Świątki na rozstajach
Chrystus frasobliwy w kapliczce w Skwirtnem
Fot. Adrian Spuła
Artykuły

Świątki na rozstajach

Z tego artykułu dowiesz się:
  • czy przydrożne kapliczki i krzyże są w pełni chrześcijańskie
  • czy ufundowanie kapliczki było tylko dowodem wiary
  • co to są kapliczki szafkowe

Najpierw – wizyta w górskim miasteczku:

„Na jednym końcu Jan Chrzciciel chudziutki nie chce łakomstwem zgrzeszyć
Więc tłuste kury z kaplicy wygania, aż trzepoczą nad miasteczkiem
Naprzeciw święty Florian pod nosa czerwonym żaglem
Ma jak półksiężyc złotą łódkę wąsów i od ognia tulipanów jest
Odgrodzony płoteczkiem”.

To Muszyna nad Popradem, 1957 rok. Patrzy na nią Jerzy Harasymowicz, młody poeta, rozpoczynający właśnie literacką podróż na wschód. Wkrótce stanie się piewcą dziedzictwa Łemków. Trafi do opuszczonych dolin: Nieznajowej, Czarnego, Radocyny – skąd dekadę wcześniej, podczas akcji Wisła, wysiedlono ludzi. Zobaczy ślady po ich wsiach.

O tych najtrwalszych – przydrożnych krzyżach i kapliczkach – będzie pisał często.

Fot. Adrian Spuła
Świątki na rozstajach
Kapliczka w Ożennej, powiat jasielski, gmina Krempna

Więcej niż wiara

Nie ma już tej Muszyny, którą wtedy, w wierszu „Miasteczko w Karpatach”, opisywał Harasymowicz. Dziś to prężne uzdrowisko, coraz bardziej przypominające sąsiednią Krynicę.

Podobnie jak w wysiedlonych wsiach pozostał w niej nienaruszony tylko jeden element przeszłości –kapliczki. Tu: z wizerunkami św. Jana i św. Floriana.

W Muszynie oraz kilku tysiącach miejsc polskich Karpat (na tyle orientacyjnie szacuje się ich liczbę) kapliczki i krzyże przydrożne są powszechnym elementem krajobrazu. I równocześnie – najrzadziej zauważanym. Coraz częściej chowa się je za ekranami akustycznymi i rozjazdami z dróg ekspresowych, które zastąpiły stare rozstaje. Miriady tych krzyży i kapliczek – ustawionych na kamiennych cokołach, przybitych do drzew, obudowanych płotami, z dostawionymi ławkami i ambonkami, z osobistymi napisami od fundatorów – kojarzą się głównie z zanikającym już typem religijności. Czy słusznie?

Fot. NID
Świątki na rozstajach
Dokumentacja zabytku – kaplicy z figurą św. Floriana w Muszynie (1994r.)

Mała architektura sakralna przyciąga badaczy z różnych dziedzin. Pierwsi zainteresowali się nią ludoznawcy amatorzy.

Na początku XIX wieku, będąc pod wpływem romantyzmu, daleko od gór – na Litwie i Żmudzi – w kapliczkach i krzyżach doszukiwali się symboli przedchrześcijańskich tradycji. A także – dowodów narodowej odrębności.

Drudzy w kolejce stanęli etnografowie.

Zauważyli na przykład, że przydrożne krzyże i kapliczki naprawiano zwykle dopiero późną jesienią, po Dniu Zadusznym – od majówek po październikowe różańce były to miejsca modlitw i spotkań. To przy nich umacniały się wiejskie wspólnoty.

W końcu zwrócili na nie uwagę historycy sztuki.

Na fali zainteresowania Nikiforem czy Heródkiem, rzeźbiarzem z Lipnicy Wielkiej na Orawie w niedoskonałych formalnie przedstawieniach świętych dostrzegli twórczą pasję i autentyzm.

Dziś badacze na nowo interpretują przydrożne krzyże i kapliczki. W niektórych – choćby w krzyżach ustawionych na miejscach wypadków drogowych – dostrzegają także pozareligijne motywy fundatorów.

