Twarz na pamięć
Wystawa „Magia portretu” w salach Muzeum Powiatowego w Nysie
Recenzje

Twarz na pamięć

„Magia portretu” w Muzeum Powiatowym w Nysie to nie tylko podróż przez blisko trzy stulecia sztuki przedstawiania twarzy, lecz także

opowieść o tym, że wizerunek jest walutą kultury. Dziś inwestujemy w selfie na portalach społecznościowych i randkowych, kiedyś inwestowano w olej, pastel lub rycinę.

Zmieniła się technika, ale nie potrzeba. Nysa przypomina, że choć wydaje nam się, że nastała era obrazów, to tak naprawdę żyjemy tylko w jej kontynuacji. I choć zmieniło się wszystko, to tak naprawdę nie zmieniło się nic.

Bo to pozornie historia o sztuce, a tak naprawdę o marketingu wizerunkowym sprzed ery portali społecznościowych. Portret to było CV wysyłane w świat. W różnych celach. Więc dzisiejsza cywilizacja obrazka, jak słusznie podkreślają kuratorzy, ma korzenie znacznie głębsze, niż nam się wydaje.

Wchodzisz do nyskiego muzeum i masz wrażenie, że ktoś wciągnął cię w Instagrama sprzed dwóch stuleci. Tyle że zamiast filtrów – laserunek, a zamiast polubień i komentarzy – listowne odpowiedzi.

Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
Luiza z Meklemburgii

Wystawa „Magia portretu” w Muzeum Powiatowym w Nysie to opowieść o obsesji na punkcie własnej twarzy, która trwa przez wieki. My dziś wklejamy zdjęcia w stories, oni „wklejali się” w płótna. I tak samo jak my retuszowali, wygładzali, kadrowali. Portret był bowiem od zawsze był algorytmem społecznej pozycji.

Ponad 150 dzieł, pochodzących z czasów od XVII do XIX wieku, z własnych zbiorów muzeum buduje wielogłosową narrację.

To pokaz siły portretu jako dokumentu społecznego, a także iluzji: czy twarz na płótnie mówi prawdę o modelu, czy raczej o tym, jak chciał być widziany? Czy portret to odzwierciedlenie, czy raczej kreacja?

Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
Ludwik XVI

Portret w skrócie

W salach spotykamy całe „dynastie spojrzeń”: od majestatycznych Hohenzollernów i Habsburgów, przez Ludwika XVI i Marię Antoninę, po Napoleona I, którego wizerunek miał być trwalszy niż polityczne sojusze. Portret był billboardem władzy, pokazem autorytetu, wizualnym stemplem.

Szczególnie fascynujące są kobiece wizerunki. Portrety księżniczek – Marii Pruskiej czy Amalii Saksońskiej – przypominają, że malarstwo bywało Tinderem przed epoką przesuwania w prawo.

Suknia, fryzura, biżuteria były nie tyle dekoracją, ile komunikatem. To taki marketing małżeński w ramie z pozłacanego drewna.

Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
Beatrice Cenci

Na wystawie pojawiają się także portrety kobiet, których losy mogłyby posłużyć za scenariusz do niejednego dramatu. Beatrice Cenci, włoska arystokratka, ofiara przemocy ojca, oskarżona o jego zabójstwo i stracona, w XIX wieku stała się symbolem niesprawiedliwości i inspiracją dla artystów. Obok niej Sydonia von Borck, pomorska szlachcianka spalona pod zarzutem czarów, której twarz w miedziorycie Auguste Hüssener łączy spokój portretowego oblicza z tragedią biografii. Tu warto zaznaczyć, jak podwójnie ciekawa to praca: kobieta przedstawiona przez kobietę. A przecież zawody artystyczne wówczas nie były domeną dam. W dobie odkrywania sztuki kobiet fakt godny podkreślenia.

Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
Sidonia von Borcke

W zbiorach znalazł się też przykład błędnej identyfikacji – Isabel de Requesens przez wieki funkcjonowała w reprodukcjach jako Joanna Aragońska, dopiero niedawno badania przywróciły jej prawdziwe imię. Są i bohaterki, które zmieniały bieg historii: Harriet Beecher Stowe, autorka „Chaty wuja Toma”, której powieść stała się katalizatorem ruchu abolicjonistycznego, czy Esther Stanhope, podróżniczka i archeolożka, która świadomie złamała konwenanse swojej epoki, udowadniając, że kobiece portrety mogą być nie tylko wizytówką urody, lecz także manifestem siły i niezależności. Obie patrzą z obrazów, jakby zaraz miały przekreślić konwenans i pojechać w podróż życia, najlepiej bez chaperone’y, przyzwoitki.

Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
Estera Stanhope 1776-1839

Portret w skrócie

Jednym z najciekawszych akcentów jest kolekcja wycinanek sylwetkowych, czyli silhouette. To portrety minimalistyczne, czarny profil na jasnym tle, sztuka cieniowa, która w XVIII i XIX wieku stała się estetyką masową. Popularność zawdzięczała ekonomii: była szybka i tania, a jednocześnie w jednej linii potrafiła uchwycić charakter. To portret na granicy rozpoznawalności. Niemniej czasem to jedna czarna linia na białym tle, a charakteru więcej niż w 10 warstwach olejnej farby.

To taki papierowy tweet epoki. Silhouette to odpowiednik dzisiejszego zdjęcia z fotobudki albo ikony profilowej. Błyskawiczny, tani i dla wszystkich. I tak samo jak dziś, nawet w tej prostocie kryła się chęć bycia zapamiętanym.

Warto na nie zwrócić uwagę, bo ten rodzaj sztuki – zabity później przez pojawienie się fotografii – choć trafia się w muzealnych zbiorach, rzadko jest do zobaczenia na wystawach. Częściej w gazetowych grafikach lub stronach internetowych. Ale to już zupełnie inna historia, nie z tą samą duszą i nie tą potrzebą demokratyzowania wizerunku

Na ekspozycji znalazły się także przykłady wczesnej fotografii na papierze z drugiej połowy XIX wieku, epoki, w której aparat miał być narzędziem prawdy, a szybko okazał się kolejnym medium iluzji. Odbitki z lat 1850–1895 niemal zawsze wymagały poprawek: tu zatarcie rysy, tam wygładzenie skóry, gdzie indziej podkreślenie oczu czy włosów ołówkiem lub pędzelkiem. Retusz nie był wyjątkiem, lecz codziennością, świadectwem tego, że nawet nowa technika nie uwolniła nas od pragnienia bycia piękniejszym niż w rzeczywistości. Te foty pokazują, że

selfie sprzed 150 lat również miało swój filtr – tyle że ręcznie nanoszony, czasem przez bardzo znanych artystów.
Fot. Muzeum Powiatowe w Nysie
Twarz na pamięć
John Milton

Mamy tu też inne przykłady zabaw z technologią. Wizerunek niemieckiego późnoromantycznego poety i filozofa, urodzonego zresztą w Nysie, Friedricha von Salleta, który można zobaczyć jako grafikę na papierze, a także nadruk na porcelanowej płytce.

Gier z samą ideą portretu też nie brakuje: postać barokowego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio zobaczymy tu tyłem, a jego twarz widzimy tylko jako odbicie w trzymanym przez niego lustrze. Takich ciekawostek jest na tej wystawie sporo.

Przyjezdny z Warszawy i lokalni dygnitarze

I wtedy wchodzi on – cały na pastelowo. Na tle tej kolekcji szczególnie wybrzmiewa bowiem „Portret własny” Stanisława Wyspiańskiego (1893), wypożyczony z Muzeum Narodowego w Warszawie. Intymny, swobodny, pozbawiony patosu, wygląda jak współczesne selfie bez filtra.

Wyspiański maluje siebie nie dla poklasku, lecz poszukiwania jakiejś prawdy o sobie albo tego, jak chce się, by inni tę prawdę postrzegali. Bo autoportret też jest przecież autokreacją – nawet jeśli na to nie wygląda. Niemniej to ciekawy kontrapunkt dla monarszych póz i księżniczkowych stylizacji. W tym świecie malarskich kampanii PR jego obraz jest jak zdjęcie z porannej kuchni – bez makijażu, bez światła studyjnego, za to z jakąś melancholijną, ale buntowniczą prawdą w oczach. To dowód, że portret może być nie tylko polityką, lecz także introspekcją, rozmową z sobą. I kolejne podkreślenie, że Wyspiański był portrecistą intymności.

Repr. Muzeum Narodowe w Warszawie
Twarz na pamięć
“Portret własny” Stanisław Wyspiański

Ekspozycja to jednak nie tylko „wielcy tego świata”. Ważną część zajmują portrety lokalnych postaci, jak działaczy Ziemstwa Śląskiego, które działało w Nysie od XVIII wieku, filantropów fundujących szkoły czy instytuty dla sierot, a także nyskich pedagogów i uczonych. Dzięki nim wystawa nie jest kolekcją twarzy z podręcznika, ale przybliża historię miasta i regionu. Widzimy twarze tych, którzy współtworzyli tkankę społeczną Nysy i to jest równie ważny element tej opowieści, jak portrety monarchów.

