Wieża książęca w Siedlęcinie, malowidło ścienne.
Wikimedia.org / domena publiczna
Architektura

Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina

Z tego artykułu dowiesz się:
  • dlaczego polichromie są unikatem na skalę kraju
  • dlaczego książę Henryk I jaworski nadaje się na bohatera średniowiecznej literatury
  • jak świętego Krzysztofa pomylono z Matką Boską

We wspaniałym ratuszu Lwówka Śląskiego znajduje się fragment nagrobka, na którym średniowieczny warsztat wyrzeźbił leżące obok siebie postaci mężczyzny i dwornej damy. Bohaterowie tajemniczego dzieła popularnie zwani rycerzem i zakonnicą to w istocie prawdopodobnie książę Henryk I jaworski w towarzystwie żony – Agnieszki. I choć Henryk nie był najsłynniejszym z Piastów, to prawdopodobnie zostawił po sobie dzieło godne najświetniejszych monarchów. Powstałe na jego zlecenie polichromie są nie tylko unikatem na skalę kraju, ale nawet – jak twierdzą niektórzy – jedynym takim zabytkiem na świecie.

Rycerz idealny

Młodzieniec z lwóweckiego nagrobka o ujmująco starannie ułożonych puklach włosów i delikatnych rysach twarzy z wdziękiem podtrzymuje dłoń swojej ukochanej. Druga ręka spoczywa na tarczy, zaś w zgięciu łokcia mężczyzna przytrzymuje miecz. Słowem – przedstawiony jest niemal jako idealny bohater rycerskiego romansu. Dworny dżentelmen, delikatny wobec dam i gotów z odwagą bronić swoich wartości.

Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie” / materiały prasowe
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie” / materiały prasowe

Pod wieloma względami Henryk nadaje się na bohatera średniowiecznej literatury. Wywodził się ze znamienitej rodziny, gdyż ojciec – Bolko I – wziął za żonę Beatrycze Brandenburską, a ponieważ stary książę prędko osierocił syna, trudy wychowania młodego Piasta wzięła na siebie matka i margrabia brandenburski Herman.

Wiemy, że już od 1312 roku Henryk posługiwał się tytułem księcia jaworskiego.

Swoje rządy sprawował tak, by zachować możliwie największą niezależność od potężnych sąsiadów i jak można przypuszczać zasłużył na uznanie innych władców, skoro cztery lata po objęciu księstwa, Ryksa Elżbieta wydała za niego swoją jedyną córkę Agnieszkę. Małżeństwo z czeską królewną było dla księcia jaworskiego nie tylko sprawą szalenie prestiżową, ale również – a może przede wszystkim – otwierało drogę do europejskiej kariery, bo choć czeski król Jan Luksemburski raczej za szwagrem nie przepadał, to jednak Henryk dzięki małżeństwu miał spore szanse na tron w Pradze.

Niełatwe relacje ze szwagrem z pewnością utrudniał jeszcze naszemu księciu fakt, że nie krył się z popieraniem buntowników, marzących o detronizacji Jana Luksemburskiego. Koniec końców po dwóch latach małżeństwa na scenę wkroczył król rzymski Ludwik Bawarski. Jego mediacje przyniosły zaskakujące skutki – Henryk i Jan doszli do porozumienia. Ale nie na długo.

Terytorialny kalejdoskop

Z pewnością Henrykowi nie brakowało ambicji, bo kiedy w 1319 roku wraz ze śmiercią ostatniego przedstawiciela zakończyła się historia dynastii askańskiej, bitny książę jaworski ruszył na wschodnią część Łużyc Górnych, zajmując niebawem Zgorzelec. Żeby jednak nie drażnić teścia – zachodnia część dzielnicy wraz z Budziszynem przypadła w udziale Janowi Luksemburskiemu, a znany nam już z mediatorskich umiejętności Ludwik Bawarski zaakceptował taki podział.

Fot. RAFAL JABŁONSKI / EAST NEWS
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, 2006 r.

Nie upłynęło jednak kilkanaście lat, a mieszkańcy Zgorzelca z nieznanych nam dziś pobudek zwrócili się do czeskiego władcy z prośbą – pytali, czy nie byłby skłonny przejąć ich ziem w posiadanie. Jan Luksemburski ani myślał tracić okazji i chętnie przyłączył dzielnicę do czeskiej korony. Henryk nie był zapewne zachwycony takim obrotem spraw, ale na otarcie łez otrzymał w dożywotnie władanie czeskie miasta – Hradec Kralowe i Trutnov.