Fot. Adrian Spuła
Świątki na rozstajach
Kapliczka w Krzywej

Tyłem do sąsiadów

Amerykański geograf Chris Park – popularyzator określenia „przydrożny krajobraz religijny” – zauważa, że krzyże i przydrożne kapliczki są najpopularniejsze w krajach katolickich i prawosławnych. Na obecnych terenach Polski kamienne figury zaczęto stawiać masowo w XVII wieku. Na Podkarpaciu najstarsza, z 1604 roku, znajduje się w Brzezowej koło Dobczyc. Był to czas kontrreformacji, a także okres, gdy warunki życiowe chłopów nieco się poprawiły.

Ufundowanie kapliczki było nierzadko dyskretnym symbolem niezależności wobec szlachty.

Inaczej niż na nizinach, gdzie była to domena panów i dworów, w górach kapliczki i krzyże fundowali zwykle sami chłopi. Tu przez stulecia dominowała tzw. gospodarka czynszowa – dworów było niewiele, ziemie przeważnie należały do Kościoła lub zarządzających królewszczyznami starostw. Mimo stereotypu galicyjskiej biedy ucisk ludności wiejskiej nie był tak dotkliwy jak w innych częściach Polski. „Mieszkańcy wsi podkarpackich wznosili obiekt sakralny na swojej roli, polanie, zarobku, gromada zaś na wspólnej własności. Czuli się gospodarzami tej ziemi, po gazdowsku zawierali swoje przybierze z Niebem” – pisała etnografka Urszula Janicka-Krzywda, autorka monografii „Kapliczki i krzyże przydrożne polskiego Podkarpacia” (1991).

Jako pewni siebie gospodarze chłopi odnosili się na kapliczkach do aktualnych wydarzeń, służyły one także do manifestacji politycznych.

W podhalańskim Chochołowie św. Jana Nepomucena ustawiono tyłem do sąsiedniej wsi Czarny Dunajec – z żalu, że w czasie chłopskiego powstania w 1846 roku dunajczanie przyłączyli się do wojska austriackiego i tłumili bunt.
Fot. Adrian Spuła
Świątki na rozstajach
Krzyże i kapliczka w Krzywej

W Roztoce-Brzezinach do przydrożnej kapliczki domkowej dobudowano wiatę i dodano obraz z Janem Pawłem II – w ten sposób powstało lokalne miejsce pielgrzymkowe. We wsi Kamienna do odlanej z brązu figury św. Benedykta dodano napis „Patron Europy”. A w tzw. Bramie Kraszewskiego w Dolinie Kościeliskiej w Tatrach leśnik umieścił w skale figurkę św. Katarzyny – jako wotum wdzięczności za uratowanie mu życia, a także za powrót do zdrowia cesarza Franciszka Józefa.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Miejsca graniczne

Najczęściej budowano je podczas wojen i epidemii – w czasach granicznych między życiem a śmiercią. Lokowano je na rozdrożach, miedzach i przełęczach – miejscach, które kojarzyły się z wyborem, przejściem na drugą stronę.

Znaki krzyża, które przy nich wykonywano, nie zawsze miały charakter wyłącznie religijny.

Dziś badacze interpretują je także jako rodzaj ochrony przed nieznanym.

Przy kapliczkach i krzyżach błagano, dziękowano, odprawiano pokutę. W nieuporządkowanym świecie stanowiły dla mieszkańców bezpieczny punkt odniesienia. We wsiach, gdzie nie było kościołów, przejmowały niektóre ich funkcje. Największe miały nawet własne kropielnice. W ten sposób kapliczka, krzyż i miejsce, gdzie je stawiano, przeobrażały się w rzeczywistość świętą. Jeszcze raz Janicka-Krzywda: „Nie wznoszono tam domu, nie przeznaczano ziemi pod uprawę i nie użytkowano w żaden inny sposób tak długo, jak długo zachowała się pamięć o kapliczce czy krzyżu”.

