Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Z artystką i kuratorką dr. Natalią Romik o zazębieniach polityki i architektury na przykładzie budynków dawnych synagog oraz o przywracaniu obecności społeczności żydowskiej w przestrzeni publicznej
Twoja praca nad odczytywaniem i przywracaniem pamięci poprzez architekturę jest bardzo konsekwentna. Czy od początku miałaś taką spójną wizję Twojej kariery. A może wręcz misji?
Wizję powołania albo misji mogłam mieć, ale wizji kariery na pewno nie. Zawsze obserwowałam ludzi, którzy bardzo liniowo i celowo dochodzą do kariery i było mi to bardzo obce. Skończyłam politologię na Uniwersytecie Warszawskim, napisałam pracę magisterską o wpływie polityki na architekturę na przykładzie Berlina w latach 90-tych. Zresztą w tym mieście także studiowałam. Bardzo ciekawiły mnie zazębienia polityki i architektury.
To była bardzo ważna podróż mojego życia: Mirosław Nizio zaprosił mnie do swojego teamu architektonicznego, podczas gdy nie byłam z wykształcenia architektką – to u niego poznałam z bliska struktury i działania interdyscyplinarne. Kiedy kończyłam pracę magisterską, równolegle pracowałam nad wystawą „Synagoga: konwersja” – wspólnie z Dorotą Grobelną i Arkadiuszem Dyblem. Przyglądaliśmy się historii sześciu synagog w Polsce, których bryły pozostały prawie nie naruszone, ale one same całkowicie zmieniły swoje funkcje: na przykład w synagodze w Poznaniu był basen, w synagodze w Inowłodzu – sklep spożywczy, zaś w Opolu – studio telewizyjne.
Jakiś czas potem, Mirek Nizio zaprosił mnie do teamu projektowego rewitalizacji XVIII-wiecznej synagogi w Chmielniku. To było dla mnie bardzo ważne, bo od zawsze interesowałam się strukturą małych miast w Polsce – w jaki sposób dba się (lub nie) w małych miastach o zabytki, przede wszystkim o te związane z kulturą żydowską. Przepiękna synagoga w Chmielniku została w 1942 roku zdewastowana i zamieniona przez Niemców na magazyn. W ramach rewitalizacji mieliśmy odbudować bimę. Razem z Jankiem Jagielskim z Żydowskiego Instytutu Historycznego szukaliśmy jej fotografii. Znaleźliśmy zdjęcie z lat 30-tych. Mój pierwszy eksperyment polegał na tym, żeby odtworzyć tę bimę całkowicie ze szkła. To był wizualny hołd dla wymordowanej, żydowskiej społeczności Chmielnika.
Później zrobiłam doktorat na The Bartlett School of Architecture o „Po-żydowskiej architekturze małych miast (sztetli) w Polsce”. Rozpoczęłam również praktykę z Senną Kolektyw którymi pracuję cały czas.
Zapytałam Cię o zainteresowania z młodości, bo ja jako młoda dziewczyna miałam jasną wizję (której zresztą nie zrealizowałam). Pamiętasz Twoje zainteresowania, tropy?
Na pewno bliżej było mi do humanistyki. Jestem z Mokotowa, interesowało mnie co się działo na Mokotowie: w Królikarni, Pałacyku Szustra. Obserwowałam to, co się działo z historią architektury w PRL- na przykład rozbiórką basenów na Warszawiance. Wchodząc mocniej w twoje pytanie – wydaje mi się, że obserwacja tego, co się działo w tych dość okrutnych dla architektury latach 90-tych – to mnie zbudowało.
„Okrutne lata 90-te” – to bardzo trafne określenie: plastikowe okna, kostka Bauma – to wszystko zaczęło się wtedy.
Dlaczego lata 90-te były okrutne? Bo nagle pojawił się jakiś nadmiar, „bańka spekulacyjna”, nierówny podział dóbr i przez tą soczewkę możemy spojrzeć na to, co się wtedy wydarzało i nadal wydarza w małych miastach. Mnie najbardziej interesują dawne sztetle. Co się tam działo? Elewacje budynków ze styropianu, betonowanie kostką Bauma rynków, zmienianie struktur dawnych żydowskich budynków jak synagogi, mykwy, domy rabinów. W ten sposób dawna tkanka miejska zostaje nieodwracalnie zniszczona. Pokolenie ludzi, którzy mają dziś 20 lat, nie jest w stanie historycznie i estetycznie odtworzyć, jak ta tkanka miejska mogła kiedyś wyglądać. Nie tylko w XIX wieku, ale nawet w latach 70-tych.
