Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Przedstawiamy dwugłos w kwestii obecności współczesnej architektury w obszarach zabytkowych. Oto opinia na “tak”, na dole artykułu zamieszczamy link do głosu przeciwnego.
Musimy chronić zabytki – dziś to dla każdego jasne. Idea ta, dość młoda, już zdążyła poróżnić grona znawców, zrodzić wyłomy i precedensy, a nawet przekłamania.
Doświadczenia wojenne naznaczyły Polskę na długie lata i dotknęły bardzo wielu dziedzin. Jednym z zagadnień, które uformowało się w obliczu tużpowojennych realiów, by w ciągu kolejnego półwiecza zostać otoczonym swoistym kultem, jest stosunek do zabytków – ich odbudowy, renowacji, modernizacji, ochrony, restytucji.
Mit, którym jest w Polsce kwestia odbudowy zabytków, bardzo utrudnia współczesną debatę na ten temat.
Jest czymś absolutnie wyjątkowym, że właśnie ze względu na bezprecedensowy trud powojennej odbudowy warszawska starówka trafiła na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a także udało się przywrócić blask historycznej zabudowie Poznania, Wrocławia, Sandomierza, Zamościa, Kazimierza nad Wisłą i wielu innych miast. Nie możemy jednak zapomnieć, że wszystkie te działania miały sens tylko i wyłącznie w latach 40., gdy wojenne rany były świeże. Odwoływanie się do tamtych działań i tamtego dziedzictwa w XXI wieku jest pomieszaniem porządków, populizmem, fałszywym podpieraniem się dorobkiem z kompletnie innych czasów.
Polski trud dźwignięcia z ruin starówek, kościołów, kamienic w drugiej połowie lat 40. już wtedy był uważany za kontrowersyjny: odtwarzanie nieistniejącej historycznej zabudowy w XX wieku nigdy nie było działaniem mającym szerokie poparcie w środowiskach konserwatorskich.
Jednak w przypadku odbudowy choćby warszawskiej starówki wyłamanie się z przyjętego standardu, dokonanie kontrowersyjnego precedensu nie budziło sprzeciwów ani wątpliwości. Bo celem odbudowy i renowacji historycznej zabudowy było coś znacznie ważniejszego niż tylko chęć przywrócenia atrakcyjności i malowniczości staromiejskim kwartałom. Odbudowa miała znaczenie społeczne i tożsamościowe, pozwalała przywrócić narodową jedność i siłę, zintegrować poturbowany po wojnie naród, pokazać siłę i dać nadzieję. Ze względu na sytuację polityczną była też, rzecz jasna, wykorzystywana propagandowo, jako narzędzie legitymizacji nowej władzy, to jednak z perspektywy czasu wydaje się znacznie mniej ważne niż żywa do dziś duma ze „wspólnego dzieła odbudowy”.
Prześledzenie dziejów architektury drugiej połowy XX wieku daje niezwykle ciekawy ogląd tego, jak zmieniało się rozumienie dziedzictwa architektonicznego w Polsce. Wiemy już, że tuż po II wojnie światowej zdecydowano się odbudować część zabytków w wybranych miastach (adekwatnie do możliwości ówczesna odbudowa oscylowała między próbą przywrócenia stanu sprzed wojny a jednak konserwatorską fantazją). Niedługo później, po odwilży 1956 roku, zupełnie zmienił się polityczny front względem zniszczonych terenów zabytkowych. Najcenniejsze zabytki już stały, jednak mnóstwo miast pozostawało w ruinie – szczególnie dotyczyło to miast Ziem Zachodnich i Północnych, o niemieckiej przeszłości, gdzie programowo – z politycznych powodów – nie zadbano o architektoniczne dziedzictwo. Tam, czyli np. w Słupsku, Legnicy, Malborku, Szczecinie, Lwówku Śląskim, Iławie, w miejscu dawnej („poniemieckiej”) zabudowy miejskiej powstały modernistyczne osiedla mieszkaniowe. Budowano takie w latach 60., później na jakiś czas uwaga państwowego inwestora skierowała się ku wielkim osiedlom z prefabrykatów (z których nie można budować w gęstej zabudowie z powodów technicznych). Kolejnym zwrotem akcji okazały się lata 80., kiedy kryzys ekonomiczny, a także nastroje społeczne skierowały refleksję o mieście ku tradycji, historii, dziedzictwu.
W Elblągu, Kołobrzegu, Głogowie, Polkowicach okazało się, że brak „starówki”, jest problemem – zrozumiano, jak bardzo historyczne serce miasta jest potrzebne do poczucia lokalnego patriotyzmu, tożsamości, ciągłości i wspólnoty.
Ruszyły nowe projekty: czy to w oparciu o opracowaną w Elblągu metodę retrowersji (za którą stała tamtejsza konserwatorka zabytków, prof. Maria Lubocka-Hoffmann), czy bardziej swobodne i komercyjne. Centra miast zaczęły się zapełniać zabudową o historyzujących kształtach i skali. Co ważne: nie było już mowy o odbudowie, nie było ruin, nie było mieszkańców zniszczonych domów. Było jasne, że budowanie w tym miejscu należy oprzeć na parafrazie, inspiracji, wariacji brył sprzed lat.
