Klasycysta nieoczywisty
Gmach Dyrekcji Okręgowej Koilei Państwowych, ok 1966-1972 r.
Fot. Teodor Hermańczyk / IS PAN
Wywiady

Klasycysta nieoczywisty

O petersburskich elitach i akademii, stylu narodowym, pechowej urbanistyce i nietypowym klasycyzmie mówi prof. Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk, autorka monografii pt. „Marian Lalewicz. Architekt petersbursko-warszawski”.


Repr. Krzysztof Chojnacki / East News
Klasycysta nieoczywisty
Architekt Marian Lalewicz, lata 30.

Marian Lalewicz jest wciąż jednym z niewielu architektów I połowy XX wieku, którzy doczekali się monografii. Dlaczego właśnie on? Kim był i na czym polega jego wyjątkowość?

Marian Lalewicz był architektem hołdującym klasycznym zasadom projektowania, uważał, że to w antyku wydarzyło się wszystko, co najlepsze w sztuce, i jemu współcześni powinni z tego czerpać. Pochylenie się nad jego dorobkiem pozwala jednak rozprawić się z pojęciem, które zrobiło w Polsce dość dużą karierę: klasycyzmem akademickim. Sugeruje ono, że klasycyzm, w który wpisuje się nie tylko twórczość Lalewicza, ale i Adolfa Szyszko-Bohusza czy Pawła Wędziagolskiego, był powiązany z ich akademickim kształceniem. Tymczasem pierwsze pojęcie akademii wiąże się z wcześniejszym etapem kształtowania architektury europejskiej, z prymatem wzorców wynikających z kształcenia na École de Beaux-Arts w Paryżu. To tam tak naprawdę rodziły się nowe modele edukacyjne dla całej Europy, które potem przyjmowały inne szkoły. I to tam wykuwały się pomysły na projektowanie oparte na sięganiu po wzorce z przeszłości, ale jednocześnie mieszaniu ich z sobą, profuzji elementów i niezwykle plastycznym ich traktowaniu. Architekci z tej grupy nie lubili płaskich powierzchni: jeśli projektowali gzymsy, to wychodzące dwa metry poza powierzchnię elewacji; gdy sięgali po dekoracje rzeźbiarskie, to po rzeźby pełnoplastyczne; uwielbiali nie pilastry, lecz pełne kolumny. Ich fasady są głębokie, rozrzeźbione, dynamiczne, niezwykle plastyczne.

To styl, w którym wszystko może być z sobą wymieszane i do którego należy podchodzić jako do zupełnie nowej jakości, niedającej się łatwo analizować za pomocą kryteriów stylistycznych poprzednich epok. Wykształcenie Mariana Lalewicza to dowód na ten uniwersalizm kompetencji, czego przykładem jest jego praca dyplomowa, wykonana w 1901 roku w pracowni Leontija Benois na Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu.

To „Projekt ratusza w mieście stołecznym”, rozległy kompleks pięciu gmachów o formach czerpanych z niemieckiej i francuskiej architektury gotyckiej. Nie ma tu śladu po akademickim klasycyzmie w jego powszechnym rozumieniu. Warto dodać, że za ten projekt Lalewicz otrzymał na uczelni nie tylko najwyższą notę, dyplom architekta artysty, lecz także stypendium, dzięki któremu mógł udać się w długą podróż po miastach Europy Zachodniej.

Na ile wcześniej był znany i opisany petersburski dorobek Lalewicza?

O tym, że Lalewicz studiował, a później pracował jako architekt w Petersburgu, wiadomo było od zawsze, wynikało to choćby z jego zachowanych życiorysów. Ale oczywiście ten wątek wymagał szczegółowego opisania. I muszę wyraźnie podkreślić: nie jestem pierwszą badaczką, która zajęła się twórczością tego architekta. Jako osoby mocno związanej z Wydziałem Architektury Politechniki Warszawskiej dorobek Lalewicza analizowali badacze z tej uczelni, a wiele lat kwerendy i pracy poświęcił mu Robert Pasieczny, który chciał pisać doktorat o architekcie. Zebrał dużo informacji, badał archiwa w Polsce i Petersburgu. Ostatecznie zrezygnował z tej pracy, a zebrane materiały przekazał mnie. Uzupełniłam je swoimi wynikami badań w rosyjskich archiwach, które robiłam przy okazji swojej pracy o Stefanie Szyllerze, a także sukcesywnie dziś digitalizowanymi zasobami, które trafiają do internetu, po czym opracowałam życie i dorobek tej postaci.

