Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
– Drugi raz nie zdecydowałbym się na to – mówi pół żartem, pół serio Zdzisław Korzybski, właściciel dworu w Wilczyskach. – Skoro jednak podjąłem się odbudowy rodzinnej siedziby, chcę ją dokończyć – dodaje. Przed nim jeszcze sporo pracy, choć najważniejsze zadanie udało się zrealizować: dwór się nie zawalił i powoli wraca do życia.
Przez kilka minut trzeba krążyć po wiosce, by w końcu znaleźć, ustawioną przy asfaltowej szosie niewielką tablicę z napisem „droga prywatna”. Opłaciło się. Do dworu dojeżdżamy malowniczą aleją, ciągnąca się między stawem a rozległymi polami. Na końcu prawdziwa niespodzianka: klasycystyczna brama ozdobiona boniowaniem, a w niej prosta, kuta krata. – Jest oryginalna. Nie zdążyli jej ukraść, może była za ciężka – śmieje się Korzybski. Dwór leży na niewielkim wzniesieniu, otoczony parkiem ze starodrzewem. Przed nim gazon, od strony południowej prosta, współczesna oficyna w stylu dworkowym. To w niej mieszka właściciel, który dogląda prac budowalnych w głównym budynku.
Do 1792 roku Wilczyska należały do gen. Jerzego Lubomirskiego, potem do rodziny Wyssogotów-Zakrzewskich. Od 1825 roku majątkiem władali przedstawiciele rodu Korzybskich herbu Abdank. Istniejący obecnie murowany dwór z portykiem wybudowano dla Jana Korzybskiego w latach 30. XIX wieku. Jego potomkowie zostali wyrzuceni z rodzinnej siedziby przez władzę ludową w 1946 roku.
Obecny właściciel wyjechał za granicę w latach 60. Wcześniej do Anglii wyemigrowała jego matka Maria Ginter. To postać nietuzinkowa: słynna polska rzeźbiarka, malarka, graficzka i dziennikarka. Uprawiała z sukcesami wiele dyscyplin sportowych, m.in. jeździectwo, narciarstwo i tenis. Była także aktywną członkinią klubu automobilowego – uczestniczką wielu rajdów i wyścigów oraz szybowniczką. W czasie II wojny światowej członkini Armii Krajowej i uczestniczka powstania warszawskiego. Po wojnie zarabiała na życie, m.in. prowadząc ciężarówki. – Mama zawsze mi powtarzała: „Wracaj i zabierz się za Wilczyska”. Przed wojną przyjeżdżała tutaj czasami z moim ojcem, który wraz z siostrami był ostatnim właścicielem majątku. Zginął jednak w powstaniu warszawskim. Potem, w latach 80., po powrocie mamy z emigracji, przyjeżdżałem tutaj z nią kilka razy. Bardzo jej zależało na tym, by dwór wrócił do rodziny – tłumaczy pan Zdzisław.
We dworze po znacjonalizowaniu majątku działała szkoła podstawowa. Gdy się wyniosła, pani wójt namawiała Korzybskiego do wykupienia dworu. – Nie chciałem o tym słyszeć – wspomina.
– W końcu przyjechałem tutaj jakiegoś pięknego dnia i pomyślałem, że to zacisze ma swój urok i można tutaj stworzyć użyteczne miejsce.
Okazało się bowiem, że przejęcie majątku było niezgodne z prawem nawet w myśl ówczesnych przepisów reformy rolnej.
Kilku adwokatów prowadziło tę sprawę. Po sześciu latach odzyskaliśmy dwór z parkiem, w sumie siedem hektarów, ale bez drogi. Następne trzy lata trzeba było walczyć w sądach o pozwolenia wjazdu. Co prawda rodzina zareagowała pozytywnie na te działania, ale musiałem spłacić pozostałych spadkobierców.
Dwór, jak przyznaje Korzybski, był w opłakanym stanie.
– To, co przejąłem, to była ruina. Szkoła już nie działała i budynek ulegał szybkiej dewastacji. Okna były wybite i częściowo wymontowane, woda w piwnicy, grzyb na ścianach, tynki się sypały, graffiti pokrywały każde pomieszczenie. Dach dziurawy. Instalacja ogrzewania centralnego rozkradziona
– wylicza. Szybko się okazało, że w budynku należy wymienić w zasadzie wszystko: całą więźbę dachową, belki stropowe i same stropy, instalację elektryczną i wodną, zainstalować kanalizację wraz z własną oczyszczalnią ścieków. Zbyt niskie piwnice osuszyć i podwyższyć, co wiązało się z odkrywaniem fundamentów.
