
- do czego są potrzebni nawet mierni rysownicy
- czemu niewiele zostało z dawnej Oleśnicy, choć wyszła z wojny bez szwanku
- co z miastem miały wspólnego panie Czartoryskie
Zaczynamy od topografii miasta. Zajmująca sporą część niewielkiego pomieszczenia makieta wykonana została m.in. na podstawie twórczości Friedricha Bernharda Wernera, niestrudzonego rysownika rodem z Kamieńca Ząbkowickiego, którego weduty – panoramy miast – są dzisiaj cennym źródłem dla badaczy przeszłości Śląska. Werner nie zapisał się w historii sztuki jako wybitny lub chociażby wyróżniający się artysta, w niezwykle skrupulatny sposób potrafił natomiast odwzorować dokumentowany przez siebie wycinek rzeczywistości. Jego rysunki, przedstawiające niejednokrotnie całe miasta, wykonywane były z kartograficzną niemal dokładnością, choć, co warto podkreślić, Werner nie dysponował przecież choćby przybliżonymi pomiarami portretowanych obiektów.
Spojrzenie na układ urbanistyczny Oleśnicy sprzed trzech stuleci, a więc w momencie, w którym utrwalił go dolnośląski artysta, uwidacznia zmiany, jakim przez następne lata podlegała tkanka miejska. XVIII wiek to bowiem ostatni okres, w którym wciąż istniały charakterystyczne cechy Oleśnicy z okresu średniowiecza, jak choćby kompletny pierścień murów obronnych i cztery bramy miejskie. Trzy z nich rozebrano w latach 60. XIX wieku, co wiązało się z postępującym rozwojem gospodarczym i powiększaniem samego miasta – obecność bram utrudniałaby transport towarów.

Jedynie tzw. Bramę Wrocławską ocalono, gdyż przeciwko jej wyburzeniu opowiedział się sam Fryderyk III, który, jeszcze nie jako cesarz, lecz następca tronu, w 1866 roku odwiedził miasto. Rzut oka na znaczną liczbę mieszczańskich kamienic, z których większości nie odnajdziemy we współczesnej Oleśnicy, pozwala uzmysłowić sobie ogrom strat, jakich miasto doznało już w wieku XX – destrukcja dużej części zabytkowej substancji dokonała się nie z powodu działań wojennych (w styczniu 1945 Armia Czerwona zdobyła Oleśnicę praktycznie bez większych zniszczeń), lecz na skutek późniejszych pożarów, które w ciągu następnego półrocza strawiły – według różnych szacunków – między 50 a 80 procent ówczesnego miasta. Wątki te rozwijane są w dalszych częściach wystawy.
Jedną z sal, pełniącą funkcję mediateki, zdobią reprodukcje portretów czworga postaci w różny sposób powiązanych z Oleśnicą. Pierwsze dwie to niemieccy pisarze – Gustav Freytag oraz Karl von Holtei, kolejne – Izabela Czartoryska oraz Maria z Czartoryskich-Wirtemberska. O ile powiązanie z Oleśnicą pierwszych dwóch nie nastręcza wielu trudności (Freytag, skądinąd należący do najważniejszych pisarzy niemieckich swojej epoki, był absolwentem oleśnickiego gimnazjum a von Holtei był związany z Oleśnicą rodzinnie i często w niej bywał), o tyle obecność Izabeli i Marii Czartoryskich jest już bardziej problematyczna. Maria, będąca przejazdem w Oleśnicy, poświęciła miastu dwie strony opisu w swoich wspomnieniach, jej matka Izabela – zaledwie kilka zdań. Wystawa zachowuje więc parytet płci i narodowości, prezentując ważne dla kultury niemieckiej i polskiej postacie, jednak zachowanie podobnej równowagi można odczytać jako próbę nadania miastu post factum nieco bardziej polskiego charakteru niż miało ono w rzeczywistości.
Równowaga nowego ze starym
Trzeba tu wyjaśnić, że po śmierci ostatniego z miejscowych Piastów, Konrada X Księstwo Oleśnickie znalazło się pod panowaniem czeskim, a później niemieckim i to niemiecka historia zapisała tu najwięcej kart. Zawiłościom historycznym w okresie istnienia księstwa (do 1884 roku) poświęcona jest osobna sala – tu każdej z panujących w Oleśnicy dynastii (Piastowie, Podiebradowie, Wirtembergowie i Welfowie) poświęcono osobne stanowisko multimedialne i to ten segment narracji jest miejscem, które zdecydowanie najbardziej skorzystałoby, gdyby muzeum dysponowało kilkukrotnie większą przestrzenią (i z pewnością także budżetem). Poczet oleśnickich władców to bowiem galeria intrygujących, oryginalnych, nierzadko wręcz osobliwych postaci, a kulisy sprawowania władzy w niewielkim księstwie są nie mniej interesujące od wielkiej polityki, której aktorami są cesarze i królowie. W idealnych warunkach osobną salę słusznej wielkości powinna mieć każda z dynastii. Tutaj jednak zdecydowanie wygrały względy przestrzenno-finansowe. I tak też narracja historyczna, oszczędnie operująca przestrzenią, prowadzona jest do końca.
„Kompaktowość” muzeum uzasadnia zresztą sporą liczbę multimediów – oprócz urządzeń pozwalających zapoznać się z sylwetkami poszczególnych książąt, na ekspozycji znalazły się także instalacje służące do przeglądania starych map, zdjęć, rycin czy też gra wideo, przeznaczona dla najmłodszych zwiedzających, w której gracz ruchem własnego ciała steruje postacią przemieszczającą się po XVIII-wiecznej Oleśnicy. Między multimediami, a eksponatami panuje równowaga, poszczególne obiekty prezentowane są w minimalistycznych gablotach, uszeregowane tematycznie. Do najcenniejszych należą lokalne monety wybijane przez poszczególnych oleśnickich książąt a także tzw. skarb groszy praskich.
Ulokowanie Oleśnickiego Domu Spotkań z Historią w kamienicy przy ulicy Bocianiej 11, będącej pierwotnie częścią założenia zamkowo-obronnego, sytuuje zwiedzających niejako w centrum wydarzeń opisywanych na wystawie – tuż obok Zamku Książąt Oleśnickich i połączonej z nim najcenniejszej świątyni miasta – bazyliki mniejszej pw. św. Jana, niedaleko miejskiego rynku. Daje to możliwość łatwego porównania współczesnej Oleśnicy z jej historyczną wersją, potraktowania zwiedzania muzeum jako preludium wycieczki po mieście lub też jej zwieńczenia. Trzeba jednak pamiętać, że to, co najcenniejsze w tym dolnośląskim mieście, to jego zabytki, a tym przyjrzymy się bliżej po wyjściu z muzeum. Zaledwie kilka miesięcy temu dzięki staraniom Fundacji Kachny zakończyła się żmudna restauracja bezcennego metalowego sarkofagu księcia Sylwiusza Nimroda, pierwszego z oleśnickich Wirtembergów, spoczywającego w krypcie kościoła św. Jana Apostoła. W kolejce czeka już ponad dwadzieścia innych, które być może kiedyś także odzyskają dawny blask. Pewne jest jedno – kontakt z autentycznym dziełem sztuki sprzed wieków, a tych w Oleśnicy nie brakuje, to doskonałe uzupełnienie wizyty w muzeum.