Sztuka zabytkami stojąca
Kadr z filmu “Człowiek z marmuru”, 1976 r., reż. Andrzej Wajda. Fot. Renata Pajchel / East News
Architektura

Sztuka zabytkami stojąca

Z tego artykułu dowiesz się:
  • po co księżna Daisy przeniosła w Zamku Książ kuchnię z parteru na piąte piętro
  • co to diabelska jazda w kopalnie w Wieliczce
  • czemu Nowa Huta powstała blisko Krakowa

Zabytki od zawsze stanowiły inspirację dla twórców wielu dziedzin – Jan Matejko tak intensywnie przeżył wizytę w kopalni soli w Wieliczce, że aż dziesięć lat pracował nad poświęconym jej obrazem. Na śląskie osiedle Nikiszowiec co rusz zjeżdżają ekipy filmowe, a Zamek Książ czy Nowa Huta to bohaterowie współczesnej literatury.

Zamek Książ, czyli perły księżnej Daisy, nazistowskie tajemnice i co z tego wynikło dla pisarki Joanny Bator

– Od dziecka budził moją naprawdę głęboką fascynację. Oczywiście abstrahując od kontekstu historycznego, bo najpierw to były dla mnie tylko bajkowe rekwizyty: zamek, księżna Daisy i jej perły. W tej codziennej szarości, niedostatku, lśniło miejsce jak z innego świata. Miejsce o wstrząsającym pięknie, owiane legendą, ukryte w bukowym lesie” – tak o Zamku Książ mówiła w jednym z wywiadów pisarka Joanna Bator. Tę architektoniczną ikonę Dolnego Śląska w zasadzie można nazwać pełnoprawnym bohaterem jej słynnej, nagrodzonej Nagrodą Nike powieści „Ciemno, prawie noc”.

fot. P.Dziurman/REPORTER
Sztuka zabytkami stojąca
Wałbrzych , Zamek Książ, 2022 rok.

Inspirująca pisarkę budowla powstała w XIII wieku, a jej historia była bardzo burzliwa – posiadłość na przestrzeni lat przechodziła z rąk do rąk, należała do różnych władców i państw, najdłużej zaś, bo ponad czterysta lat, do szanowanego i zamożnego rodu Hochbergów, który zamek przez wieki rozbudowywał tak, że ostatecznie osiągnął on imponujące rozmiary. W 1941 roku skonfiskowali go naziści, niszcząc część zabytkowych komnat, pod budowlą utworzyli zaś sieć tuneli o do dziś owianym tajemnicą przeznaczeniu – mówiono o bunkrze czy podziemnej fabryce, w której miała powstawać cudowna broń, czyli Wunderwaffe. Po 1945 roku grabieże zbiorów zamkowych ma na koncie też Armia Czerwona. Dopiero w 1952 roku zaczęto pracować nad tym, by przywrócić zamkowi dawną świetność.

Kto wie, czy nie ciekawsze bodaj od historycznych losów zamku są te związane z jego mieszkańcami. Szczególnie z Daisy, która dla Wałbrzycha jest kimś takim, jak Sisi dla Wiednia. Angielska arystokratka, księżna Daisy von Pless, hrabina von Hochberg, zamieszkała na zamku w 1882 roku, gdy wyszła za mąż za przedstawiciela rodu Hochbergów, księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Zresztą, ponoć do dziś tam mieszka – wielu twierdzi, że po komnatach zamkowych nadal snuje się jej duch.

Pięcioosobowej rodzinie arystokratów w pałacu służyło codziennie aż pięćset osób.

