wprowadzaliśmy i to była fantastyczna, twórcza praca. Marcin, mój partner, skończył architekturę na Westminsterze i nie baliśmy się wyzwań technicznych. Na Wyspach przywraca się do życia nawet średniowieczne budowle, składające się już tylko z kawałków ścian – zwykle przy współpracy z konserwatorami.

Znaleźliśmy dla siebie XIX-wieczną gorzelnię pod Poznaniem. Wprawdzie budynek był częściowo zdewastowany, nie miał w wielu miejscach dachu, był odcięty od prądu, wody, kanalizacji, ale był tani i dobrze położony. No i piękny. Wyremontowaliśmy część, wprowadziliśmy się i zaczęliśmy robić różne, dziwne rzeczy, na przykład hodować grzyby.

 

Fot. NAC / Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny
Kaszuby to historia, o której się milczy
Gorzelnia we Wronczynie, pożar zakładu.

Grzyby?

Uprawia się je na słomianych kostkach, które od dawna interesowały nas jako fenomenalny materiał budowlany, bo słoma przerośnięta grzybnią ma fantastyczne właściwości izolacyjne – no a do tego strukturę. Zresztą tu, na miejscu, okazało się, że całe nasze życie skręciło w tę stronę: szukanie nowych metod na recykling – tu też grzyby są niezastąpione, pozyskiwanie energii, biorozwiązania.

Wątku grzybów się nie spodziewałam. A jak się mieszka w zabytkowej przestrzeni? Akurat czytałam tekst o tym, że nasz mózg silnie rezonuje z tym, jak zaprojektowana jest przestrzeń wokół nas. To wpływa na nasze zdrowie i samopoczucie. Twój jakoś reaguje na XIX-wieczną gorzelnię?

Ja chyba mam szczególnie silnie rozwiniętą potrzebę patrzenia.

Lubię tutejsze łuki, chropowate ściany, odległości pomiędzy nimi, większe niż w miejskich mieszkaniach.

Lubię stare drzwi ze skrzynkowymi zamkami, odratowane, trochę cudem, a trochę z maniackim uporem. No i teraz mogę wzrokiem pobiec trochę dalej. Przestrzeń z pewnością jest luksusem. Wiadomo z badań, że to, na jakich falach pracuje mózg, pozostaje w związku z tym, co aktualnie robią oczy. Że są fale mózgowe sprzyjające twórczemu, niesztampowemu myśleniu, a te karmią się właśnie przestrzenią, po której można pobłądzić wzrokiem. Są też fale, które twórczości przeszkadzają.

Chcesz powiedzieć, że gorzelnia to jest dobre miejsce, żeby zmienić optykę.

I z pewnością byłaby to dobra przestrzeń, żeby popracować nad książką. Ale z drugiej strony, liczyliśmy tu na spokojniejsze życie – nic z tych rzeczy. Ono pędzi jeszcze bardziej niż to się działo kiedyś. Co akurat może być podobno kwestią wieku. Etapu w życiu. Więc może to przyspieszenie i tak było nieuniknione, ale przynajmniej jest na co popatrzeć.

Fot. zbiory D.B. Łomaczewska / East News
Kaszuby to historia, o której się milczy
Ogólny widok portu w Gdyni, lata międzywojenne. Obiekty od lewej: dworzec kolejowy, Bank Polski, łuszczarnia ryżu i jej magazyn, gmach Poczty Polskiej, gmach Banku Gospodarstwa Krajowego w budowie, w tle kanał portowy i wzgórza Oksywia.

A jak się żyło na Kaszubach, z których pochodzisz i o których piszesz? Mówiłaś, że to, że jesteś z Kartuz, mocno cię ukształtowało.

Urodziłam się w Gdańsku, mama dostała maleńkie mieszkanko we Wrzeszczu. Dzieciństwo spędziłam w Garczu, pamiętam ogrody, dom z zejściem nad jezioro, wyjściem na naturalną plażę. Całe dzieciństwo spędziłam na łódce…

1. Fot. Heinrich Wilhelm Teichgräber / domena publiczna / Wikipedia.pl
2. Fot. Jasny63 / CC BY-SA 3.0 pl / Wikimedia.org
Kaszuby to historia, o której się milczy
Fontanna Neptuna na Długim Targu. Nagi mężczyzna z trójzębem w ręku.

