Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Niektóre są piękne, inne trudno dostępne, a wszystkie: oblegane. Historia górskich schronisk, w których nocleg współcześnie jest często modnym kaprysem, ma swój początek w tradycji budowania pasterskich chat i szałasów.
Przeciwnikiem budowania w Tatrach hoteli, kolejek górskich i nadmiaru infrastruktury był Walery Goetel. Jego koncepcja, by Tatry zamykać na noc przed ludźmi, aby dać odsapnąć przyrodzie, z pewnością mogłaby znaleźć zrozumienie wśród ekologów i aktywistów, którzy z niepokojem patrzą dziś na zadeptywane przez turystów góry.
Imię Walerego Goetla nosi dziś Schronisko PTTK na Hali Ornak. W tym regionie już od 1875 roku starano się wspomóc górskich wędrowców. Najpierw prowizoryczną altaną usytuowaną przy Lodowym Źródle, dzięki działalności Towarzystwa Tatrzańskiego, a także wybudowaną kilka lat później altaną nad Stawem Smreczyńskim. W 1909 roku, na Polanie Pysznej, powstało pierwsze schronisko turystyczne. Był to duży szałas, w którym można było coś zjeść, ogrzać się i przespać. Sekcja Narciarska Towarzystwa Tatrzańskiego wydzierżawiła teren od Zarządu Dóbr hr. Zamoyskiego.
W 1910 roku zaczęto pracę nad przebudową schroniska. Zaledwie po kilkudziesięciu latach, w 1945 roku, schronisko spalili hitlerowcy.
Niemcy zniszczyli w ten sposób skrytkę kurierów tatrzańskich, którzy ukrywali się tu w drodze na Węgry.
Co więcej, w tej konwencji tworzono większość wielkokubaturowych budynków w Zakopanem i na Podhalu.
Budynek, który do dziś oglądać można na Hali Ornak, zaprojektowała Anna Górska. Jeśli o latach rozwoju stylu zakopiańskiego mówi się jako o „epoce Witkiewicza”, to o dekadach rozwoju stylu nowozakopiańskiego w powojennej Polsce powinno mówić się jako o „epoce Anny Górskiej”. Wiele z jej projektów, powstało w czasie okupacji. Potajemnie naszkicowane rysunki dawały nadzieję, stawały się lekarstwem na ponury, okrutny czas…
Niemcy puszczali z dymem kolejne schroniska. w Dolinie Pięciu Stawów, na Polanie Chochołowskiej, a także na Hali Pysznej. Wraz z końcem wojny plany odbudowy nabierały tempa. Jako pierwsze dawny blask odzyskało Schronisko na Hali Ornak.
Uroczyste otwarcie odbyło się 8 sierpnia 1948 r. Po latach Anna Górska zapisała, że „schronisko zrosło się z polaną i siedzi teraz jak stary grzyb na skraju lasu. Niby schowane – ale gościnnie zaprasza do wejścia”.
Anna Górska zaprojektowała także schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. Powojenny projekt powstał w zespole, do którego należeli między innymi propagator zasad ochrony krajobrazu Jan Chmielewski, zasłużony planista ogrodów Gerard Ciołek, architekt i wyśmienity skoczek narciarski Andrzej Czarniak, a także Jerzy Mokrzyński, członek słynnej grupy architektów „Tygrysy”, działającego m.in. przy Biurze Odbudowy Stolicy.
Architekci pracowali bez wynagrodzenia, ale z pasją. Budowa okazała się bardzo trudna. Każdą deskę i puszkę farby trzeba było dowieść z Zakopanego samochodem, potem transportować konno, a wreszcie wyciągnąć na górę linami i saniami kamień, z którego powstało schronisko, transportowano na specjalnie skonstruowanych tratwach.
Dziś w schronisku działa elektrownia wodna i oczyszczalnia śmieci.