Księżna pozwoliła sobie też na inną fanaberię – nakazała przenieść kuchnię z parteru na piąte piętro, by w budynku pachniało tylko kwiatami, a nie kiszoną kapustą i kiełbasą. Wprowadziła też w zamku demokratyczne zasady – dzieci pracowników posiadłości mogły bawić się w pokojach z jej synami. Znana była też z działalności charytatywnej i społecznej.

fot. Wojciech Druszcz/East News/Reporter
Sztuka zabytkami stojąca
Pisarka Joanna Bator

To właśnie księżna Daisy była tak fascynująca dla Joanny Bator – w powieści „Ciemno, prawie noc” pisarka wykorzystuje choćby historię jej niebotycznie drogiego, kilkumetrowego sznura pereł, który zaginął w tajemniczych okolicznościach, ale opisuje też poszukiwania skarbów rzekomo zakopanych w pobliżu posiadłości przez hitlerowców czy pozwala, byśmy wraz z Zamkiem świadkowali okrucieństwom nazistów i czerwonoarmistów. W powieści splata prawdziwą i legendarną historię Zamku z losami swoich postaci, stawiając przed tym zabytkowym budynkiem niebagatelne zadanie – to właśnie dzięki niemu główna bohaterka książki, Alicja, ma się uwolnić od demonów przeszłości.

Wieliczka, czyli starsza od czcionki Gutenberga kopalnia soli

Jan Matejko trudził się nad inspirowanym nią obrazem aż dziesięć lat, twórcom filmowym wykorzystującym jej plenery, choćby ekipie „Seksmisji”, szło znacznie szybciej. Nic dziwnego – słynna na cały kraj kopalnia soli jest bardzo chętnie wykorzystywana przez artystów: jako motyw ich twórczości albo po prostu ciekawy plener filmowy.

fot. ALBIN MARCINIAK / EAST NEWS
Sztuka zabytkami stojąca
Wieliczka – kopalnia soli, 2021 r.

Początki owego najstarszego w Polsce przedsiębiorstwa solnego sięgają średniowiecza; kopalnia istniała więc już wtedy, gdy Jagiełło ruszał rozgromić Krzyżaków pod Grunwaldem. Dochody z wydobycia soli stanowiły dużą część dochodów skarbu królewskiego, dlatego król Kazimierz Wielki (ten sam, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną) wydał w 1368 roku Statut Żup Krakowskich, co gwarantowało kopalni lata stabilnego rozwoju. Kopalnia z roku na rok coraz bardziej się rozwijała, rosła liczba poziomów, na których wydobywano sól i liczba zatrudnionych tam pracowników.

Rosła też sława tego miejsca, które zaczęło być odwiedzane przez turystów – jednym z pierwszych był sam Mikołaj Kopernik.

Kopalna rozwijała się nawet w czasach zaborów, kiedy to znalazła się w Monarchii Habsburgów. Czego by nie powiedzieć o zaborcach, o to miejsce bardzo dbali i inwestowali w jego rozwój – Wieliczka była wtedy jednym z najważniejszych, galicyjskich, ale i ogólnokrajowych przedsiębiorstw. Od 1868 roku można ją było zwiedzać kolejką konną i oglądać pasjonujące pokazy, choćby tzw. diabelską jazdę, czyli zjazd górników na linie.

Kolekcja Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce
Sztuka zabytkami stojąca
Święta Kinga modląca się pośród sądeckich gór. Jan Matejko, 1892 r. Kolekcja Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce

Po zakończeniu I wojny światowej, w niepodległej Polsce kopalnia znów stała się własnością państwa; rozbudowywano, ją zwiększano także jej rolę turystyczną i leczniczą. Dopiero w 1964 roku w Wieliczce zakończono wydobycie soli kamiennej, które zastąpiono przemysłową produkcją soli warzonej metodą mokrej eksploatacji. W 1996 roku zakończono i tę.

Wielicką kopalnię wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, a w 1994 roku uznano Pomnikiem Historii.

Skryte pod miastem wyrobiska górnicze soli kamiennej sięgają 327 metrów głębokości

Wieliczka jest także ewenementem geologicznym, bowiem jest jedynym na świecie złożem soli, które posiada dwudzielną budowę – część dolna to solne pokłady, górna zaś to bryły soli i inne rodzaje skał.

