Splątane biografie
Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Wywiady

Splątane biografie

Do końca lutego trwa jeszcze w Fundacji Arton wystawa „Wspólny splot: początki polskiej szkoły tkaniny”, która prezentuje prace Magdaleny Abakanowicz, Jolanty Owidzkiej, Eleonory Plutyńskiej i Anny Śledziewskiej ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Tymczasem kuratorka już zapowiada kolejne monograficzne pokazy z kręgu artystek tkaniny, których archiwa Arton bada, opracowuje i udostępnia. Sięgając do pojemnej metafory tkaniny, można powiedzieć, że ten kameralny pokaz jest jak węzeł, z którego odchodzą rozmaite nitki w przeszłość i przyszłość polskiej „sztuki tkanej”. Wszyscy znają Abakanowicz, wielu kojarzy Sadleya – zaliczanych się do polskiej szkoły tkaniny, będącej objawieniem lat 60. XX wieku, ale, co było przed nimi? I kto współcześnie kontynuuje ścieżkę tkaniny? O tym, gdzie biorą początek – nomen omen – wątki tkackie w polskiej sztuce współczesnej, skąd się wzięła słynna „polska szkoła tkaniny” z Magdaleną Abakanowicz na czele i co kryją archiwa artystek-tkaczek –   opowiada historyczka sztuki i badaczka dr Marika Kuźmicz z fundacji Arton, kuratorka wystawy „Wspólny splot”.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

We „Wspólnym splocie” cofasz się o pokolenie wcześniej, niż słynna tzw. polska szkoła tkaniny, by pokazać prekursorki artystycznego tkania. Czy ta wystawa to wynik twojej pracy w Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich oraz szperania w tamtejszych archiwach?

W pewnym sensie tak. Otóż, jak wspomniałaś, pracuję w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, która na przykład, nie miała nigdy jeszcze rektory, choć proporcjonalnie studiuje w niej dużo więcej studentek, niż studentów. W związku z tym, mam taką potrzebę – i od paru lat próbuję ją realizować wraz z naszymi osobami studenckimi – by wątek kobiecy w historii ASP stał się istotny. Badając archiwum Akademii, które cudem przetrwało wojnę, staramy się poznawać początki tej uczelni, wtedy jeszcze Szkoły Sztuk Pięknych i śledzić losy pierwszych studentek i artystek. Zawsze powtarzam, że kiedy wchodzę do archiwum, mam wrażenie, że te osoby dopominają się tego, by ich historie zostały opowiedziane.

Słyszysz ich wołania?

Nieomal. Historia Akademii została już co prawda napisana, m. in. przez Ksawerego Piwockiego, ale jest to opowieść skupiona właśnie na artystach mężczyznach. Natomiast “matkami Akademii” były pierwsze tkaczki, czyli artystki, które jeszcze w latach 20. XX wieku studiowały w Szkole Sztuk Pięknych i przed II Wojną Światową zaczęły tam swoją pracę dydaktyczną.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Między innymi Eleonora Plutyńska i Anna Śledziewska, których tkaniny i życiorysy zaprezentowałaś na „Wspólnym splocie”.

Był z nimi też profesor Mieczysław Szymański, prowadzący Pracownię Gobelinu, ale niczego mu nie ujmując, to jednak kobiety w większości zajmowały się tkaniną na różnych poziomach.

