Popiersie relikwiarzowe św. Urszuli. Model wykonał Adam Zeltt, fabryka Karola Juliusza Mintera, 1852 r.
Popiersie relikwiarzowe św. Urszuli. Model wykonał Adam Zeltt, fabryka Karola Juliusza Mintera, 1852 r.
Fot. Ks. dr Janusz Nowiński SDB – kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie
Wywiady

Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie

Dziś poza głównymi szlakami, opactwo cysterskie w Lądzie nad Wartą było ważnym punktem na mapie Polski od średniowiecza aż do kasaty w 1819 roku. Kościół i klasztor w Lądzie kryją w sobie skarby kultury rangi europejskiej, które zadecydowały o wpisaniu zespołu dawnego opactwa na listę Pomników Historii już w 2009 roku. Świadectwa dawnej sztuki i kunsztu rzemiosła, jak XIV-wieczne oratorium św. Jakuba pokryte freskami – z jedyną znaną nam w średniowiecznej Polsce rozbudowaną sceną fundacyjną – czy barokowa kopuła Pompea Ferrariego, bledną wobec innego odkrycia, wielowarstwowego zarówno w znaczeniu duchowym, materialnym, jak i w narracjach, które przywołuje. Chodzi o

średniowieczne relikwie głów owinięte warstwami kunsztownych, drogocennych tkanin. Na najcenniejszej z nich, datowanej na XIII wiek i znanej dziś jako „Tkanina herbowa z Lądu”, odkryto aż 60 herbów średniowiecznego rycerstwa.

W 2010 roku na konferencji w Częstochowie poświęconej tkaninom sakralnym wystąpił ks. prof. Janusz Nowiński, salezjanin, historyk sztuki, kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie. Informował wtedy o tkaninach dekorujących relikwie św. Urszuli i jej towarzyszek w ich lądzkim ołtarzu. Współorganizatorkami konferencji były pracownice Katedry Konserwacji i Restauracji Tkanin Zabytkowych ASP w Warszawie z prof. Heleną Hryszko na czele.

Zainteresowanie tkaninami z Lądu sprawiło, że zadecydowano wówczas o przeprowadzeniu sondażowych badań tkanin czterech relikwii głów z lądzkiej kolekcji.

A o tropieniu prawdy o tych relikwiach opowiadają: ks. prof. Janusz Nowiński, historyk sztuki, kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie, i prof. Przemysław Mrozowski, historyk sztuki i heraldyk.


Fot. Ks. dr Janusz Nowiński SDB – kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Popiersie relikwiarzowe św. Urszuli. Model wykonał Adam Zeltt, fabryka Karola Juliusza Mintera, 1852 r.

Zacznijmy od początku. Skąd się wzięły relikwie głów w Lądzie?

Ks. Janusz Nowiński: Ląd jako opactwo cystersów był filią Altenbergu koło Kolonii, był zatem w obszarze dystrybucji relikwii św. Urszuli i jej towarzyszek. Opactwo w Altenbergu posiadało ich niezwykłą liczbę. W XIII wieku wymieniano tysiąc kompletnych szkieletów, więc może pani sobie wyobrazić skalę tego zjawiska. Altenberg obdarowywał relikwiami różne klasztory, a cystersi byli propagatorami kultu relikwii św. Urszuli i towarzyszek. W ten sposób zaczęły one napływać także do Lądu.

W kulcie relikwii szczególną rangę mają relikwie głów (capita) – to tzw. relikwie pierwszorzędne czy też wyróżniające się (reliquiae insignis). Ląd zgromadził ich aż 55 .

Nie przybyły tu w jednej donacji, lecz w kilku. Z moich badań wynika, że relikwie głów docierały tu już przygotowane do kultu i ekspozycji, czyli przybrane w tkaniny. Można postawić tezę, że w Kolonii klasztory żeńskie specjalizowały się w dekoracji tego rodzaju relikwii.