Nie oznacza to bynajmniej, że terytorialny kalejdoskop się zatrzymał. 4 stycznia 1337 roku Henryk I zgodził się we Wrocławiu na oddanie pozostającej w jego rękach reszty Łużyc w zamian za księstwo głogowskie. Cały ten pozorny bałagan był jednak planowym działaniem obliczonym na konkretny cel.

Będąc panem na Głogowie nasz książę stał się najpotężniejszym władcą na Śląsku co oczywiście skłaniało czeskich władców do odnoszenia się do niego z większym szacunkiem, a zdanie Henryka nabrało większej wagi.  

Zakładając, że kamienna płyta ze Lwówka rzeczywiście wyobraża zręcznego politycznie księcia jaworskiego, przyznać trzeba, że warsztat rzeźbiarski pochlebił zmarłemu władcy. Historycy przyjmują, że Henryk urodził się w pierwszej połowie lat 90. XIII stulecia, zaś jako datę śmierci księcia źródła podają wiosnę 1346 roku. Nietrudno więc policzyć, że dożył około pięćdziesięciu lat, a na tyle z pewnością rzeźbiony rycerz nie wygląda.

Wieża do mieszkania

Wiele wskazuje na to, że już w 1312 roku niespełna dwudziestoletni Henryk I zlecił w Siedlęcinie budowę wieży mieszkalnej. Miała być ona widomym znakiem panowania księcia w Dolinie Bobru, ale także jedną z jego rezydencji.

Pomysł wzniesienia wieży do mieszkania nie był w XIV wieku ewenementem. Wieże mieszkalne stanowią francuski wynalazek, który do architektonicznej praktyki przeniknął już w X wieku. Początkowo ta specyficzna forma rezydencji podyktowana była obronnymi koniecznościami w czasach normańskich najazdów, ale już dwa wieku później w całej niemal Europie zaczęto budować drewniane i kamienne wieże zapewniające nie tylko bezpieczeństwo, ale także podkreślające zamożność lokalnych władców lub najpotężniejszych rycerzy.

Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie” / opracował Paweł Rajski.
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, symulacja widoku obiektu z XV wieku, opracował Paweł Rajski. Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie”.

Na terenie Dolnego Śląska ten malowniczy typ budowli zaczął się upowszechniać się niemal wiek przed Henrykiem, a o jego popularności świadczy fakt, że do dziś zachowało się około trzydziestu takich budowli. Oczywiście żadna z nich nie może równać się z siedlęcińską.

Pierwotnie wniesiony w Dolinie Bobru gmach liczył pięć kondygnacji.

Najniższą przeznaczono na cele gospodarcze – tutaj krzątała się służba dbająca o Henryka i jego żonę – księżniczkę Agnieszkę, która na dworze praskim nawykła przecież do wykwintu i splendoru.

Pierwsze piętro pełniło rolę mieszkalno-administracyjną (jest tam główne wejście oraz – świadczące o roli kaplicy/oratorium – malowidło z przedstawieniem Matki Boskiej z Dzieciątkiem).

Trzecia kondygnacja mieściła Wielką Salę – tzw. świetlicę, do której przylegała ciepła izba – wykorzystywana przez Henryka do prywatnych rozmów ze swoimi gośćmi.

Na czwartej znajdowały się pokoje książęcej pary.

Malowidła i śmierć

Wśród badaczy nie ma w kwestii daty powstania dzieła zgody. Jedni uczeni przyjmują, że już w drugiej ćwierci XIV wieku do Wielkiej Sali mieszczącej się na trzeciej kondygnacji wkracza warsztat wędrownych malarzy, inni mówią, że unikatowa dekoracja malarstwa powstawała w latach 30. wspomnianego stulecia. Jeśli rację mają Ci pierwsi, to zlecenie wykonania malowideł mogło nastąpić po śmierci lub krótko przed śmiercią Henryka I jaworskiego. Być może to tłumaczyłoby fakt nieukończenia malowideł.

Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie” / materiały prasowe
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, polichromie. Fot. dzięki uprzejmości Stowarzyszenia „Wieża Książęca w Siedlęcinie”.