Mam poczucie, że można Cię nazwać ambasadorką pamięci i znaczenia, zgodziłabyś się z tym?
Staram się nią być. W mojej pracy już prawie od 18 lat zajmuję się konsekwentnie małymi miastami, sztetlami. Wyniki tej pracy uświadamiają mi, że trzeba mówić szczególnie o historii pożydowskiej. Tak zresztą będzie się nazywała nasza nowa wystawa w muzeum Polin, którą przygotowujemy z Justyną Koszarską-Szulc, Barbarą Kirshenblatt- Gimblett i kolektywem Senna. W maju 2024 otwieramy wystawę „Pożydowskie: Sztetl Opatów oczami Mayera Kirschenblatta”. Oprócz historii malarstwa Mayera Kirshenblatta będzie ona pokazywała zmiany strukturalne, architektoniczne w małych miastach. Mayer jest naszym medium do tego, aby rozmawiać o roli małych miast w Polsce. Pokażemy między innymi historię mykwy – łaźni rytualnej, w której obecnie znajduje się fabryka cukierków – „krówek Opatówek”. Dzięki skanom 3D jesteśmy w stanie zaprezentować, w jaki sposób te zmiany zachodziły. Opowiemy też historię rynku, przykłady burzenia drewnianych domów. Oczywiście Opatów jest tylko przykładem, jednym z wielu, takich post-sztetli, ale pokazuje między innymi to, że nie mamy w Polsce twardych norm – takich, jakie np. istnieją w Skandynawii, dotyczących ochrony dziedzictwa architektury drewnianej. To trzeba zmienić.
Czy czuję się ambasadorką pamięci? Projekty artystyczne, w tym Nomadyczne Archiwum Sztetla, które realizowałam z Senną Kolektyw oraz dwiema fundacjami: Bramą Grodzką i Bramą Cukermana – pokazywały, że ludzie naprawdę chcą poznać historię swoich miast. Wydaje mi się, że najgorsze zaniedbania ochrony zabytków, budynków – biorą się z niewiedzy. Pytanie i (zarazem zadanie) brzmi – w jaki sposób możemy wspólnie tę wiedzę wydobywać i upowszechniać? Na szczęście istnieją dobre praktyki: niedawno została ukończona rewitalizacja przepięknej, późnorenesansowej synagogi w Chęcinach. Spotykam się w moim życiu z dobrymi praktykami, ale cały czas wydaje mi się, że to jest kropla w morzu potrzeb.
Twój warsztat pracy rozkłada się na trzy etapy, prawda? Pierwszy to praca naukowa, potem praca w terenie i wreszcie praca koncepcyjno-artystyczna?
Tak właśnie jest. Każdą moją pracę zaczynam w archiwach – w moim przypadku jest to głównie Polska Akademia Nauk, Żydowski Instytut Historyczny, czasem mniejsze archiwa, wywiady lokalne. Jeśli mówimy o zabytkach – to zawsze pracuję z Kolektywem Senna, do którego należą: Sebastian Kucharuk – architekt, Piotr Jakowienko – grafik i Agata Korba – badaczka, producentka. Czy pracujemy nad takim projektem jak dom Ben Guriona w Płońsku, czy Muzeum Żydów Górnośląskich – zawsze zaczynamy od wspólnych rozmów, a potem idziemy tropem – współpraca z urzędem miejskim, z lokalnymi archiwami, działaczami i działaczkami z domów kultur.
Z tych wielu projektów, nad którymi pracowałaś, możesz wskazać jakieś szczególnie bliskie Twojemu sercu?
Tak, są takie dwa projekty reprezentatywne dla naszej praktyki. Pierwszy z nich to żydowski dom przedpogrzebowy w Gliwicach – przepiękny budynek z 1903 roku, który zaprojektował znakomity wiedeński architekt, Max Fleischer. Dom przedpogrzebowy miał obsługiwać nowy cmentarz w Gliwicach. Po wojnie budynek popadał w ruinę, mieszkali tam ludzie, słyszałam też historie, że hodowano tam świnie… Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach zaprosił nas (mnie i kolektyw Senna) do stworzenia programu funkcjonalno-użytkowego.