Naruszających tę zasadę miały czekać boskie kary: uderzenie piorunem, gradobicie, powódź. Jeszcze w latach 90. XX wieku zdarzało się, że kiedy podczas inwestycji zaistniała konieczność przeniesienia kapliczki, mało kto chciał się tego podjąć. Wiejskie legendy wspominały o operatorach koparek, którym stało się nieszczęście po tym, gdy naruszyli przydrożny krzyż. „Usunięty podczas remontu materiał, podobnie jak zeschnięte i zniszczone dekoracje – kwiaty, wianki z gałązek itp. – palono w ognisku. Nie można ich było po prostu wyrzucić, aby się »Boże rzeczy nie poniewierały«” – pisze badaczka.

Z kamienia, stąd

Opowieść o kapliczkach i przydrożnych krzyżach łatwo ubrać w nostalgię. Niepotrzebnie – z wielu cokołów i figur da się odczytać bardzo konkretne informacje o przeszłości. Choćby o lokalnych rzemieślnikach (artystach?), którzy w danej okolicy specjalizowali się w ich produkcji.

Dla dużej części polskiego Podtatrza najważniejszy ośrodek kamieniarski działał długo w Białym Potoku u stóp Tatr Zachodnich (obecnie Słowacja). Zamówień miał tak dużo, że po kapliczkach można poznać „obłożenie” kamieniarzy – w czasie gdy nie nadążano z realizacją zamówień, najstaranniej wykonywano główną postać wieńczącą cokół. Reliefy na samym cokole były zwykle mniej dopracowane i słabsze artystycznie – mistrz kamieniarski zostawiał je bowiem swoim uczniom. Z kolei w łemkowskim Bartnem – wsi, która posiadała swoje własne kamieniołomy – rzemieślnicy wykuwali charakterystyczne postaci Chrystusa. To one dominują dziś w pejzażach opuszczonych dolin zachodniej części Beskidu Niskiego.

Na polskim Podkarpaciu wciąż najczęściej można spotkać kapliczki szafkowe – wiszą na drzewach, drewnianych słupach, czasem na ścianach domów.

Kapliczki domkowe są jakby etapem pośrednim między architekturą kościelną a budownictwem chłopskim – często naśladowały kościoły. W środku nierzadko posiadają niewielki drewniany ołtarzyk, na wzór kościołów ustawiony na podwyższeniu. Wreszcie są tzw. kapliczki latarniowe – figury kryte ażurowymi daszkami – nawiązują one do wnoszonych w średniowieczu tzw. latarni umarłych. Wtedy stawiano je przy gościńcach, by przypominały o obowiązku modlitwy za zmarłych.

Etnografowie i historycy sztuki opisują ponadto figury przydrożne, wykonane z kamienia lub murowane (wcześniej ustawiane zaś na pojedynczym klocu drewna). Niektóre mają formę wielokondygnacyjnego słupa zwieńczonego krzyżem lub figurą. Inne składają się z murowanego lub kamiennego postumentu, na którym dopiero ustawiono figurę lub krzyż. Na postumentach fundatorzy umieszczali – często bardzo osobiste – napisy. Również takie figury mogą mieć początek nawet w czasach przedchrześcijańskich – u dawnych Słowian podobne słupy kultowe miały związek z czcią zmarłych.

Symbol wiary czy śmierci

W 2001 roku sztuka rzeźbienia krzyży przydrożnych na Litwie została wpisana na Listę Niematerialnego Dziedzictwa UNESCO. Także w Polsce coraz głośniej mówi się o potrzebie ochrony małej infrastruktury sakralnej na wsi. Tym bardziej że jej znaczenie zdaje się poszerzać. Nowe, XXI-wieczne badania wychodzą jednak poza tradycyjne, skupione na religii interpretacje przydrożnych krzyży. Zwraca się np. uwagę, że

obecność krzyży w upamiętnieniu przy drodze niekoniecznie musi mieć religijny charakter, może komunikować też świeckie znaczenia.

Częściej uznaje się je za przejawy tzw. chrześcijaństwa kulturowego, a nie wyłącznie przynależności religijnej.

Wreszcie: dostrzeżono ostatnio, że jest to zjawisko żywe.