Odwiedziły ją tak wybitne persony jak Goethe, Chopin czy Orzeszkowa, a także Jan Matejko. Artysta do wielickiej kopalni soli zjechał (wraz z żoną i dwójką dzieci) w 1868 roku i uwiecznił ją potem w dwóch swoich dziełach. Jedno z nich, zatytułowane „Seweryn Bethman z żupnikiem Andrzejem Kościeleckim spuszczający się do salin wielickich dla ugaszenia ognia w czasie pożaru w 1510 r.” przedstawiało autentyczną, dramatyczną historię XVI-wiecznego pożaru w kopalni. Matejko rozpoczął prace nad obrazem w rok po swojej wizycie w Wieliczce, ale ukończył go dopiero dziesięć lat później. Z kolei drugi z obrazów namalowany został przez artystę na zamówienie z okazji jubileuszu 600-lecia śmierci św. Kingi, opiekunki górników solnych. Twórca sportretował ją w wieku około 60 lat, umieszczając na obrazie przedmioty związane z legendami z życiem księżnej, choćby pierścień, który podobno wrzuciła do węgierskiego szybu solnego w Maramuresz a który został później odnaleziony w solnej bryle w Bochni.

fot: ALBIN MARCINIAK / EAST NEWS
Sztuka zabytkami stojąca
Komora im. Feliksa Boczkowskiego. Kopalnia soli Wieliczka, 2021 r.

Wielicka kopalnia soli stanowiła scenerię dla wielu scen kultowej, kręconej w 1983 roku „Seksmisji” Juliusza Machulskiego. W komorze Dworzec Gołuchowskiego powstały wbijające się w pamięć sceny z kaloszem z pustą butelką po tanim winie, który dostarczył dowodu na to, że „nasi tu byli” i Obozem Dekadencji. W filmie „zagrała” też komora Magielnik. Ponoć do dziś w podziemiach Wieliczki można natrafić na elementy scenografii ze słynnego filmu czy fragmenty taśmy filmowej. Słynną kopalnię widać także w scenach filmu Andrzeja Żuławskiego „Na srebrnym globie”, u Lecha Majewskiego w „Młynie i Krzyżu” czy w „Hamlecie” Łukasza Barczyka. Odwiedzają ją też zagraniczne ekipy filmowe. Ekipa z Japonii przywiozła ponoć tyle sprzętu, że trudno było go przetransportować do jednej z podziemnych komór.

Nikiszowiec – niezwykłe osiedle górnicze na Śląsku, które świadkowało historii, a potem przypominało o niej w filmach Kazimierza Kutza

„Obok miasta-ogrodu w niedługim czasie powstaje czerwone miasteczko, zwarte jak twierdza, z bramami prowadzącymi w brukowe uliczki i w dziedzińce ukryte wśród murów…” – pisała o śląskim osiedlu robotniczym Nikiszowiec Małgorzata Szejnert w książce „Czarny ogród”, reportażu literackim przedstawiającym losy mieszkających tam (i na leżącym niedaleko, mającym nieco inny charakter, bo projektowanym właśnie jako „idealne miasto-ogród” Giszowcu) na przestrzeni lat kilku rodzin. Ale ten nieoczywisty polski zabytek upodobali sobie przede wszystkim filmowcy.

Ponad stuletnia perełka architektoniczna (wybudowana w latach 1911-1919) w 1978 roku została wpisana do rejestru zabytków, a w 2011 roku uznana za Pomnik Historii. Powstała, bo w początkach XX wieku właściciele fabryk, hut czy kopalni często stawiali przy nich osiedla dla robotników po to, by ci, nie tracąc czasu na dojazd do pracy, mogli wydajniej pracować. Nie inaczej postanowiła spółka górnicza Georg von Giesche’s Erben, która dynamicznie rozwijając się w tym czasie, potrzebowała pracowników do swoich kolejnych, powstających na południowy wschód od Katowic kopalni.

Wojciech Wójcik / Forum
Sztuka zabytkami stojąca
Katowice – osiedle robotnicze Nikiszowiec, 2018 r.

Projekt kolonii robotniczej, która swoją nazwę „Nickisch” zawdzięczała baronowi Nickischowi von Rosenegk, członkowi zarządu spółki Gische (taką samą nazwę nosił też kopalniany szyb leżący tuż obok) powierzono cenionym, niemieckim architektom: Georgowi i Emilowi Zillmannom. Trzykondygnacyjne domy zbudowano z cegły, wnęki okienne pomalowano na czerwono – dlatego, że czerwona farba była ogólnie dostępna i tania.

