Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Kiedy w 1875 roku otwierano Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, pierwszą w Warszawie placówkę wystawienniczą prezentującą eksponaty związane z historią techniki, idea, by w muzeum – „świątyni muz” – pokazywać wynalazki zamiast obrazów i rzeźb, mogła wciąż jeszcze wydawać się nieco ekscentryczna. Placówka ta powstała zresztą jako swego rodzaju arystokratyczna fanaberia. Jej założyciele, w gronie których znajdował się m.in. książę Jan Tadeusz Lubomirski czy hrabia Feliks Sobański, byli znanymi filantropami, których działalność wpisywała się w sztandarowe hasło pozytywizmu – „pracę organiczną”. Wojenna zawierucha w 1939 roku zmiotła z powierzchni ziemi tamtą ekspozycję wraz z jej siedzibą, zaś nowe Muzeum Techniki, pod patronatem Naczelnej Organizacji Technicznej, otwarto dopiero dekadę po wojnie w Pałacu Kultury i Nauki, świeżo oddanym wówczas do użytku.
Obecne Narodowe Muzeum Techniki w Warszawie, działające w tym samym miejscu, dostępne jest dla zwiedzających od 2022 roku. Nowa placówka nie jest jednak bezpośrednią kontynuacją poprzedniej, zlikwidowanej pięć lat wcześniej, choć po wielu zawirowaniach odziedziczyła większość jej cennych zbiorów.
Prawie 150 lat, jakie minęły od otwarcia pierwszej tego typu instytucji muzealnej, to okres na tyle długi, by gruntownej zmianie uległy cele i strategie kolejnych wystaw poświęconych technice. Pierwsze, XIX-wieczne muzeum było w dużej mierze placówką naukową i edukacyjną, to powojenne miało z kolei prezentować z dumą osiągnięcia państwowego przemysłu. W ostatnich latach, wraz z rozwojem nowych trendów wystawienniczych i sukcesem instytucji takich jak Centrum Nauki Kopernik, stawało się jednak coraz bardziej jasne, że celem podobnej ekspozycji może być także rozbudzanie ciekawości, działanie i doświadczanie. Nowe muzeum nie ma co prawda tak doskonałych warunków lokalowych jak CNK, jednak jego
twórcy, dysponujący południowo-zachodnim skrzydłem Pałacu Kultury, pomieścili w nim bardzo przyjemną dla oka i wartościową poznawczo ekspozycję, łączącą w odpowiednich proporcjach różne funkcje.
Pierwsza z muzealnych sal (nie licząc hallu kasowego, gdzie znajduje się m.in. znakomicie odrestaurowany i pięknie wyeksponowany model „T” Forda) poświęcona jest rozwojowi technicznemu ludzkości od najdawniejszych czasów aż do XX wieku. Centralnym elementem przykuwającym uwagę jest instalacja w postaci bardzo długiego i wąskiego czarnego stołu w kształcie pofalowanej wstęgi. Jego przezroczysty blat, równomiernie oświetlony białym światłem, to oś czasu, mieszcząca w sobie tekst, grafikę, drobne eksponaty i urządzenia multimedialne. Poza stołem-ekspozytorem umieszczone są w tej sali przeróżne obiekty wolnostojące lub pogrupowane w pionowych gablotach – od modelu dymarki świętokrzyskiej sprzed dwóch tysięcy lat, aż po zabytkowy motocykl.
Całość uzupełniają ryciny przedstawiające dawne wynalazki, nadrukowane na wielkie szklane tafle.
Pomieszczenie z osią czasu prowadzi do efektownej przestrzeni, poświęconej metodom mierzenia, ważenia i liczenia. Jej środek wypełnia potężny mebel, zbudowany na planie koła, w którym osadzono ekrany dotykowe z aplikacjami, pozwalającymi nauczyć się sześćdziesiątkowego systemu liczbowego, stosowanego kilka tysięcy lat temu przez Sumerów, a później Babilończyków, czy też obliczyć dokładność, z jaką próbujemy oszacować wyświetlane odcinki o różnej długości. Każda z takich zabaw odnosi się w inny sposób do tematu tej części ekspozycji, a okalające stół multimedialny gabloty prezentują przeróżne urządzenia do mierzenia – czasu, odległości, masy, temperatury czy napięcia. Zapoznając się z eksponatami, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, co znajduje się kilkanaście metrów nad naszymi głowami. Pod sklepieniem na specjalnym stelażu zainstalowano bowiem maszynę do latania o fantazyjnym kształcie, będącą zapowiedzią wystawy „Historia transportu morzem lądem i powietrzem” znajdującej się na pierwszym piętrze.
