Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Drugiego takiego zbioru nie ma nie tylko w Polsce. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to najważniejsza kolekcja porcelany miśnieńskiej w Europie Środkowej. Zestaw dzieł stworzonych w słynnej manufakturze, założonej przez króla polskiego i elektora saskiego – Augusta II Mocnego. Teraz wreszcie można ją zobaczyć na stałej wystawie w Zamku Królewskim na Wawelu.
Wszyscy lubimy kategorię „naj”. Ja wolę powiedzieć, że
wawelska kolekcja porcelany jest z pewnością jedną z najbardziej liczących się.
Mimo że liczebnie ustępuje takim muzealnym potęgom w tej dziedzinie jak drezdeński Zwinger, Rijksmuseum w Amsterdamie (zwłaszcza po niedawnym zakupie prywatnej kolekcji Oppenheimerów) czy Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, to przecież nie zawsze o ilość chodzi. A o jej jakości niech świadczy fakt, że są tu prawdziwe cacka. W kolekcji wawelskiej znajdują się choćby elementy jednego z najsłynniejszych kompletów porcelany – tzw. serwisu łabędziego, wyprodukowanego dla saskiego ministra Henryka Brühla. Dziś jest wręcz uważany za arcydzieło sztuki użytkowej, a jego elementy znajdują się w najbardziej znanych muzeach świata.
Jest w tym zbiorze także słynny serwis stworzony dla Aleksandra Józefa Sułkowskiego, zaprojektowany przez słynnego modelarza miśnieńskiej manufaktury – Johanna Joachima Kändlera, nazwanego nawet „ojcem europejskiej rzeźby porcelanowej”.
Można też wymienić elementy tzw. serwisu koronacyjnego z herbami polsko-saskimi. Został stworzony w roku koronacji Augusta III na króla Rzeczypospolitej. Komplet ten zapoczątkował serie serwisów heraldycznych, które zamawiali dygnitarze związani z dworem.
Przechodząc na wystawę, mijamy znakomite interwencje artystyczne współczesnego malarza Łukasza Stokłosy, który w swoich dziełach lubi zatrzymywać zwietrzały już nieco dawny splendor pałacowych wnętrz. Jego dzieła inspirowane artefaktami z czasów dynastii saskiej świetnie się komponują ze słynnymi kurdybanami z pałacu w Moritzburgu koło Drezna, powstałymi pierwotnie zresztą na zlecenie Augusta II Mocnego.
Z kolei sama ekspozycja streszcza wszystkie najważniejsze zagadnienia, które dotyczą nie tylko narodzin manufaktury miśnieńskiej, lecz także zjawisk formalnych, które zachodziły w obszarze jej produkcji. I przeprowadza widza przez te meandry bardzo umiejętnie, bez dydaktycznego mozołu, jakby mimowolnie. Uzupełniona o meble, szkło czy srebra, opowiada przy okazji o kulturze stołu w dawnej Rzeczypospolitej.
Porcelana w XVIII wieku nie tylko dorównała dalekowschodnim pierwowzorom, ale wręcz je prześcignęła. Stała się „białym złotem”.
Określenie to zresztą nie jest przypadkowe, gdyż odkrycie recepty na jej stworzenie udało się przy okazji alchemicznych poszukiwań przepisu na uzyskanie cennego kruszcu.
Wystawa prowadzi przez fascynacje dalekowschodnią sztuką. Zobaczymy m.in. jeden z pierwszych produktów miśnieńskich. Natrafimy też na dzieła przygotowane w stylu kakiemona, czyli ryżowe płoty i snopki, drobne kwiaty, gałązki sosny, chryzantemy, przedstawienia skał. Pojawiają się tu także mitologiczne stworzenia, jak ptaki Hō-ō oraz smoki czy lwy. Oczywiście zobaczymy tu także motywy chinoiserie, czyli inspiracje sztuką Chin, tak typową dla stylu rokoka, albo tzw. kwiaty indyjskie.
Z czasem jednak rozwiązania formalne zostają zdominowane przez tematykę lekkich dworskich i pasterskich scenek w duchu sztuki Watteau czy Bouchera. Egzotyczne kwiaty zmieniają się w naturalistycznie ujęte wizerunki roślin czy owadów
(to czasy oświeceniowych badań botanicznych i pojawiających się sztychów wzorniczych), znanych w literaturze jako tzw. kwiaty niemieckie (Deutsche Blumen). Europejska porcelana wybiła się tym samym na niepodległość, zrywając z estetyczną tradycją Dalekiego Wschodu. Rokoko rozgościło się na dobre.
Są w tej kolekcji także obiekty bardzo rzadkie i wyjątkowej urody – jak serwis cytrynowy, jeden z elementów daru Krystyny Czapskiej. Rzecz wciąż szerzej w literaturze nieznana i właściwie w wielkich kolekcjach niemająca odpowiednika – nie licząc może „cytrusowych” pojemników porcelanowych. I zresztą dary to zupełnie osobny rozdział tej historii, która przecież zaczęła się właśnie od daru Tadeusza Wierzejskiego. To on
Od końca lat 30. XVIII wieku rodzą się w Miśni porcelanowe figurki inspirowane życiem dworskim. Grupy statuetek „krynolinowych”, aktorów commedii dell’arte oraz polskich dworzan w strojach szlacheckich. Miały być ozdobnikami stołów i umilać wizualnie czas posiłków.
