Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa
Dawna willa Rudolfa Hoessa, obecnie dom prywatny. Oświęcim. 2024 r.
Fot. Łukasz Trzciński / Fundacja Imago Mundi
Artykuły

Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa

Dom jakich wiele, pełny rzeczy uskładanych przez lata. I tylko mikroślady architektonicznych historii wskazują, że jest wyjątkowy.

Data na posadzce willi wskazuje rok 1937 . To moment, gdy do budynku wprowadził się z rodziną Józef Soja, starszy sierżant Wojska Polskiego. Swoim domem nie nacieszył się długo.
Fot. Łukasz Trzciński / Fundacja Imago Mundi
Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa
Dawna willa Rudolfa Hössa, obecnie dom prywatny. Przedpokój z datą wybudowania budynku. Oświęcim, 2024 r.

We wrześniu 1939 roku ruszył do swojej jednostki. W maju 1940 roku dom musiała opuścić jego żona, Józefa, i dzieci. Obiekt wytypowano jako miejsce dla nowych lokatorów.

Idylla w ogrodzie

Basen jest tu symbolem. Był i już go nie ma. Ale miejsce po nim pozostaje niczym rana na ciele ogrodu. Czuć tu jakiś ból fantomowy. Albo raczej jak wspomnienia miłych chwil wypoczynku od mordowania ludzi.

Wiemy, że istniał, dzięki rodzinnym zdjęciom byłych właścicieli. Tych wojennych. Idylliczne miejsce zabaw. Takie, jakie oglądamy w nagrodzonym dwoma Oscarami filmie „Strefa interesów” w reżyserii Jonathana Glazera. Obrazie, który dobitnie pokazuje, czym jest banalność zła. Zamieszkał tu – wraz z rodziną – zbrodniarz Rudolf Höss, komendant obozu zagłady.

Dziś po basenie pozostała ścieżka, która do niego prowadziła. Trotuar ułożony z kamieni. Modnie do siebie niedopasowanych. Niby naturalnych. To fragmenty macew. Ślad po tragicznych losach Żydów w czasach II wojny światowej. Ludzi, których życie zostało zdeptane.

Fot. Łukasz Trzciński / Fundacja Imago Mundi
Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa
Dawna willa Rudolfa Rudolfa Hössa, obecnie dom prywatny. Ogród, ścieżka do nieistniejącego basenu. Oświęcim, 2024 r.

Róże dla Hitlera

Ten ogród do dziś robi wrażenie. Dla jego właścicielki z czasów II wojny – jak sama mówiła – był „rajem na ziemi”, choć znajdował się na granicy piekła na ziemi. Sąsiadował z obozem zagłady w Auschwitz. „Tu żyć i tu umrzeć” – mawiała ponoć Hedwig Höss.

Granicą między życiem a śmiercią było ogrodzenie. Najpierw drut kolczasty, potem już betonowy mur.

„Ogród ten to bajka. Ogromna przestrzeń pod szkłem. Mnóstwo róż. Stąd w okresie Bożego Narodzenia wysyłano kwiaty do Berchtesgaden dla Hitlera i Ewy Braun” – wspomina Stanisław Głowa, autor książki „Mrok i mgła nad Auschwitz. Wspomnienia więźnia nr 20017”.

Szklarnie kryły ponoć nie tylko wrażliwe rośliny. Miały znajdować się w nich także sejfy, w których przechowywano brylantową biżuterię, komponowaną przez jubilerów – Żydów belgijskich – nie tylko dla Hössów, lecz także innych niemieckich dygnitarzy.

By ogród stał się dumą komendantowej, musiało pracować nad jego rozbudową 150 osób. Było to specjalne komando obozowe. Stałymi ogrodnikami też byli tu więźniowie: Roman Kwiatkowski i Bronisław Jaroń, a nieco później także Stanisław Dubiel.

Mimo dbałości o ogród nie wszystkie zamierzenia Hössów się udały. Na żadnym zdjęciu nie widać fontanny, która miała tryskać wodą na kształt nazistowskiej swastyki.

Nie tylko ogród

Po tym, jak do domu wprowadzili się Hössowie, trzeba było nadać budynkowi odpowiednią rangę. Dziś wiemy, że zdobiły go nie tylko cenne przedmioty należące do więźniów Auschwitz. Willę wypełniały m.in. wyroby artystyczne i dzieła malarzy rabowane z domów Polaków mieszkających w okolicy. Sztuka miała nadać budynkowi splendoru – zwłaszcza w takich momentach, gdy mieli ją odwiedzić najzacniejsi goście. Jak Heinrich Himmler, człowiek, który cenił sztukę i zupełnie nie cenił życia Żydów.

W czasach wojny zadbano, by rodzina mogła żyć komfortowo, więc budynek poddano licznym modernizacjom. Bezpieczeństwo miał zapewnić schron przeciwlotniczy, do którego wchodziło się z poziomu piwnic budynku. To wtedy zainstalowano centralne ogrzewanie czy powstała łazienka. Do dziś w jej drzwiach widzimy zasuwkę z napisem „frei”. „Wolne”. Jak w słynnym napisie, który witał więźniów przywożonych do Auschwitz. „Arbeit macht frei”. Rym przypadkowy, ale nie nieistotny.

Fot. Łukasz Trzciński / Fundacja Imago Mundi
Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa
Dawna willa Rudolfa Hössa, obecnie dom prywatny. Oryginalny zamek w drzwiach toalety. Oświęcim, 2024 r.

Sporo obiektów zapewniających dobrobyt po prostu wykonywali więźniowie na zlecenie właścicieli. Wszystko w stylu starogermańskim – ulubionym komendanta.

Po wojnie dom wrócił do prawowitych właścicieli, którzy odsprzedali go w 1972 roku rodzinie Jurczaków. Mieszka w nim już kolejne pokolenie, które oswaja tę przestrzeń. Ale do dziś z okien górnego piętra widać obóz.

Podobno palone ludzkie zwłoki mają słodkawy zapach. Czy tak opisaliby go mieszkańcy willi z czasów wojny, gdy odpoczywali w swoim rajskim ogrodzie, na leżakach, przy basenie, tuż obok obozu zagłady?

Fot. Łukasz Trzciński / Fundacja Imago Mundi
Tu żyć i tu umrzeć. Willa Rudolfa Hössa
Dawna willa Rudolfa Rudolfa Hössa, obecnie dom prywatny. Mur obozowy na granicy ogrodu. Oświęcim, 2024 r.

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Łukasz Gazur

Krytyk sztuki i teatru, wieloletni szef działu kultury w "Dzienniku Polskim" i "Gazecie Krakowskiej". Publikował i współpracował m.in. z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym", "Wprost", TVP Kultura. Wykładowca akademicki na kierunkach kolekcjonerskich i antykwarycznych oraz dziennikarskich. Czterokrotnie wyróżniony Nagrodą Dziennikarzy Małopolski. Członek polskiej sekcji międzynarodowego stowarzyszenia krytyków AICA. Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Spotkania z Zabytkami". Laureat jubileuszowej edycji nagród „Kolekcjonerstwo – nauka i upowszechnianie” im. Feliksa Jasieńskiego.

Popularne