Przed 1876 rokiem, kiedy otwarto tu schronisko, Dolina Pięciu Stawów była ziemią pasterzy, o czym do dziś przypomina kamienny szałas, dawny schron dla wędrowców i pierwszych taterników. Kiedy powstało tu pierwsze schronisko, Stanisław Witkiewicz obserwował turystów zawiniętych w pledy, górali przykrytych „ciuchami” i przewodników odpoczywających na posłaniach z kosówki.
Projekt budynku wykonał dyrektor Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem – Karol Stryjeński. Prace trwały siedem lat. W 1932 roku, gospodarzami schroniska zostali Maria i Andrzej Krzeptowscy, których legenda trwa do dziś.
On – mistrz polski w maratonie narciarskim na 50 metrów, TOPR-owiec, ona – postawna, zaradna. Kiedy obejmowali schronisko w dzierżawę, ani ona, ani on nie myśleli, że niebawem wstąpią do ruchu oporu, a szczęsny czas szusowania na nartach z Bronisławem Czechem czy Stanisławem Marusarzem zakończy wybuch wojny i wielki pożar z 1945 roku, kiedy z niewiadomych przyczyn ich ukochany dom, schronisko, całkowicie spłonęło.
Po Marii i Andrzeju Krzeptowskich, w Dolinie Pięciu Stawów „gazdowali” ich synowie, a obecnie pieczę nad schroniskiem sprawują dwie wnuczki – Maria i Marta.
W 2020 roku Beata Sabała- Zielińska opisała historię schroniska, nadając swojej książce tytuł „Dom bez adresu”.
– Zmieniłam tytuł piosenki, którą o Pięciu Stawach śpiewał Czesław Niemen. To przecież nie domek, ale dom, bo schronisko jest pokaźnych rozmiarów – podkreśla autorka.
Lechosław Herz swoje ulubione schroniska wymienia jednym tchem. W młodości wędrował głównie po Beskidach i Karpatach. Kiedy dotarł w Karkonosze, zachwycił się schroniskiem nad Małym Stawem.
– Sudety w czasach mojej młodości były naznaczone odmiennością cywilizacyjną, może dlatego „Samotnia” tak mnie uwiodła.
W Beskidzie Śląskim, ulubioną bazą Herza było stare schronisko pod Baranią Górą.
A za najpiękniejsze uważa maleńką chatę na Przegibku w Beskidzie Żywieckim.
-Serce zostawiłem nad Morskim Okiem, z zastrzeżeniem, że bije ono szybciej tylko do 8 rano i po godzinie 18. Czyli wtedy, gdy przy schronisku robi się pusto, […] Marzyłem o tym, by w Puszczy Kampinoskiej powstało schronisko, w odległości 2,3 godzin od autobusu. Każdy Park Narodowy powinien mieć swoje schronisko bo to one budują niepowtarzalną atmosferę rozmaitych miejsc – dodaje.
Pragnienie Lechosława Herza, o schronisku na Mazowszu spełnił na krótki czas, Krzysztof Zanussi, w 1978 roku, podczas realizacji filmu „Spirala”. Akcja dramatu rozpoczyna się w Schronisku nad Morskim Okiem.
By uniknąć zdjęć w obleganym przez turystów budynku, większość scen nagrano w zaaranżowanym na potrzeby filmu schronisku, na warszawskich Jelonkach.
-Na kilka tygodni dosłownie ograbiliśmy schronisko w Morskim Oku ze sprzętów. Do Warszawy przywieźliśmy stoły, krzesła, obrazy i wielką malowaną ręcznie mapę Tatr która w filmie jest niezwykle ważnym rekwizytem – wspomina reżyser.
Historia Schroniska nad Morskim Okiem sięga 1823 roku. Najpierw na jezioro, górski masyw Mięguszowieckich Szczytów i Mnicha, podróżnicy spoglądali z kamiennej koliby. Potem drewniane schronisko ze spadzistym dachem wybudował w tym miejscu Edward Homolas, właściciel dóbr ziemskich.
Strawił je pożar. Zbudowana obok wozownia stała się kolonią artystów. Antoni Piotrowski, Stanisław Janowski, Ludwik Boller malowali tu panoramę Tatr.
Kiedy w 1899 ponownie mogli nocować tu turyści, na huczne otwarcie przybyli Adam Asnyk i Helena Modrzejewska.