Wreszcie powstaje także tzw. małpia orkiestra. To zestawy przedstawiające dworską orkiestrę, które wyewoluowały z motywu singerie, przedstawiającego małpy ubrane w dworskie stroje, naśladujące karykaturalnie zachowania ludzi. Za ich powstanie odpowiadali wspomniany już Johann Joachim Kändler i Peter Reinicke. Te figurki stały się z czasem niezwykle popularnym elementami – ich wersje zaczęła nawet kilka lat później produkować manufaktura berlińska, założona przez króla Fryderyka II. A jak wiadomo, nie ma lepszego dowodu popularności niż naśladownictwo.
Są wreszcie wyjątkowe obiekty zwierzęce, jak naturalnej wielkości lis z kurą w pysku Johanna Gottlieba Kirchnera (jeden z sześciu zachowanych na świecie), a także mopsy – w okresie rokoka były doceniane nie tylko jako rasa psów wyhodowanych na dworze cesarza Chin, lecz także jako symbol przynależności do… wolnomularskiego Zakonu Mopsa.
Dość widoczny w kontekście całości zbiorów wawelskich jest brak elementów serwisu ślubnego Marii Leszczyńskiej, który jest obecnie prezentowany w Skarbcu Koronnym. Zapewne nie chciano dekomponować innej wystawy stałej, niemniej jest to brak zauważalny. Zwłaszcza że mówimy o obiektach najwyższej klasy. Kilka lat temu Wawel na aukcji w Paryżu próbował dokupić kilka elementów, pochodzących z tego niewielkiego, 56-elementowego zbioru. Choć muzeum wylicytowało dzieła, następnego dnia okazało się, że z prawa pierwokupu skorzystał Wersal. To wystarczy za glejt jakości.
Zwieńczeniem wystawy jest porcelanowa grupa Ukrzyżowania autorstwa Johanna Joachima Kändlera. Druga taka grupa jest przechowywana w Dreźnie. To są jedyne dwa egzemplarze, które dotrwały do naszych czasów.
Grupa rzeźbiarska pokazana została tak jak wszystko na tej wystawie – żeby można było zobaczyć ją z każdej strony, docenić absolutną perfekcję w oddaniu najmniejszych detali, a także zachwycającej ekspresji tego dzieła.
Co warte podkreślenia, dzieło trafiło na Wawel w nie najlepszym stanie. Przeszło na przełomie XX i XXI wieku gruntowną renowację. Dzięki zachowanym w manufakturze w Miśni formom udało się nawet uzupełnić brakujące palce niektórych postaci. Jako anegdotę warto wspomnieć, że nie zachowała się forma tabliczki z napisem INRI, wiszącej na krzyżu, nazywanej Titulus Crucis. Jan Kostecki w pokoju hotelowym rozwałkował masę porcelanową… butelką, a następnie uformował z niej taką właśnie tabliczkę.
Tu warto wspomnieć, że zamknięciem wystawy jest właśnie historia konserwacji porcelany – w moim odczuciu niestety zbyt skromna. To materiał na osobny rozdział, a nie kilka zdań w trakcie czy na zakończenie. Niemniej dobrze, że te wątki także się pojawiają na wystawie.
Ekspozycja została wymyślona jako labirynt luster. Nie tylko pozwala to optycznie powiększyć przestrzenie wystawiennicze (którymi są zaledwie przecież trzy pomieszczenia Prywatnych Apartamentów Królewskich), lecz także ma wymiar praktyczny – pozwala obejrzeć porcelanowe obiekty z każdej właściwie strony. I dodatkowo daje poczucie gier z przestrzenią. Ma się wrażenie, że porcelana właściwie lewituje.
Dobrze, że zrezygnowano z zastosowania szczegółowych opisów w gablotach. To ekspozycja wrażeniowa, a dla osób chcących sięgnąć głębiej przygotowano odpowiednie stanowiska. Aranżacja pozostaje czysta i niezakłócona nadmiarem opisów.
Znakomicie są też odmierzone proporcje między mrokiem panującym w tych przestrzeniach i światłem. Szyby gablot właściwie są niezauważalne. Ma się wrażenie bezpośredniego kontaktu z obiektem.
Cieszę się, że na tej ekspozycji pojawia się kredens jako „sugestia” typowego dotąd dla prezentacji porcelany mebla. To rozwiązanie prezentuje w pełni, że taka gablota zazwyczaj więcej zakrywa, niż pokazuje. Porcelana jest w nich ozdobnikiem mebla. W tej aranżacji – zgodnie z założeniem – te kruche dzieła są pierwszoplanowymi bohaterami. I w pełni na to zasługują.
„Gabinet porcelanowy”, Zamek Królewski na Wawelu, nowa wystawa stała
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2024
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Z dr. hab. Andrzejem Betlejem, prof. UJ, dyrektorem Zamku Królewskiego na Wawelu, nie tylko o dziedzictwie, lecz także o sztuce współczesnej, wsłuchiwaniu się w oczekiwania publiczności, leżakach oraz zakupach muzealnych – w tym o najnowszym, czyli „Madonnie z dzieciątkiem” Giovanniego Belliniego – rozmawia Łukasz Gazur
Podczas uroczystego balu ku czci Józefa Ignacego Kraszewskiego, z okazji 50-lecia pracy twórczej, wydanego w Sukiennicach, rozpoczyna się historia Muzeum Narodowego...
Kiedy mowa o kopcu Krakusa, po prostu nie da się uciec od tego konkretnego zdjęcia. Chociaż od kiedy wynalazek fotografii zawitał do Krakowa, powstały ich tysiące, jedno zdjęcie z lat 30. wygrywa konkurencję z wszystkimi. Nastrojowe widoczki zdejmowane przy pomocy dronów, w godzinie, kiedy kładą się długie cienie, a świat wydaje się wreszcie miejscem przychylnym dla ludzi, bledną wobec tego widoku. W obliczu tego jednego obrazu nijaczeją inne stare zdjęcia i wszystkie nowe...