Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
„Nigdy w życiu nic podobnego nie widziałem i nie wiem, czy kiedy co podobnego zobaczę” – zapisał w swojej relacji Francis Gordon, angielski obserwator elekcji Władysława IV.
Elekcja viritim, w myśl której każdy szlachcic miał prawo do osobistego udziału w wyborze władcy, to dla jednych zapowiedź upadku Rzeczypospolitej, dla drugich piękna karta polskiej tradycji demokratycznej. Idea wolnej elekcji dzieliła już jej współczesnych – weźmy za przykład dwie skrajne wypowiedzi dwóch wybitnych twórców swojej epoki, ludzi pióra i jezuitów. Piotr Skarga w „Kazaniach sejmowych” przestrzegał przed przenoszeniem modelu znanego ze szwajcarskich kantonów czy Republiki Weneckiej na ogromny obszar ówczesnej Rzeczypospolitej:
Bo weneckich rozumów nie macie i w jednym mieście nie siedzicie”.
Maciej Sarbiewski zaś widział w niej ucieleśnienie zasad złotej wolności szlacheckiej. Jego zdaniem tylko Polacy i Litwini „korzystają z dwu najpiękniejszych skarbów, jakie tylko może posiadać państwo: z wolności i wymowy, która jest identyczna ze swobodą słowa”. Odłóżmy jednak na bok te kontrowersje i przyjrzyjmy się temu, jak wyglądało przygotowanie takiego masowego wydarzenia od strony logistycznej.
Nad logistyką całego przedsięwzięcia czuwał marszałek wielki koronny, który miał do dyspozycji 100-osobową straż. Do jego zadań należało przygotowanie pola elekcyjnego, zapewnienie noclegów uczestnikom i zadbanie o kwestie transportowe, szczególnie zaś o przeprawę przez Wisłę.
Wszystkie sejmy elekcyjne zbierały się pod Warszawą, choć przed pierwszym z nich, w 1573 roku, szlachta ruska i litewska lobbowała za bliższym im Lublinem lub Parczewem. Za wyborem Warszawy przemawiała geografia – znajdowała się mniej więcej w centrum Rzeczypospolitej i jest położona nad spławną rzeką, co ułatwiało transport ludzi i zaopatrzenia, chociaż dały tu też o sobie znać wyborcze manipulacje. W dobie kontrreformacji biskupi liczyli na głosy szlachty mazowieckiej – licznej (stanowili niemal 20 proc. mieszkańców województwa), katolickiej i z reguły ubogiej, więc zakładano, że łatwiej będzie wpływać na ich wyborcze decyzje materialnymi zachętami. Bo – jak na podstawie analizy źródłowych danych statystycznych przekonywał historyk Michał Kopczyński – np. takich Mazurów, którzy potrafili stanowić od 20 proc. do nawet 40 proc. wyborców, reprezentowali przede wszystkim zamożniejsi i obyci na sejmikach (a więc zaangażowani w życie polityczne) obywatele. A takimi trudniej manipulować.
Na pierwszą elekcję na polach kamionkowskich w 1573 roku wedle źródeł miało się stawić nawet 40 tysięcy szlachciców (choć są to liczby wątpliwe), kolejne gromadziły od kilku do kilkunastu tysięcy głosujących. Należy pamiętać jednak, że oprócz elektorów do Warszawy ściągały także inne osoby niebiorące bezpośredniego udziału w elekcji, których liczby nie sposób ustalić – zagraniczni oficjele, prywatne wojska magnaterii, służba, kupcy i rzezimieszki szukający zarobku.
Warszawa nie była w stanie pomieścić wszystkich zainteresowanych, gospody musiały być więc rozsiane po niemal 250 okolicznych miejscowościach w promieniu około 30 kilometrów – przybyłą szlachtę rozlokowywano po kwaterach od Błonia na zachodzie po Kobyłkę na wschodzie. Rozproszenie miejsc noclegowych powodowało znaczące utrudnienia w dotarciu na obrady sejmowe. Szczególnie uskarżali się na to posłowie Wielkiego Księstwa Litewskiego, których kwaterowano na praskim brzegu Wisły, więc codziennie musieli przeprawiać się przez jedyny most na rzece.