– Dwór od powstania w latach 30. XIX wieku nie był zbyt dobrej jakości. Stanął na kamiennej ławie, w budowie używano zaprawy wapienno-glinianej, a potężne mury zbudowano z cegły. Po zdjęciu tynków dokonaliśmy kilku ciekawych odkryć. Na ścianach pojawiły się łuki i zamurowane otwory, które świadczyły o wielu przebudowach wnętrz. Poza tym same ściany okazały się podwójne, a między nimi umieszczono rodzaj kanałów, w których krążyło ciepłe powietrze z kominków. W ten sposób ściany się nagrzewały i oddawały ciepło, mniej więcej na wysokości metra od podłogi. Niezwykle ciekawy system ogrzewania, który polegał na promieniowaniu energii. Niestety teraz nie do odtworzenia.
We dworze nie można także zamontować kominków. Właściciel chce, by budynek pełnił „funkcje publiczne”, a obecne prawo w takiej sytuacji nie pozwala na tego typu ogrzewanie.
Zespół dworski w Wilczyskach został wpisany do rejestru zabytków w styczniu 1973 roku. „Dwór z przełomu XVIII i XIX wieku, rozbudowany w II połowie XIX wieku i przebudowany w XX wieku. (…) Na owe czasy był to dwór raczej średniej wielkości o wymiarach 40 na 17 metrów. Powierzchnia użytkowa 740 mkw. Do dworu w Wilczyskach prowadziła aleja dojazdowa obsadzona lipami oraz tujami, kończąca się typowym podjazdem przy kolistym gazonie. Dwór usytuowano w zachodnim narożniku pięciobocznego parku. Jego ozdobą były dwa stawy połączone kanałami z rzeką Wilgą”
– czytamy na stronie polskiezabytki.pl. Według obecnego właściciela wpis z 1973 roku w pewnym sensie spowodował, że dwór przetrwał do naszych czasów. Szkoła, która miała tu siedzibę, musiała bowiem prowadzić choćby minimalne prace zabezpieczające budynek. Dzięki temu ściany się nie zawaliły i można było zacząć żmudny proces odbudowy. Jednak na linii właściciel – konserwator zabytków nie zawsze panuje zgoda co do podejmowanych działań. Może ich oczekiwania w stosunku do zabytkowej materii są nieco rozbieżne? – Konserwator arbitralnie decyduje o tym, co mogę tu zrobić, ale nie wspiera mnie finansowo. To czasami wiąże mi ręce – skarży się Zdzisław Korzybski. – Środek dworu był kompletnie zniszczony, nie zachowały się żadne elementy wyposażenia wnętrza, oprócz drewnianych, krętych i bardzo wygodnych schodów oraz niewielkich połaci kafli podłogowych, prawdopodobnie z II połowy XIX wieku. Dlatego nie myślę w tym wypadku o odtwarzaniu żadnych historycznych elementów, bo one po prostu nie są znane. Jeśli w przyszłości budynek ma służyć jako ośrodek działalności publicznej, to muszę dostosować stary dwór do wymagań współczesności. Między mną a biurem konserwatora co jakiś czas pojawiają się napięcia.
Mam wrażenie, że konserwator chciałby tu mieć muzealne wnętrza z detalami, których tutaj nigdy nie było. Mnie chodzi o współczesne i proste rozwiązania, odpowiednie dla funkcji ośrodka kultury i zdrowia, który planuję tutaj stworzyć.
Mimo rozbieżności w pomysłach na temat wyglądu Wilczysk w kilkunastu punktach udało się osiągnąć porozumienie. Według ścisłych wskazówek konserwatorskich odtworzono wszystkie elewacje. Zachowano portyk z kutym metalowym daszkiem nad głównym wejściem, tarasem i trójkątnym przyczółkiem. Od strony parku nieco powiększono oryginalny taras ze schodami. Konserwator zgodził się także na delikatne splantowanie w tym miejscu terenu. Poza tym udało się wyciąć ponad 80 drzew samosiejek, oczyścić stawy i odtworzyć osie widokowe. Więcej kłopotu przysporzyły wnętrza dworu.