Jakim miastem w czasach Lalewicza był Petersburg? Czy to było miasto znaczące, istniejące w obiegu kultury i sztuki?

To była stolica imperium, wsobna i osobna, której nie zależało na konakach z architekturą i miastami zachodnioeuropejskimi. Panowało tam głębokie przekonanie o własnej wyższości i wyjątkowości. Owszem, Rosjanie ściągali z Zachodu to, co uważali za ciekawe, ale to siebie i swoją stolicę uważali za pępek świata. Byli z niej dumni i nie aspirowali do istnienia w międzynarodowym obiegu. Powstawała tu więc nieco inna architektura, stylowo, a także pod względem skali czy rozmachu.

Fot. Pawel Wodzyński / East News
Klasycysta nieoczywisty
Ekspozycja w Muzeum Geologicznym Państwowego Instytutu Geologicznego (obecnie)

Z książki dowiadujemy się, że Marian Lalewicz z sukcesem skończył studia w Petersburgu, praktykował w różnych pracowniach, projektował, był także znaczącą postacią w petersburskim środowisku architektonicznym. Na ile ten czas go ukształtował? Jak ważne było to doświadczenie, gdy przyjechał w 1918 roku do Warszawy?

Lalewicz był wykształcony w Petersburgu, współpracował z petersburskimi architektami, projektował dla petersburskiej socjety.

Jego autorska twórczość zaczyna się około 1909 roku, wcześniej był szeregowym architektem w cudzych pracowniach, rysował, robił projekty wykonawcze.

Kiedy się usamodzielnił, jego kariera szybko nabrała tempa: wiele zleceń wynikło z polecania go przez klientów – kiedy buduje fabrykę dla przemysłowca, niedługo później jego żona zamawia u niego willę itd.

Ponadto Lalewicz zajmował bardzo wysoką pozycję w środowisku, najpierw otrzymuje tytuł akademika, który jest bardzo wysoko ceniony w Petersburgu, później zostaje wybrany prezesem Stowarzyszenia Architektów Artystów, odpowiednika naszego SARP. Organizacja wydaje własne pismo, nasz bohater stał się więc także jego redaktorem. Gdy sam nie brał udziału w konkursie, zostawał jego jurorem. Uczył historii sztuki na Akademii Sztuk Pięknych, od 1907 lub 1908 roku jest także profesorem na Petersburskich Wyższych Kursach Politechnicznych dla Kobiet – uczył projektowania architektonicznego i opiekował się dyplomantkami.

Poza aktywnością w środowisku architektonicznym angażował się również w działalność dobroczynną, projektując np. obiekty wspomagające opiekę nad samotnymi matkami czy sierotami.

A jakie miał poglądy na architekturę?

Marian Lalewicz był klasycystą, kochał Grecję, inspirowała go Hellada, antyk był dla niego punktem wyjścia, czerpał z tradycji palladianizmu. Choć – jak już zostało powiedziane – te poglądy nie były efektem studiów na akademii ani myślenia akademickiego, ale wpisaniem się w modę, nurt, który do Petersburga dotarł po tym, jak zawojował Europę Zachodnią, około 1908–1909 roku. Lalewicz przyjechał więc do Warszawy jako ukształtowany klasycysta kochający antyk.

Fot. IS PAN
Klasycysta nieoczywisty
Wnętrze Państwowego Instytutu Geologicznego, przed 1939 r.

W przeciwieństwie do większości Polaków uciekających z porewolucyjnej Rosji Lalewicz nie miał do czego w Polsce wracać. Jak wyglądał jego start?