Wszystko, co potrzebne do życia, było na miejscu, na tym samowystarczalnym osiedlu – oprócz domów także sklepy i punkty usługowe, a nawet piece do wyrobu chleba i komórki do hodowli królików czy świń.

Do lat 60. każdy mieszkaniec taką miał, a niektórzy do dziś pamiętają mrożące krew w żyłach historie o jastrzębiach atakujących pisklęta gęsi czy kaczek hodowanych przez mieszkańców.

Nikisza, bo tak mówią o nim mieszkańcy, nie mogło zabraknąć w śląskiej sadze filmowej Kazimierza Kutza – mówi się nawet, że to reżyser odkrył go dla świata. Osiedle zagrało w „Soli ziemi czarnej” (1969), filmie o II Powstaniu Śląskim z 1920 roku oraz w kolejnej części tryptyku, czyli „Perle w koronie” (1971) o losach górników strajkujących w latach 30. przeciwko zamknięciu należącej do niemieckich przedsiębiorców kopalni, leżącej po polskiej stronie Górnego Śląska. Ostatnią część śląskiej sagi, „Paciorki jednego różańca” (1979) reżyser nakręcił już na Giszowcu, leżącym obok i zaprojektowanym przez tych samych architektów.

Nikiszowiec inspirował też innych artystów różnych dziedzin. Zagrał u Lecha Majewskiego w „Angelusie”, filmie opowiadającym o działającej w domu kultury na terenie osiedla tzw. Grupie Janowskiej, czyli pracownikach kopalni węgla „Wieczorek”, którzy po szychcie oddawali się malarskiej pasji (jednym z nich był Teofil Ociepka) czy w „Barbórce” Macieja Pieprzycy, w którym modny świat Warszawy zderza się z tradycyjnym światem Ślązaków, ale też w „Kolejności uczuć” Radosława Piwowarskiego i „Grzesznym żywocie Franciszka Buły” Janusza Kidawy.

Nowa Huta – tu wytapiała się klasa robotnicza

Niegdysiejsze „miasto idealne” to dziś pomnik komunizmu, ale i atrakcja Krakowa do dziś inspirująca twórców różnych dziedzin.

„Nikt nigdy nie widział takiej budowy, nikt nigdy nie kopał takich wykopów. Sięgały głębiej niż groby, głębiej niż pradawne skrawki codzienności. Hale martenów, hale warsztatów, hale walcowni, hale siłowni, mnóstwo innych hal, składowisk, torów z wagonami, rurociągów i kominów (…). Fundamenty sączyły soki z gleby, filtrował je beton, a stalowe pręty wypijały je i wtłaczały w ściany. Dźwigi jak szkielety ptaszysk” – tak soczyście opisuje powstawanie Nowej Huty Elżbieta Łapczyńska w debiutanckiej powieści „Bestiariusz nowohucki”. Kombinat i otaczające go socjalistyczne miasto, projektowane jako „idealne”, stały się symbolami PRL, a od niedawna, bo od 2023 roku, są Pomnikiem Historii. Od lat inspirują twórców wielu dziedzin, w tym – jak pokazuje przykład krakowskiej autorki – tych młodego pokolenia.

Fot. Jan Graczyński / East News
Sztuka zabytkami stojąca
Kraków, Plac Centralny im. Ronalda Regana w Nowej Hucie. Marzec 2019 r.

Jak powstała Nowa Huta? Wszystko zaczęło się od „propozycji” złożonej Polsce przez Józefa Stalina i dotyczącej zbudowania wielkiego kombinatu metalurgicznego, której Polska oczywiście nie mogła odrzucić. Wszak trzeba było jakoś rozruszać wyniszczoną wojną gospodarkę i dać pracę tysiącom ludzi. Ulokowanie ogromnej huty wraz z utopijnym, socjalistycznym miastem w pobliżu Krakowa według wielu miało być dla niego karą, zemstą za nieprzychylne dla komunistów wyniki referendum czerwcowego i lutowych wyborów, ale też uderzeniem w zamknięty, drobnomieszczański i klerykalny „krakówek”. Ale prawda jest też taka, że Kraków miał też rozbudowaną infrastrukturę i dogodne położenie – blisko do Górnego Śląska i jego surowcowego zaplecza, a z pobliskich małopolskich wsi można było łatwo ściągnąć ludzi do pracy.

