Jan Matejko (1838-1893), “Potęga Rzeczypospolitej u zenitu, 1889 r., olej na płótnie, 72,5 x 113 cm. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Fot. ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie / domena publiczna
Artykuły

Wybory – przewodnik praktyczny

„Nigdy w życiu nic podobnego nie widziałem i nie wiem, czy kiedy co podobnego zobaczę” – zapisał w swojej relacji Francis Gordon, angielski obserwator elekcji Władysława IV.

Elekcja viritim, w myśl której każdy szlachcic miał prawo do osobistego udziału w wyborze władcy, to dla jednych zapowiedź upadku Rzeczypospolitej, dla drugich piękna karta polskiej tradycji demokratycznej. Idea wolnej elekcji dzieliła już jej współczesnych – weźmy za przykład dwie skrajne wypowiedzi dwóch wybitnych twórców swojej epoki, ludzi pióra i jezuitów. Piotr Skarga w „Kazaniach sejmowych” przestrzegał przed przenoszeniem modelu znanego ze szwajcarskich kantonów czy Republiki Weneckiej na ogromny obszar ówczesnej Rzeczypospolitej:

Bo weneckich rozumów nie macie i w jednym mieście nie siedzicie”.

Maciej Sarbiewski zaś widział w niej ucieleśnienie zasad złotej wolności szlacheckiej. Jego zdaniem tylko Polacy i Litwini „korzystają z dwu najpiękniejszych skarbów, jakie tylko może posiadać państwo: z wolności i wymowy, która jest identyczna ze swobodą słowa”. Odłóżmy jednak na bok te kontrowersje i przyjrzyjmy się temu, jak wyglądało przygotowanie takiego masowego wydarzenia od strony logistycznej.

Walka o nocleg

Nad logistyką całego przedsięwzięcia czuwał marszałek wielki koronny, który miał do dyspozycji 100-osobową straż. Do jego zadań należało przygotowanie pola elekcyjnego, zapewnienie noclegów uczestnikom i zadbanie o kwestie transportowe, szczególnie zaś o przeprawę przez Wisłę.

Wszystkie sejmy elekcyjne zbierały się pod Warszawą, choć przed pierwszym z nich, w 1573 roku, szlachta ruska i litewska lobbowała za bliższym im Lublinem lub Parczewem. Za wyborem Warszawy przemawiała geografia – znajdowała się mniej więcej w centrum Rzeczypospolitej i jest położona nad spławną rzeką, co ułatwiało transport ludzi i zaopatrzenia, chociaż dały tu też o sobie znać wyborcze manipulacje. W dobie kontrreformacji biskupi liczyli na głosy szlachty mazowieckiej – licznej (stanowili niemal 20 proc. mieszkańców województwa), katolickiej i z reguły ubogiej, więc zakładano, że łatwiej będzie wpływać na ich wyborcze decyzje materialnymi zachętami. Bo – jak na podstawie analizy źródłowych danych statystycznych przekonywał historyk Michał Kopczyński – np. takich Mazurów, którzy potrafili stanowić od 20 proc. do nawet 40 proc. wyborców, reprezentowali przede wszystkim zamożniejsi i obyci na sejmikach (a więc zaangażowani w życie polityczne) obywatele. A takimi trudniej manipulować.

Fot. ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie / domena publiczna
Wybory – przewodnik praktyczny
Jan Matejko (1838-1893), “Potęga Rzeczypospolitej u zenitu, 1889 r., olej na płótnie, 72,5 x 113 cm. Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.

Na pierwszą elekcję na polach kamionkowskich w 1573 roku wedle źródeł miało się stawić nawet 40 tysięcy szlachciców (choć są to liczby wątpliwe), kolejne gromadziły od kilku do kilkunastu tysięcy głosujących. Należy pamiętać jednak, że oprócz elektorów do Warszawy ściągały także inne osoby niebiorące bezpośredniego udziału w elekcji, których liczby nie sposób ustalić – zagraniczni oficjele, prywatne wojska magnaterii, służba, kupcy i rzezimieszki szukający zarobku.