To zabawne, ale naprawdę na brzegu jeziora czekała łódka i kto jej potrzebował, brał ją sobie i z niej korzystał. Przypominam sobie, że kiedyś, gdy wiosłowałam, zastała mnie burza. Byłam wtedy dzieckiem, miałam może dwanaście lat, więc to mnie przeraziło. Pamiętam leżenie na łąkach, w ogrodzie… Rośliny – groszki, pomidory, wszystko na pewnym etapie nawet wyższe ode mnie. To było bardzo intensywne. Tworzyło taki magiczny świat, oddzielony od reszty ogrodzeniem z mirabelek. Raz pogoniły mnie gęsi, innym razem siedziałam z psem pod budą, jedliśmy z jednej miski.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kartuzy, widok na jezioro klasztorne, przed 1927 r.

Tej przyrody i relacji ludzi ze zwierzętami jest dużo w twoich powieściach.

To wszystko pochodzi z tego czasu i jest bardzo kaszubskie. Przyroda to przecież jedno z pierwszych skojarzeń, jakie przychodzi na myśl, gdy mówimy o Kaszubach. Pamiętam kury, świnie, które odwiedzałam w chlewikach. Dużo opowieści z moich książek to prawdziwe opowieści. Na przykład ta o świniach, które załatwiały się do rynsztoka i były bardzo czyste – takie były świnie mojej cioci. Inna ciotka miała kurę, która lubiła być huśtana, na przykład w chuście. Pozbierałam te opowieści i umieściłam w książkach.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Widok na Kartuzy, przed 1927 r.

Sielsko i magicznie. Kaszuby mają jakąś ciemną stronę?

Pewnie. Na przykład Kartuzy pamiętam z wieku nastoletniego jako nieco opresyjne. Kiedy jesteś młoda, jest czas, by pić wino w parku czy palić papierosy za szkołą, a w małym mieście wszystko zostanie dostrzeżone, odnotowane, ocenione. Za eksperyment, wyjście poza schemat płaci się wyższą cenę, a głównym narzędziem kształtowania relacji społecznych jest wstyd. Zawstydzanie nastolatków to straszliwa broń. Czasem śmiertelna. Wiem, bo znam i takie historie.

Historię Kartuz wykorzystujesz w drugiej powieści, „Kot niebieski”, w której piszesz o budowaniu tam zakonu w XIV wieku.

Kartuzy są naprawdę bardzo ciekawe – najpierw w tym miejscu niczego nie było, tylko puszcza, głuchy las aż do samego Gdańska.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Jezioro Klasztorne, pocztówka z lat 1932-1939, wym. 9 x 14 cm, wydawnictwo Księgarnia Polska R. Witosławska, Kartuzy.

Potem z różnych części Europy zaczęli zjeżdżać tu ludzie z ważnych zakonów, przedzierali się przez tę dziką puszczę, aby zakładać klasztory – ludzie światli, wykształceni. Arystokracja wysyłała tam swoje dzieci. Jednym z nich był Johannes von Russniczin, który do historii przeszedł jako Jan z Różęcina, właśnie jego historię wykorzystałam w książce.

Historia Kaszub w ogóle jest inna niż historia Polski, właśnie dlatego, że ściśle wiąże się z tymi zakonami, które dostały ziemie od książąt pomorskich – zakon krzyżacki był oczywiście najsłynniejszy, ale były też inne.

Wiele można zarzucać klasztorom, ale jednak warunki najmu ziemi były u nich znacznie lepsze. Ludzie mieli więcej wolności, nie było pańszczyzny.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kolegiata Kartuzka pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – kościół klasztorny wybudowany w latach 1383-1405. Pocztówka w albumie “Kartuzy”, 1932-1939 r., wydawnictwo Księgarnia Polska R. Witosławska.

Potem klasztory zamknięto i ludzie mogli tę ziemię wykupić na bardzo ciekawych zasadach – na kredyt, spłacając państwu pruskiemu wartość tego, co dostali na własność. Większość zdecydowała się podjąć to ryzyko i dobrze na tym wyszła. Kredyty zostały spłacone, a oni dorobili się co prawda przydomka gburów, bo tak na Kaszubach nazywano bogatych chłopów, ale też dzięki wzajemnej pomocy finansowej, która przybrała kształt podobny do fundacji, mogli kształcić dzieci na najlepszych uniwersytetach. Co finalnie zmieniło losy Kaszub, ich przynależności państwowej, ale to długa historia.