Pierwsze budynki samowystarczalnego „miasta idealnego” według wizji naczelnego architekta,

Tadeusza Ptaszyckiego, zaczęły powstawać w szczerym polu w 1949 roku (do liczb). Wszystko co potrzebne do życia – budynki, instytucje, kawiarnie, księgarnie – miało być na miejscu. Nawet zalew, który ostatecznie nie powstał. Po obwarzanka trzeba było jednak sobie jechać do pobliskiego grodu Kraka – początkowo Nowa Huta miała być zupełnie osobnym miastem. Już dwa lata później, w 1951 roku, zmieniono plan i przyłączono ją do Krakowa.

Kiedy robotnicze miasto okrzepło, zaczęło się w nim toczyć codzienne życie, przerywane czasem konfliktami – w 1960 roku wybuchł ten o kościół, którego budowy się domagano, a w latach 80., po powstaniu Solidarności, Nowa Huta stała się miejscem licznych protestów. Co ciekawe, bogaty system zaułków i bram zadziałał po latach na niekorzyść politycznych decydentów – protestującym było łatwiej chować się w nich przed milicją i ZOMO.

Nowa Polska to i nowe oblicze Nowej Huty – odkąd w 1989 roku z Alei Róż usunięto Pomnik Lenina, dużo się zmieniło. Dziś robotnicze miasto stało się modnym miejscem do zwiedzania – przyjeżdżają tu turyści z całego świata, którzy chcą dotknąć żywego „pomnika komunizmu”.

fot. Henryk Makarewicz / kolekcja Fundacji Imago Mundi
Sztuka zabytkami stojąca
Przy Wielkim Piecu w kombinacie, Nowa Huta, Kraków, ok. 1966 r.

Nowa Huta inspirowała i nadal inspiruje literatów. Już w 1955 roku Adam Ważyk napisał „Poemat dla dorosłych”, który mówił o porażce projektu „Nowa Huta” w bardzo ostrych, szczególnie jak na tamte czasy. Słowach. Ważyk opisywał, jak „w węglowym czadzie, w powolnej męczarni” wytapia się klasa robotnicza i jakie bezeceństwa dzieją się na tym wielkim placu budowy, na który przybyły te „wyrwane spod miedzy dusze”. Okazywało się, że deklarowany ideał zmieniał się w swoje przeciwieństwo – biedę robotników, prostytucję czy fasadowość toczonego tam życia.

Ale i współcześni twórcy nie zapominają o Nowej Hucie. Jeden z nich wziął sobie nawet od niej literacki przydomek – mowa oczywiście o Sławku Shutym. Wspomniana debiutantka, Elżbieta Łapczyńska napisała o niej surrealistyczną opowieść, której bohaterowie spotykają się w różnych momentach jej powstawania. Z kolei Renata Radłowska w zbiorze reportaży „Nowohucka telenowela” wysłuchuje tych, których losy w różny sposób się z nią splotły.

Oczywiście nie zapominają o niej i filmowcy. Najsłynniejszym obrazem opowiadającym o Nowej Hucie jest „Człowiek z marmuru”, film Andrzeja Wajdy z 1976 roku w którym mowa o Mateuszu Birkucie, zapomnianym stalinowskim przodowniku pracy, bohaterze stawiającym „miasto idealne” – jego historia jest inspirowana losami prawdziwej postaci, murarza Piotra Ożańskiego, który rzeczywiście budował Nową Hutę.

Patrycja Pustkowiak

Pisarka. Wydała dwie powieści: „Maszkaron” oraz „Nocne zwierzęta”, która znalazła się w finale Nagrody Literackiej „Nike” 2014 oraz była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2014. Opowiadania oraz teksty o literaturze publikowała m.in. w „Dzienniku”, „Dwutygodniku”, „Gazecie Wyborczej”, „Wprost”, „Bluszczu”, „Piśmie”, „Lampie” i „Polityce”.

Popularne