Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Zanim kuratorki wystawy „Julia Keilowa. Projektantka” otworzyły ją w Muzeum Warszawy, musiały przeprowadzić śledztwo. Wybitna polsko-żydowska metaloplastyczka epoki art déco w międzywojniu zrobiła wielką karierę, by w PRL-u zniknąć i objawić się współcześnie, jako autorka kolekcjonerskich przedmiotów pożądania. Jak odtworzyć schedę projektantki, której istnienie próbowano wymazać, a dziś podlega zaciemniającej fakty mitologizacji? Na to inne pytania oddają kuratorki wystawy „Julia Keilowa. Projektantka”, Moniką Siwińską i Agnieszką Dąbrowska
Jak się tworzy wystawę artystki, która niby jest modna i znana, a w gruncie rzeczy bardzo mało o niej wiemy. Kiedy zabierałyście się za tę wystawę, na ile była to już postać i twórczość rozpoznana, a na ile musiałyście wykonać całą tę drobiazgową pracę?
Agnieszka Dąbrowska: Zaczęło się wiele lat przed wystawą. Mieliśmy w zbiorach Muzeum Warszawy największą kolekcję stołecznych platerów, a wśród nich liczne obiekty artdécowskie o nieznanej atrybucji.
Monika Siwińska: Kiedy na początku lat 2000-tych zabierałyśmy się za Julię Keilową, to nazwisko już zaczęło wypływać. Niewiele o niej wiedziałyśmy. Pojawiło się kilka krótkich artykułów, m.in. Agnieszki Kasprzak i Małgorzaty Czyńskiej, która za chwilę wydaje biografię Keilowej. Zawierały informacje o niektórych projektach Keilowej, jednak bez pogłębionej analizy stylu itp. Zastanawiałyśmy się, które przedmioty w zbiorach są Keilowej. Temat okazał się niezbadany i poza potwierdzonymi przedmiotami, które sfotografował sławny przedwojenny portrecista Benedykt Jerzy Dorys, reszta jest niepewna. Jak platery pochodziły np. z wystroju transatlantyków „Batory” i „Piłsudski”, od razu pisano, że to projekty Keilowej. Dziś wiemy, że wyszły z pracowni prof. Lecha Niemojewskiego. Było więc duże zamieszanie i kiedy przygotowywaliśmy się do wystawy, zaczynałyśmy właśnie od przedmiotów.
Od namacalnej struktury.
MS: Zaczęła się żmudna praca historyka sztuki, czyli kopanie w archiwach. Przejrzałyśmy, co się da, ale mamy nadzieję, że jeszcze coś wypłynie.
AD: Już wypłynęło, o czym zaraz powiemy. Zrobiłyśmy też pogłębioną kwerendę w prasie międzywojennej i dobrze, że byłyśmy we dwie, bo mogłyśmy wzajemnie weryfikować swoje intuicje.
MS: U podstaw jest mrówcza praca, np. kiedy przeglądałyśmy zdjęcia Czesława Olszewskiego z wystawy metaloplastycznej Julii Keilowej, to każdy obiekt na nich numerowałyśmy i szukałyśmy do nich informacji w innych źródłach. Oddzielnie był spis i zdjęcia, a my chciałyśmy to połączyć. Oczywiście fascynował nas życiorys Julii Keilowej. To cudowne, że człowiek może się zająć twórczością kobiety tak wyrazistej i charakterystycznej dla epoki! Jednocześnie byłyśmy świadome, jak istotne jest zrobienie porządku w przypisywaniu obiektom autorstwa Keilowej, bo to dziś gorący towar na rynku kolekcjonerskim.
Taki porządek udało się ustalić?
AD: Pod słowem „porządek” rozumiałyśmy nie to, że rozwiejemy wszystkie wątpliwości, a jedynie, że ustalimy stan badań na dziś. Oddzielimy to, co na pewno jest Keilowej, od tego, co pod znakiem zapytania. Zrobiłyśmy kwerendę w zbiorach muzealnych, ale i w kolekcjach prywatnych. Przez lata pracy mamy już grono zaprzyjaźnionych kolekcjonerów i to kwestia zaufania, że pokazują nam swoje zbiory, opowiadają skąd mają to albo tamto. To często nas prowadzi do celu. No i przedstawiają nas przyjaciołom, więc my, jak kula śniegowa, wbijałyśmy się w środowisko i to powoli procentowało, a obiekty pączkowały.