Sobór Laterański IV w 1215 roku zabronił pokazywania relikwii anatomicznych bez relikwiarza, to jest bez oprawy w sposób godny i bezpieczny. Owijanie relikwii głów w tkaniny, ich osłanianie – poza godną ozdobą – wynikało także z tej dyspozycji.

Fot. Jerzy Orzechowski
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Fragment cokołu ołtarza św. Urszuli z relikwiami głów Undecim Milium Virginum okrytymi dekoracją z poł. XIX w.

Czyli pytanie o początek powinno być postawione inaczej. W takim razie jeszcze raz: skąd opactwo w Altenbergu pozyskiwało relikwie św. Urszuli i jej towarzyszek, które po odpowiednim przygotowaniu posyłało do innych klasztorów?

J.N.: Proszę pamiętać, że kult św. Urszuli był jednym z najpowszechniejszych w średniowieczu kultów związanych z męczennikami, właśnie z uwagi na to, że relikwie pozyskiwane z Ager Ursulanus w Kolonii były masowe. A cystersi z Altenbergu byli jednymi z największych dysponentów i propagatorów tychże relikwii.

Ager Ursulanus – Uszuline pole to starożytne, rzymskie cmentarzysko szkieletowe z V wieku n.e., odkryte i eksplorowane w Kolonii od początku XII wieku. Skojarzono je z legendą o św. Urszuli i orszaku jej towarzyszek – według legendy hagiograficznej z XII wieku – 11 tysiącach dziewic męczennic. Ta brytyjska księżniczka wyruszyła wraz z orszakiem w podróż…

J.N.: Przed planowanym ślubem z pogańskim królewiczem Eteriusem Urszula z towarzyszkami podróżowała w pielgrzymce do Rzymu, gdzie miała mieć wizję o czekającej ją i jej orszak męczeńskiej śmierci. Zredagowana w XII wieku i wielokrotnie rozbudowywana hagiograficzna legenda św. Urszuli podaje, że na wieść o czekającym ją męczeństwie do orszaku świętej przyłączył się w Rzymie papież Cyriak (postać legendarna) oraz liczne grono kardynałów (sic!), arcybiskupów i biskupów, którzy pragnęli dostąpić męczeństwa u boku brytyjskiej księżniczki. W Moguncji dołączył do nich, nawrócony na chrześcijaństwo, królewski narzeczony Urszuli Eteriusz (Aetherius). Wszyscy oni mieli zginąć śmiercią męczeńską z rąk Hunów pod murami Kolonii i tam zostać pochowani. Po soborze trydenckim zrewidowano hagiografię Kościoła rzymskiego. Specjalna komisja zweryfikowała życiorysy świętych. Mocno wyhamowano wtedy kult św. Urszuli i 11 tysięcy dziewic męczenniczek.

Fot. S. Krajewski
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Fragment cokołu ołtarza św. Urszuli z relikwiami głów Undecim Milium Virginum okrytymi dekoracją z poł. XIX w.

Trudno w to uwierzyć w tę zawrotną liczbę…

J.N.: Bo jest to oczywiście błąd średniowiecznego skryby i lektora. W książce „Ars cisterciensis” reprodukuję wczesne u cystersów retabulum malarskie św. Urszuli z opactwa w Casbas w Hiszpanii (około 1300 roku), gdzie jest mowa o 11 pannach, nie 11 tysiącach. W średniowieczu, oszczędzając pergamin, często pisano skrótami. Skrót UMV – undecim martyres virgines, czyli 11 panien męczennic, przetłumaczono błędnie jako undecim millia virginum – „U” odczytano jako undecim, czyli 11, „M” odczytano jako mille, czyli tysiąc, co dało w sumie 11 tysięcy. Taka liczba męczennic działała na wyobraźnię i zaczęto od XI wieku w tym kierunku rozwijać tę legendę. Jej popularność ugruntował w połowie XIII wieku Jakub z Voragine w „Złotej legendzie”. Kiedy po Trydencie rewidowano hagiografię Kościoła rzymskiego sprostowano ten „bajeczny” błąd, w kalendarzu liturgicznym 21 października zapisano święto: „św. Urszuli i towarzyszek” , i tak jest do dziś.