Wychował się w Suwałkach, później żył w Petersburgu, jego ojciec zmarł, a matka mieszkała z jednym z synów. Zaczynał więc tu życie niejako od nowa. Istnieją różne legendy na temat tego, jak zaczęła się jego warszawska kariera – ale to, że błyskawicznie się rozwinęła nie było niczym niezwykłym. W końcu był uznanym architektem w stolicy imperium, który przyjechał do – patrząc z tej perspektywy – prowincjonalnego miasta. Choć Lalewicz osobiście nie był w Warszawie raczej znany, jego dorobek – choćby zwycięstwa w konkursach w Rosji – był opisywany także przez polską prasę, a on sam rozpoznawalny w środowisku, które czytało petersburskie magazyny architektoniczne. Już tydzień po przyjeździe został wykładowcą na Akademii Sztuk Pięknych, szybko został członkiem Koła Architektów, a później współzałożycielem SAP. Szybko wszedł w życie społeczne, a także projektowe. Zaczął projektować adaptacje warszawskich zabytków na rządowe potrzeby – to było dobre zajęcie dla klasycysty, bo te budowle w większości reprezentowały właśnie ten styl. Od razu też zaczął brać udział w konkursach

Jedną z pierwszych ważnych jego realizacji w Warszawie była siedziba Państwowego Instytutu Geologicznego.

W 1919 roku Lalewicz wygrał konkurs na ten projekt. Żeby skuteczniej wpisać się w panujące w Polsce mody i trendy oraz wygrać ten konkurs, bo wiedział, że wygrana przyspieszy jego karierę, sięgnął po to, o czym od kilku dziesiątek lat dyskutowało polskie środowisko architektoniczne: styl narodowy.

W gmachu architekt zastosował wiele elementów typowych dla polskiej architektury sprzed wieków: pojawiają się tu renesansowe attyki czy corraziańskie ośmioboczne pawilony z płaskimi kopułami, a wnętrze z układem otwartych, arkadowych galerii wyraźnie nawiązuje do wawelskiego dziedzińca.

Fot. NAC
Klasycysta nieoczywisty
Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie, 1926 r.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Wszystko to uzupełnił klasycznymi elementami, kolumnami, naczółkami, boniowaniami. Towarzyszące głównej bryle obiekty dla pracowników PIG do złudzenia przypominają XVIII-wieczne wiejskie pałacyki. Pech tego budynku polega na tym, że on był projektowany do zupełnie innego układu ulic. W czasach, gdy rysował go Lalewicz, fasada gmachu miała stanowić pierzeję półkolistego placu, wpisywać się w rozległe założenie urbanistyczne z układem osi widokowych naprowadzających widza na masywne, monumentalne gmachy. PIG miał być jednym z nich. Niestety, dziś ten ogromny budynek jest przysłonięty powojenną zabudową i jego architektura stała się nieczytelna. Lalewicz nie miał jednak serca do stylu narodowego, nie cenił tej realizacji i więcej nie sięgnął po podobne rozwiązania.

Więcej jego budowli spotkał taki pechowy los, że stoją dziś w innym urbanistycznym otoczeniu, niż to pierwotnie zakładano.

Siedziba warszawskiej Dyrekcji Kolei Państwowych miała być częścią dużego założenia urbanistycznego planowanego m.in. w miejscu likwidowanego wtedy torowiska kolejowego przy ul. Wileńskiej. W 1927 roku Lalewicz narysował szeroką aleję wiodącą z Pragi w stronę Radzymina (miejsca bitwy warszawskiej 1920 roku), od wschodu zamkniętej łukiem triumfalnym, od zachodu – parą monumentalnych gmachów. Powstał jeden z nich, dziś otoczony chaotyczną zabudową, z trudną do zobaczenia w pełnej krasie paradną fasadą od strony ciasnej ul. Wieleńskiej. Gmach Państwowego Banku Rolnego przy Nowogrodzkiej w Warszawie także by zyskał, gdyby można było go oglądać z szerszej perspektywy, czyli z większej odległości, niż daje wąska ulica.

Fot. Teodor Hermańczyk / IS PAN
Klasycysta nieoczywisty
Gmach Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych, ok 1966-1972 r.

Więcej szczęścia mają budowle projektowane przez Lalewicza w mniejszych miastach oraz na Oksywiu w Gdyni.