Co w tej pracy jest dla was najciekawsze?
MS: Ludzie! Pasjonaci, którzy to zbierają. Ale też trzeba obejrzeć ileś przedmiotów, dotknąć ich, żeby zacząć wyciągać ogólne wnioski. I kiedy to już czujesz – jest wielka satysfakcja. Dzisiaj dostrzegamy już sposób myślenia projektantki. Keilowa jest bardziej miękka w formach, nawet tam, gdzie one są jakby przełamane, wszystko tworzy spójną, miękko falującą kompozycję.
Mnie zafascynowała taca, która jest metalowa, ale ukształtowana, jak rulon zwijany z papieru. Patrzenie na to mistrzostwo jest zmysłową przyjemnością.
AD: Mamy na wystawie dwie tace, które budzą takie skojarzenia – jedna jest zawijana, a druga to tzw. taca karbowana, na którą mówimy: pierożkowa, bo ma brzegi, jakie nasze babcie lepiły w pierogach.
MS: Jest coś w tym, że Julia inaczej konstruowała formę niż mężczyźni metaloplastycy w tym okresie.
AD: Ile trzeba mieć otwartości, żeby formować to tak bezpretensjonalnie, z taką lekkością i poczuciem humoru!
Kiedy prowadziłam z wami spotkanie wokół książki wydanej przy okazji wystawy, przyniosłaś Moniko ze sobą obiekt, który objawił się już po otwarciu ekspozycji.
MS: Pewien pan zobaczył w prasie zdjęcie obiektu w zapowiedzi wystawy. Napisał do mnie, czy mogę mu przesłać lepsze ujęcie, bo chce porównać przedmiot z tym, który ma u siebie. Wysłałam mu i okazało się, że to jest właśnie ten wazon z fotografii.
AD: Znałyśmy go wcześniej tylko ze zdjęć autorstwa Dorysa i z wystawy w Instytucie Propagandy Sztuki. Teraz wypożyczyłyśmy go od właściciela i dołączył do wystawy.
Wystawa otwarta, książka wydana, a tu wciąż nowe informacje spływają.
AD: Nawet w ostatnim momencie. Publikacja była w finalnej korekcie, kiedy zadzwonił do mnie witkacolog Krzysztof Dubiński, że pracuje nad książką o Czesławie Oknińskiej, ostatniej miłości Witkacego. Czytał w Muzeum Literatury jej korespondencję z Nelly Strugową. Znalazł list Oknińskiej z informacją, że ona w czasie wojny straciła ukochane bransolety będące prezentem od Witkacego, a które wykonała… Keilowa. Uwielbiała je, a teraz szuka podobnych, choć wie, że Keilowa nie żyje, bo ją – cytuję: „Niemcy zatłukli”. Nas zafrapowało po pierwsze to, że Julia robiła biżuterię. Po drugie – Oknińska chciała te ozdoby odtworzyć, więc dokładnie je opisała. Gładkie bransolety szerokości ok. 5,5 cm, noszone symetrycznie na dwóch nadgarstkach.
Takie mankiety.
AD: I tak się to nazywało! Oknińska odtworzyła te bransolety i kiedy pracowała w wydawnictwie, nosiła je codziennie. Mówiono o nich „mankiety pani Czesi”. Ciekawe było, w jaki sposób Oknińska o tym pisała. Było dla niej jasne, że Strugowa natychmiast będzie wiedziała, kim była Keilowa.
„Bransolety od Keilowej”. Tak jak dziś mówimy np. kolczyki od Orskiej. Czy Keilowa znała się z Witkacym, który te bransolety zamówił?