Fot. Dzięki uprzejmości WSDTS
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Dawne opactwo cysterskie w Lądzie, obecnie siedziba Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Salezjańskiego

Relikwie głów napływały do Lądu prawdopodobnie już od momentu konsekracji niezachowanego do dziś średniowiecznego kościoła, a więc już w połowie XIII wieku. Macierzyste opactwo w Altenbergu obdarowało później relikwiami filialny klasztor jeszcze kilkukrotnie. W jaki sposób je prezentowano?

J.N.: Cystersi pozostali wierni propagowaniu nabożeństwa do św. Urszuli i jej towarzyszek, a zachowany do dziś w Lądzie ołtarz poświęcony tej świętej, wystawiony w 1721 roku przez opata Mikołaja Antoniego Łukomskiego, to wybitne dzieło barokowej rzeźby i snycerki, a zarazem relikwiarz, który w uroczysty sposób prezentuje relikwie kolońskich męczennic. Autorem lądzkiego ołtarza św. Urszuli jest śląski rzeźbiarz Ernest Broger z Głogowa.

W Lądzie jest również piękny relikwiarz św. Urszuli wykonany na zlecenie kapucynów w połowie XIX wieku. Relikwiarz ten wykonano – nowoczesną wówczas – metodą galwanoplastyki w zakładach metalurgicznych Karola J. Mintera w Warszawie. To chyba ostatni relikwiarz św. Urszuli, który w ogóle powstał, a zarazem jedna z pierwszych rzeźb galwanoplastycznych w Polsce.

Na czym polegała ta technologia?

J.N.: Technologia realizacji rzeźb galwanoplastycznych została opracowana w 1840 roku. Model – najczęściej gipsowy lub woskowy – pokrywano grafitem, podłączano do prądu jako katodę, zanurzano w elektrolicie i metodą galwaniczną na jego powierzchni osadzano np. miedź czy srebro. Proces ten trwał tak długo, aż warstwa metalu osiągnęła grubość milimetra lub dwóch, po czym usuwano model ze środka. W efekcie zostawała sama rzeźba, którą następnie polerowano, a jej powierzchnię uszlachetniano, galwanizując cieniutką warstwą złota czy srebra, tak jak w przypadku relikwiarza z Lądu.

Chwileczkę… „piękny relikwiarz św. Urszuli wykonany na zlecenie kapucynów w połowie XIX wieku”. A skąd w Lądzie kapucyni?

J.N.: W 1819 roku opactwo cystersów zostało przez rząd carski skasowane, podobnie jak wszystkie klasztory i kolegiaty w Królestwie Polskim. Przez kilkadziesiąt lat teren ten i zabudowania klasztorne pozostawały ziemią niczyją i popadały w ruinę. W 1850 roku staraniem hrabiostwa Wacława i Józefy Gutakowskich, którzy nabyli Ląd i ziemie pocysterskie, klasztor i kościół objęli oo. kapucyni z Warszawy. W zamyśle Gutakowskich nowi zakonnicy mieli za zadanie m.in. uratować ten zabytek. Kapucyni przeprowadzili generalną renowację wnętrza klasztoru i kościoła, odnowili ołtarz św. Urszuli, a relikwie głów przybrali kolejną, ostatnią warstwą tkanin, które haftowały damy z warszawskiego towarzystwa. Znajdujemy na nich wyhaftowane imiona i nazwiska tych kobiet. Tak przybrane relikwie udekorowano dodatkowo bardzo cenną dziś kolekcją tekstylnych sztucznych kwiatów. Tego typu rośliny, którymi damy ozdabiały swoje kreacje, np. kapelusze, znamy tylko z portretów, a tu zachowały się w oryginale, choć jest to bardzo nietrwała materia. Dwa kartony tych kwiatów sprowadzono w 1852 roku z Warszawy do Lądu.

Z iloma warstwami tkanin mamy zatem do czynienia w przypadku relikwii głów zachowanych w ołtarzu-relikwiarzu?