W czasie II wojny światowej schronisko zajął oddział niemieckiej straży granicznej. Od 1945 roku opiekunami słynnego budynku są kolejne pokolenia i członkowie rodziny Łapińskich.
Co ciekawe, w latach 70. budynek jako dzieło architektury miał zostać przeniesiony poza obręb Parku Tatrzańskiego. Tak się jednak nie stało, a schronisko wpisano na listę zabytków.
W 2013 roku Magdalena Siemaszko-Arcimowicz, prowadząca wówczas słynną „Samotnie”, odetchnęła z ulgą. Po protestach miłośników gór, turystów i internautów, PTTK postanowiło, że karkonoskie schronisko pozostanie w rękach wieloletnich najemców. Była to niestety zapowiedź niedawnych wydarzeń, w wyniku których ród Siemaszków – opiekujący się schroniskiem blisko sześć dekad – stracił prawo dzierżawy.
Rodzina trafiła do schroniska w latach 60. XX wieku. Małżeństwo Sylwia i Waldemar organizowali tu turnieje narciarskie o Puchar Samotni. Mało brakowało, a zawody nazywałyby się „Kaziukami” na cześć wileńskiego pochodzenia gospodarza i jego drugiego imienia.
Siemaszkowie do Samotni ściągnęli wytrawnych turystów, ratowników Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i słynnych narciarzy. Uruchomili „górski” urząd pocztowy. Dzięki nim zbudowano powojenny mit „Samotni”.
O przeszłości tego miejsca wiemy nad wyraz dużo.
W 1670 roku śląski pedagog i poeta w relacji z górskiej podróży opisał spotkanie ze starcem opiekunem chatki nad Stawemi strażnikiem pływających w nim pstrągów. Żmudzki stolnik Teodor Bilewicz, śmiałek który wjechał konno na Śnieżkę pozostawił opis opuszczonej łódki kołyszącej się górskim jeziorze. Kaspar Gottlieb Lindner urodzony w Legnicy badacz sudeckich krajobrazów, był świadkiem zejścia tu lawiny która uszkodziła domek, zasypała staw śniegiem i zbrylonym lodem, zadając kres życiu pstrągów.
W 1831 r. Adrian Ludwig Richter namalował obraz przedstawiający postać wędrowca na tle gór i Małego Stawu. Według badaczy to jeden z mieszkańców chatki, Karol Häring, wraz z synem.
W 1883 roku wzniesiono schronisko. Do dziś symbolem Samotni jest odlany w Jeleniej Górze dzwon sygnaturka, który miał ostrzegać wędrowców przed niebezpieczeństwem.
Zanim II wojna światowa i jej następstwa wstrząsnęła i tym kawałkiem świata, prowadzący schronisko sportowiec Paul Haase z żoną Gretą wraz z przyjaciółmi i gośćmi na zamarzniętej tafli Małego Stawu szaleli na łyżwach. Byli jednymi z ostatnich niemieckich gospodarzy schroniska.
W sierpniu 1790 roku leżący u podnóża Szczelińca, Karłów wizytował następca tronu pruskiego, a także król Fryderyk Wilhelm II wraz z księżniczkami i liczną świtą. Odwiedziny króla Prus, a także innych dygnitarzy i towarzyszące im relacje zapoczątkowały masowy ruch na Szczeliniec Wielki. Dotarł tu sam Johann Wolfgang Goethe. By dotrzeć na szczyt musiał przecisnąć się przez skalną szczelinę „Ucho Igielne”. Dziś przejście każdy turysta do schroniska pokonuje podobną drogę. Budynek powstało tu w 1845 roku. Dotrzeć do niego można wyłącznie na własnych nogach. Transport towarów odbywa się specjalną windą spuszczaną po linie do leżącej u stup góry wsi.