Kwestia mostu była wyjątkowo problematyczna. Pierwszym trzem elekcjom służył drewniany most projektu Erazma z Zakroczymia. Jednakże ten po 30 latach użytkowania zawalił się (z powodu zarówno uderzenia kry, jak i zaniedbań konserwatorskich) i przez kolejne 170 lat Warszawa nie miała stałego mostu.
Na czas sejmu elekcyjnego budowano więc tymczasowy most łyżwowy. Rekwirowano w tym celu łodzie mieszkańców, a co zapobiegliwsi na wieść o ogłoszeniu terminu elekcji spławiali swoje łodzie do Płocka.
Na czas trwania wyborów wprowadzano też specjalne przepisy ruchu drogowego. Od siódmej do dziewiątej rano i od piętnastej do siedemnastej na moście obowiązywał ruch jednostronny – mogli się nim poruszać tylko spieszący na elekcyjne pole. Po wyborze króla most rozbierano, a warszawiacy pozostawali na łasce i niełasce przewoźników promowych.
Zarówno problemy komunikacyjne, jak i zapewne sarmacka niefrasobliwość sprawiały, że posłowie zjeżdżali na miejsce obrad od rana do południa, a każdy nowo przybyły domagał się streszczenia dotychczasowych ustaleń, co potęgowało chaos i dezorganizację.
W 1632 roku postanowiono, że sejm elekcyjny powinien trwać nie więcej niż sześć tygodni, w praktyce zdarzało się, że trwał dłużej. Gospody w dogodnych lokalizacjach były więc dobrem pożądanym, a elektorzy próbowali różnych forteli, by zdobyć miejsce noclegowe (zdarzały się nawet zbrojne najazdy na podwarszawskie dworki i plebanie). Znakowaniem wynajętych bądź zarezerwowanych gospód zajmował się specjalnie powołany w tym celu stanowniczy, a niszczenie przygotowanych przez niego oznaczeń było surowo karane: „A ktoby herb oddarł abo napis stanowniczego zmazał, ieżeli szlachcic, winą dwuchset grzywien y siedzeniem w wieży przez Elekcyą: a plebeius ucięciem ręki karany bydź ma”.
Polowe kuchnie, wieczorne biesiady, nudzący się żołnierze zaciężnych armii – w takich warunkach o wypadek nietrudno. Wedle relacji wojewody witebskiego Jana Antoniego Chrapowickiego w jednym z dwóch pożarów, które wybuchły w trakcie zjazdu z 1669 roku, spaliło się około 200 kamienic Starej Warszawy – niemal 10 proc. ówczesnej miejskiej zabudowy. (…)
Pełen tekst w najnowszym numerze 8/2023 kwartalnika “Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku .
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Rody szlacheckie Rzeczpospolitej ze szczególnym pietyzmem dbały o swoje siedziby. Wiele z dawnych rodowych gniazd mieści obecnie muzea wnętrz i zachwyca założeniami parkowymi czy ogrodami. Majątki, drogą sukcesji, mariaży, a czasem zakupów, przechodziły z rąk do rąk, ale niektóre w...
Nowy Wiśnicz: widzę od razu kilka historii, kilka zwisających nitek, za które miałbym ochotę pociągnąć, żeby się potoczyły szpulki z opowieściami. Pierwsza nitka: w mojej kuchni jem gołąbki z zamkowej restauracji, nitka druga: w więzieniu, trzecia: w archiwum słynnego fotografa,...
Zamek Pieskowa Skała położony w odległości 30 km na północny zachód od Krakowa, w samym środku Ojcowskiego Parku Narodowego, od wieków stoi nad malowniczą Doliną Prądnika. Wpisany w jurajski krajobraz ze słynną Maczugą Herkulesa jest dziś jedyną dobrze zachowaną warownią...