Łatwo dotrzeć do opowieści o średniowiecznych Kaszubach?

Kartuzy miały szczęście do historyków, np. świetne opracowania pisał ks. Paweł Czapiewski, wielki badacz dziejów Pomorza. Korzystałam choćby z jego ostatniej książki w której były cudowne fragmenty o tym, kto kogo w klasztorze zabił – i dlaczego; podana była liczba spiżarni, a także tego, ile tam było butelek z winem, ile beczek z piwem, itd. Dzięki niemu poznałam też pewną przedziwną anegdotę…

Fot. reprodukcja Piotr Męcik / Forum
Kaszuby to historia, o której się milczy
Klasztor w Kartuzach, reprodukcja.

Opowiedz.

Ksiądz Paweł Czaplewski poznał kiedyś w Wiedniu pewnego malarza. Dobrze im się rozmawiało, spędzili razem wieczór, a potem utrzymywali korespondencję. Kiedy ten malarz o nazwisku Hitler został kanclerzem Rzeszy, ksiądz wysłał mu list gratulacyjny. Później, gdy ksiądz trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof, jego gospodyni wysłała do kanclerza list z pretensjami, pytając, jak może tak traktować swojego znajomego. Kanclerz natychmiast kazał go wypuścić. Wiem, że najsłynniejszy kartuski historyk wziął za rękę jeszcze przypadkową osobę i wyprowadził za bramę. Wiem też, że – paradoksalnie, choć uratował życie swoje, i jeszcze jednej osoby – bardzo się wstydził tego wątku ze swojego życia…

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl / Muzeum Narodowe w Warszawie
Kaszuby to historia, o której się milczy
Konrad Krzyżanowski (1872-1922), “Jezioro klasztorne w Kartuzach”, 1920-1921 r., olej na płótnie, 100 x 100 cm. Muzeum Narodowe w Warszawie.

Pyszna anegdota prowokuje do tego, by zająć się tematem II wojny światowej. Ten moment z historii Kaszub jest chyba dla ciebie szczególnie ważny. W debiutanckiej „Nieczułości” wykorzystałaś m.in. wydarzenia z roku 1945, czyli fakt wkroczenia tam Armii Czerwonej, co oczywiście skutkowało okrucieństwem, prowadziło do rabunków, gwałtów i skutkowało wielką traumą kaszubskich kobiet.

To było bardzo ważne. Gdy mieszkałam na Kaszubach, ale też kiedy potem pracowałam jako reporterka i słuchałam historii ludzi z tego regionu, okazywało się, że prędzej czy później z tych opowieści wychodzi wojna.

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl / Muzeum Narodowe w Warszawie
Kaszuby to historia, o której się milczy
Napoleon Orda (1807-1883) rysownik, Maksymilian Fajans (Warszawa; zakład litograficzny, 1853-1890), Alojzy Misierowicz (ca 1825 – post 1900) grafik, “Album widoków historycznych Polski poświęcony Rodakom”, plansza 7, Warszawa 1875 r.

Tworząc pierwszą powieść, miałam wrażenie, że piszę uniwersalną historię o traumach wojennych, ale gdzieś w połowie zorientowałam się, że jednak piszę też osobistą historię, o swojej rodzinie i o sobie. Moja prababcia miała ślad po żelazku na brzuchu, została przypalona przez czerwonoarmistę. Była torturowana. Nasze pokolenie też jest obciążone wojną. Urodziłam się w 1975 roku, ledwie trzydzieści lat po wojnie. Ta trauma była przecież bardzo żywa.

A inne, nie tak traumatyczne, historyczne momenty związane z Kaszubami, które z tobą rezonują?

Budowanie Gdyni. Miałam pradziadka, który zginął przy jej budowie. (TU obok dac pomniki historii – gdynię) O, znowu coś traumatycznego, ale jest i druga strona monety – moja babcia dostała odszkodowanie za jego śmierć i dzięki temu wybudowała dom na Kaszubach, który tak bardzo lubiłam w dzieciństwie. Gdynia też zawsze wydawała mi się dziwnie bliska. Miała w sobie dużo powietrza, energii, poczucia, że jest młodym, energicznym miastem.