Przypuszczalnie to właśnie Henrykowi zawdzięczamy ten niezwykły zabytek, choć nie mamy pewności, że książę jaworski zobaczył dzieło na bardzo zaawansowanym etapie. Wiemy natomiast, że po bezpotomnej śmierci władcy, na mocy zawartego wcześniej układu, księstwo przeszło w ręce w jego bratanka Bolka II. Być może bywał on w Siedlęcinie i śledził powstawanie niezwykłych dekoracji malowanych na suchym tynku.

Z ustaleń historyków wynika, że w 1368 roku (lub krótko po) wdowa po Bolku II, także nosząca imię Agnieszka, sprzedała rezydencję rycerzowi Jenchinowi von Redern. A zatem do tego roku wieża musiała być jeszcze w rękach książęcej rodziny.

Jako siedziba rycerska w niemal niezmienionym stanie wieża przetrwała ponad dwa stulecia. Dopiero w 1575 roku, podczas odbudowy zniszczonych pożarem części budowli, postanowiono nadbudować najwyższą kondygnację zamurowując krenelaż.

Budowla, która w średniowieczu mogła poszczycić się rolą książęcej siedziby z czasem straciła na znaczeniu. W jej otoczeniu rozwijał się folwark znajdujący się od 1732 roku w rękach magnackiego roku Schaffgotschów, którzy aż do zakończenia II wojny światowej mogli chlubić się posiadaniem gotyckiej wieży. Czy jednak zdawali sobie sprawę z rangi posiadanego skarbu?

Odkrycie inspektora podatkowego

Na przestrzeni kilkuwiekowej historii wieży w Siedlęcinie, któryś z jej właścicieli uznał namalowane w połowie XIV wieku dekoracje wielkiej sali za na tyle nieatrakcyjne, że nakazał pokryć je tynkiem i farbą.

W ciągu kolejnych dekad skutecznie zapomniano, że pod warstwą zaprawy kryją się gotyckie dzieła i jeszcze w połowie XIX stulecia nikomu raczej nie przyszło do głowy spodziewać się na ścianach wieży tak wysokiej klasy dzieł.

Jakie musiało być zdumienie jeleniogórskiego inspektora podatkowego Wilhelma Klosego, gdy w 1887 roku odkrył pod warstwą tynku fragment średniowiecznej warstwy malarskiej. Swoją drogą, bardzo ciekawą mnie kulisy tego wydarzenia, bo niejeden, nawet najbardziej sumienny inspektor podatkowy nie szukałby pod starym tynkiem. Czego szukał Klose – nie wiemy. Wiemy za to, co odnalazł.

Odkrycie nie wzbudziło jednak chyba szczególnie wielkiej sensacji, skoro siostra cesarza Charlotta von Sachsen-Meiningen, odwiedzając Siedlęcin w 1896 roku, wstąpiła do wiejskiego kościoła ewangelickiego, ale do odwiedzenia wieży i zobaczenia malowideł wcale się nie kwapiła.

Wielką sensacją malowidła miały się okazać dopiero kilka dekad później.

Romans czy klasztor?

Początkowo przypuszczano, że odkryty przez urzędnika skarbowego fragment malowideł stanowi część opowieści o Iwajnie, bohaterze XII-wiecznego romansu rycerskiego z Francji, trzeba było jednak odkryć całość, by móc odczytać malowaną historię.

Ludwig Schneider / CC BY-SA 3.0 / Wikimedia.org
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, malowidło ścienne, sir Lancelota z Jeziora i Key, 2013 r.

W 1936 roku do Siedlęcina przyjechał wrocławski malarz Johann Drobek, którego zadaniem było zakonserwowanie gotyckiego malarstwa ściennego w wieży. Drobek okazał się jednak kiepskim kandydatem na konserwatora, bo przemalował dzieło, nie dbając raczej o wierność oryginałowi i dość swobodnie domalowując brakujące partie. Miał swoją wizję i postarał się o to, by zabytek spełnił jego własne malarskie oczekiwania. Być może dzięki kontrowersyjnym zabiegom malarza, przedwojenni badacze pisali o dziele jako opowieści o fundacji cysterskiego klasztoru w Krzeszowie.