Warszawa nie była w stanie pomieścić wszystkich zainteresowanych, gospody musiały być więc rozsiane po niemal 250 okolicznych miejscowościach w promieniu około 30 kilometrów – przybyłą szlachtę rozlokowywano po kwaterach od Błonia na zachodzie po Kobyłkę na wschodzie. Rozproszenie miejsc noclegowych powodowało znaczące utrudnienia w dotarciu na obrady sejmowe. Szczególnie uskarżali się na to posłowie Wielkiego Księstwa Litewskiego, których kwaterowano na praskim brzegu Wisły, więc codziennie musieli przeprawiać się przez jedyny most na rzece.

Kwestia mostu była wyjątkowo problematyczna. Pierwszym trzem elekcjom służył drewniany most projektu Erazma z Zakroczymia. Jednakże ten po 30 latach użytkowania zawalił się (z powodu zarówno uderzenia kry, jak i zaniedbań konserwatorskich) i przez kolejne 170 lat Warszawa nie miała stałego mostu.

Na czas sejmu elekcyjnego budowano więc tymczasowy most łyżwowy. Rekwirowano w tym celu łodzie mieszkańców, a co zapobiegliwsi na wieść o ogłoszeniu terminu elekcji spławiali swoje łodzie do Płocka.

Na czas trwania wyborów wprowadzano też specjalne przepisy ruchu drogowego. Od siódmej do dziewiątej rano i od piętnastej do siedemnastej na moście obowiązywał ruch jednostronny – mogli się nim poruszać tylko spieszący na elekcyjne pole. Po wyborze króla most rozbierano, a warszawiacy pozostawali na łasce i niełasce przewoźników promowych.

Fot. Europeana.eu / CC BY-NC-SA
Wybory – przewodnik praktyczny
Wybór elektora saskiego Fryderyka Augusta na króla Polski w 1733 r. Autor nieznany. 217×170 mm, gwasz na pergaminie, Muzeum Księcia Antoniego Ulryka.

Zarówno problemy komunikacyjne, jak i zapewne sarmacka niefrasobliwość sprawiały, że posłowie zjeżdżali na miejsce obrad od rana do południa, a każdy nowo przybyły domagał się streszczenia dotychczasowych ustaleń, co potęgowało chaos i dezorganizację.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

W 1632 roku postanowiono, że sejm elekcyjny powinien trwać nie więcej niż sześć tygodni, w praktyce zdarzało się, że trwał dłużej. Gospody w dogodnych lokalizacjach były więc dobrem pożądanym, a elektorzy próbowali różnych forteli, by zdobyć miejsce noclegowe (zdarzały się nawet zbrojne najazdy na podwarszawskie dworki i plebanie). Znakowaniem wynajętych bądź zarezerwowanych gospód zajmował się specjalnie powołany w tym celu stanowniczy, a niszczenie przygotowanych przez niego oznaczeń było surowo karane: „A ktoby herb oddarł abo napis stanowniczego zmazał, ieżeli szlachcic, winą dwuchset grzywien y siedzeniem w wieży przez Elekcyą: a plebeius ucięciem ręki karany bydź ma”.

Prohibicja i walka z drożyzną

Polowe kuchnie, wieczorne biesiady, nudzący się żołnierze zaciężnych armii – w takich warunkach o wypadek nietrudno. Wedle relacji wojewody witebskiego Jana Antoniego Chrapowickiego w jednym z dwóch pożarów, które wybuchły w trakcie zjazdu z 1669 roku, spaliło się około 200 kamienic Starej Warszawy – niemal 10 proc. ówczesnej miejskiej zabudowy. (…)

Pełen tekst w najnowszym numerze 8/2023 kwartalnika “Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku .

Patryk Zakrzewski

Antropolog kultury publikujący m.in. w "Tygodniku Powszechnym" oraz culture.pl.

Popularne