Kiedy w XVIII wieku, popularne stały się zdroje i uzdrowiska w region Szczelińca zaczęły przybywać tłumy. W asyście przewodnika odwiedzano Błędne Skały. W 1790 nieopodal zbudowano fort w związku z umacnianiem granic Śląska przed spodziewaną wojną z Austrią. Podobny planowano zbudować na Szczelińcu. Z planów zrezygnowano, ale część wzgórza została przekształcona przez żołnierzy w szlak na szczyt.
Wkrótce zwiedzanie miejsca stało się modne. Zbudowano schodki, drewnianą bramę, którą otwierał przewodnik. Na spacerowiczów czekała księga pamiątkowa. Na szczycie otwarto gospodę. Fryderyk Chopin podczas leczenia w Dusznikach w 1826 roku napisał w jednym z listów:
„… alem jeszcze nie był tam, gdzie wszyscy jadą, bo mi zakazano. Jest tu…. góra ze skałami zwana Heuscheuer (Szczeliniec Wielki), miejsce, z którego widoki zachwycające, ale dla niezdrowego powietrza na samym wierzchołku nie wszystkim dostępna, a jestem jednym z tych pacjentów, na nieszczęście, którym tam nie wolno”.
Wzniesione obiekty obronne w sierpniu 1790 roku wizytował następca tronu pruskiego, a w kilka dni później sam król Fryderyk Wilhelm II wraz z księżniczkami i liczną świtą. Odwiedziny króla Prus, a także innych dygnitarzy i towarzyszące im relacje zapoczątkowały masowy ruch na Szczeliniec Wielki. Wkrótce zwiedzanie wzgórza stało się tak modne i powszechne, że wycieczka na tę górę zaczęła być niemal obowiązkowym punktem programu wypoczynku w uzdrowiskach. Fryderyk Chopin podczas leczenia w Dusznikach w 1826 roku napisał w jednym z listów:
„… alem jeszcze nie był tam, gdzie wszyscy jadą, bo mi zakazano. Jest tu w bliskości Reinerz (Dusznik) góra ze skałami zwana Heuscheuer (Szczeliniec Wielki), miejsce, z którego widoki zachwycające, ale dla niezdrowego powietrza na samym wierzchołku nie wszystkim dostępna, a jestem jednym z tych pacjentów, na nieszczęście, którym tam nie wolno” (cyt. za: Zieliński A., Polskie podróże po Śląsku w XVIII i XIX wieku. Wrocław 1974 s. 142).
W 1804 roku powołano Kasę Szczelińca Wielkiego. Ruszyła budowa schodów, ścieżek i poręczy oraz udostępnianie kolejnych partii szczytu. Wejście na szczyt zamykane było drewnianą bramą, do której klucz posiadał przewodnik. Wprowadzono też zwyczaj wpisywania się po zwiedzeniu góry do księgi pamiątkowej. Na szczycie otwarto gospodę dla odwiedzających górę gości.
Wspomniany już Franciszek Pabel – który niegdyś wyruszał na rekonesans z majorem von Rauchem – od czasu wizyty królewskiej był opiekunem Kasy Szczelińca i pełnił funkcje przewodnickie. Co ciekawe, była to pierwsza nominacja na przewodnika górskiego nie tylko w historii Sudetów, ale i pierwsza w Europie.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Wszystko brzmi jak miejska legenda albo opowieści z anegdot marszandów i antykwariuszy. Oto ktoś wchodzi „z ulicy” do galerii i kupuje rysunek, który okazuje się dziełem Leonarda wartym być może nawet 100 mln dolarów. Tak streścić można sensacyjną historię odkrycia...
Na trwającej w warszawskim Muzeum Narodowym wystawie „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” nie tylko można zobaczyć po raz pierwszy w Polsce rzeźby francuskiej mistrzyni, ale poznać też niebywałe życiorysy oraz twórczość jej polskich rówieśniczek. Zza sławnej...
Kadr z bramą wjazdową na teren osady to obraz, z którym kojarzymy Biskupin. Znajdziemy go w wyszukiwarce internetowej, podręcznikach szkolnych, a niektórzy zapewne w domowych archiwach pośród fotografii ze szkolnych wycieczek i rodzinnych wypraw. Popularność tego miejsca, określanego przez niektórych...