J.N.: W kulcie relikwii istniało od początku przekonanie, że kontakt ze świętością uświęca. W ten sposób – per contactum z relikwiami – pozyskiwano tzw. relikwie pochodne, zwane też brandeum. A zatem, gdy urszuline relikwie głów – owinięte tkaninami pierwotnie w XIII lub XIV wieku – po kilku stuleciach były zniszczone, zużyte w naturalny sposób, pokrywano je kolejną ozdobną tkaniną, nie zdejmując poprzedniej, bo ta – sama w sobie – miała już charakter sakralny. W relikwiach lądzkich mamy zatem do czynienia trzy razy z taką praktyką. W XIII i XIV wieku zostały okryte po raz pierwszy, najczęściej jedwabnymi tkaninami albo tak bezcennymi jak nasza „Tkanina herbowa z Lądu”. Potem owinięto je w atłasowe przybranie i to jest prawdopodobnie koniec XV albo początek XVI wieku, jak proponują specjaliści od historii ubioru i tkanin. Jest i trzecia, ostatnia dekoracja, którą dodano po połowie XIX wieku, kiedy do Lądu przybyli kapucyni. Po ostatnich badaniach uznaliśmy, że

„Tkanina herbowa z Lądu” jest tak cennym zabytkiem unikatowych technik tekstylnych, hafciarstwa, a przede wszystkim średniowiecznej heraldyki, że nie wróci na relikwię, a po konserwacji będzie zabezpieczona na jedwabnym podłożu i otrzyma charakter ekspozycyjny.

Fot. Ks. dr Janusz Nowiński SDB – kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Fragmenty „Tkaniny herbowej z Lądu”, Nadrenia (?), I poł. XIII w. Konserwacja prof. Helena Hryszko. Fragmenty tkaniny rozpięte na jedwabnej siatce

Powstała dla niej specjalna oprawa w formie kasety. Wykonaliśmy jej wydruk cyfrowy w skali 1:1 technikami reprodukcji na płótnie i ta replika została naniesiona na relikwię, oczywiście z informacją, że jest to kopia, a oryginał jest zabezpieczony po konserwacji. „Tkanina herbowa z Lądu” jest zachowana w trzech fragmentach. Pierwotnie, przed rozcięciem i nałożeniem na relikwię, pełniła funkcję ekskluzywnego nakrycia głowy w formie siatki na włosy o kopulastej formie.

Ponieważ sporo tu o datowaniu, to chciałam zapytać, czy ustalenia wynikające z analiz heraldyki pokrywają się z datowaniem zaproponowanym w wyniku badań technologicznych samej tkaniny?

Przemysław Mrozowski:

„Tkanina herbowa z Lądu” jest wykonana z jedwabiu oraz szlachetnych kruszców, czyli nici srebrnych i złotych. Konserwatorzy, którzy zajmują się tkaninami, są skłonni zgodzić się z moim datowaniem, opartym na formach stylizowania przedstawionych na niej tarcz herbowych.

Jako heraldyk datuję tę tkaninę na lata około 1260–1270, najpóźniej 1280, co potwierdziły też badania konserwatorskie przeprowadzone w pracowni prof. Heleny Hryszko.

Mamy do czynienia z odkryciem bardzo znaczącym w skali europejskiej. Tkanin średniowiecznych w Polsce jest bardzo niewiele, nawet takich zachowanych fragmentarycznie. Ta z Lądu jest wyrobem wyjątkowo luksusowym.

Owinięcie relikwii w tę materię było oczywiście wtórne. W tym czasie musiała już wyjść z mody, pozostała jednak na tyle cenna, że wykorzystano ją do przybrania głowy jednej z towarzyszek św. Urszuli.

Fot. Dzięki uprzejmości WSDTS
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Pergaminowa karta psałterza z tekstami psalmów zapisanych minuskułą karolińską, ok. poł. XIII

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Jakie informacje udało się wyczytać z przedstawień herbowych? Czy znamy analogie dla odkrycia z Lądu?

