„Riefenstahl”, reż. Andres Veiel, 2024 r.
Millennium Docs Against Gravity
Recenzje

Piękno w służbie zbrodni

Przedwojenne kino kojarzy się z pociesznymi gagami, szlagierami śpiewanymi przez lata czy gwiazdami o  przeciągłych spojrzeniach. Dokument Veiela zmienia naszą perspektywę i zmusza nas do skonfrontowania się z brutalnym pytaniem: ile krzywdy mogły wyrządzić stare filmy?


Fot. Millennium Docs Against Gravity
Piękno w służbie zbrodni
„Riefenstahl”, reż. Andres Veiel, 2024 r.

Leni Riefenstahl, reżyserka i aktorka, którą można śmiało wziąć za jedną z twórczyń – obok architekta, Alberta Speera – wizualnej potęgi NSDAP, nie rozumie. Nie wie, czemu przez prawie 60 lat, które upłynęły od zakończenia wojny, wciąż nęka się ją oskarżeniami o współodpowiedzialność za działania partii nazistowskiej.

Tłumaczy się polityczną naiwnością, nieznajomością kluczowych faktów. Odpowiedzialności za wybór zawodowej drogi nie weźmie do końca swojego długiego, ponad stuletniego życia.

Swoje filmy wspomina z nieskrywaną dumą. Przypomina rozmówcom o wprowadzanych przez nią innowacjach, które potem stały się standardem w przemyśle filmowym, o rozmachu nagrań. Podekscytowana, dzieli się technikaliami, opowiada o kulisach. Jakby zleceniodawca był poza obrazkiem i nie stanowił głównego, choć nie zawsze oczywistego na pierwszy rzut oka podmiotu jej prac w latach 30.

Sztuka straciła niewinność u zarania, zapewne od samego początku zaprzęgana była do kształtowania wizerunku piastujących władzę, więc to nie wykorzystanie piękna w zbrodniczym celu niepokoi w filmie najbardziej. Chcemy wierzyć, że Riefenstahl nie wiedziała. Piękna, elegancka kobieta nie pasuje do obrazka z brutalną przemocą. Kiedy stopniowo rozwiewają się nasze złudzenia, trzymamy się jeszcze nadziei, że to „zwykły” oportunizm i ignorancja – ambitna dziewczyna, która tak bardzo chce zrobić karierę, że nie sprawdza, dla kogo pracuje. I wtedy, pozwana przez Romów wykorzystywanych do przymusowego statystowania w jednym z filmów, mówi coś, co nie pozwala już wierzyć, że nie była córą swoich czasów.

Filmy wyreżyserowane przez Leni Riefenstahl pokazują perfekcyjne operowanie światłem. Ona sama jest jednak mistrzynią cienia.

„Riefenstahl”, reż. Andres Veiel, 2024 r.

Pokaz podczas festiwalu „Millennium Docs Against Gravity” w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi.


Klaudia Obrębska

Historyczka sztuki i antropolożka. Redaktora naczelna "Poradnika dobrych praktyk architektonicznych dla socmodernizmu", autorka artykułów naukowych i popularnonaukowych z zakresu historii sztuki i architektury. Stypendystka stypendium artystycznego m. st. Warszawy. Dziennikarka Radia dla Ciebie. W wolnych chwilach popularyzuje historię architektury na instagramowym koncie @miasto.tlumacze. Matkuje trzem kotom: Kwadratowi, Całce i Bryłce.

Popularne

Wierne miejsce

Na obrzeżach Gliwic, w środku lasu, za wysoką bramą, stoi osiedle Wilcze Gardło. Intrygująca jest nie tylko jego nazwa, ale i losy. Zaprojektowane jako modelowe osiedle III Rzeszy, po wojnie stało się domem dla powracających z Francji reemigrantów. Dziś jest zaś pretekstem do dyskusji o tym, co zwykło się nazywać „kłopotliwym dziedzictwem”. O historii i współczesności Wilczego Gardła opowiada Marta Paszko, antropolożka kultury, kuratorka wystawy „Wilcze Gardło. Od Wilka do Paryżewa”, którą można oglądać w Muzeum w Gliwicach.

Kłopotliwe zabytki

Od 1939 roku przez Polskę przetoczyły się dwa totalitaryzmy: faszyzm i komunizm. Oba systemy pozostawiły namacalne ślady w postaci architektury. Zwykło się wobec niej używać kilku określeń, z których każde ma pejoratywny wydźwięk, a więc: „złe zabytki”, „kłopotliwe i niechciane dziedzictwo”, a nawet – to określenie historyka sztuki prof. Jacka Purchli – zabytki o „wysokim wskaźniku kłopotliwości”...