Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
W XIX w. w Krakowie szał tańca osadzony był w czasie. Na balach publicznych można było bawić się w okresie karnawału, potem już tylko za zezwoleniem władz. W zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej zachowało się rozporządzenie z 1826 r., które określiło dni, w których „muzyka z tańcami i inne zabawy miejsce mieć mogą”. W artykule pierwszym stwierdzono, że „bale maskowane” i reduty mogą odbywać się jedynie w okresie karnawału, natomiast w pozostałej części roku wyjątkowo i to za zezwoleniem władz.[1]
Współczesnemu człowiekowi trudno wyobrazić sobie, czym był karnawał w XIX w. Było to kilka tygodni nierealnego życia przewracającego wszystko do góry nogami (w okresie od święta Trzech Króli do Środy Popielcowej). Jak podaje T. Żeleński – Boy, pot lał się z czoła, z kołnierzyka na szyi robił się mokry sznurek;
przy zmianie koszuli (bo wytrawni tancerze brali z sobą zapasowe koszule) można było wyżąć z niej kubeł wody.” Społeczeństwo żyło jak w letargu i nikt pracodawcy nie musiał tłumaczyć się ze zmęczenia. Kraj roił się od danserów, którzy „za godzinę, ledwie zdoławszy się trochę obmyć, pójdą wpół przez sen, z ciężką głową sądzić, leczyć, operować, wykładać, egzaminować”.[2]
Bywało, że wystawy zdobiono w duchu karnawału. „Kurier Krakowski” z 4 stycznia 1877 r. informował, że „na wystawach sklepowych widzieć już można kwiaty, gazy i koronki, karykaturalne maski wyglądają ciekawie na boży świat, a nawet u jednego z panów krawców, wywieszono napis: „tu się wynajmują fraki”
Na ulicach przyklejano afisze mające reklamować bale. W gazetach ogłaszali się sprzedawcy „kwiatów balowych” (przypinanych do sukien), strojów balowych, gorsetów oczywiście też balowych, „peruk maskaradowych”, bród do przylepienia, wachlarzy… A kogo nie było stać na zakup, mógł skorzystać z sukien, powozów, cylindrów, nut do wynajęcia. Do tego dochodził szeroki wachlarz usług w postaci pieczenia ciast na domowe przyjęcia, robienia fryzur, udostępniania kwater przyjezdnym… Jednym słowem kwitł przemysł karnawałowy. Mieszkańcy z innych części kraju z wyprzedzeniem wynajmowali mieszkania i pokoje hotelowe, wcześniej przez kilka tygodni przygotowując się do wyjazdu – Kraków stawał się małą Wenecją.
W zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej zachowały się afisze zapraszające na bale. Stanowią one bezcenne źródło informacji o dawnych zwyczajach karnawałowych oraz miejscu zabaw. Jak z nich wynika, jednym z najważniejszych w Krakowie była tzw. sala redutowa w Starym Teatrze (zwanym w XIX w. Krakowskim).
Zachowała się do dziś z pięknym wykończeniem w stylu secesji z 1906 roku. Gdy na nią patrzymy, rzucają się w oczy wielkie drewniane kwatery do zasłaniania okien. Znajdziemy je w niejednej sali balowej z tego okresu. Pozwalały one wyciszyć pomieszczenie, a także chroniły przed dostępem światła, gdy zabawa przeciągała się do białego rana (tak długie tańczenie w tamtych czasach było praktyką powszechną, jak wynika z relacji prasowych).
Zastanawiać może osobliwa nazwa prezentowanej powyżej sali. Dziś słowo „reduta” większości kojarzy się z szańcem oraz z wierszem A. Mickiewicza pt. „Reduta Ordona”. W XIX wieku miało ono jeszcze jedno znaczenie – było synonimem balu maskowego, zwanego czasem „maskowanym”.[3] Nieraz mawiano o urządzeniu reduty to tu, to tam, w konsekwencji w Teatrze Krakowskim mieliśmy „salę redutową”.
Jak wynika z afiszy oraz reklam, bawiono się także w hotelach. Do dziś zachowała się przepiękna sala balowa w hotelu Saskim przy ul. Sławkowskiej oraz w hotelu Europejskim przy ul. Lubicz.
Cechą charakterystyczną tej ostatniej jest istnienie w oknach wspominanych już wcześniej drewnianych kwater, tym razem jednak zamontowanych na zewnątrz budynku.
Przepiękna sala balowa zachowała się w budynku hotelu Saskiego. To, co przykuwa uwagę podczas jej oglądania, to tzw. galeria (przypominająca balkon). Był on przeznaczony dla tych, którzy z uwagi na lenistwo, wiek czy stan zdrowia woleli patrzeć niż tańczyć. Z afiszy wynika, że wstęp na nią wymagał wykupienia dodatkowego biletu. Czasami ścisk w tym miejscu był taki, że trudno było przejść. W zbiorach Przyjaciół Sztuk Pięknych znajduje się rękopis dzienników Karola Estreichera (starszego). W opisie balu z 1850 r. znajdujemy informację, że
„na galerii tak naciśli się widzowie, że od gorąca miały mdleć kobiety. Mniej było osób na dole, lubo w czasie tańca widzowie nie mogli się ruszyć od ciasnoty.”