My wiedzieliśmy, że trzeba tam zrobić muzeum Żydów Górnośląskich. W moim mniemaniu są oni pominięci, nie mają swojej reprezentacji w Polsce – objęci są podwójnym tabu: raz, że byli to Żydzi, w dodatku niemieccy Żydzi. Napisałam o tym budynku artykuł do East European Jewish Affairs pod tytułem: „Nothing is gonna to change”.
Projekt był nominowany dwa lata temu do European Museum of the Year, jesteśmy z niego bardzo dumni. To było działanie na żywym organizmie XIX-wiecznej tkanki. W głównej sali zaprojektowaliśmy element wystawy o śmierci w Judaizmie – z wielką chmurą, która operuje góra-dół… Teraz szukamy środków na zrealizowanie tej instalacji, muzeum zaś i centrum edukacyjne dla dzieci jest już otwarte.
Drugi projekt towarzyszy mi już od pięciu lat – to jest mój projekt post doktorancki: “Kryjówki – architektura przetrwania”. Dlaczego ten temat? Wiadomo, że podczas II wojny światowej około 50 tys. polskich Żydów przetrwało w różnych miejscach. Część ukrywała się po tzw. aryjskiej stronie – w domostwach, lasach, przestrzeniach takich jak cmentarze. Niestety wiedza o architekturze tych strasznych miejsc nie jest nam znana. Projekt dzięki Hannie Wróblewskiej był pokazywany w Zachęcie (kuratorowany przez Kubę Szredera i Stanisława Rukszę), a już 1 marca 2024 roku, będzie pokazywany w Jüdisches Museum we Frankfurcie. Jest to historia badan architektury poszczególnych przypadków – wśród nich znajdują się warszawska kryjówka – grób na cmentarzu żydowskim na Okopowej, jest też wnętrze drzewa Józef, w którym schronienie znalazło dwóch braci czy klasztor Niepokalanek w Jarosławiu. Był to ogromny projekt badawczy, pracowało nad nim 57 osób (w tym Aleksandra Janus, konserwator Piotr Pelc, czy geodeta Przemysław Kluźniak), a także dendrologów, historyków. Chciałam tym projektem pokazać, że ta architektura przetrwania, mimo że jest licha, podlega erozji, była czasem dziurą na poddaszu, dołem w ziemiance – ma dla mnie takie samo znaczenie w kontekście dziedzictwa i pamięci Zagłady – jak inne zabytki w szerokim rozumieniu.
Tym bardziej, że ta historia się nie kończy. Byłam niedawno w Ukrainie, spotkałam się z profesorem konserwacji we Lwowie – Olegiem Rybczyńskim, który jest wielkim autorytetem w sprawie historii małych miast i historii pożydowskiej. To on w XV-wiecznej kamienicy na ulicy Ormiańskiej we Lwowie znalazł niszę w piwnicy – i dzięki badaniom archeologicznym i geodezyjnym znaleźliśmy tam kryjówkę. Udało nam się znaleźć pana, która się tam ukrywał, teraz mieszka w Herzliyi, jestem w kontakcie z jego dziećmi. Tego lata Oleg Rybczyński znalazł biżuterię, która znajdowała się w tej kryjówce – tak więc ciągle coś się dzieje, coś powraca. W tym budynku przy ulicy Ormiańskiej powstanie po wojnie centrum dialogu. Taką mamy nadzieję. Historia kryjówek ukraińskich i polskich się nie kończy, wciąż do mnie powraca. Cieszę się na to, że w powstał właśnie album tej ekspozycji.
Mam nadzieję, że w tym roku uda się nam upamiętnić kryjówkę na naszym najpiękniejszy cmentarzu na świecie, czyli cmentarzu żydowskim na Okopowej. Znajduje się tam kryjówka: grób-bunkier. Chcemy zaprojektować tam stanowisko archeologiczne, ale też bardzo proste, minimalistyczne miejsce pamięci, pokazać w jaki sposób wykonano te kryjówkę, kto został zamordowany wokół tego miejsca, kto przeżył. Pracujemy nad tym z kolektywem Senna, Olą Janus i dyrektorem cmentarza Witoldem Wrzosińskim.