Od połowy XX wieku do przydrożnych krzyży doszła jeszcze jedna kategoria: krzyże powypadkowe,

które można uznać za kontynuację tradycji upamiętniania nagłych śmierci w wielu krajach europejskich – w Szwecji już w XII wieku. Służyły temu przydrożne krzyże lub kamienie. Tym, co je odróżnia od innych, jest zwykle wielkość – krzyże powypadkowe są z reguły mniejsze od innych – i konkretna, pojedyncza motywacja: chęć upamiętnienia bliskiego. W kontrze do tradycji krzyży wotywnych wystawia się je wyłącznie ofiarom wypadków drogowych – nigdy w podzięce za ocalenie od nich.

Przybywa ich w szybkim tempie – Lucyna Przybylska, autorka jedynego jak dotąd naukowego opracowania krzyży powypadkowych (2022 rok) na podstawie przeprowadzonych przez siebie badań obliczyła, że

przy polskich rogach średnio co 7 kilometrów stoi tradycyjny krzyż przydrożny,
co 6 kilometrów krzyż powypadkowy,
co 15 kilometrów – kapliczka przydrożna.
Fot. Adrian Spuła
Świątki na rozstajach
Krzyż przy polnej drodze w Szklarach

Również ta badaczka wychodzi w swoich interpretacjach poza samą wiarę. Przyznaje, że w Polsce, kraju o wysokim stopniu religijności,

„nierozwiązanym i interesującym problemem badawczym pozostał motyw wyboru krzyża do oznaczenia miejsca śmiertelnego wypadku: czy jest symbolem wiary, czy kulturowo akceptowalnym symbolem śmierci?”.

Ochrona przez pamięć

Wymieniane najczęściej „tylko” w gminnych ewidencjach zabytków kapliczki i krzyże przydrożne są bardzo podatne na zniszczenie. Czasem dochodzi do niego w nietypowy sposób – za sprawą remontów i wprowadzania nowych elementów. Nawet Kościół katolicki – który uznaje kapliczki i krzyże przydrożne za przejaw pobożności ludowej – nie wspomina o nich w rozdziale o miejscach świętych Kodeksu prawa kanonicznego. To sprawia, że brakuje ich inwentaryzacji i dopiero w ostatnich latach pojawiają się oddolne, amatorskie inicjatywy dokumentowania małej architektury sakralnej czy internetowe strony ze zdjęciami i krótkimi opisami krzyży i kapliczek.

Fot. Adrian Spuła
Świątki na rozstajach
Krzyż w Nieznajowej

Na koniec zatrzymajmy się przy jednym konkretnym krzyżu – masywnym, wykonanym z białego kamienia, który dzisiaj, w późnojesienny dzień, mocno kontrastuje z żółtymi trawami porastającymi całą dolinę oraz ciemnozielonymi kopułami gór. To serce Beskidu Niskiego, gdzie po człowieku pozostały tylko drogi. Łatwo sobie wyobrazić wieś Nieznajową sprzed akcji Wisła albo krzyże wykonane przez kamieniarzy z Bartnego na tle zaludnionych łemkowskich chyż – drewnianych, jednobudynkowych zagród.

Koniec końców kapliczki i krzyże niemal zawsze zapowiadają przyszłość – tę, która nadejdzie, gdy w krajobrazie zmienionym przez człowieka zostaną w końcu wyłącznie one.

Tak jak w Muszynie, gdzie pod koniec lat 50. spaceruje Harasymowicz i pisze:

Uliczki kot przeskakuje z jednej rynny na drugą
Maleńkiemu świątkowi ciernie ptaki wyciągają z pięty
I fura ze zbożem bez koni z dyszlem jak laską na ramieniu
Jak dziad wygląda kudłaty, a obok pies leży w kurzu wyciągnięty.

Fotografie pochodzą z albumu „Łem – ukryta kraina” Adriana Sypuły, który w latach 2008-2011 dokumentował ślady życia Łemków między Dunajcem a Osławą

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024


Marcin Żyła

Dziennikarz „Raportu o stanie świata”, autor reportaży i korespondencji na temat m.in. migrantów i uchodźców. Publikuje też wywiady i opowiadania poświęcone tematyce dziedzictwa obszarów górskich.

Popularne