Mam też poczucie, że wspomniane wykładowczynie-tkaczki przeniosły myśl dydaktyczną przez wojnę, pożogę i zniszczenie, niczym w jakiejś kapsule i przekazały ją kolejnym pokoleniom artystek. Podczas okupacji Plutyńska opiekowała się chorą koleżanką artystką i trochę pracowała twórczo. W 1945 roku, będąc osobą która wcześniej dała się poznać jako skuteczna animatorka życia artystycznego (była m.in. współzałożycielką ŁAD-u) wróciła na Akademię. Zaczęła współpracować z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego oraz innymi instytucjami sztuki. To ona, razem z Anną Śledziewską, swoją działalnością pedagogiczną doprowadziły do tego, że w 1962 roku odbyła się głośna grupowa prezentacja polskich artystów na I Międzynarodowym Biennale Tkaniny w Lozannie. Miało wtedy miejsce odkrycie „polskiej szkoły tkaniny”, którą to nazwę ukuli krytycy szwajcarscy i francuscy.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.
Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Ujmuje mnie, że te wykładowczynie nie tylko międzypokoleniowo dzieliły się wiedzą i doświadczeniami z młodszymi artystkami, ale też międzyśrodowiskowo współpracowały z ludowymi tkaczkami. Śledziewska, choćby jako instruktorka tkactwa ludowego w spółdzielni Len Wileński, zaś Plutyńska, jako współautorka reanimacji ośrodka tworzącego dywany grodzieńskie dwuosnowowe (na zlecenie Katedry Etnografii Uniwersytetu Wileńskiego). Jeździła do Janowa Podlaskiego działając na rzecz odrodzenia tkactwa na Podlasiu i te kontakty kontynuowała po wojnie, która przerwała przecież ciągłość wielu innych inicjatyw. Zastanawiam się, jak tym artystkom udało się tkacką narrację snuć nieprzerwanie i nienaruszoną przekazać dalej?

To fenomen tych postaci, ale także tej szkoły i jest to kobiece dziedzictwo, z którego warto czerpać. To się zresztą już dzieje. Niedawno w bibliotece ASP, w Pałacu Czapskich, miała miejsce wystawa współczesnej artystki Elizy Proszczuk, która wprost odwołuje się do dziedzictwa Plutyńskiej. Nie ona jedna! Tkających kobiet młodszego pokolenia na Akademii jest sporo i same szukają dla siebie prekursowrek. To ich symboliczne artystyczne babki czy wręcz prababki – bo Plutyńską i Śledziewską od Abakanowicz dzielą nie jedna, ale dwie generacje, co dopiero od tych współczesnych dziewczyn. Jest też ciągłość rodzinna. Urodzona w 1886 roku Plutyńska nie miała dzieci, ale miała siostrę, Wandę Szczepanowską, także studiującą w Szkole Sztuk Pięknych, czyli dzisiejszej ASP i zajmującą się tkaniną i farbiarstwem. Podobnie zresztą, jak i bratanica Eleonory i Wandy – Krystyna Szczepanowska-Miklaszewska, także niezwykła postać, której twórczość jest bardzo ciekawa i właśnie ona będzie bohaterką jednej z planowanych przeze mnie monograficznych wystaw.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Kiedy mówisz, że Plutyńska to babka, czy wręcz prababka późniejszych artystek-tkaczek, uświadamiam sobie, że ona urodziła się jeszcze głęboko w XIX wieku, uczyła się w Paryżu u Boznańskiej i należała do pierwszych pokoleń kobiet kształcących się na warszawskiej uczelni. Można by rzec, że była człowiekiem jeszcze z poprzedniej epoki.

Późno zaczęła studia w stołecznej Szkole Sztuk Pięknych, mając już 37 lat, bo wcześniej zaliczyła tę swoją Grand Tour. Czyli wybrała szerokie perspektywy, wiedziała, co jest jej potrzebne w pracy artystycznej. Była bardzo świadomym człowiekiem, co widać w przebiegu jej pracy dydaktycznej, w jej twórczości, ale też potwierdzają to liczne świadectwa.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Co prawda korzeniami tkwiła mocno w tkaninie tradycyjnej, ludowej, ale wychylała się już w stronę wzornictwa przemysłowego. Z kolei Śledziewska zajmowała się szlachetną techniką żakardu.

W tej szkole pojawiły się osoby, które wypełniały różne obszary pracy z tkaniną. Z jednej strony Śledziewska, która miała świetny warsztat i robiła niezwykle trudne tkaniny, uczyła więc podopiecznych dyscypliny i doskonałej techniki. Z drugiej – Plutyńska, która przede wszystkim stawiała na to, żeby ich pootwierać, sprawić, że będą wykorzystywać swoją kreatywność i patrzeć na kolory. To było dla niej bardzo istotne, bo Eleonora była specjalistką od farbiarstwa.

I jeszcze Szymański od gobelinów…

Który również był wybitnym kolorystą, co widać potem u jego ucznia i też wybitnego pedagoga, Wojciecha Sadleya.