A czy ważni byli dla Ciebie w pracy nad tą wystawą ludzie, którzy mogli pomagać (albo przeszkadzać) w ukrywaniu się?
Część kryjówek rzeczywiście funkcjonowała w porozumieniu z ludźmi – jak ta w klasztorze niepokalanek w Jarosławiu. Ale były i takie kryjówki, jak ta w jaskini Ozerna, gdzie przez ponad rok ukrywała się rodzina Stramerów. Kiedy przyjechali tam na początku lat 2000, powiedzieli – cytuję – „thank you to the cave” – nikt inny im nie pomagał, tylko natura. To jest ważne w dyskursie zagładowym – czasami ludzie byli zdani sami na siebie i tylko dzięki architekturze przeżycia (w tym wypadki jaskini, która dawała wodę) byli w stanie przeżyć.
Ta wystawa nie jest o tych, którzy pomagali, ani o tych, którzy byli szmalcownikami. Nie chciałam się na tym skupiać, tylko na samej strukturze i funkcjach architektury, która pomagała przeżyć.
Częścią Twojej pracy są kontakty z ludźmi, którzy funkcjonują teraz w tych miejscach, w których Ty pokazujesz – co się działo, zanim tam był sklep czy pływalnia. Jakie są te spotkania?
Dziękuje za to pytanie. Mam chyba naprawdę szczęście, bo spotykam na mojej drodze wspaniałych ludzi. Myślę choćby o kontaktach z domem kultury w Wiśniowej, czy o kontaktach z urzędem miasta Płońsk – to dzięki burmistrzowi, domowi kultury i działowi dokumentacji zbiorów w ciągu dwóch lat byliśmy w stanie zrobić wystawę o miejscu urodzenia Ben Guriona i o historii społeczności żydowskiej w Płońsku.
Te kontakty za każdym razem są niesamowite. Moje doświadczenia podróży, Nomadycznego Archiwum Sztetla, spotkań z aktywistami w danych miastach pokazują mi, jak silny jest ten głód poznania architektury, przeszłości architektonicznej. Jest silniejszy niż antysemityzm. Ten niestety istnieje, zresztą z Justyna Koszarską-Szulc pokazałyśmy to podczas naszej wystawy „Obcy w domu. Wokół marca 68”, ale w mojej praktyce terenowej ja go na szczęście nie doświadczyłam.
Jesteś laureatką wielu stypendiów. Czy któreś były dla Ciebie szczególnie cenne?
Stypendia, które umożliwiały mi prace nad historią sztetli i mój doktorat przychodziły – co znamienne – z Londynu. To były stypendia naukowe z Zachodu, a nie z Polski – mimo, że robiłam doktorat o polskich małych miasteczkach. Obecnie jestem stypendystką Foundation for the Memory of the Shoah – projekt o Kryjówkach jest pod ich skrzydłami, a wcześniej był pod skrzydłami Gerda Henkel Stiftung.
Pracujesz już prawie 18 lat. Czy masz poczucie jakiegoś postępu, tego, że coś się porusza w rzeczywistości dzięki Twoim działaniom?
Tak, na pewno! Teraz przy otwarciu naszej wystawy w Płońsku myślałam o tym, jaka to radość, szczęście i poczucie spełnienia, kiedy miasto angażuje swoją społeczność, na wystawę przychodzą dzieci i uczą się nie tylko o tym, co wytwarzano w przedwojennym sztetlu, jak bardzo np. znacząca była produkcja pierza, oraz o tym, co można było kupić w sklepach kolonialnych, ale też o tym czym jest antysemityzm.
Kiedy nasze projekty zbierają pozytywne recenzje to jest super ważne. Tak samo było z wystawą wokół Marca 68 – to nic, że dostawaliśmy listy od ONR-u – „Marzec 68-powtórzymy”. Najważniejsze było to, że to była najchętniej odwiedzana wystawa w tak krótkim czasie (5 miesięcy) – pobiliśmy wszystkie rekordy. Ważny był odbiór, feedback społeczny, ludzie pisali w księdze gości, że ta wystawa pomogła zmienić ich życie, percepcję kim jest Inny, Obcy w naszym społeczeństwie.
Dostajesz stypendia z zagranicy, jesteś bardzo często w podróży, mieszkasz w Londynie, trochę w Berlinie. Jak w jak w kontekście Twojej pracy i Twojej osobistej nomadyczności ustawia się kategoria polskości?
