Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem punktem wyjścia do dyskusji stały się platery.
Przełom 1990 roku przyniósł zasadniczą zmianę również w obszarze handlu sztuką i antykami. W zasadzie powstały wtedy podwaliny normalnego, wolnego rynku antykwarycznego. W miejsce państwowego, socjalistycznego modelu opartego na przedsiębiorstwie Desa powstawały masowo prywatne galerie i antykwariaty. Jestem pewna, że to temat na co najmniej pracę doktorską – o ile takowa już nie powstała.
Tak, pamiętam te lata bardzo dobrze. Miały w sobie ducha pionierskiego i romantycznego zarazem. Oczywiście trochę to idealizuję po tylu latach, ale nie było wtedy internetu, literatura fachowa i katalogi aukcyjne dopiero zaczynały docierać szerszą falą, wiedza była – można tak powiedzieć – niezbyt powszechna.
To temat rzeka, ale może skupmy się na jakiejś wybranej dziedzinie, która w Twojej opinii przeszła daleko idącą metamorfozę od tego czasu.
No cóż, rzeczywiście można o tych przemianach napisać książkę.
Absolutnie nowym zjawiskiem, które wtedy w dużym stopniu kształtowało rynek i zainteresowania kolekcjonerskie, szczególnie od drugiej połowy lat 90., był kontakt z Zachodem. I co warto podkreślić – w obie strony.
Co konkretnie masz na myśli?
Do Polski zaczęły masowo napływać szeroko rozumiane „polonica” – z dominującym udziałem malarstwa – oraz przedmioty użytkowe z XIX i początku XX wieku, które w Europie Zachodniej były bardzo popularne i niedrogie. Doskonale pamiętam dziesiątki francuskich, tanich zegarów, które znajdowały szybki zbyt wśród bogacącej się, ale niezbyt wyrobionej artystycznie młodej, polskiej klasy średniej. Było wiele takich dziedzin, np. eklektyczne meble – dzisiaj bardzo trudne do sprzedania – czy tanie wyroby metalowe, ogólnie nazywane platerami.
Skupmy się zatem na tym ostatnim temacie. Mam wrażenie, że wyroby te przeżywają obecnie swoją drugą młodość. W centrum warszawskiej Woli mieści się niedawno otwarte Muzeum Fabryki Norblina. Eksponaty są wystawione w gablotach ustawionych w pasażach handlowych. Historii ich produkcji została poświęcona jedna ze ścieżek zwiedzania – „Wyroby”. Wygląda to dość dobrze.
Norblin to jedna z kilku sławnych wytwórni platerów powstałych w Warszawie w XIX wieku. Ogromny i chłonny rynek rosyjski sprzyjał rozwojowi produkcji platerniczej w Warszawie.
Firmy: Frageta, braci Hennebergów, Buchów czy Plewkiewicza, większość swojej produkcji kierowały właśnie w ten obszar zbytu. To zresztą przyczyniło się do dużego spadku ich aktywności po odcięciu rynku wschodniego po I wojnie światowej. Przedmioty te są z reguły sygnowane, choć nie zawsze oznacza to, że dany projekt powstał właśnie w tej wytwórni. Doskonałym przykładem jest działalności firmy Plewkiewicza, która sprowadzała z niemieckiej Wuerttembergische Metallwarenfabrik z Geislingen różne półfabrykaty, które następnie składała i sprzedawała ze swoim znakiem firmowym.
Czy kolekcjonerstwo i w związku z tym pozycja platerów na rynku antykwarycznym to znaczące zjawisko? W antykwariatach spotyka się dużo różnego rodzaju przedmiotów metalowych.
Zacznijmy „ab ovo”: co rozumiemy pod pojęciem „platery”?
Wyroby platerowe czy – mówiąc bardziej precyzyjnie – platerowane pojawiają się już w połowie XVIII wieku, kiedy to Thomas Boulsaver z Sheffield w Anglii opracował technologię powlekania na gorąco metalu (najczęściej miedzi) warstwą srebra.