Choć Marian Lalewicz jest kojarzony przede wszystkim z Warszawą, zrealizował całkiem sporo budowli poza stolicą. Dla Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej w latach 20. zaprojektował wiele budynków bankowych, m.in. w Siedlcach, Kaliszu, Sosnowcu. To oparte na wzorach klasycznych eleganckie budowle skrojone na miarę potrzeb i charakter średnich miast. W swoim pierwotnym układzie przestrzennym zachował się do dziś zespół Dowództwa Floty i koszar Marynarki Wojennej na Oksywiu. To architektura wojskowa, bardzo udana, której Lalewicz nadał wachlarzowy układ, a badacze doszukują się tu różnych wpływów: od militarnych obiektów Francji i Niemiec, przez układy urbanistyczne Petersburga, po twórczość Claude’a-Nicolasa Ledoux. Pod względem architektonicznym budynki reprezentują formy historyczne z dominacją klasycyzmu. Dla wielu z nich można odszukać inspiracje w architekturze Petersburga.

Fot. IS PAN
Klasycysta nieoczywisty
Dziedziniec Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni

Marian Lalewicz był ważną postacią – czy jego realizacje oddziałały na innych twórców, czy jego działalność wywarła wpływ na to, co się budowało w Warszawie?

To trudne pytanie. Choćby dlatego, że nie bardzo wiadomo, od kiedy ten wpływ należałoby liczyć: czy od momentu, kiedy jakiś projekt został narysowany lub opublikowany w czasopiśmie architektonicznym, czy dopiero wtedy, kiedy zdjęto z niego rusztowania. W Warszawie i w Polsce działało wtedy wielu architektów, którzy projektowali podobnie, ale ciężko jednoznacznie dowieść, że tak budowali, bo inspirowali się Lalewiczem. W książce wymieniam projekty, które przypisywano Lalewiczowi, ale w wyniku badań okazały się dziełami innych architektów. Już to pokazuje, jak trudno rozgraniczyć wpływy i inspiracje od mody czy oczekiwań inwestorów. Nie możemy zapominać, że na kształt budowli ogromny wpływ mieli inwestorzy, a ci często chcieli projektów wpisujących się po prostu w obowiązujące mody.

Fot. Mazowiecki Konserwator Zabytków
Klasycysta nieoczywisty
Willa Mariana Lalewicza przy ul. Górnośląskiej 41 w Warszawie

A jeśli chcemy znać odpowiedź na pytanie, co w architekturze lubił sam Lalewicz, to warto obejrzeć jego dom własny na ul. Górnośląskiej w Warszawie, który wcale nie jest tak klasycystyczny, jak można by się spodziewać! Widać w nim raczej inspiracje architekturą saską i stanisławowską, drugą połową XVIII wieku.

Są tu nawet echa późnego baroku. Domy własne architektów są najlepszymi opowieściami o guście projektantów, bo pozostają wolne od woli zewnętrznych inwestorów.

Klasycysta nieoczywisty

Prof. Małgorzata Omilanowska-Kiljańczyk

Historyczka sztuki i nauczycielka akademicka, w latach 2014–2015 minister kultury i dziedzictwa narodowego. Autorka m.in. takich książek jak „Architekt Stefan Szyller 1857–1933”, „Most i wiadukt księcia Józefa Poniatowskiego”, „Nadbałtyckie Zakopane – Połąga w czasach Tyszkiewiczów”, „Świątynie handlu. Warszawska architektura komercyjna doby wielkomiejskiej”. Obecnie dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie.

Artykuł pochodzi z kwartalnika Spotkania z Zabytkami nr 2/2024


Anna Cymer

Historyczka sztuki, dziennikarka i popularyzatorka architektury. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, laureatka Nagrody Dziennikarskiej Izby Architektów RP. Autorka książek: „Architektura w Polsce 1945-1989” i „Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji”.

Popularne

Architektura nowoczesna i inne zapomniane historie

Architektura nowoczesna budzi od dłuższego czasu coraz większe zainteresowanie nie tylko specjalistów. Wiele popularnonaukowych, ale też społecznych i oddolnych działań – spacerów, spotkań, wykładów, wystaw, a nawet akcji protestacyjnych i happeningów, zwróciło uwagę szerokiej grupy osób użytkujących miasto, na wartość dzieł architektury modernistycznej. Czy to, że nauczyliśmy się dostrzegać architekturę nowoczesną, sprawia jednak że umiemy też na nią patrzeć, mówić o niej i analizować?