Szymański miał bardzo wysokie wymagania, krążą legendy, że jeśli profesor znalazł choćby mały błąd, trzeba było pruć cały gobelin i zaczynać od początku. Na skrzyżowaniu tych postaw rodziła się polska szkoła tkaniny.

Z Akademii wychodziły osoby, które z jednej strony były gotowe na eksperyment, a jednocześnie – mocno osadzone w materii. To zaprowadziło ich do Lozanny. Był to spektakularny sukces polskiej sztuki, który przełożył się na kariery uczestników, nie tylko najsłynniejszej dziś Abakanowicz.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Kto oprócz niej był w tej ekipie?

Jolanta Owidzka, Wojciech Sadley, Ada Kierzkowska, Anna Śledziewska. Krystyna Wojtyna-Drouet i Maria Łaszkiewicz. Zainteresowanie tkaniną to była zresztą w latach 60. światowa tendencja. Artystki w Skandynawii robiły swoje najważniejsze feministyczne manifesty właśnie na tkaninie. We Francji pojawił się postulat odnowienia gobelinu, zaistniały artystki z byłej Jugosławii z Jagodą Buić, czyli główną „konkurentką” Abakanowicz, na czele.

Starsi dali pożywkę, a młodzi tylko na to czekali. Potrzebowali jedynie impulsu, żeby uwolnić własne moce twórcze i po swojemu opowiedzieć tkaninę. Inaczej, ale z użyciem narzędzi, które dostali od poprzedników, a głównie poprzedniczek.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Jak wyglądają badania nad historią tkaniny? Jest pod dostatkiem materiałów archiwalnych?

Sytuacja z archiwaliami wygląda świetnie. Jest tego tyle, że nie wiadomo, w co ręce wkładać. A na dokładkę wszystkie artystki mają dobrze zachowane zasoby własne – kartony, szkice, notatki, obiekty. W archiwach warszawskiej ASP są ich dzienniki praktyk studenckich i dydaktyki. Trochę to ruszono przy okazji wystawy „Splendor tkaniny” w Zachęcie 11 lat temu i to było jak uwolnienie dżina z odkorkowanej butelki. Dziś w samej Warszawie żyją przecież jeszcze artystki tkaczki, albo ich rodziny, które zgromadziły dużo ciekawego materiału, a pamiętają Plutyńską, Śledziewską czy Szymańskiego. Są ich pracownie na Ochocie, Woli, Mokotowie. Przy okazji wystawy poznałam cioteczną prawnuczkę Plutyńskiej, czyli Sunnivę Szczepanowską. Ona również ma bogaty materiał i jest żywą opowieścią, przede wszystkim o swojej babci, Krystynie Szczepanowskiej-Miklaszewskiej.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

Skoro z tego wspólnego splotu wciąż rozchodzą się kolejne wątki i zapowiadasz, że to dopiero początek – kogo chcecie pokazać na kolejnych wystawach? Jakie na nowo odkryte „tkaczki” są warte opowiedzenia ich historii?

Fascynuje mnie postać Anny Buczkowskiej, mamy znanej malarki Doroty Buczkowskiej. Anna to już następna generacja po polskiej szkole tkaniny, była studentką Sadleya. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy jej prace, głównie z przełomu lat 70. i 80., nie umiałam ich do niczego porównać, były tak odmienne od innych. To była ciężko pracująca kobieta, wdowa z małymi dziećmi, a jednocześnie czynna, tworząca artystka. Córki pamiętają ją tkającą cały czas. Barwiła przędzę roślinnymi barwnikami własnego pomysłu, robiła też niesamowite czarno-białe tkaniny, które wyglądają bardziej jak przedziwna grafika, niż materiał.

Kolejna postać, to wspomniana Krystyna Miklaszewska, która była też graficzką. No i Jolanta Owidzka. Niby doceniona, ale nie tak, jakby zasługiwała. Była niezwykle progresywna, współpracowała z Zofią i Oskarem Hansenami. Jej wystawa w Zachęcie, którą zresztą Hansenowie pomagali jej zaprojektować, prezentuje unikalny sposób myślenia o tkaninie, bardzo osadzony w przestrzeni, ale zupełnie inaczej, niż u Abakanowicz.