Wydaje się, że francuski romans rycerski leży dość daleko od pobożnej opowieści o fundacji klasztoru, ale w historii interpretacji siedlęcińskich malowideł nie jest to najjaskrawsza skrajność. Kiedy Tadeusz Dobrowolski pisał syntezę sztuki polskiej, nie pominął wieży z Doliny Bobru, zachwalając wysoką klasę artystyczną zabytku, widział w naściennych dekoracjach radę monarszą, dworzan oraz zakonników poruszających się konno. Tknięty słuszną intuicją dodał, że być może sceny wywiedzione są z literatury rycerskiej.

Ręce czyste i nieczyste

Niektórzy piszą, że to najstarsze świeckie malowidła w Polsce, inni dodają – że jedyne na świecie zachowane in situ, czyli w swoim pierwotnym miejscu, polichromie opowiadające historię o Sir Lancelocie z Jeziora, bo też po dekadach błądzenia, udało się wreszcie jednoznacznie określić temat dekoracji malarskiej.

Fot. ZOFIA I MAREK BAZAK / EAST NEWS
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie. Fresk z przedstawieniem pojedynku sir Lancelota z Sagramourem. W dolnej części – sir Lancelot uzdrawia Urryego de Hongre.

Opowieści o najsłynniejszym z rycerzy Okrągłego Stołu zajmują niemal trzydzieści trzy metry kwadratowe, towarzyszy im wspomniany św. Krzysztof oraz dodatki. Opowieść z południowej ściany rozpoczyna się przedstawieniem dwóch par, symbolizujących dwa rodzaje miłości. Pierwsza z nich, wyobrażona jako szlachetny rycerz z panną to oczywiście miłość cnotliwa, podczas gdy druga, przedstawiona jako umizgi rycerza i mężatki, opowiadać będzie o grzesznym uczuciu. Poniżej znajdziemy cztery postaci interpretowane jako wstający z grobów zmarli, co łączyć można z nagrodą za obyczajne życie. Jednak w świetle częściowo odczytanych przez Ritę Probst tekstów umieszczonych w banderolach, były to raczej przestrogi przez “pobłądzeniem na ścieżkach grzesznych uczuć”.

Opowieść o Lancelocie należy czytać od dołu. Niższy pas kompozycji prezentuje wyprawę bohatera w towarzystwie jego kuzyna Lionela. Z rozczulającym wdziękiem gotyccy artyści przedstawili drzemkę Lancelota pod jabłonią, choć kulminacją tej części malowideł jest skrząca się dynamizmem scena pojedynku rycerza i Tarquina, który oczywiście niechybnie musiał ponieść śmierć.

Wikimedia.org / domena publiczna
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, malowidło ścienne.

Górny pas opowiada o grzesznej miłości Lancelota do zaślubionej z królem Arturem pięknej Ginewry. Urodziwa ukochana rycerza najpierw przebywa na tle zamku Camelot, który średniowieczni mistrzowie oddali z niemal disneyowską fantazją, następnie udaje się na konną przejażdżkę, choć sielską scenę mąci- jak pisał Jacek Witkowski – nagle porwanie. Lancelot ratuje królową, ulega jej wdziękowi i w finałowej scenie trzymają się za ręce.

Ciekawe, że zarówno fragment domniemanej tumby grobowej Henryka I i czeskiej królewny Agnieszki, jak i malowidła w jego wieży wykorzystują motyw ściskającej sobie dłonie pary. Jest między nimi jednak ważna różnica – na nagrobku małżonkowie podają sobie prawice, bo ich związek był zaaprobowany przez papieża i ze wszech miar cnotliwy, zaś grzeszny Lancelot mógł uścisnąć rękę Ginewry lewą dłonią, na znak nieczystości ich uczucia.

Około 1370 roku wystrój sali uzupełniły malowidła z herbami ówczesnych właścicieli wieży – rodów Redern i herbu Zedlitz, choć najbardziej tajemnicze wydają się późniejsze od opisanych wcześniej polichromii szkice naniesione na północną ścianę –  wspaniały konny rycerz w pełnym rynsztunku, trzymający tarczę i kopię nosi herb Redernów. Dlaczego przerwano pracę nad malowaniem dumnego rycerza? Nie dowiemy się chyba nigdy.