Jest bardzo ważna – historia pożydowskiego mienia i sztetli na terenie przedwojennej Polski (więc też dzisiejszej Ukrainy i trochę Białorusi) jest dla mnie kluczowa. Nie wyobrażam sobie nawet mojego wewnętrznego dyskursu bez badania dawnych sztetli. Te historie opuszczonych synagog, mykw – są dla mnie bardzo ważne, szeroko pojęty Jewish heritage – nie wyobrażam sobie zajmować się czymś innym.
Mam takie poczucie, że żyjąc w konkretnym miejscu mamy rodzaj obowiązku obywatelskiego, to jest pewna odpowiedzialność, żeby wykonać wysiłek poznania kto tu był wcześniej, w jakich sytuacjach. To jest ważne, żeby wiedzieć gdzie mieszkamy, co o tym myślisz?
Świadome obywatelstwo jest bardzo ważne. Dlatego tak szanuję i jestem pełna podziwu dla małych miast, które mają niewielki budżet, pieniędzy na kulturę jest jak na lekarstwo, a jednak udaje się urzędnikom znaleźć budżet, żeby wyremontować synagogę – tak jak w Chęcinach, Chmielniku, czy jak w Płońsku. Dla małego miasta jest to olbrzymi wysiłek finansowy, tym bardziej wspaniała jest ta obywatelska świadomość i powinność. Wiesz, kiedy ja myślę o moich ulubionych zabytkach – to są szkoły tysiąclatki. To piękne, że w 1965-66 roku ktoś pomyślał, że zrobimy coś, czego ludzie potrzebują – nie zbudujemy kolejnego pomnika, tylko zrobimy coś najlepszego, co możemy. Może to brzmi banalnie, ale to bardzo ważne, widzieć naprawdę potrzeby innych.
Dr Natalia Romik
Absolwentka politologii, praktyczka architektury, projektantka, artystka. W 2018 roku otrzymała tytuł doktora w Bartlett School of Architecture na University College London za rozprawę Post-żydowska architektura pamięci w byłych wschodnioeuropejskich sztetlach. Łączy badania akademickie z metodami sztuki współczesnej i architektury. Romik otrzymała liczne granty, w tym London Arts and Humanities Partnership, Gerda Henkel Stiftung. W latach 2007-2014 współpracowała ze studiem Nizio Design i była konsultantką m.in. projektu wystawy głównej Muzeum POLIN, współautorką rewitalizacji synagogi w Chmielniku. Romik jest członkinią kolektywu architektonicznego SENNA, odpowiedzialnego za projekty m.in. wystawy w Muzeum Żydów Górnośląskich w Gliwicach oraz wystawy stałej na Cmentarzu Żydowskim na Bródnie w Warszawie “Beit Almin – Wieczny Dom”. W 2018 roku współkuratorowała wystawę „Obcy w Domu. Wokół Marca 1968” (Muzeum Żydów Polskich POLIN). Członkini Stowarzyszenia Architektów Polskich. Obecnie stypendystka (badania podoktorskie) Gerda Henkel Stiftung w ramach projektu: Hideouts: the architectural analysis of the secret infrastructure of Jewish survival during the Second World War. W 2022 roku otrzymała nagrodę Dan David Prize.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Chełmno w obrębie zachowanych murów miejskich należy do miast w Polsce o najlepiej zachowanych zabytkach z czasów średniowiecza. To właśnie jeden najważniejszych powodów uznania go za Pomnik Historii rozporządzeniem prezydenta RP z dnia 18 kwietnia 2005 roku. Chełmno to miasto-wzorzec....
Dwa niepozorne, drewniane meczety posadowione hen daleko przy białoruskiej granicy są obowiązkowym i jakże pożądanym punktem w planach wszelkich wypraw na Podlasie. Każdy Polak czytał bowiem trylogię Henryka Sienkiewicza, a już na pewno śledził filmowe perypetie Azji Tuhajbejewicza. Każdy słyszał...
Architektura nowoczesna budzi od dłuższego czasu coraz większe zainteresowanie nie tylko specjalistów. Wiele popularnonaukowych, ale też społecznych i oddolnych działań – spacerów, spotkań, wykładów, wystaw, a nawet akcji protestacyjnych i happeningów, zwróciło uwagę szerokiej grupy osób użytkujących miasto, na wartość...