Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
O zakładzie leczniczym dr. Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie Huculskim słyszał w międzywojniu każdy. Podobno elity II RP paradowały tam nago, łącząc się ponad politycznymi podziałami, a miejscowy guru kazał im o głodzie kopać grządki bladym świtem. Tubylcy kuracjuszy uważali za wariatów, ale magnetyzm „seniora” sprawiał, że „Kościół” kuracjuszy powiększał się z roku na rok.
„(…) na samym wstępie złamałem prawo – przekroczyłem bramę (bez karty wstępu) i byłem otoczony przez rój stukilowych aniołków w bieli. Tęsknie rzuciłem okiem za siebie, ale za późno: brama się zatrzasnęła. Wyczytałem na niej napis: »Władaj sobą!«. (…)
Zaiste – klasztor. Dwadzieścia morgów prześlicznego ogrodu, w którym drzewa uginają się od owoców. Ciche, żwirowane ścieżki. Niskie pawilony z bursztynowego drzewa, w których oknach palą się słońca. I ludzie w bieli. (…) W drodze w jednym z uzdrowisk zapewniała mnie słowem honoru jakaś paniusia, że »u Tarnawskiego nocą trupy w workach wynoszą«. Wierzyć w to, nie wierzyłem, ale zawsze – w każdej gadce musi być jakaś część prawdy. Może, na przykład, nie w workach i nie w nocy i nie wynoszą, ale całkiem po prostu – w dzień, w trumnach i nawet parą koni” – opisywał początek swojej pierwszej wizyty w Kosowie Huculskim reporter „Kuriera Warszawskiego” Melchior Wańkowicz.
Wańkowicz do Kosowa będzie jeszcze przyjeżdżał (samochodem z Warszawy, ładny kawałek drogi pod granicę rumuńską), co więcej, ściągnie tam młodziutkiego Stanisława Dygata, wówczas pracownika MSZ. Dziennikarz, ironiczny, zdystansowany, po reportażu „W krainie głodomorów” dołączy po prostu do wyznawców dr. Apolinarego Tarnawskiego i jego rozkosznie szokujących metod. „Doktor wszelkimi środkami chce wstrząsnąć naszą wolą i zbudzić chęć do zmiany życia. Znamienne jest bowiem, że wśród chorych panuje patriotyzm zakładu. Stary doktor wygłasza pogadanki, uczy, jak żyć przez cały rok. To nie sanatorium, które za pieniądze pacjenta odbębnia kurację. To – szkoła życia” – pisze Wańkowicz, samemu będąc już „patriotą zakładu”. Oto bowiem dziennikarz na bezdrożach Huculszczyzny znalazł się nagle pośrodku juste milieu, we właściwym towarzystwie. Trudno było nie dołączyć.
Okazało się, że u Tarnawskiego leczyli się wszyscy. Trochę aktorów, sporo śpiewaków, przede wszystkim jednak – biskupi, posłowie, senatorowie, wojewodowie – ludzie, którzy na różnych etapach rozdawali karty w polskiej polityce. Oprócz nich – naukowcy, pisarze, działacze społeczni.
Zakład Tarnawskiego, twór jeszcze austro-węgierski, ukochali sobie najbardziej prominentni endecy: Władysław Grabski, Zygmunt Balicki, Tadeusz Bielecki, Zygmunt Wasilewski i sam Roman Dmowski. Na ścieżkach zakładowego sadu lub przy spulchnianiu grządek – doktor nakazywał pracę fizyczną – w białych trykotach lub wręcz w bieliźnianym negliżu – spotykali się z Ignacym Daszyńskim, Kazimierzem Mokłowskim i innymi socjalistami lub wolnomularzami, jak Juliusz Osterwa. Może tylko sanatorów przyjeżdżało do Kosowa stosunkowo mało. Za to wcześniej reżimowi lecznicy niemal ramię w ramię podporządkowywała się skandalistka Gabriela Zapolska i ormiański arcybiskup lwowski Józef Teodorowicz.
„Wytwarza się osobny typ kossowiaków, co parę lat pielgrzymkę czyniących do Mekki i swego Mahometa, stanowiącego duszę zakładu dr. Apolinarego Tarnawskiego” – zauważał „Kurier Poznański”.
„Doktor Tarnawski! Chałubiński Huculszczyzny… Osiemdziesięcioletni starzec o mlecznej czuprynie, o oczach o młodzieńczym blasku, ustach zaciętych, znamionujących napięcie woli niemal fanatyczne. Boją się go chorzy okrutnie, bo zdarzają się wypadki, że każe zajeżdżać autu i… żegnaj” – pisał Wańkowicz.
(…)
Całość tekstu w wydaniu 1/2025 kwartalnika „Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku od początku stycznia 2025 roku. Do kupienia TUTAJ.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Z Tomkiem Wichrowskim, warszawskim projektantem biżuterii, rozmawiamy o jego pasji do historycznych artefaktów, masońskich tajemnicach, symbolice oczu kochanków i o tym, czy młodemu człowiekowi wypada zbierać antyki...
Kiedy w 2014 roku, wykorzystując niezabezpieczone okno w łazience w muzeum The Briars, włamywacze wynieśli (prawdopodobnie na zamówienie kolekcjonera) 10 przedmiotów z najbogatszego pozaeuropejskiego zbioru napoleońskiego, był między nimi również pukiel włosów Cesarza...
O tkaninie jako technice artystycznego wyrazu możemy mówić dopiero od lat 60. XX wieku. Do tamtego czasu funkcjonowała przede wszystkim jako dziedzina sztuki użytkowej. Była elementem dekoracji wnętrza, spełniała swoje praktyczne funkcje techniczne. Rewolucja nastąpiła wraz z Biennale Tkaniny w Lozannie w 1962 roku, kiedy to „odklejając się” od ściany i nabierając bardziej rzeźbiarskiego charakteru rozpoczęła swoją nową drogę ku świetności.