P.M.: Niezależnie od tego, jaki był program tej układanki historycznej – bo jakiś sens, chociażby w wymiarze politycznym czy okazjonalnym musiała mieć – różne mogą być okoliczności powstania czegoś, co nazwałem rolą herbową. A jest to jeden z największych w ówczesnej Europie zespołów przedstawień heraldycznych. W XIII wieku heraldyka była już dobrze zakorzeniona w obyczaju rycerskim, ale ciągle jeszcze funkcjonowała głównie w swojej pierwotnej funkcji rozpoznawczo-bojowej. Pojawiają się już znaki herbowe na pieczęciach, na zachodzie Europy w pierwszych dekadach XIII wieku jest to normą. W Europie Środkowej trochę później, ale to jeszcze ciągle są początki takich zespołów pokazujących rolę herbów jako środka komunikacji społecznej, bardzo doniosłego i czytelnego dla współczesnych. W tej perspektywie tkanina z Lądu jest absolutnie fenomenem. Jest tam 60 herbów, przy czym niektóre z nich się powtarzają. A ja tak naprawdę mogę być pewny…. tylko jednego z nich.

Tylko jednego?

P.M.: Nie dlatego, żebym ich nie zidentyfikował, bo w zasadzie wszystkie udało się rozpoznać, tyle że tych samych znaków w różnych częściach Europy używały różne rodziny. Jeden herb – biały lew w czerwonym polu ze splecionym ogonem – absolutnie charakteryzował królów czeskich, przynajmniej za czasów Przemysła Ottokara, a może i wcześniej, czyli od połowy XIII wieku. Tego zwierzęcia, powiedzmy, że można być pewnym. Nasza tkanina nie jest hierarchicznie uporządkowana tak, jak to w późniejszej sztuce heraldycznej obowiązywało, gdzie czyta się od lewej do prawej i ten z lewej strony jest ważniejszy od tego po prawej, a góra jest ważniejsza od dołu. Tutaj tego nie ma. Tkanina jest usiana swobodnie. Może jakiś porządek udałoby się wyczytać, gdybyśmy znali główny element tego programu. A trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z trzema fragmentami tej tkaniny. Skoro jest czeski lew, to tarcza czerwona z białą belką może oznaczać Babenbergów. Pojawia się tam też biały orzeł w czerwonym polu – kto wie, czy to nie któryś z książąt polskich. Ale trzeba pamiętać, że w XIII wieku białego orła na czerwonym polu używali też panowie von Adlerberg spod okolicy Kolonii, wielka rodzina hrabiowska. Z tego powodu udało mi się zaproponować po kilka rodzin, nie zajmując stanowiska definitywnego, bo musiałbym konfabulować, upierając się przy jednej wersji. Najwięcej jest tu herbów z pogranicza franko-germańskiego – wschodniej Francji, Niderlandów i północno-zachodniej Rzeszy Niemieckiej. Brakuje zaś klucza, by ułożyć pełnoprawną narrację i określić, że tkanina powstała dla konkretnej osoby z takiej czy innej okazji. „Tkanina herbowa z Lądu” jest bardzo wczesnym świadectwem heraldyki europejskiej i jej funkcjonowania poza sferą obyczaju wojskowego, nie tylko jako znak rozpoznawczy na polu bitwy czy turnieju, ale po prostu jako środek komunikacji wizualnej bardzo ceniony, który już w tym czasie powinien być dziedziczony.

Fot. Ks. dr Janusz Nowiński SDB – kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie
Jak cenne głowy wylądowały w Lądzie
Jeden z trzech fragmentów “Tkaniny herbowej z Lądu”, 15×16 cm

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2024


Katarzyna Sielicka

Archeolożka i konserwatorka zabytków architektury. Od lat zaangażowana w ratowanie i promocję zabytków Dolnego Śląska. Wprowadza obiekty historyczne na rynek turystyczny, edukuje o dziedzictwie, pracuje przy odbudowie zabytków, prowadzi badania archeologiczne, jest współredaktorką audycji regionalnej oraz autorką książki „Zabytkowy budynek. Poradnik dla właścicieli i użytkowników”

Popularne