Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Do kopca Kościuszki mam stosunek osobisty: nieopodal ulicy, przy której mieszkam, równolegle do niej, ciągnie się ulica Piłsudskiego. Kończy się tuż przed krakowskimi Błoniami, wielką, niespodziewaną w centrum miasta łąką, którą niegdyś zalewała odnoga rzeki Rudawy, Nieciecza (rzeka o tyle ciekawa, że była pozbawiona koryta i spełniała się jako gigantyczna kałuża przemieszana z błotami). Błonia sfotografowane przez Ignacego Kriegera, wielkiego dziewiętnastowiecznego portrecistę miasta, odwiecznego flâneura z wielkim pudłem aparatu na ramieniu, to brzeg rzeki, pasące się swobodnie konie i gdzieś na horyzoncie koronka dachów miasta.
Ja jednak chciałbym popatrzeć w drugą stronę, nie w stronę miasta, ale od niego: kiedy patrzeć z początku ulicy Piłsudskiego, a więc niemal od wyjścia z Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w tle widać barierę pagórków i niewielki kopczyk. Pod wieczór gaśnie za nim słońce.
To kopiec Kościuszki, który wraz z otoczeniem wpisany jest na listę Pomników Historii. Znalazł się tam z wielu przyczyn, z których jedna bardziej patriotyczna od drugiej; do mnie jednak, mieszkańca miasta i poniekąd sąsiada, najbardziej przemawia ta najprostsza i najbardziej podstawowa: kopiec jest – jak to ujęto – „charakterystycznym i znaczącym dla Krakowa elementem krajobrazu kulturowego”. Kraków jest właśnie taki: wystarczy, że jakiś element się zasiedzi, wrośnie, a staje się niezbędny i ważki. Można dyskutować o sensowności sypania kopców w ogóle, szczególnie w dobie, kiedy nie spełniają funkcji grzebalnej, a pamiątkową, tak jak w tym przypadku; ale z drugiej strony przyjemnie na kopiec popatrzeć, nawet bez zastanowienia. Droga na kopiec to również bardzo przyjemna droga spacerowa, prowadząca przez jedną z najciekawszych dzielnic Krakowa. Z bliska widać, że kopiec Kościuszki wpisany jest w mury fortu nr 2 „Kościuszko” i w przeszłości spełniał nie tylko spacerową rolę. Ale po kolei.
Zacznijmy od momentu, kiedy było tylko pasmo Sowińca (to te wzniesienia widoczne spod Collegium Novum UJ) i nie wystawał jeszcze z nich ząb kopca: Kościuszko jeszcze za życia był owiany legendą jako bohater dwóch narodów, polskiego i amerykańskiego. W kraju był obrońcą Konstytucji 3 Maja w 1792 roku, naczelnikiem Siły Zbrojnej Narodowej w 1794 roku, wcześniej zaś uczestniczył w Stanach Zjednoczonych w wojnie o niepodległość w latach 1775-1783.
Sporo na jednego człowieka, takie nagromadzenia spotyka się nieczęsto: postać symboliczna dla walk niepodległościowych na dwóch kontynentach, zwolennik sprawy chłopskiej, zwany Naczelnikiem w sukmanie, autor Uniwersału Połanieckiego, człowiek legenda za życia, uosobienie ruchu niepodległościowego.
Po jego śmierci 15 października 1817 roku w szwajcarskiej Solurze uroczystości pogrzebowe odbyły się w roku następnym w miejscu najbardziej symbolicznie obciążonym, uświęcającym, na Wawelu; tam spoczęły jego doczesne szczątki. Jednak ludziom trzeba było czegoś więcej, symbolu na miarę niezwykłej osoby, persony stworzonej przez Kościuszkę i przez famę, jaka towarzyszyła jego walkom i dokonaniom: stąd podjęta niedługo po jego śmierci decyzja o usypaniu dlań kopca, w zamyśle odpowiednika kopców Krakusa i Wandy, które wówczas uważano za ważne z punktu widzenia historycznego i założycielskie dla państwa polskiego, co dziś nie znajduje potwierdzenia (ale o to mniejsza) – ulokowanych w dzisiejszym Krakowie, wówczas zaś, w latach 1820-1823, kiedy sypano kopiec Kościuszki, na jego przedmieściach. Zdecydowano się, by kopiec Kościuszki usypać na naturalnym wzniesieniu (a więc podobnie jak w przypadku kopca Krakusa), na Wzgórzu błogosławionej Bronisławy, w zachodniej części Krakowa, dzisiejszej dzielnicy Zwierzyniec, przez co wydaje się o wiele bardziej wyniosły niż jest w rzeczywistości: choć mierzy 34 metry wysokości, a więc jest niemały w porównaniu z pozostałymi krakowskimi kopcami, jego szczyt od poziomu Wisły dzieli o sto metrów więcej.