Ponieważ srebro pokrywało tylko zewnętrzną powłokę naczyń korpusowych, ich wnętrza cynowano, by zapobiec powstawaniu szkodliwych dla zdrowia związków miedzi. Warto w tym miejscu przypomnieć, że do początków XIX wieku to właśnie cyna była głównym surowcem do wytwarzania wszelkiego rodzaju naczyń kuchennych. W 1840 roku John Wright i George Elkington opracowali metodę „elektroplatingu”, czyli srebrzenia galwanicznego, stosowanego do dzisiaj. Wyroby srebrzone zaspokajały aspiracje coraz liczniejszych warstw mieszczaństwa i burżuazji do naśladowania mniejszym kosztem stylu życia najwyższych sfer społecznych.
Rozumiem, że mówiąc „przedmioty metalowe”, masz na myśli nie tylko te powstałe klasyczną metodą platerowania?
Tak, pominę tutaj przedmioty czysto miedziane albo mosiężne, które we wcześniejszych okresach były masowo – choć właśnie dosłownie ręcznie – wykonywane na użytek szeroko rozumianego gospodarstwa domowego, czy przedmioty z cyny. Ten ostatni materiał przeżył swój renesans w okresie secesji. Wtedy też
zaczęto cynę posrebrzać i często wyroby takie określa się dzisiaj mianem platerów.
W slangu antykwarycznym określa się tak również wyroby z różnego rodzaju stopów imitujących srebro (tzw. nowe srebro, alpaka itp.). Warto zaznaczyć, że rodzaj materiału, z którego jest wykonany bardzo zniszczony przedmiot, np. sztućce, zdecydowanie wpływa na jego wartość. Srebro ma swoją cenę nawet w postaci złomu, platery niestety nie. Wydaje się to oczywiste, ale pamiętam z praktyki antykwarskiej rozczarowanie klientów, którzy przynosili do sprzedaży sztućce od lat funkcjonujące w ich świadomości jako srebra rodzinne. Gdy dowiadywali się, że to „tylko platery” i nie mają wartości handlowej, nie kryli rozczarowania. Mam nadzieję, że takie czysto komercyjne podejście odchodzi trochę w niepamięć i nawet kilka platerowych sztućców (np. do serwowania mięsa czy ciasta) może być niekonwencjonalnym dodatkiem do dekoracji stołu w miejsce ogólnodostępnej tandety.
Czy zatem można mówić o platerach jako dziedzinie rzemiosła artystycznego?
Określenie to sugeruje wykonanie czegoś przez rzemieślnika, a więc „ręcznie”. Jest precyzyjne w odniesieniu do przedmiotów z wcześniejszych epok. Wolę takie pojęcia jak „sztuka zdobnicza” czy wykreowane pod koniec XIX wieku „sztuka użytkowa” albo „sztuka stosowana”, które obejmują zarówno przedmioty wykonane przez indywidualnego twórcę – rzemieślnika, jak i dziedziny, które od swoich początków były efektem pracy wielu ludzi w systemie manufakturowym. Świetnym przykładem są obiekty z porcelany, w których powstaniu uczestniczy zespół ludzi, od projektanta poczynając, przez formierza, malarza, pracowników obsługi pieców do wypalania itd. Konkludując,
platery są elementem dosyć szeroko pojętego rzemiosła artystycznego.
Na marginesie chciałbym przypomnieć świetną publikację wydawnictwa Kluszczyński „Poradnik polskiego kolekcjonera”, która w profesjonalny sposób opisuje najważniejsze dziedziny kolekcjonerskie funkcjonujące na polskim rynku. Można tam również przeczytać wyczerpujące informacje dotyczące platerów. Warto porównać publikowane tam ceny na poszczególne przedmioty z ich dzisiejszymi odpowiednikami.
Wróćmy zatem do rynku antykwarycznego. Czy mam rację, że ostatnio w związku z ogólną modą na sztukę z okresu międzywojnia w stylu art déco szczególnym zainteresowaniem cieszą się wyroby metalowe w tym właśnie stylu? Sreber z tego okresu jest niewiele, a przedmioty platerowe z wytwórni głównie warszawskich, sygnowane, a więc łatwe do identyfikacji, stały się poszukiwanymi i coraz droższymi obiektami. Najbardziej spektakularne przykłady to wyniki aukcji w Desie Unicum. Cukiernicę „Jabłko królewskie” Julii Keilowej sprzedano za 30 tysiące złotych (2021), parę świeczników za 23 tysiące złotych (2021), a paterę z drewnianymi elementami za 9 tysięcy złotych (2019). Z reguły jednak obiekty te nie przekraczają cen kilku tysięcy złotych. Duży wpływ na wartość ma tutaj stan zachowania.