Kolejnym miejscem organizowania balów w Krakowie były resursy i kasyna. W XIX w. doszło w Europie zachodniej do rozwijania się instytucji klubowych dedykowanych osobom należącym do określonych grup zawodowych (np. prawnikom, oficerom) czy też należącym do określonych sfer (np. ziemiaństwa, kupiectwa). W mniejszych miejscowościach zdarzały się kluby bardziej „demokratyczne” (jak wtedy mawiano), czyli takie, do których mógł należeć każdy porządny obywatel. Kluby takie posiadały swój statut, organy, zazwyczaj do przystąpienia wymagane było poparcie osoby wprowadzającej. Do wielu z nich (choć nie do wszystkich) wstęp na co dzień mieli wyłącznie mężczyźni, kobiety z uwagi na szczególne okazje takie jak np. koncert, występ teatralny, czy też bal karnawałowy. Podobne kluby istniały także w Krakowie. W konsekwencji – jak wynika z ogłoszeń – bale organizowano w kasynie wojskowym (dzisiejszy Klub Garnizonowy przy ul. Zyblikiewicza 1) i w resursie urzędniczej (przy ul. Lubicz 5).
Z ogłoszeń wynika, że bale urządzano także w: sali Towarzystwa Muzycznego, sali Towarzystwa Strzeleckiego, sali Sokoła, sali Macieja Knotza (róg ul. św. Jana i św. Tomasza).
Na zakończenie warto poświęcić nieco miejsca wyglądowi pomieszczeń przeznaczonych do zabawy. Ze wspomnień wynika, że dekorowano je obficie kwiatami. Przy wejściu „panie komitetowe” (tj. osoby odpowiedzialne za organizację balu) odbierały bilety i zbierały datki na cele dobroczynne, jako że w zwyczaju było łączenie zabaw karnawałowych z dobroczynnością. Z tego też powodu w ogłoszeniach nie raz wskazywano cel, na który będą zbierane środki, to na „zakład sierot płci żeńskiej”, to na rzecz ochronek, wsparcie ubogich uczniów, studentów…
Przy wejściu rozdawano także damom karnety balowe (z haczykiem do przypinania, i z małym ołóweczkiem), w których wydrukowana była kolejność tańców.
Dzięki temu łatwiej było utrzymać porządek, jakże ceniony w życiu towarzyskim XIX w. Oto mężczyzna podchodził do damy i zamawiał pierwszego walca, czy też drugiego poloneza, po czym ołóweczkiem wpisywał swoje nazwisko. Wygląd takich karnetów niejednokrotnie nawiązywał tematu balu lub grupy osób zaproszonych. Stanisław Broniewski podaje, że
na szczególnie ekskluzywnych balach rolników, w których rej wodziło oczywiście ziemiaństwo, rozdawano karnety w kształcie czterolistnej koniczyny, srebrnej podkowy lub pęku kłosów. Pomysłowy karnet wymyślono na bal akademików: była to miniatura uniwersyteckiego indeksu, który w przepisanej formie immatrykulował osobę zaproszoną na „fakultet taneczny”. W latach dziewięćsetnych odbył się w gmachu Sokoła bal „egipski”, na którym cała sala, według projektu Karola Frycza, wyobrażała wnętrze pałacu faraona, a karnety w formie zwoju papirusowego mieściły się w futerale o kształcie kolumny egipskiej.”[4]
Na balu nie mogło zabraknąć bufetu wraz ze stolikami. Można było tu odpocząć, w dodatku nie raz w cenę biletu wliczano kolację. Mile widziany był także pokój dla panów, w którym mogli zapalić cygaro, zagrać w karty przy zielonym stoliku, porozmawiać o polityce, poopowiadać „tłuste” dowcipy (jak wtedy mawiano), jednym słowem odpocząć od obecności pań. Pokój taki wraz z charakterystycznym zielonym stolikiem odnajdujemy na obrazie francuskiego malarza Jeana Berauda.
W relacjach prasowych z balów nie raz przeczytamy o analogicznym pokoju dla pań zwanym buduarem. Nieodzownym pomieszczeniem była także garderoba, w której w razie potrzeby kobiety mogły skorzystać z pomocy garderobianej, poprawić strój, fryzurę, czy też rozpiąć gorset.
[1] W zbiorach zarządzeń Biblioteki Jagiellońskiej, sygnatura 14959 II, t. 12
[2] T. Żeleński – Boy „Reflektorem w mrok”, str. 339, 344
[3] Samuel Linde „Słownik języka polskiego” Lwów 1858 r., T. V., str. 35
[4] S. Broniewski „Igraszki z czasem czyli minione lata na cenzurowanym”, Kraków 1970 r., str. 16
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przez stulecia podróżowanie nie było zajęciem dla kochających wygodę. Przejezdni mieszkali w karczmach, zajazdach, oberżach, o ile udało się jeszcze znaleźć w nich miejsca. Ich stan wołał o pomstę do nieba, o czym dowiadujemy się z dawnych pamiętników. Rzeczą zwyczajną...
W Kraków wchodziłem wielokrotnie. Pierwszy raz nieświadomie, jako dziecko, zapamiętałem huk i dzwonienie tramwajów, które mnie przerażały, tak bardzo były obce. Potem były jakieś wycieczki, studia, pierwsze wynajęte mieszkanie, i to, co wydawało się niedosięgłe i dalekie, w pewnym sensie...
O tym, czemu większość polskich produktów to „imigranci”, czy rozumiemy kuchnię staropolską i jak odzyskiwać dawne smaki, mówi szef kuchni Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie Maciej Nowicki. Jesteś kucharzem. Co zatem robisz w muzeum? Gotuję. Edukuję. Poszukuję zapomnianych...