Zaadaptowana na potrzeby ekspozycji klatka schodowa sama w sobie jest zresztą osobnym obiektem muzealnym, który warto docenić. Niezwykły rozmach architektury socrealistycznego pałacu widać tu w pełnej okazałości. Gdy PKiN został ukończony, znajdował się w pierwszej dziesiątce najwyższych budynków świata, w Europie ustępując jedynie moskiewskiemu gmachowi Uniwersytetu Łomonosowa, wyższemu o kilka metrów. Zwiedzając NMT, warto pamiętać o tym kontekście, bo czasy, w których powstawał Pałac (od 2007 roku cieszy się statusem zabytku), często kojarzone są jedynie z totalitarnym zniewoleniem, a był to przecież także okres wielkiego naukowego i technologicznego optymizmu skutkującego doniosłymi odkryciami naukowymi i wynalazkami także po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Eksponaty powstałe nad Wisłą w okresie minionego ustroju mają zresztą mocną reprezentację w każdej z czterech wystaw stałych. Wspomniana już „Historia transportu” pozwala przyjrzeć się choćby prototypowi mikrosamochodu „Smyk” z końca lat 50., jest i
Jest kultowy motocykl „Junak” czy skuter „Osa”. Te i inne jednoślady, polskie i zagraniczne, umieszczono na wysokich regałach sięgających aż po sufit wysokiej i przestronnej sali. Wystawa o transporcie nie ogranicza się oczywiście do samochodów, motocykli czy rowerów. Swoje miejsce ma tutaj także transport wodny i powietrzny, jednak to właśnie świetnie wyeksponowane zabytki motoryzacji są, jak się wydaje, najsilniejszym magnesem przyciągającym do tego miejsca.
Do najbardziej zapamiętywalnych obiektów Narodowego Muzeum Techniki należy na pewno naturalnej wielkości model kopalnianego chodnika ze wszystkimi drobiazgowo odtworzonymi detalami obudowy, okablowaniem i oświetleniem. Tuż obok możemy obejrzeć skamielinę drzewa iglastego, wydobytą z wnętrza ziemi na głębokości ok. 200 metrów. Okaz liczy sobie między 16 a 18 milionów lat i choć zachował widoczną strukturę drewna, jest tak naprawdę bryłą węgla brunatnego. Obie instalacje są częścią wystawy „Źródła energii cywilizacji – historia paliw kopalnych”. Ekspozycja na temat węgla, ropy naftowej i gazu zahacza nawet o temat energetyki jądrowej, także przecież opartej na surowcach kopalnych (uran), jednak to węgiel jest zdecydowaną „gwiazdą” tej wystawy. O bardziej zaawansowanej technologicznie energetyce jądrowej dowiemy się tutaj dosyć niewiele. Osobne miejsce poświęcono Ignacemu Łukasiewiczowi, wynalazcy lampy naftowej, przede wszystkim jednak światowemu pionierowi wydobycia i przetwórstwa ropy naftowej.
Zaznaczenie sylwetką Łukasiewicza polskiego wkładu w rozwój światowego przemysłu wydobywczego koresponduje z osobną wystawą, którą poświęcono polskim wynalazcom. Jest ona dosyć rozległa i słusznie – skoro to Narodowe Muzeum Techniki, byłoby niepokojące, gdyby Polacy nie byli w nim dobrze reprezentowani. Ekspozycja „Wkład Polaków w światowe dziedzictwo techniczne i naukowe” otrzymała funkcjonalną, choć może nieco monotonną oprawę plastyczną. Dominuje tu czerń i biel, spokojny wystrój bez nadmiernych atrakcji pomaga jednak w skupieniu uwagi, zgromadzono tu bowiem naprawdę wiele bodźców konkurujących o uwagę zwiedzających, a w takiej sytuacji łatwo o estetyczny bałagan i poczucie zagubienia widza.