To właśnie wynik ulokowania na wzgórzu i tajemnica sprawiająca, że tak doskonale go widać niezależnie od pogody z centrum Krakowa, Starego Miasta: dzieli go od niego stosunkowo niewielka odległość, bo to zaledwie mniej więcej trzy kilometry, jest znacznych rozmiarów (średnica u podstawy wynosi osiemdziesiąt metrów), no i położony jest wysoko, gdzie nic go nie przesłania. Ma kształt ściętego stożka o ostro wznoszących się bokach, jest jednak doskonałym miejscem do spokojnych spacerów: został opasany dwukrotną, przecinającą się ślimacznicą ścieżek o niewielkim wzniesieniu.
Najbardziej mnie zadziwia, że jego rdzeń, filar, na którym został wzniesiony, jest taki sam jak w przypadku kopca Krakusa, wywodzącego się przecież z zupełnie innej epoki: konstrukcję ziemną ukształtowano wokół dwudziestometrowej wysokości pnia sosny (lub, wedle innych źródeł, jodły), tak jakby technika budowlana nie zmieniła się przez stulecia ani o jotę, a sztuka sypania kopców wymagała stosowania zawsze tych samych, mistycznych zabiegów, wkopania osi drewnianej, stanowiącej praformę sztucznego wzniesienia. Posłużono się miejscowym budulcem, lessową ziemią pochodzącą ze Wzgórza (zwanego też z pewną przesadą Górą) błogosławionej Bronisławy, nie szczędząc dodatków o charakterze symbolicznym – w końcu każdy kopiec jest nade wszystko symbolem właśnie i nigdy nie zaszkodzi symbolicznie dociążyć miejsca nie-pochówku wielkiego narodowego bohatera. Już w dniu rozpoczęcia sypania kopca dwóch krakowskich mieszczan przywiozło urnę ziemi z bitwy racławickiej i kości poległych bohaterów. Był wóz, urna, liście dębu i kosy postawione na sztorc, cała kawalkada przeszła przez miasto. Z czasem do ziem kopca dodano również ziemie spod Maciejowic, Dubienki, Szczekocin, a w 1926 roku również z USA, z Saratogi i Yorktown. W ten sposób powiązano grób wielkiego bohatera z miejscami jego największej chwały. Na szczycie kopca, tworzącym płaską platformę, umieszczono głaz z tatrzańskich Kuźnic z prostym napisem „Kościuszce”.
Nad pracami czuwali Szczepan Humbert, architekt, i Franciszek Sapalski, matematyk. Muszę wspomnieć w tym miejscu, bo to dowód na ciągłość, której nam w Polsce bardzo brakuje, że od chwili podjęcia decyzji o budowie kopca do dziś, a więc od ponad dwustu lat opiekę nad kopcem sprawuje to samo ciało, Komitet Kopca Kościuszki w Krakowie. Kopiec jednak, jak dowiodła historia Krakowa i jego okolic, jest dziełem wspólnego, długotrwałego wysiłku wielkiej społeczności i okazuje się – jak na sztucznie usypane wzniesienie pozbawione wszelkich funkcji użytecznych – zaskakująco trwały; jakby miejsca takie broniły siły dużo potężniejsze niż miejscowe przepisy i dobry obyczaj, wzbraniający niszczenia dobra wspólnego. W całej swojej historii kopiec Kościuszki był prawdziwie zagrożony jedynie dwa razy. Pierwszą próbą Była dlań druga wojna światowa, kiedy hitlerowskie władze, jak mało kto znające wartość narodowych symboli, rozważały jego niwelację; nigdy jednak do niej jednak nie doszło. Moment drugi, mniej oczywisty i spektakularny, nastąpił sam z siebie, nie wynikał z chęci czynu (zgładzenia symbolu), lecz z najzwyklejszego zaniedbania: pod koniec XX wieku,
w 1997 roku ulewne deszcze doprowadziły na kopcu do katastrofy budowlanej: korpus kopca popękał, ziemia zaczęła się osuwać.
Jeśli jednak spojrzeć na historię kopca ze spokojnej, dzisiejszej perspektywy, to wydać się może, że względny brak obciążenia jakąś dawną i nieznaną historią, dobre rozeznanie w okolicznościach powstania ziemnej konstrukcji uchroniły kopiec przed zakusami szalonych przedsiębiorców i nadgorliwych archeologów, jak to się stało w przypadku kopca Krakusa. Dla jednych zbyt późno usypany, dla innych nie dość związany ze współczesnością, by podejmować olbrzymi wysiłek zrównania go z ziemią, dla trzecich wart ratowania za wszelką cenę, mimo olbrzymich kosztów: oto przepis na przetrwanie w czasach, kiedy łatwo o realizację wielkich, choć nie zawsze najmądrzejszych zamierzeń.
