Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Dziś poza głównymi szlakami, opactwo cysterskie w Lądzie nad Wartą było ważnym punktem na mapie Polski od średniowiecza aż do kasaty w 1819 roku. Kościół i klasztor w Lądzie kryją w sobie skarby kultury rangi europejskiej, które zadecydowały o wpisaniu zespołu dawnego opactwa na listę Pomników Historii już w 2009 roku. Świadectwa dawnej sztuki i kunsztu rzemiosła, jak XIV-wieczne oratorium św. Jakuba pokryte freskami – z jedyną znaną nam w średniowiecznej Polsce rozbudowaną sceną fundacyjną – czy barokowa kopuła Pompea Ferrariego, bledną wobec innego odkrycia, wielowarstwowego zarówno w znaczeniu duchowym, materialnym, jak i w narracjach, które przywołuje. Chodzi o
średniowieczne relikwie głów owinięte warstwami kunsztownych, drogocennych tkanin. Na najcenniejszej z nich, datowanej na XIII wiek i znanej dziś jako „Tkanina herbowa z Lądu”, odkryto aż 60 herbów średniowiecznego rycerstwa.
W 2010 roku na konferencji w Częstochowie poświęconej tkaninom sakralnym wystąpił ks. prof. Janusz Nowiński, salezjanin, historyk sztuki, kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie. Informował wtedy o tkaninach dekorujących relikwie św. Urszuli i jej towarzyszek w ich lądzkim ołtarzu. Współorganizatorkami konferencji były pracownice Katedry Konserwacji i Restauracji Tkanin Zabytkowych ASP w Warszawie z prof. Heleną Hryszko na czele.
Zainteresowanie tkaninami z Lądu sprawiło, że zadecydowano wówczas o przeprowadzeniu sondażowych badań tkanin czterech relikwii głów z lądzkiej kolekcji.
A o tropieniu prawdy o tych relikwiach opowiadają: ks. prof. Janusz Nowiński, historyk sztuki, kustosz zabytków dawnego opactwa w Lądzie, i prof. Przemysław Mrozowski, historyk sztuki i heraldyk.
Zacznijmy od początku. Skąd się wzięły relikwie głów w Lądzie?
Ks. Janusz Nowiński: Ląd jako opactwo cystersów był filią Altenbergu koło Kolonii, był zatem w obszarze dystrybucji relikwii św. Urszuli i jej towarzyszek. Opactwo w Altenbergu posiadało ich niezwykłą liczbę. W XIII wieku wymieniano tysiąc kompletnych szkieletów, więc może pani sobie wyobrazić skalę tego zjawiska. Altenberg obdarowywał relikwiami różne klasztory, a cystersi byli propagatorami kultu relikwii św. Urszuli i towarzyszek. W ten sposób zaczęły one napływać także do Lądu.
Nie przybyły tu w jednej donacji, lecz w kilku. Z moich badań wynika, że relikwie głów docierały tu już przygotowane do kultu i ekspozycji, czyli przybrane w tkaniny. Można postawić tezę, że w Kolonii klasztory żeńskie specjalizowały się w dekoracji tego rodzaju relikwii.
Sobór Laterański IV w 1215 roku zabronił pokazywania relikwii anatomicznych bez relikwiarza, to jest bez oprawy w sposób godny i bezpieczny. Owijanie relikwii głów w tkaniny, ich osłanianie – poza godną ozdobą – wynikało także z tej dyspozycji.
Czyli pytanie o początek powinno być postawione inaczej. W takim razie jeszcze raz: skąd opactwo w Altenbergu pozyskiwało relikwie św. Urszuli i jej towarzyszek, które po odpowiednim przygotowaniu posyłało do innych klasztorów?
J.N.: Proszę pamiętać, że kult św. Urszuli był jednym z najpowszechniejszych w średniowieczu kultów związanych z męczennikami, właśnie z uwagi na to, że relikwie pozyskiwane z Ager Ursulanus w Kolonii były masowe. A cystersi z Altenbergu byli jednymi z największych dysponentów i propagatorów tychże relikwii.