Co ciekawe, czy to w poodwilżowych czasach modernistycznych osiedli, czy transformacyjnej pasji do wznoszenia „nowych starówek”, zwracano uwagę na autentyczne relikty dawnej zabudowy, najcenniejsze zachowane, autentyczne obiekty. To dzięki temu wśród białych, modernistycznych bloków dawnej starówki w Malborku stoją gotyckie bramy i kościoły, w Głogowie w latach 90. nową część dobudowano do zachowanej części ratusza, nad osiedlem, które w latach 60. zastąpiło dawną zabudowę przy rynku w Legnicy, górują strzeliste wieże XIV-wiecznej katedry, a sąsiedztwo dla kolorowych i dekorowanych niczym wyroby cukiernicze nowych kamienic szczecińskiego Podzamcza stanową ceglane mury Ratusza Staromiejskiego.
Przeszłość potrafi inspirować, a architekci, sięgając po historyczne inspiracje, starają się przywracać ducha dawnych czasów.
W latach 90. Jerzy Buszkiewicz zaprojektował w Poznaniu na wskroś współczesny kwartał zabudowy mieszkaniowej, ubrał je jednak w niezwykły kostium. Wielokondygnacyjne budynki ustawił pierzejowo, narożnik zwieńczył pękatą niczym w baroku wieżą zegarową,
a same domy oparł na formie znanej ze zrębowych domów bambrów zamieszkujących niektóre dzielnice dzisiejszego Poznania w XVIII wieku.
Style historyczne w architekturze wysoko cenili socrealiści (stąd renesansowe attyki na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie), niczym w mikserze mieszali je z sobą postmoderniści, zawsze z szacunkiem do autentycznej tkanki, ale i z odwagą parafrazy i przeróbki nowo tworzonych obiektów. Z podobnej idei wyrastał wrocławski Solpol, pozostający w dialogu z niezwykle zróżnicowanym stylistycznie otoczeniem i swoim kształtem oddający hołd ceglanym murom gotyckiej świątyni znajdującej się obok. Ulica Świdnicka w okolicy, w której jeszcze niedawno znajdował się Solpol, jest zresztą doskonałym przykładem szacunku do zabytków i przeszłości z jednoczesnym rozumieniem powinności architektury opowiadającej o swoich czasach. Nawarstwienia i zestawienia brył, kształtów, pomysłów z różnych epok czynią wrocławską ul. Świdnicką nie tylko ciekawą, bo nie monotonną, ale przede wszystkim zamieniają ją w opowieść o historii, o zmieniających się czasach, ludziach, politykach, stylach i modach. Bo tym właśnie jest mieszanka jej zabudowy – od gotyckiej świątyni, przez neobarokowy hotel, po modernistyczne kamienice.
Historia budownictwa nieraz pokazała, że to właśnie nawarstwienia stylistyczne tworzą fascynujące miasta, w których kolejne domy reprezentują szczerze i odważnie kolejne epoki.
Życie we współczesności nie musi stać w sprzeczności z szacunkiem dla dawnych wieków i ich reliktów. Nikogo chyba w Polsce nie trzeba uczyć, jaką wartość stanowi historyczna zabudowa, ta ocalała z zawieruch, autentyczna.
Nie można jednak hamować rozwoju miasta lub żądać budowania kopii domów z przeszłości, tworzenia architektonicznych oszustw.
Z całą pewnością trend do tworzenia („odbudowy”, którą nie jest) falsyfikatów zabytkowych obiektów jest nurtem zyskującym wciąż na popularności w całej Europie. Budowanie „dawnych kamienic”, stylizowanie komercyjnych obiektów na wzór dwustuletnich rezydencji, apelowanie o modernizację lub wręcz burzenie architektury modernistycznej i zastępowanie jej historyzującą ma miejsce w Niemczech, Polsce, Macedonii, we Francji czy na Węgrzech.
Budowane dziś „zabytki” są fałszerstwem, malowniczym i schlebiającym gustom, ale nie stanowiącym reprezentacji swojej epoki.
To do nas, obywateli, użytkowników, odbiorców architektury, a także jej twórców, projektantów i inwestorów należy wypracowanie kompromisu między szanowaniem przeszłości a patrzeniem w przyszłość. Kolejne pokolenia o naszej epoce będą się chciały czegoś dowiedzieć, każda epoka powinna zostawić swoją warstwę w strukturze miasta – czy to zabytkowego, czy nowo powstałego.
Artykuł pochodzi z kwartalnika „Spotkania z Zabytkami” nr 3/2024
Budować blisko zabytku? Nie! – przeczytaj opinię przeciwną…
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Z Krystyną Zachwatowicz, córką jednego z najbardziej znanych polskich konserwatorów zabytków Jana Zachwatowicza, o atmosferze rodzinnego domu, odtwarzaniu Warszawy i związanych z tym kontrowersjach oraz… o podrabianiu biletów do teatru. Pani pierwsze wspomnienie związane z ojcem? Jak przez mgłę pamiętam...
Fotografie Czesława Olszewskiego podpowiadają, że jesteś dostojne, może nieco wyniosłe, poszukujące rytmu i mimo otwartości subtelnie tajemnicze...
Relacje starej i nowej architektury w pierwszych dwóch dekadach powojennej Polski są jak z dobrego kryminału. Bohaterowie udają kogo innego, wygląd nie zgadza się z metryką, prawdziwa przeszłość bywa ukrywana. Z jednej strony historyzujące imitacje i kamuflaże, a z drugiej – nowoczesna ostentacja. Na dokładkę coś ze science fiction: wielokrotne zaginanie czasoprzestrzeni...