To także przypomnienie, że wystawa odbywa się z okazji jubileuszu 80-lecia budowania nowej kolekcji muzeum, od czasu, gdy w 1945 roku Stanisław Kramarczyk rozpoczął jej odbudowę. „Magia portretu” jest więc nie tylko pokazem sztuki portretowej, lecz także celebracją samego muzeum.

Ale to nie tylko patrzenie. To też słuchanie, dotykanie i… układanie. Audiodeskrypcje prowadzą przez historie postaci, tyflografia pozwala poczuć portret pod palcami, a interaktywna aplikacja serwuje quizy, puzzle i memory.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Na deser można obejrzeć film o konserwacji, który pokazuje, że portretom można robić lifting bez botoksu. A na koniec twoja kolej: czyli zrobienie własnego zdjęcie, które trafia do muzealnej galerii. Wchodzisz jako widz, wychodzisz jako eksponat. Prosty zabieg, ale dobrze oddaje ideę wystawy i buduje relację z publicznością, co w dzisiejszych czasach jest nie do przecenienia. Doceniam takie gesty wykonywane w stronę widza, zwłaszcza gdy nie są tylko pustym trikiem, lecz wpisanym w narrację wystawy dodatkowym akordem.

Portret przemian społecznych

Wystawa nie jest aranżacyjnym fajerwerkiem. Ściśle powieszone wizerunki przypominają, że żyjemy w wiecznym wirze obrazów. Nagromadzenie wizerunków w Nysie odbija – być może nieświadomie – nasze współczesne scrollowanie feedu, ten potok spojrzeń, twarzy, profili. I choć chciałoby się, by scenografia mocniej podkreślała ideę wystawy, by narracja była wyraźniej zaakcentowana przestrzennie, to i tak efekt jest interesujący. Dobrze pokazuje, że portret od zawsze był częścią ikonosfery, w którą dziś jesteśmy zanurzeni. Choć brak aranżacyjnej dramaturgii zostawia być może widza w lekkim chaosie.

Fot. Łukasz Gazur
Twarz na pamięć
Wystawa „Magia portretu” w salach Muzeum Powiatowego w Nysie

Niemniej „Magia portretu” daje satysfakcję wizualną i intelektualną.

Od propagandy królów, przez marketing księżniczek, demokratyzację wycinanki, po autentyzm Wyspiańskiego i lokalne portrety nyskich bohaterów.

W tych portretach odbijają się zarówno twarze bohaterów, jak i przemiany społeczne, podejście do autentyczności i intymności.

Ale przede wszystkim ta wystawa pokazuje, że nie zawsze trzeba kosztownych wypożyczeń i spektakularnych importów, by zbudować intrygującą opowieść. Wystarczy przyjrzeć się własnym magazynom, wydobyć ukryte historie i ułożyć je w spójną opowieść. To metoda, która daje muzeum autentyczność, lokalny koloryt i intelektualny pazur. I właśnie w tym tkwi jej sukces. Zresztą ten trend od kilku lat jest wyraźnie widoczny – nie tylko w Polsce, lecz także na świecie. I dobrze, bo zdradza, jak wielki potencjał drzemie we własnych zbiorach instytucji.

Wystawa przypomina, że portret nigdy nie był neutralny. Był zawsze narzędziem: władzy, promocji, pamięci, czasem buntu.

A my? My tylko zmieniliśmy technologię. Ramę zastąpiła ramka na biurku, pędzel zamienił się w smartfon, a retusz w filtr. Ale potrzeba bycia widzianym pozostała ta sama.

„Magia portretu”, Muzeum Powiatowym w Nysie, do 31.10.2025

Twarz na pamięć

Tekst ukazał się drukiem w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2025.

Pismo dostępne na rynku od początku października 2025.

Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zachęcamy do kupna przenumeraty i egzemplarzy archiwalnych.

Polecamy serdecznie!


Łukasz Gazur

Krytyk sztuki i teatru, wieloletni szef działu kultury w "Dzienniku Polskim" i "Gazecie Krakowskiej". Publikował i współpracował m.in. z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym", "Wprost", TVP Kultura. Wykładowca akademicki na kierunkach kolekcjonerskich i antykwarycznych oraz dziennikarskich. Czterokrotnie wyróżniony Nagrodą Dziennikarzy Małopolski. Członek polskiej sekcji międzynarodowego stowarzyszenia krytyków AICA. Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Spotkania z Zabytkami". Laureat jubileuszowej edycji nagród „Kolekcjonerstwo – nauka i upowszechnianie” im. Feliksa Jasieńskiego.

Popularne