Ager Ursulanus – Uszuline pole to starożytne, rzymskie cmentarzysko szkieletowe z V wieku n.e., odkryte i eksplorowane w Kolonii od początku XII wieku. Skojarzono je z legendą o św. Urszuli i orszaku jej towarzyszek – według legendy hagiograficznej z XII wieku – 11 tysiącach dziewic męczennic. Ta brytyjska księżniczka wyruszyła wraz z orszakiem w podróż…
J.N.: Przed planowanym ślubem z pogańskim królewiczem Eteriusem Urszula z towarzyszkami podróżowała w pielgrzymce do Rzymu, gdzie miała mieć wizję o czekającej ją i jej orszak męczeńskiej śmierci. Zredagowana w XII wieku i wielokrotnie rozbudowywana hagiograficzna legenda św. Urszuli podaje, że na wieść o czekającym ją męczeństwie do orszaku świętej przyłączył się w Rzymie papież Cyriak (postać legendarna) oraz liczne grono kardynałów (sic!), arcybiskupów i biskupów, którzy pragnęli dostąpić męczeństwa u boku brytyjskiej księżniczki. W Moguncji dołączył do nich, nawrócony na chrześcijaństwo, królewski narzeczony Urszuli Eteriusz (Aetherius). Wszyscy oni mieli zginąć śmiercią męczeńską z rąk Hunów pod murami Kolonii i tam zostać pochowani. Po soborze trydenckim zrewidowano hagiografię Kościoła rzymskiego. Specjalna komisja zweryfikowała życiorysy świętych. Mocno wyhamowano wtedy kult św. Urszuli i 11 tysięcy dziewic męczenniczek.
Trudno w to uwierzyć w tę zawrotną liczbę…
J.N.: Bo jest to oczywiście błąd średniowiecznego skryby i lektora. W książce „Ars cisterciensis” reprodukuję wczesne u cystersów retabulum malarskie św. Urszuli z opactwa w Casbas w Hiszpanii (około 1300 roku), gdzie jest mowa o 11 pannach, nie 11 tysiącach. W średniowieczu, oszczędzając pergamin, często pisano skrótami. Skrót UMV – undecim martyres virgines, czyli 11 panien męczennic, przetłumaczono błędnie jako undecim millia virginum – „U” odczytano jako undecim, czyli 11, „M” odczytano jako mille, czyli tysiąc, co dało w sumie 11 tysięcy. Taka liczba męczennic działała na wyobraźnię i zaczęto od XI wieku w tym kierunku rozwijać tę legendę. Jej popularność ugruntował w połowie XIII wieku Jakub z Voragine w „Złotej legendzie”. Kiedy po Trydencie rewidowano hagiografię Kościoła rzymskiego sprostowano ten „bajeczny” błąd, w kalendarzu liturgicznym 21 października zapisano święto: „św. Urszuli i towarzyszek” , i tak jest do dziś.
Relikwie głów napływały do Lądu prawdopodobnie już od momentu konsekracji niezachowanego do dziś średniowiecznego kościoła, a więc już w połowie XIII wieku. Macierzyste opactwo w Altenbergu obdarowało później relikwiami filialny klasztor jeszcze kilkukrotnie. W jaki sposób je prezentowano?
J.N.: Cystersi pozostali wierni propagowaniu nabożeństwa do św. Urszuli i jej towarzyszek, a zachowany do dziś w Lądzie ołtarz poświęcony tej świętej, wystawiony w 1721 roku przez opata Mikołaja Antoniego Łukomskiego, to wybitne dzieło barokowej rzeźby i snycerki, a zarazem relikwiarz, który w uroczysty sposób prezentuje relikwie kolońskich męczennic. Autorem lądzkiego ołtarza św. Urszuli jest śląski rzeźbiarz Ernest Broger z Głogowa.
W Lądzie jest również piękny relikwiarz św. Urszuli wykonany na zlecenie kapucynów w połowie XIX wieku. Relikwiarz ten wykonano – nowoczesną wówczas – metodą galwanoplastyki w zakładach metalurgicznych Karola J. Mintera w Warszawie. To chyba ostatni relikwiarz św. Urszuli, który w ogóle powstał, a zarazem jedna z pierwszych rzeźb galwanoplastycznych w Polsce.
Na czym polegała ta technologia?
J.N.: Technologia realizacji rzeźb galwanoplastycznych została opracowana w 1840 roku. Model – najczęściej gipsowy lub woskowy – pokrywano grafitem, podłączano do prądu jako katodę, zanurzano w elektrolicie i metodą galwaniczną na jego powierzchni osadzano np. miedź czy srebro. Proces ten trwał tak długo, aż warstwa metalu osiągnęła grubość milimetra lub dwóch, po czym usuwano model ze środka. W efekcie zostawała sama rzeźba, którą następnie polerowano, a jej powierzchnię uszlachetniano, galwanizując cieniutką warstwą złota czy srebra, tak jak w przypadku relikwiarza z Lądu.
Chwileczkę… „piękny relikwiarz św. Urszuli wykonany na zlecenie kapucynów w połowie XIX wieku”. A skąd w Lądzie kapucyni?