Fot. Adam Parol / Fundacja Arton
Splątane biografie
Widok wystawy “Wspólny splot” w Fundacji Arton.

U Owidzkiej to było bardziej matematyczne, niż organiczne, tak mi się wydaje.

Tak, modernistyczne w tej czystości form. Marzy mi się, żeby za jakiś czas także nad Owidzką bardziej się pochylić. Żałuję, że się nie poznałyśmy, bo zmarła całkiem niedawno, w pandemii.

Ale nie ograniczam się wyłącznie do kręgu warszawskiej ASP. Stąd w polu moich zainteresowań artystka z Krakowa – Barbara Maroń, z nieco młodszego pokolenia, którą chcę zaprosić do prezentacji. Ma jeszcze inne podejście do tkaniny, bardziej od strony ubioru. Projektowała w latach 80. ubrania, które były dziełami sztuki do noszenia. Co pięknie łączy się z artystką, którą miałam szczęście poznać w Zagrzebiu, a która nazywa się Dubravka Rakoci. W tym samym czasie, co Maroń, robiła podobne pod względem myślenia prace. Często w kolorach, chętnie czerwono-niebieskie. Od sweterków przeszła w duże formy. To tkaniny do otulenia architektury od środka, albo na zewnątrz. Zostają na nich często kontury tych form, materiał zapisuje pamięć architektonicznych kształtów.

Młode i średniego pokolenia artystki, które dziś czerpią z tego źródła, mają świadomość tego dziedzictwa. Same szukają swoich przewodniczek.  A wracając do twojego pierwszego pytania, uważam, że nam – szkole, miastu – bardzo potrzebne jest nazwanie i pokazanie tego kobiecego „kamienia węgielnego”. OK, mamy Jana Cybisa, ostatnio była piękna wystawa Wojciecha Jastrzębskiego w ASP, ale mamy też  Plutyńską, która jest dla mnie wzorem pedagożki, która była nie tylko życzliwa, ale i stymulująca. Nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, a jednocześnie była cały czas twórcza, a spod jej ręki wychodziły zawsze dobre prace. Zrobiła głęboki risercz o tkaninie i umiała się tym podzielić. Czerpała z jeszcze dawniejszej przeszłości, ale wyprowadziła to wszystko w przyszłość.

Zróbmy z niej patronkę Akademii!

Tak! Chcę na Senacie uczelni zgłosić taki wniosek. To mój performance. I nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to propozycja pójdzie do protokołu i może ktoś kiedyś znajdzie ją w archiwum, będzie ślad. Skoro mamy już Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, dla której zresztą Eleonora była bardzo ważna jako wykładowczyni – dajmy też na to szansę Warszawie.

Dr Marika Kuźmicz – polska historyczka sztuki, kuratorka, założycielka i prezeska Fundacji Arton oraz Fundacji im. Edwarda Hartwiga, wykładowczyni Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Wystawa “Wspólny splot” (do 29.02) to zapoczątkowanie badań fundacji Arton nad spuścizną artystek pracujących na polu tkaniny.

Natomiast w najnowszym wydaniu kwartalnika “Spotkania z Zabytkami”, który dostępny będzie na rynku od początku kwietnia, rozmowa z kolekcjonerem kilimów, dr. hab. Piotrem Kordubą, prof. UAM, i kuratorem wystawy o fenomenie polskiego kilimu w Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.

Anna Sańczuk

Dziennikarka, historyczka sztuki, współautorka programów telewizyjnych poświęconych szeroko pojętej kulturze. Współpracowała m.in. z „Rzeczpospolitą”, Polsat News, „Vogue Polska” i vogue.pl. Pisze portrety, teksty o sztuce i wywiady z twórcami.

Popularne

17 pudeł chaosu albo zaskakująco współczesna wrażliwość

Oryginalny i odświeżający widzenie XX-wiecznej fotografii dorobek Danuty Rago został niedawno przywołany wystawą „Fabryka Złudzeń” przez Fundację Archeologia Fotografii. Digitalizowane przez FAF archiwum udowadnia, że zapomniana fotoreporterka potrafiła z artystycznym zmysłem tworzyć zarówno pierwsze sesje reklamowe, ciekawą estetycznie dokumentację industrializacji,...