Ogromna liczba biogramów, fotografii, filmów i oczywiście samych wynalazków – tam, gdzie dało się je zaprezentować – zdecydowanie przekracza możliwości percepcyjne widza podczas pojedynczej wizyty. Z tego bogatego zestawu każdy może wybrać coś dla siebie. Mnie bardzo ucieszyła obecność na wystawie postaci związanych z szeroko pojętą kinematografią, jak Kazimierz Prószyński, konstruktor kamer filmowych i innych pionierskich urządzeń kinematograficznych, Stefan Kudelski, twórca rewolucyjnych rejestratorów dźwięku, które niemal zmonopolizowały światowy przemysł filmowy, czy Maksymilian Faktor, wynalazca nowatorskich rozwiązań kosmetologicznych, a przy okazji charakteryzator hollywoodzkich gwiazd.
O Marce Max Factor słyszał zapewne każdy, ale to, że jej twórca pochodził ze Zduńskiej Woli, nie jest już faktem powszechnie znanym.
Zwiedzanie Narodowego Muzeum Techniki najlepiej zakończyć obejrzeniem wystawy „Historia Komputerów – liczy się!”. To prawdziwa wisienka na torcie wszystkich muzealnych atrakcji, a sukces tej ekspozycji opiera się na dwóch mocnych filarach. Po pierwsze, ewolucja „mózgów elektronowych” to proces sam w sobie fascynujący, pokazany tu na przykładzie dobrze dobranego zestawu maszyn, unaoczniających, w jakim zawrotnym tempie dokonywała się ich miniaturyzacja. Po drugie, wystawa jest mocno designerska nie tylko ze względu na jej scenografię, wykorzystującą duże kolorowe płaszczyzny. Obserwujemy tu przede wszystkim, jak równolegle z rozwojem mocy obliczeniowych dokonują się zmiany w wyglądzie urządzeń. Trendy we wzornictwie przemysłowym – zwłaszcza na przełomie lat 50. i 60. – były wyznaczane przez znakomitych projektantów, a niektóre maszyny do liczenia zachwycają nie mniej niż kultowe meble Józefa Chierowskiego, Romana Modzelewskiego czy Rajmunda Hałasa. W tym kontekście najciekawszym eksponatem jest AKAT-1, czyli „Tranzystorowa, analogowa maszyna analityczna”. Wynalazcą urządzenia był Jacek Karpiński – geniusz informatyczny, który, gdyby nie absurdalne biurokratyczne przeszkody będące codziennością w PRL-owskiej rzeczywistości, mógłby zbudować potęgę polskiego przemysłu komputerowego. Za wygląd urządzenia odpowiadają natomiast Zakłady Artystyczno-Badawcze ASP w Warszawie. Twórcy wystawy nie uznali co prawda za stosowne poinformować widzów, kto konkretnie zaprojektował tak cieszącą oko obudowę, dodam więc od siebie, że byli to: Emil Cieślar, Andrzej Wróblewski, Olgierd Rutkowski i Stanisław Siemek.
Pomimo drobnych mankamentów, nie do uniknięcia podczas projektowania i realizacji jakiejkolwiek większej ekspozycji, Narodowe Muzeum Techniki jest miejscem, które ma bardzo wiele do zaoferowania zwiedzającym z każdej grupy wiekowej. Zwiedzanie tej inspirującej i różnorodnej ekspozycji jest nie tylko pouczające, to po prostu przyjemność.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Ludzie budują mosty od tysięcy lat. Początkowo drewniane, później kamienne, ceglane, wykonane z betonu lub żelbetu, nareszcie metalowe – żelazne, stalowe i żeliwne. Budowane w celu pokonania pewnej przeszkody, mają ułatwiać nam przeprawę z jednego punktu do drugiego. Oglądam ostatnio The...
Papiernia w Dusznikach-Zdroju, dawnym Reinertz, jest jednym z najcenniejszych architektonicznie zabytków przemysłowych w Europie, bowiem spośród tysięcy dawnych młynów papierniczych do dziś na całym kontynencie przetrwało zaledwie około 30. Lokowane nad brzegami rzek, stanowiły niegdyś element krajobrazu miejskiego, tak jak...
Wszystko się zaczęło jak w zwykłym napadzie na bank: przebrani mężczyźni, odludne miejsce, właściwie żadnej ochrony, do tego akt przemocy: na miejscu został ciepły trup niewinnej ofiary. I nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, lecz nie o bank tu...