AD: Dowodu na znajomość z Witkacym nie znalazłyśmy, ale śledziłyśmy wcielenia dziennikarskie Julii i jej towarzyskie powiązania. Na początku lat 30. współpracowała ze „Światem” i publikowała teksty w cyklu „Kwadransik z artystą”. To rodzaj wywiadu z osobowościami świata kultury. Mają walor z lekka absurdalnych, purnonsensowych opowieści, bo ona sobie tam żartuje z nich i z siebie. Świadczy to o pewnej zażyłości, ale też o dystansie do siebie – jej samej i jej interlokutorów.
Kim byli?
MS: Plakacista Tadeusz Gronowski, poeta Kazimierz Wierzyński, malarz i grafik Władysław Skoczylas, aktorka Mieczysława Ćwiklińska… Artyści, politycy, literaci, same znane nazwiska.
Ówczesna warszawka?
AD: Tak, symboliczny kawiarniany stolik łączący różne kręgi artystyczne. Ona ma znajomych ze świata sztuk plastycznych, w nieco inny świat wprowadza ją mąż, Ignacy Keil, prawnik pracujący w wydawnictwie “F. Hoesick”, którym w tym czasie zarządza Marian Steinsberg. Ten ostatni był mężem Mieczysławy Ćwiklińskiej właśnie…
MS: A propos artykułów w prasie – w „Pionie” znalazłyśmy sprostowanie napisane przez Keilową. Nawet przez drobną wzmiankę można uchwycić coś ciekawego, tutaj – jej zadziorny charakter. Wystawiała w Zachęcie na zbiorowej wystawie rzeźbę, która stanęła w niszy na klatce schodowej. W relacji z wystawy dziennikarz pisał, że niestety autorzy niektórych prac zostali spostponowani, bo umieszczono ich dzieła na schodach. Julia odpisała recenzentowi, że tak nie jest, że to ona wybrała miejsce idealne dla rzeźby – wnęka, światło itp. I dzięki temu ta rzeźba dopiero zaczyna żyć. To pokazuje, jak dbała o swoją reputację niezależnej, świadomej artystki.
Walczyła o swoje, nie odpuszczała. Naprawdę musiała mieć silny charakter.
MS: Miała potrzebę kontroli nad swoją twórczością. Na jednej z fotografii, którą wypożyczyłyśmy, są odręczne notatki, w których wyjaśnia, dlaczego dany obiekt wycofała z wystawy. Otóż zakłady Frageta nie wykonały go idealnie tak, jak chciała, a przecież dostarczyła prototyp. Świetna informacja! Czyli Fraget pracował na jej własnoręcznych prototypach, a nie na rysunkach.
Uwagi skierowane do Frageta pokazują, jak mocną Keilowa ma u niego pozycję.
AD: W katalogu z 1938 roku, gdzie wymienia swoje prace, dokładnie wskazuje, które przedmioty platerowane pochodzą z tej fabryki, a swoje rzeczy od Henneberga nazywa już tylko „wyrobami fabrycznymi”. Akcentuje rolę fabryki „Józef Fraget” i jej zarządcy Włodzimierza Pruszewskiego. Mam poczucie, że tam była traktowana jako artystka.
MS: Jeżeli chodzi o Frageta, stopniowo zdobywała pozycję. Zatrudniona jako „młoda zdolna”, by dodać blasku wytworni zmagającej się z kryzysem po 1929 roku, następnie sama staje się rozpoznawalna i zaczyna być magnesem. Tuż przed wojną Keilowa była już gwiazdą, „projektantką Frageta”. U niego jej projekty traktowano często jako serie limitowane, a niektóre rzeczy robiono jedynie w kilku egzemplarzach. Przedmioty tańsze, np. popielniczki, patery, były produkowane w większych ilościach. Podejrzewam, że np. serwisy robiono tylko na zamówienie, bo były naprawdę drogie.
Znacie ceny tych wyrobów?
MS: Cukiernica Kula dla fabryki Norblina kosztowała 54 zł. A 50 zł to miesięczny zarobek robotnicy w fabryce (mężczyzna zarabiał zdecydowanie więcej). Ale już przeciętna pensja urzędnika średniego szczebla wynosiła ok. 233 zł. Dało się uzbierać na cukiernicę, ale jeśli chciano kupić komplet, pensji już nie starczało.