PGR w PRL

W latach II wojny światowej ustronna Dolina Bobru odległa od działań zbrojnych wydawała się doskonałym miejscem do ukrywania dzieł sztuki. Wrocławskie Muzeum Rzemiosła i Starożytności urządziło w wieży magazyn, w którym przechowywano cenne dzieła sztuki. Swoje skarby w średniowiecznej rezydencji zdeponował także Instytut Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego oraz sami właściciele zabytku – chlubiący się imponującą biblioteką Schaffgotschowie przewieźli ze swoich licznych rezydencji najcenniejsze książki, rękopisy i druki ulotne.

Gdy do Siedlęcina zbliżał się front, część przechowywanych w wieży skarbów ruszyła w dalszą drogę, zaś pozostałe musiały dzielić miejsce z rannymi trafiającymi do zaimprowizowanego w średniowiecznych pomieszczeniach szpitala polowego.

Jerzy Strzelecki / CC BY 3.0 / Wikipedia.org
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, 2012 r.

Rzeczpospolita Ludowa obeszła się z zabytkiem bez skrupułów. Folwark stał się PGR-em, a wnętrza oficyny przed wieżą zdewastowano ściankami działowymi, by dostosować je do funkcji mieszkań pracowniczych.

Ale wiedzy i wyobraźni brakowało także po upadku PRL-u. W 1998 roku w wieży organizowano Festiwal Pieśni Dworskiej. Zabytek wydawał się idealnym miejscem na takie wydarzenia, a i pozornie dla samej wieży funkcja kulturalna jest o niebo stosowniejsza od magazynowo-mieszkaniowej. Niestety jesienne chłody na tyle dały się uczestnikom festiwalu we znaki, że ktoś postanowił rozpalić ognisko w starym kominku na drugiej kondygnacji. Niebawem w stronę wieży mknęły wozy straży pożarnej, którym szczęśliwie udało się ugasić pożar.

Szczęśliwe zakończenie

Wieża ma w sobie coś czarująco baśniowego, i jak to w bajkach bywa – opowieść doczekać się musi szczęśliwego finału.

Zabytkiem opiekuje się Fundacja „Zamek Chudów”, którą aktywnie wspiera powołane w 2010 roku Stowarzyszenie „Wieża Książęca w Siedlęcinie”, dzięki którym początek XXI wieku zapisze się w historii zabytku jako czas wielkich i – co niezwykle istotne – profesjonalnie prowadzonych konserwacji.

Dzięki temu do dziś podziwiać możemy gotyckie sedilia w reprezentacyjnej części gmachu, goście wieży mogą także zerknąć do wykusza latrynowego dającego wyobrażenie o niewygodach realizowania fizjologicznych potrzeb w poprzednich wiekach, warto także zwrócić uwagę na XIV-wieczne drewniane rygle zapewniające siedlęcińskim rezydentom spokój nawet w najburzliwszych czasach.

Fot. ZOFIA I MAREK BAZAK / EAST NEWS
Rycerze z PGR-u. Niezwykła historia średniowiecznych malowideł z Siedlęcina
Wieża książęca w Siedlęcinie, 2016 r.

Najnowsze badania dendrochronologiczne pozwoliły ustalić, że znaczna część belek stropowych pochodzi z wycinek prowadzonych w latach 1313-1315, nie mniejsze wrażenie robi jodłowo-świerkowa więźba dachowa z roku 1576, zaś archeologicznym eksploracjom zawdzięczamy wydobycie z ziemi artefaktów stanowiących niegdysiejsze wyposażenie wieży, które dziś pokazywane są w gablotach.

Dawni turyści nieraz przedkładali potrzebę udokumentowania swojej obecności nad troskę o zabytek, stąd też znaleźć można ryte w tynku nazwiska i daty, nie polecam jednak być jak niejaki Martin, który 1644 roku odwiedził wieżę, choć wybrać się tutaj zdecydowanie należy.

Paweł Bień

Historyk sztuki, kulturoznawca, muzealnik i publicysta. Autor kilkudziesięciu tekstów popularnonaukowych, relacji z muzealnych podróży, programów towarzyszących wystawom, popularyzatorskich materiałów wideo i gospodarz podcastu "DNA muzyki polskiej", kurator wystawy "Cisza w przestrzeni. Prace Alfreda Lenicy na papierze" (Warszawa 2023). Adiunkt w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Popularne