Fot. Zbyszko Siemaszko / Forum
To jeden z ciekawszych architektonicznie obiektów wzniesionych w Warszawie po II wojnie światowej. Niegdyś kontrowersyjny, nieoczywisty, owiany legendami, był tłem i bohaterem wielu zjawisk związanych nie tylko z architekturą.
2. Fot. Zbyszek Kaczmarek / Forum
Modernizm kontra socrealizm
Tuż po zakończeniu II wojny światowej w polskiej architekturze budownictwo rozwijało się dwoma torami. Z jednej strony ogromny wysiłek wkładano w dźwignięcie z ruin niektórych zabytków, a odbudowa terenów staromiejskich stolicy czy Gdańska była także priorytetem władz. Obok tego jednak trwała ewolucja stylowa: stawało się jasne, że konstytuująca się właśnie władza zechce zamanifestować swój mandat do rządzenia również za pomocą siedzib ważnych instytucji. I choć działający wówczas w kraju architekci byli wykształceni przed wojną w nurcie modernizmu, ten dość szybko został poddany krytyce przez rządzących.
W wygłoszonym w 1949 roku referacie „Sześcioletni plan odbudowy stolicy” Bolesław Bierut zanegował formy modernistyczne jako „pozostałość burżuazyjnego kosmopolityzmu, przejawiającego się w architekturze w postaci wznoszenia bezbarwnych, pudełkowatych domów, w postaci bezdusznego formalizmu”.
Zanim oficjalnie w 1949 roku zadekretowano socrealizm, ścierały się w polskiej architekturze przedwojenne idee modernistyczne z nowymi już wyobrażeniami o socjalistycznym stylu.

Zawiązano Komitet Budowy Gmachu KC PPR, prezydent Warszawy Marian Spychalski i szef Biura Odbudowy Stolicy, Roman Piotrowski wybrali lokalizację na działce między Traktem Królewskim a gmachem Muzeum Narodowego. Jeszcze w tym samym roku ogłoszono konkurs architektoniczny na projekt majestatycznego biurowca, który poza praktyczną funkcją miał formą odpowiadać nowym czasom, randze i majestatowi władzy. Miał być też znakiem zmiany i nowej powojennej rzeczywistości. Z 10 projektów zakwalifikowanych do konkursu pod ostateczną ocenę trafiły cztery: Anatolii i Romana Piotrowskich, Hipolita Rutkowskiego, Bohdana Lacherta oraz projektowego trio w składzie: Wacław Kłyszewski, Eugeniusz Wierzbicki, Jerzy Mokrzyński.
Tygrysy Warszawy
Kłyszewski, Wierzbicki i Mokrzyński spotkali się na studiach na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Wszyscy trzej byli uczniami znamienitych profesorów, Rudolfa Świerczyńskiego, Czesława Przybylskiego i Aleksandra Bojemskiego, którzy potrafili łączyć klasyczną, poważną, elegancką architekturę z nowoczesnymi konstrukcjami, materiałami i modernistyczną prostotą. Kłyszewski, Wierzbicki i Mokrzyński w 1936 roku obronili dyplomy i szybko zaczęli odnosić sukcesy – wygrywali konkursy na znaczące budowle (np. siedzibę Wolnej Wszechnicy w Łodzi, gmach Komunalnej Kasy Oszczędności w Radomiu, Dom Społeczny w Starachowicach czy Bank Gospodarstwa Krajowego w Poznaniu). Także tym zwycięstwom zawdzięczali swój pseudonim, pod którym funkcjonowali później kilka dekad – Tygrysy. Gdy architekci pracowali w BOS, na drzwiach ich pokoju znajoma plastyczka narysowała trzy tygrysy rozszarpujące „konkurentów” w wyścigach o projektowe zlecenia i projekty. Trzej architekci pracowali w zespole do połowy lat 70.
Bryła i legendy
Tygrysy zaprojektowali gmach założony na planie zbliżonym do kwadratu, z dużym wewnętrznymi dziedzińcem, na który wiodą wybite w elewacjach przejścia (w czasach, gdy budowla była pilnie strzeżona i niedostępna, taki układ ułatwiał jej ochronę). Kamienne elewacje korpusu Domu Partii uniesiono na wysokim przyziemiu i przebito gęstą siecią rytmicznie ułożonych okien. Stosowny do funkcji gmachu monumentalizm twórcy osiągnęli prostotą i harmonią podziałów i proporcji czy zastosowanymi materiałami.
Obok masywnej, kubicznej bryły architekci planowali zbudowanie wolnostojącej rotundy – sali zebrań, ta jednak nigdy nie została zrealizowana. Każdy z czterech boków sześciokondygnacyjnego biurowca to osobna konstrukcja o głębokich piwnicach. Choć mają funkcje głównie techniczne (powstał tam także garaż),
przez dekady po Warszawie krążyły legendy, jakoby siecią tuneli dało się przejść z Domu Partii do Pałacu Kultury i Nauki.
Dawny Dom Partii w wolnej Polsce (galeria zdjęć)
Życie po życiu
Dom Partii był przez dekady niczym twierdza: nie można było wejść nawet na taras otaczający budynek. Siedziba KC PZPR, owiana mitami i legendami, nie była traktowana jako równoprawna część miasta. Wszystko zmieniło się wraz z transformacją ustrojową. Decyzją rządu Tadeusza Mazowieckiego Dom Partii (należący do władz państwowych) został wynajęty na komercyjnych warunkach Giełdzie Papierów Wartościowych. Tym samym spektakularnie odmieniło się znaczenie budowli:
dawna siedziba reżimowej władzy zmieniła się w miejsce działania instytucji identyfikowanej z zachodnim kapitalizmem.
Co więcej, pieniądze z najmu przestrzeni w Domu Partii rząd przeznaczył na budowę nowego gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.

Po 2000 roku, kiedy giełda doczekała się własnej siedziby, dzieło Tygrysów stało się biurowcem z lokalami usługowymi na parterze (przez jakiś czas działał tu np. salon luksusowych samochodów).
Od kilku lat Dom Partii ma jeszcze jedną funkcję: jest ważnym punktem na imprezowej mapie stolicy z licznymi barami działającymi w przeszklonych przejściach wiodących na dziedziniec.
A co dla warszawiaków oznaczały zapalone albo zgaszone światła w Domu Partii, dowiecie się z rozmowy z Piotrem Matywieckim
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024





