Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Utytułowany kolarz Czesław Lang mimo wieku nie zwalnia tempa. Odrestaurował dwa pałace na Kaszubach, promuje zdrowy styl życia, organizuje wyścig Tour de Pologne i… ciągle jeździ na rowerze.
Po latach fantastycznej kariery kolarskiej w Polsce, a potem we Włoszech wrócił pan na Kaszuby, do swojego miejsca urodzenia. Taki był plan?
Zupełnie nie. Można powiedzieć, że to wydarzyło się przypadkiem, choć ja w przypadki nie wierzę. Moje życie zatoczyło koło. Urodziłem się właśnie na Pomorzu, gdzie moi rodzice przyjechali z Hrubieszowa. Ojciec został kierownikiem PGR Kołczygłowy. Biura PGR zazwyczaj znajdowały się w dworkach czy pałacach. Tam też zwykle znajdowało się służbowe mieszkanie kierownika. Więc urodziłem się i wychowałem w pałacu. Po latach kupiłem od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa 300 hektarów ziemi wraz ze zrujnowanym dworkiem w Barnowie, niespełna dwa kilometry od miejsca, w którym się urodziłem. A potem jeszcze znajdujący się niedaleko pałac w Poborowie.
Zdecydował sentyment do dzieciństwa?
Dzieciństwo na wsi nie jest łatwe. Trzeba plewić, gnój wyrzucać, karmić króliki, kury i kaczki. Sianokosy, sadzenie i zbieranie ziemniaków. Musiałem ciężko pracować razem z mamą i babcią. I przyznaję, że tej pracy na gospodarstwie nie lubiłem. Wychowanie na wsi wiele mi jednak dało. Nauczyło mnie samodyscypliny, zaszczepiło we mnie obowiązkowość, etos pracy. A jak tylko miałem chwilę, biegłem do lasu, budowałem ziemianki, bawiłem się w Indian i kowbojów, chodziłem po śladach zwierzyny.
Kiedy już trenowałem, biegałem z jeleniami. Do dzisiaj las wydaje mi się niesamowitym miejscem i świetnie się w nim czuję. Tak, mam sentyment do tego miejsca. Niedaleko są pochowani moi rodzice i ja chcę być pochowany w Kołczygłowach.
Tam zaczął pan uprawiać sport?
Kiedy byłem chłopcem, wszędzie jeździłem na starej damce mamy. Ale nie przychodziło mi do głowy, że kolarstwo może być moją drogą. Do treningów zachęcił mnie mój nauczyciel w szkole podstawowej Aleksander Siluta, który skupiał wokół siebie młodzież zainteresowaną sportem. Podobała mu się moja siostra i pomagałem mu umawiać się z nią na randki. Ostatecznie został moim szwagrem. Są fantastycznym małżeństwem, mają sześcioro dorosłych dzieci.
Spotkanie z nim we właściwym momencie zadecydowało o moim życiu. Później wyjechałem do Warszawy na studia. Przez osiem lat trenowałem w Legii Warszawa. Odniosłem wiele sukcesów: zdobyłem medal olimpijski w 1980 roku w Moskwie i wicemistrzostwo świata. Po czym wyjechałem do Włoch i przez dziewięć lat jeździłem tam zawodowo. Osiem razy przejechałem Giro d’Italia, trzy razy Tour de France – w zasadzie zaliczyłem wszystkie największe wyścigi świata. W ciągu roku przejeżdżałem na rowerze po 50 tysięcy kilometrów. Spełniłem się jako kolarz. Zakończyłem karierę w 1989 roku. We Włoszech kupiłem dom nad jeziorem Garda i myślałem, że już tam zostanę.
Co sprawiło, że zmienił pan zdanie?
Ciągnęło mnie do Polski. Po powrocie postanowiłem zrobić coś dla polskiego kolarstwa. Mamy piękną historię tej dyscypliny i wielkich zawodników jak Królak, Więckowski, Szurkowski, Szozda, Piasecki, Halupczok. Ale nie mieliśmy wtedy imprezy, która by podtrzymywała tę tradycję. Przecież jak są dobre imprezy, ludzie się garną do kibicowania, a młodzież do uprawiania sportu.
Sport jest jak teatr, potrzebni są aktorzy i publiczność.
Mieliśmy kiedyś Wyścig Pokoju, ale z powodu konotacji politycznych zniknął po zmianach ustrojowych. Mieliśmy też narodowy wyścig Tour de Pologne, który pierwszy raz został zorganizowany w 1928 roku, ale był w rozsypce: brak funduszy i ogólna degrengolada. Miałem sentyment do tego wyścigu – wygrałem go w 1980 roku, dlatego postanowiłem zająć się jego organizacją.
Odnalazł się pan w tej roli?