J.N.: W 1819 roku opactwo cystersów zostało przez rząd carski skasowane, podobnie jak wszystkie klasztory i kolegiaty w Królestwie Polskim. Przez kilkadziesiąt lat teren ten i zabudowania klasztorne pozostawały ziemią niczyją i popadały w ruinę. W 1850 roku staraniem hrabiostwa Wacława i Józefy Gutakowskich, którzy nabyli Ląd i ziemie pocysterskie, klasztor i kościół objęli oo. kapucyni z Warszawy. W zamyśle Gutakowskich nowi zakonnicy mieli za zadanie m.in. uratować ten zabytek. Kapucyni przeprowadzili generalną renowację wnętrza klasztoru i kościoła, odnowili ołtarz św. Urszuli, a relikwie głów przybrali kolejną, ostatnią warstwą tkanin, które haftowały damy z warszawskiego towarzystwa. Znajdujemy na nich wyhaftowane imiona i nazwiska tych kobiet. Tak przybrane relikwie udekorowano dodatkowo bardzo cenną dziś kolekcją tekstylnych sztucznych kwiatów. Tego typu rośliny, którymi damy ozdabiały swoje kreacje, np. kapelusze, znamy tylko z portretów, a tu zachowały się w oryginale, choć jest to bardzo nietrwała materia. Dwa kartony tych kwiatów sprowadzono w 1852 roku z Warszawy do Lądu.
Z iloma warstwami tkanin mamy zatem do czynienia w przypadku relikwii głów zachowanych w ołtarzu-relikwiarzu?
J.N.: W kulcie relikwii istniało od początku przekonanie, że kontakt ze świętością uświęca. W ten sposób – per contactum z relikwiami – pozyskiwano tzw. relikwie pochodne, zwane też brandeum. A zatem, gdy urszuline relikwie głów – owinięte tkaninami pierwotnie w XIII lub XIV wieku – po kilku stuleciach były zniszczone, zużyte w naturalny sposób, pokrywano je kolejną ozdobną tkaniną, nie zdejmując poprzedniej, bo ta – sama w sobie – miała już charakter sakralny. W relikwiach lądzkich mamy zatem do czynienia trzy razy z taką praktyką. W XIII i XIV wieku zostały okryte po raz pierwszy, najczęściej jedwabnymi tkaninami albo tak bezcennymi jak nasza „Tkanina herbowa z Lądu”. Potem owinięto je w atłasowe przybranie i to jest prawdopodobnie koniec XV albo początek XVI wieku, jak proponują specjaliści od historii ubioru i tkanin. Jest i trzecia, ostatnia dekoracja, którą dodano po połowie XIX wieku, kiedy do Lądu przybyli kapucyni. Po ostatnich badaniach uznaliśmy, że
„Tkanina herbowa z Lądu” jest tak cennym zabytkiem unikatowych technik tekstylnych, hafciarstwa, a przede wszystkim średniowiecznej heraldyki, że nie wróci na relikwię, a po konserwacji będzie zabezpieczona na jedwabnym podłożu i otrzyma charakter ekspozycyjny.
Powstała dla niej specjalna oprawa w formie kasety. Wykonaliśmy jej wydruk cyfrowy w skali 1:1 technikami reprodukcji na płótnie i ta replika została naniesiona na relikwię, oczywiście z informacją, że jest to kopia, a oryginał jest zabezpieczony po konserwacji. „Tkanina herbowa z Lądu” jest zachowana w trzech fragmentach. Pierwotnie, przed rozcięciem i nałożeniem na relikwię, pełniła funkcję ekskluzywnego nakrycia głowy w formie siatki na włosy o kopulastej formie.
Ponieważ sporo tu o datowaniu, to chciałam zapytać, czy ustalenia wynikające z analiz heraldyki pokrywają się z datowaniem zaproponowanym w wyniku badań technologicznych samej tkaniny?
Przemysław Mrozowski:
„Tkanina herbowa z Lądu” jest wykonana z jedwabiu oraz szlachetnych kruszców, czyli nici srebrnych i złotych. Konserwatorzy, którzy zajmują się tkaninami, są skłonni zgodzić się z moim datowaniem, opartym na formach stylizowania przedstawionych na niej tarcz herbowych.
Jako heraldyk datuję tę tkaninę na lata około 1260–1270, najpóźniej 1280, co potwierdziły też badania konserwatorskie przeprowadzone w pracowni prof. Heleny Hryszko.
Mamy do czynienia z odkryciem bardzo znaczącym w skali europejskiej. Tkanin średniowiecznych w Polsce jest bardzo niewiele, nawet takich zachowanych fragmentarycznie. Ta z Lądu jest wyrobem wyjątkowo luksusowym.
Owinięcie relikwii w tę materię było oczywiście wtórne. W tym czasie musiała już wyjść z mody, pozostała jednak na tyle cenna, że wykorzystano ją do przybrania głowy jednej z towarzyszek św. Urszuli.