W połowie XIX wieku kopiec niszczał już powoli pod wpływem opadów atmosferycznych i najzwyklejszego pojawiania się na stokach zwierząt gospodarskich (cóż, nie należy się dziwić: stoki kopca może i są uświęcone, ale to mnóstwo bezpańskiej trawy i zwierzęta trzeba czymś nakarmić). Był to czas, kiedy Austriacy postanowili stworzyć w Krakowie twierdzę i obudowali całe miasto umocnieniami wojskowymi: dlatego też w latach 1850-1856 teren kopca i jego najbliższe otoczenie włączono do Fortu nr 2 „Kościuszko”. Wewnętrzne mury częściowo podcinają zbocza kopca, są jego murami oporowymi, dzięki czemu budowla jest tak trwała. O ile jednak kurhan znalazł się w samym centrum fortu, to; kopiec stanowił nadal własność narodu polskiego i wstęp na jego teren był wolny od świtu do zmierzchu, z wyłączeniem okresów działań militarnych. W takiej właśnie, zmilitaryzowanej postaci, przetrwał do dzisiaj: jedynym uszczerbkiem było częściowe rozebranie murów opasujących teren. Użyto ich po drugiej wojnie do budowy internatu; oto jeszcze jeden przypisek do burzliwych dziejów naszych zabytków. Zachowała się za to aleja dojazdowa i droga forteczna, jeden z trzech bastionów, kaponiera południowa i kurtyna, a także włączona w mury neogotycka kaplica św. Bronisławy projektu Feliksa Księżarskiego, podobnie jak budynek koszar.
O kim bardziej mówią kopce, o tych, których się, nieraz symbolicznie, jak w tym wypadku, w nich grzebie, czy może o tych, którzy je sypią?
Druga odpowiedź wydaje się bliższa prawdy. Była w Polsce potrzeba powagi, narodowej świętości, czczenia bohaterów, bo nie istniało państwo, a nadzieje zdawały się na długo, o ile nie na zawsze, pogrzebane. Mieć pośród symbolicznie żywych Tadeusza Kościuszkę, którego nazwisko zdążyło się od tego czasu zmienić w jeden z niezliczonych martwych liczmanów polskiej historii (ale taka ich dola, tych wielkich z zamierzchłych epok, czy tego chcemy, czy nie) znaczyło tyle, co wierzyć nadal we wspólną dla wszystkich sprawę.
Ja jednak spośród wszystkich symbolicznych momentów związanych z sypaniem i trwaniem kopca Kościuszki w Krakowie wybieram jeden, dość wyjątkowy. Naczelnik nie miał na jego przebieg wpływu, jednak pewnie byłby zadowolony, że postanowiono mu usypać nie tylko ten pusty kurhan, lecz i dać jakąś namiastkę zadośćuczynienia tym, którzy poszli się bić u jego boku. Otóż częściowo dzięki darowi sióstr norbertanek, a częściowo dzięki zakupowi od nich ziemi postanowiono w sąsiedztwie kopca stworzyć cztery gospodarstwa rolne i przekazać je kościuszkowskim weteranom, zwykłym chłopom. Co prawda koniec był taki jak niemal zawsze, bo ten zaczyn czegoś naprawdę wielkiego i ciekawego doprowadził donikąd. Powstało jedno gospodarstwo, przekazane synowi kościuszkowskiego żołnierza, po czym pomysł upadł, kiedy Austriacy przejęli teren pod zabudowania forteczne.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Historia “starszej siostry Wieliczki” rozpoczyna się w 1248 roku, choć dzieje produkcji soli w regionie są znacznie dłuższe i sięgają jeszcze neolitu. Sól warzona, uzyskiwana przez odparowanie soli z solanki, była tutaj wytwarzana już około 3500 lat p.n.e., w połowie...
W Kraków wchodziłem wielokrotnie. Pierwszy raz nieświadomie, jako dziecko, zapamiętałem huk i dzwonienie tramwajów, które mnie przerażały, tak bardzo były obce. Potem były jakieś wycieczki, studia, pierwsze wynajęte mieszkanie, i to, co wydawało się niedosięgłe i dalekie, w pewnym sensie...
Zabytki od zawsze stanowiły inspirację dla twórców wielu dziedzin – Jan Matejko tak intensywnie przeżył wizytę w kopalni soli w Wieliczce, że aż dziesięć lat pracował nad poświęconym jej obrazem. Na śląskie osiedle Nikiszowiec co rusz zjeżdżają ekipy filmowe, a...