Poza tym w twoich powieściach pojawiają się Dziewcza Góra, Szymbark, Podwilcze… Każde z tych miejsc było ważne?

Tak. Dziewcza Góra to ciekawe miejsce – autentyczne, choć nie ma go na mapie. Wszyscy wiedzą, że to ta Dziewcza Góra, ale nigdzie to nie jest napisane. To tam chodziłam po tę łódkę, o której ci opowiedziałam. A moja babcia chodziła tam na grzyby. Kojarzyło mi się to z energią kobiecą.

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl / Muzeum Narodowe w Warszawie
Kaszuby to historia, o której się milczy
Julius Scholtz (1825-1893), “Krużganki klasztoru kartuzów”, 1850-1893 r., 26,9 x 33,2 cm, 1850-1893 r., papier, akwarela, ołówek, niesygnowany. Muzeum Narodowe w Warszawie

Garcz, Chmielno – to miejsca, które lubiłam.

Podwilcze to piękne miejsce – wybudowany w XIX wieku tamtejszy, zabytkowy pałac wykorzystuję w trzeciej powieści, to w nim chroni się moja bohaterka…

Formalnie nie leży już w granicach Kaszub. Ale mógłby.

To było tak, że te historie kaszubskie, które przemycasz w powieściach, zawsze cię otaczały?

A właśnie nie do końca. Kaszuby to jest takie dziwne miejsce, gdzie zawsze było mało opowieści. Na przykład w Rzeszowie, gdzie też mam rodzinę, zawsze słyszałam ich dużo. One były bardzo szczere, osobiste. Kaszuby były światem bez opowieści i myślę, że wynikało to z traumy, m.in. z przejścia Armii Czerwonej. Tam się milczało o historii.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kartuzy, wnętrze kościoła klasztornego, 1932-1939 r.

Da się powiedzieć, co jest składnikiem tożsamości kaszubskiej?

Długo myślałam, że język… Wydawał mi się istotny, bo przecież są badania pokazujące, że jesteś kimś innym, gdy używasz danego języka. Kaszubska odrębność językowa na pewno jest ważna, ale dziś już nie wiem, czy najistotniejsza. Wspomniałabym na pewno o doświadczeniu wolności, niezależności, gospodarowaniu ziemią, posiadaniu przodków, którzy karczowali puszczę. Składnik związany z przyrodą i obcowaniem z nią wydaje mi się ważny, bliskość i surowość natury.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kartuzy, widok ogólny, przed 1927 r.

Na pewno wspomniałabym o traumie II wojny światowej, o której już zresztą mówiłyśmy. Na Kaszubach wojna zaczęła się od Piaśnicy, to historia podobna do Katynia – na Kaszuby zjechali Niemcy i pod Wejherowem, w piaśnickich lasach, zamordowali całą tamtejszą inteligencję. Pozostałym dano taki wybór: albo idziesz do Wehrmachtu, albo do obozu koncentracyjnego. Kaszuby są miejscem potwornie straumatyzowanym. Tożsamość kaszubska wydaje mi się pochodną tego wszystkiego.

Mówiłaś jednak, że Kaszubi ratują się humorem. I w ten sposób dają radę.

To prawda! My, Kaszubi, jesteśmy specyficzni.

Z jednej strony jest wśród nas widoczny duży dystans i chłód, ale z drugiej mamy bardzo rubaszne poczucie humoru, fizyczne, seksualne. Zresztą powiedziałabym, że tych kontrastów jest więcej. Na przykład surowość w obyciu, zwłaszcza wśród kobiet jest powszechna, ale to jest taka surowość pełnym sercem.

Powiedziałaś „my”. Sama czujesz się Kaszubką?

Oczywiście. Ale to też się zmieniało. Były momenty w moim życiu, w których powiedziałabym, że jestem przede wszystkim Kaszubką. W innych, że kobietą, w jeszcze innych, że matką. Teraz już nie wiem, co stoi na pierwszym miejscu. Chyba bycie kobietą.

To by się zgadzało z twoimi powieściami, w których pełno jest silnych kobiet. Znalazłam nawet taką opinię jednej z twoich czytelniczek: „w powieściach Martyny Bundy jest deficyt mężczyzn”.