Jakie informacje udało się wyczytać z przedstawień herbowych? Czy znamy analogie dla odkrycia z Lądu?
P.M.: Niezależnie od tego, jaki był program tej układanki historycznej – bo jakiś sens, chociażby w wymiarze politycznym czy okazjonalnym musiała mieć – różne mogą być okoliczności powstania czegoś, co nazwałem rolą herbową. A jest to jeden z największych w ówczesnej Europie zespołów przedstawień heraldycznych. W XIII wieku heraldyka była już dobrze zakorzeniona w obyczaju rycerskim, ale ciągle jeszcze funkcjonowała głównie w swojej pierwotnej funkcji rozpoznawczo-bojowej. Pojawiają się już znaki herbowe na pieczęciach, na zachodzie Europy w pierwszych dekadach XIII wieku jest to normą. W Europie Środkowej trochę później, ale to jeszcze ciągle są początki takich zespołów pokazujących rolę herbów jako środka komunikacji społecznej, bardzo doniosłego i czytelnego dla współczesnych. W tej perspektywie tkanina z Lądu jest absolutnie fenomenem. Jest tam 60 herbów, przy czym niektóre z nich się powtarzają. A ja tak naprawdę mogę być pewny…. tylko jednego z nich.
Tylko jednego?
P.M.: Nie dlatego, żebym ich nie zidentyfikował, bo w zasadzie wszystkie udało się rozpoznać, tyle że tych samych znaków w różnych częściach Europy używały różne rodziny. Jeden herb – biały lew w czerwonym polu ze splecionym ogonem – absolutnie charakteryzował królów czeskich, przynajmniej za czasów Przemysła Ottokara, a może i wcześniej, czyli od połowy XIII wieku. Tego zwierzęcia, powiedzmy, że można być pewnym. Nasza tkanina nie jest hierarchicznie uporządkowana tak, jak to w późniejszej sztuce heraldycznej obowiązywało, gdzie czyta się od lewej do prawej i ten z lewej strony jest ważniejszy od tego po prawej, a góra jest ważniejsza od dołu. Tutaj tego nie ma. Tkanina jest usiana swobodnie. Może jakiś porządek udałoby się wyczytać, gdybyśmy znali główny element tego programu. A trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z trzema fragmentami tej tkaniny. Skoro jest czeski lew, to tarcza czerwona z białą belką może oznaczać Babenbergów. Pojawia się tam też biały orzeł w czerwonym polu – kto wie, czy to nie któryś z książąt polskich. Ale trzeba pamiętać, że w XIII wieku białego orła na czerwonym polu używali też panowie von Adlerberg spod okolicy Kolonii, wielka rodzina hrabiowska. Z tego powodu udało mi się zaproponować po kilka rodzin, nie zajmując stanowiska definitywnego, bo musiałbym konfabulować, upierając się przy jednej wersji. Najwięcej jest tu herbów z pogranicza franko-germańskiego – wschodniej Francji, Niderlandów i północno-zachodniej Rzeszy Niemieckiej. Brakuje zaś klucza, by ułożyć pełnoprawną narrację i określić, że tkanina powstała dla konkretnej osoby z takiej czy innej okazji. „Tkanina herbowa z Lądu” jest bardzo wczesnym świadectwem heraldyki europejskiej i jej funkcjonowania poza sferą obyczaju wojskowego, nie tylko jako znak rozpoznawczy na polu bitwy czy turnieju, ale po prostu jako środek komunikacji wizualnej bardzo ceniony, który już w tym czasie powinien być dziedziczony.
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 4/2024
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Czy zastanawialiście się, jak paryska moda docierała do różnych zakątków Europy, zanim każdy mógł obejrzeć transmisję z pokazu haute couture na Fashion TV? Oczywiście w XIX i XX wieku istniały kolorowe magazyny i żurnale mody, ale w jaki sposób wcześniej modnisie i krawcy dowiadywali się o nowych trendach?
Przemierzając urokliwe, senne uliczki Mogiły, przy których zachowało się jeszcze wiele starych, drewnianych chałup, prowadzące do potężnego, średniowiecznego opactwa cystersów, łatwo zapomnieć, że jesteśmy w sercu krakowskiej Nowej Huty, pomiędzy kolosalnym kombinatem metalurgicznym a założonym na potrzeby jego pracowników idealnym...
Choć ufundowane w XIII wieku, dziś krzeszowskie opactwo jest jednym z najcenniejszych w Polsce zabytków barokowej architektury i sztuki, wyjątkowym dokumentem epoki kontrreformacji. Zakon cystersów powstał we Francji, w 1098 roku. Założył go św. Robert z Molesme, zakonnik, który uzyskał...