AD: Często trafiamy na przedmioty ofiarowane jako prezent, z grawerowanymi napisami typu: „Kochanemu kierownikowi…” itp.
Macie na wystawie niezwykły przedmiot z grawerunkiem – papierośnicę Keilowej podarowaną w czasie wojny w prezencie żołnierzowi Wehrmachtu.
W kontekście tego, że „zatłukli ją Niemcy”, brzmi to wstrząsająco. Przedmioty okazały się cenniejsze od życia ich projektantki.
A: To przejmujące. Czekamy, czy pojawią się jeszcze informacje dotyczące wojennego okresu (Keilowa zginęła w siedzibie gestapo na Szucha w 1942 lub 1943 roku). I na biografię autorstwa Małgosi Czyńskiej, bo my zgłębiałyśmy głównie biografię artystyczną twórczyni. Wyobrażamy sobie, że naszą muzealną publikację o artystce Julii Keilowej będzie można postawić na półce obok jej biografii. Będą wzajemnym dopełnieniem wiedzy, jaką mamy dziś na temat tej niezwykłej artystki.
Julia Keilowa, z domu Ringiel (1902–1942). Urodziła się w Stryju (dzisiejsza Ukraina) w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Jej starsza siostra Celina została naukowczynią – chemiczką.
Do gimnazjum uczęszczała we Lwowie i w Wiedniu. W 1922 roku wyszła za mąż za prawnika Ignacego Keila, z którym przeniosła się do Warszawy. W 1925 roku rozpoczęła studia w warszawskiej Państwowej Szkole Sztuk Pięknych (późniejsza ASP) na wydziale rzeźby. Współpracowała z warszawskimi firmami platerniczymi: Fraget (od 1932 roku), Norblin i Bracia Henneberg. Prowadziła również własną pracownię metaloplastyczną. Szybko została doceniona przez krytyków i stała się modna wśród warszawskiej klienteli. Do wybuchu wojny uczestniczyła w licznych wystawach zbiorowych rzeźby i wzornictwa. W 1938 roku miała w Warszawie indywidualną wystawę swojej metaloplastyki, brała też udział w wystawach światowych – w Paryżu (1937) i Nowym Jorku (1939), gdzie zdobyła nagrody. Po wybuchu II wojny światowej uciekła do Lwowa, prowadziła tam pracownię ceramiki. Wróciła do Warszawy dwa lata później i ukrywała się poza murami getta, podobnie jak jej bliscy – mąż Ignacy i syn Marceli. W 1942 roku została aresztowana i zamordowana przez gestapo.
W numerze 2/2024 magazynu “Spotkania z Zabytkami”, dostępnym na rynku, m.in. o platerach Julii Keilowej piszą Katarzyna Wąs i Leszek Wąs w swoim stałym cyklu NieWĄSkie spojrzenie.
„Julia Keilowa. Projektantka”. Wystawa w Muzeum Warszawy otwarta do 1 września 2024 roku.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Sam mówił, że są rzeczy, których nie umie wysłowić – wtedy musi je namalować. Był człowiekiem żarliwej wiary, ale jednocześnie podlegał fascynacji Erosem, cielesnością. Również w sztuce łączył odległe światy – Wschód z Zachodem, figurację z abstrakcją. O Jerzym Nowosielskim oraz wystawie „Sztuka widzenia. Nowosielski i inni”...
Czasami cmentarze to niemal jedyna okazja do spotkania z kulturą, po której zostało niewiele śladów. Co możemy z nich wyczytać? Gdzie nas zaprowadzą? Odpowiedzi wcale nie są oczywiste. Bywa, że prawidłowa jest jedna, wiele lub wcale. Dzięki bogatej historii wielonarodowej Rzeczypospolitej mamy...
„Nie mamy obrączek, bo nie sposób dostać w Polsce złota. W końcu pewna znajoma daje mi w prezencie swoje stare obrączki” – Roma Ligocka zapamiętała ślub z 1965 roku. Czy to figle pamięci? Przecież państwowe przedsiębiorstwo Jubiler zaopatrywało obywateli w...