Jestem pewien, że tendencja ta się utrzyma, szczególnie wobec przedsięwzięć takich jak wystawa w Muzeum Warszawy poświęcona właśnie wspomnianej Keilowej, rzeźbiarce bardziej kojarzonej właśnie z projektami przedmiotów dla Frageta czy wytwórni braci Hennebergów. Obecnie wiele wyrobów trudno atrybuować, nie są sygnowane nazwiskiem artystki. Taka wystawa pozwoli na przypisanie jej konkretnych projektów, co automatycznie przełoży się na zainteresowanie kolekcjonerów i wzrost cen na rynku. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – czeka nas gorączka aukcyjna, będą padały kolejne rekordy, ale jeśli się okaże, że przedmiotów tych jest jeszcze sporo w rękach nieświadomych właścicieli i trafią na rynek, to koniunktura może się zmienić.
Tak się zdarza, gdy na rynku powstaje moda na przedmioty produkowane fabrycznie w dużych seriach. Dobrym przykładem na taką sytuację jest przypadek rynkowej mody na szkła wytwarzane masowo w okresie PRL. Co innego unikatowe dzieła, a wiemy, że Julia Keilowa takie wykonywała ręcznie w swojej pracowni.
Tak, i są w dodatku w większości sygnowane. Ciekawe, jaką cenę uzyskałby na aukcji ręcznie kuty zestaw naczyń ze srebra tej artystki. Wiadomo, że taki powstał.
Użytkowe platery powstają także dzisiaj. Firma Hefra, będąca kontynuacją fabryk Frageta i braci Hennebergów, poleca bogaty wybór utensyliów „stołowych”. Przeglądając jej ofertę na stronie internetowej, zauważyłam dosyć dziwne opisy: „Materiał platerowany, srebro próba 999”, a poniżej: „Grubość srebra 24 mikrony”. No, to chyba powinno być platerowane srebrem, ale może się czepiam. Swoją drogą, jak bardzo uprościliśmy dzisiaj rytuały związane z jedzeniem. Wielu przedmiotów, specjalistycznych sztućców nie tylko w ogóle dzisiaj nie używamy, ale nawet nie rozpoznajemy ich zastosowania. Powszechny pośpiech oraz dominujący w wielu sferach życia praktycyzm spowodowały odejście od celebracji nawet tych uroczystych posiłków. Nie pamiętam, kiedy położyłam w domu sztućce na „koziołkach”, a serwetki wsunęłam w ozdobne obrączki. Wiem, że są w kredensie…
Poruszyłaś bardzo ważny temat ogólnego poziomu pewnych zasad, etykiety obowiązującej przy stole, które w niektórych krajach (np. we Francji) są ciągle ważnym elementem powszechnej obyczajowości. Oczywiście ogólnoświatowa demokratyzacja obyczajów, a w krajach postkomunistycznych źle rozumiane odejście od „burżuazyjnych” zasad spowodowały swoiste spustoszenie. Z przykrością obserwuję w restauracjach nieumiejętność posługiwania się przez wiele osób podstawowymi sztućcami. Ale to już temat na zupełnie inną rozmowę…
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 2/2024
Leszek Wąs – marszand i kolekcjoner, znawca rzemiosł artystycznego, prowadzący galerię w Bielsku Białej. Obecnie jest wiceprezesem zarządu Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem na...
O tkaninie jako technice artystycznego wyrazu możemy mówić dopiero od lat 60. XX wieku. Do tamtego czasu funkcjonowała przede wszystkim jako dziedzina sztuki użytkowej. Była elementem dekoracji wnętrza, spełniała swoje praktyczne funkcje techniczne. Rewolucja nastąpiła wraz z Biennale Tkaniny w Lozannie w 1962 roku, kiedy to „odklejając się” od ściany i nabierając bardziej rzeźbiarskiego charakteru rozpoczęła swoją nową drogę ku świetności.
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka i ojciec, rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości – nie tylko materialnej. Tym razem przedmiotem zainteresowania stały...