– Przed wojną to był dom mieszkalny, jednorodzinny. Teraz będzie miał funkcję usługową jako klinika lub ośrodek regeneracji, dlatego konieczne jest dokonanie zmian wewnątrz, na co czasami niełatwo uzyskać zgodę konserwatora – mówi Korzybski. W końcu wprowadzono pewne rozwiązania, obwarowane jednak wieloma ograniczeniami. – Udało się np. usunąć jedną ścianę między pokojami w południowej części na parterze. Dzięki temu powstało duże pomieszczenie, przygotowane pod przyszłą działalność ośrodka. Będzie nam potrzebna większa sala na koncerty, wystawy czy prowadzenie warsztatów. Dostałem także zgodę na zamianę zniszczonego, drewnianego stropu pokrytego gliną na konstrukcję z prefabrykatów. Nadal jednak pertraktujemy w sprawie stolarki: chodzi o drzwi, podłogi, parapety i tym podobne. Akurat te elementy były bardzo zniszczone i nie nadawały się do odtworzenia w dzisiejszych warunkach. Ponadto poddasze zostało zmieniane w część mieszkalną dla gości, w której oprócz pokoi dla kilkudziesięciu osób trzeba umieścić minimum 12 łazienek i windę. Na to dostaliśmy zgodę. Wysokość dachu nie mogła zostać jednak zmieniona, a do tego trzeba było odtworzyć lukarny. Piwnice mają pełnić również funkcję użytkową. Udało się podbić fundamenty i podwyższyć wnętrza – dodaje.
Korzybski zaznacza przy tym, że istnieją bardzo skąpe materiały ikonograficzne, na podstawie których można by odtworzyć wygląd wnętrz czy zrekonstruować choćby fragmenty wyposażenia domu: – Siostry mojego ojca, które zostały wyrzucone z dworu w 1946 roku, zabrały jakieś drobiazgi. U moich kuzynów znajdują się rodzinne portrety, w większości jednak mało wartościowe. Nigdy nie myśleliśmy o tym, by przedmioty te na nowo sprowadzać do Wilczysk.
– Tego mi na szczęście nie oddali, czyli kłopot z głowy – żartuje pan Korzybski. Okazuje się, że na obrzeżach dworskiego parku, tuż za bramą, wśród zarośli znajdują się resztki… rezydencji Wazów.
Według kilku źródeł najstarsze wzmianki o Wilczyskach pochodzą jeszcze z XV wieku. W 1505 roku stał tu już kościół. W tym czasie istniał także obronny zamek. Na początku XVII wieku, podobnie jak całe włości, należał on do wojewody inowrocławskiego Jana Gostomskiego. 9 kwietnia 1617 roku podejmował on tutaj królewicza Władysława, czyli późniejszego króla Władysława IV Wazę. Zamek w Wilczyskach gościł też samego króla Zygmunta III z małżonką.
Po zniszczeniach wywołanych wojnami z połowy XVII wieku zamek w Wilczyskach nie wrócił już do dawnej świetności. Pozostały po nim słabo widoczne resztki kamiennego fundamentu. Przed wojną pozostałości leżały w granicach dóbr należących do rodziny Korzybskich. Obecnie znajdują się poza ich terenem. Mogą jednak w przyszłości stanowić atrakcję turystyczną. – Jak wspomniałem, we dworze chciałbym zaproponować stworzenie ośrodka regeneracji. Miejsce dla rozmaitych terapii, wypoczynku, zajęć grupowych i indywidualnych, warsztatów twórczych, wystaw i koncertów. Ma to być miejsce otwarte, które żyje i pulsuje energią. Od momentu, gdy odzyskaliśmy dom, nie myślałem o stworzeniu wątpliwej jakości muzeum, które chciałby tu widzieć konserwator, tylko o przestrzeni usługowej w powiązaniu z tutejszą piękną naturą, parkiem i otaczającymi stawami – tłumaczy Korzybski. Sam nadzoruje odbudowę i obecnie poszukuje inwestora, który wykończy wnętrza według własnych potrzeb, biorąc pod uwagę wymagania dzisiejszego rynku. – Nie myślę o sprzedaży tego miejsca, bo to jednak rodzinna siedziba. Mój ojciec byłby szczęśliwy, że ją odzyskałem. Moje motto brzmi: ratować budynek, by służył.
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2024
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Na dole miasteczko z doskonale czytelnym średniowiecznym układem ulic i rzeka Sajna płynąca w głębokim jarze w cienistym parku, wprost wymarzonym do spacerów. W zakolu rzeki – wzgórze. Na wzgórzu trójząb utworzony przez dwie wieże i wieżyczkę dzwonną średniowiecznego zamku....
– To nie jest dom na pokaz – mówi Paweł Esse, właściciel dworu w Somiance. Pierwsze wrażenie po wejściu? Włoska, klasycyzująca willa wiejska o przestronnych, chłodnych wnętrzach, wypełnionych mniej lub bardziej współczesnymi meblami. Ktoś na stole porzucił otwartą książkę, gdzieś na fotelu leży gazeta, skądś dobiega głos domowników...
Jak się trafia na zabytek? Chyba jedynie w ten sposób, że człowiek doznaje opętania i w miejscu, które kiedyś pełniło zupełnie inne, publiczne funkcje, widzi nagle dla siebie szansę na nowe, szczęśliwe i całkiem prywatne życie. W 2021 roku kupiłam...