Znakomicie i strasznie mi zależało, prawie tak jak podczas wyścigu na olimpiadzie (śmiech). Chciałem, żeby polski wyścig znalazł się w gronie tych najważniejszych. Żeby nie było tak, że polscy kolarze jeżdżą do Francji, Włoch czy Hiszpanii, ale niech zwycięzca Tour de France wystartuje i wygra Tour de Pologne, jak Duńczyk Jonas Vingegaard w zeszłym roku. Dzisiaj Tour de Pologne należy do World Tour, czyli 13 najważniejszych wyścigów na świecie. Organizuję ten wyścig już 32 lata i jestem z niego dumny. Także jako Polak, bo
transmisje z wyścigu kolarskiego wywołują u widzów ogromne emocje, ale to także okazja, żeby w stu krajach, w których jest transmitowany, pokazać piękno Polski.
Kolarze jadą przez 1400 kilometrów, a w tle są polska przyroda, zabytki, miasta. Kiedy wybuchała wojna w Ukrainie, inwestorzy wyścigu obawiali się, że wytyczanie trasy przez województwa lubelskie czy podkarpackie nie jest bezpieczne. A tamtejsze samorządy zabiegały, żeby właśnie tamtędy prowadziła trasa i żeby pokazać światu, że jest bezpiecznie, są hotele i zabytki, drogi i piękna przyroda. I po dwóch latach przejeżdżania Tour de Pologne przez tamte tereny Lublin stał się po Krakowie drugim najchętniej odwiedzanym przez turystów miastem.
Domyślam się, że zbliżamy się do momentu, w którym stał się pan właścicielem dworku w Barnowie?
W trakcie organizacji jednego z etapów Tour de Pologne trafiłem do Słupska. A tam znajomy powiedział mi o przetargu na dworek, w którym kiedyś mieszkała moja rodzina. Nie byłem tam od lat, nie wiedziałem, w jakim jest stanie, ale wziąłem udział w przetargu. Dworek chciała też kupić niemiecka fundacja ze względu na dawnych właścicieli, rodzinę Puttkamerów i ich związki z kanclerzem Otto von Bismarckiem, który ożenił się z panną Puttkamer. Inna panna z rodziny Puttkamerów, Maryla Wereszczakówna, była wielką miłością Adama Mickiewicza. W każdym razie Niemców przelicytowałem.
Tak w ciemno?
Zupełnie. Wiedziałem tylko, że razem z budynkiem, klasycznym dworkiem szlacheckim, kupuję też 300-hektarowy park. Widziałem stare zdjęcia, a na nich wszystko wyglądało całkiem nieźle. Kiedy wreszcie pojechałem do Barnowa, pomyślałem: „W co ja się wkopałem?” (…)
Czesław Lang
Urodził się 17 maja 1955 roku w Kołczygłowach w województwie pomorskim. Wicemistrz olimpijski, dwukrotny medalista (brąz i srebro) mistrzostw świata w wyścigu drużynowym na 100 kilometrów, wielokrotny mistrz Polski, czterokrotnie startował w Wyścigu Pokoju. Do jego najważniejszych sukcesów należy zwycięstwo w Tour de Pologne w 1980 roku oraz w wyścigu Settimana Ciclistica Lombarda. W 1982 roku podpisał zawodowy kontrakt z włoską grupą GIS Gelati-Olmo i został tam pierwszym zawodowym kolarzem pochodzącym z bloku wschodniego. Osiem razy startował w Giro d’Italia, a trzy razy w Tour de France. Wygrał około 200 wyścigów. Karierę zakończył w 1989 roku. Od 1993 roku jest dyrektorem generalnym LangTeam i Tour de Pologne.
Cały tekst w kwartalniku „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2025.
Pismo dostępne na rynku od początku lipca 2025. Do kupienia ONLINE oraz w Salonikach Prasowych Kolportera, w Empiku i sklepach z prasą. Zapraszamy i polecamy serdecznie!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Co wspólnego mają Ormianie z pasami słuckimi, dlaczego pietruszkę należy skubać w towarzystwie oraz które postacie polskiej kultury mają ormiańskie korzenie, mówi prezeska Fundacji Kultury i Dziedzictwa Ormian Polskich, Maria Ohanowicz-Tarasiuk...
Była środa, gdy pracownik Muzeum Narodowego w Gdańsku przypadkowo strącił ze ściany nieduże (około 17x17 cm) dzieło Pietera Breughla młodszego „Kobieta niosąca żar”. Do leżącego na podłodze obrazu został poproszony pracownik pracowni stolarsko-konserwatorskiej, by sprawdzić, czy nie stało się nic złego. Wtedy okazało się, że w ramie zamiast oryginału znajduje się jedynie... wycięta z kolorowego czasopisma „Polska” ilustracja przedstawiająca to dzieło...
Wystawa „Wybielanie” w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie wzbudziła szeroką dyskusję – o języku, pamięci, kolonialnych ambicjach II RP i odpowiedzialności instytucji. O tym, czy etnografia jest dziś nadal użytecznym narzędziem i dlaczego muzeum postanowiło zakwestionować własne zbiory, opowiadają kuratorzy wystawy, Magdalena Wróblewska i Witek Orski...