O! Chyba staram się jako tako trzymać proporcje, choć rzeczywiście świat kobiet jest dla mnie bardzo ważny. Wychowałam się w nim, nasiąkłam nim. Żyła moja prababcia, babcia, a dziadkowie już nie. Pisząc książki, karmię się wrażliwością z dzieciństwa.

Fot. Biblioteka Narodowa Polona
Kaszuby to historia, o której się milczy
Feliks Nowowiejski (1877-1946), współautor: Hieronim Derdowski (1852-1902), “Hymn kaszubski : na śpiew i fortepian”, [op. 38 nr. 6], (wariant tytułu “Tam gdzie Wisła od Krakowa”), 1921 r.

Działaczka kaszubska, Stasia Budzisz, powiedziała w wywiadzie, że według niej na Kaszubach współczesne autorki pozostają dalej w cieniu mężczyzn. Zgodziłabyś się z tym?

Chyba nie do końca. Kaszuby wydają mi się właśnie matriarchalne… To chyba jest tak, że te światy na Kaszubach są dość oddzielone. Podczas wesel czy innych tego typu sytuacji kobiety pozostają w swoim gronie, blisko siebie. Zajmują się czymś wspólnym – gotowaniem, pieleniem ogrodu.

Analizowałaś, czemu ciągle w powieściach wracasz na Kaszuby? Wszystkie trzy to opowieść o nich.

Może powinnam poddać to terapii? Chyba po prostu świat dzieciństwa naznacza nas najmocniej. To były opowieści osadzone w konkretnym czasie historycznym, chciałam opowiedzieć o traumie wojennej konkretnego regionu. Gdybym wyabstrahowała to z tego miejsca i czasu, mogłabym już tego nie unieść. Pisanie o klasztorze kartuskim nie w Kartuzach też nie miałoby przecież sensu. „Kot niebieski” to opowieść o, jakby tego nie ująć, doświadczeniu duchowym. Strasznie trudno się o tym opowiada tak, by tego nie zbanalizować. Uważam, że to moja najbardziej osobista książka. Fakt, w „Podwilczu” też wróciłam na Kaszuby. Może już w czwartej powieści uda mi się przenieść gdzie indziej.

Fot. Raulin Ernest / NAC
Kaszuby to historia, o której się milczy
Kaszub siejący zboże, w tle nowoczesne bloki mieszkalne, lata 1932-1936.

Ciekawe, że tyle lat mieszkałaś w Warszawie i nie przesiąkłaś nią literacko.

Może tak się stało, bo mieszkając tam, nie umiałam jej sobie wyobrazić. Ożywić w tym twórczym sensie. Teraz, z perspektywy oddalenia się od Warszawy, czuję ją inaczej. Widzę znacznie wyraźniej

Nie planujesz książek, same do ciebie przychodzą?

Tak, to zupełnie inne doświadczenie niż praca dziennikarska. Tę wykonuje się mózgiem. Książki to jak opowiadanie snów, próbujesz to sobie przypomnieć, łowisz rzeczy ulotne, okazuje się, że kolejne elementy układanki pasują do siebie, spinasz je w całość. Nie ma nic lepszego.

Fot. Damian Klamka / East News
Kaszuby to historia, o której się milczy
Martyna Bunda, 23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, 2019 r.

Martyna Bunda – wychowywała się w Kartuzach, gdzie ukończyła szkołę podstawową i liceum. Za debiutancką powieść „Nieczułość” (2017) otrzymała Nagrodę Literacką „Gryfia”, oraz Pomorską Nagrodę Literacką „Wiatr od Morza”, jak również nominację do Nagrody Literackiej „Nike” 2018 oraz do Nagrody Literackiej Gdynia 2018 w kategorii. Dwukrotnie nominowana do nagrody Grand Press za teksty reporterskie. W 2020 nominowana do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za powieść „Kot niebieski”. W 2023 roku wydała powieść „Podwilcze”.

Patrycja Pustkowiak

Pisarka. Wydała dwie powieści: „Maszkaron” oraz „Nocne zwierzęta”, która znalazła się w finale Nagrody Literackiej „Nike” 2014 oraz była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2014. Opowiadania oraz teksty o literaturze publikowała m.in. w „Dzienniku”, „Dwutygodniku”, „Gazecie Wyborczej”, „Wprost”, „Bluszczu”, „Piśmie”, „Lampie” i „Polityce”.

Popularne