Archeologom nie wolno fantazjować
Wywiady

Archeologom nie wolno fantazjować

W malowidłach na ceramice ateńskiej są zapisane fantastyczne informacje na temat życia codziennego. Przecież nawet mitologiczne sceny osadzano w kontekście życia codziennego mówi prof. Ewdoksia Papuci-Władyka, archeolożka.

Fot. ROBERT SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Ewdoksia Papuci- -Władyka w portyku wschodnim tzw. Domu „Hellenistycznego” w Pafos, 2016 r.

Gra pani na gitarze?

Oj, nie nauczyłam się. Wie pan, jak to w życiu, nie na wszystko jest czas.

To jak trzyma pani ekipę w ryzach?

Spędzamy razem dużo czasu, nie tylko na rozmowach o archeologii. Są wspólne posiłki, zdarza mi się śpiewać. Śpiewam po grecku.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Przydało się kiedyś?

Może nie sam śpiew. Ale na wykopaliskach nie mogę być zdystansowaną szefową, skoro często proszę innych o poświęcenie. W Ukrainie, niedaleko Odessy, kopaliśmy nekropolię. Zdarzały się nietknięte groby. Takie, za które nie zabrali się żadni rabusie – ani antyczni, ani współcześni. Bo groby mimo klątw czy kulturowych tabu człowiek plądruje w każdej epoce. Odkopaliśmy tam grób, w którym były złoto i biżuteria. Dochodziła piętnasta, teoretycznie za chwilę powinniśmy zejść z wykopu. Żeby zabezpieczyć znaleziska i zaspokoić własną ciekawość, pracowaliśmy do wieczora. Dla studentów i wykładowców wykopaliska to przeżycia wyjątkowe.

Fot: ARCHIWUM KOSHARY PROJECT
Archeologom nie wolno fantazjować
Ewdoksia Papuci- -Władyka na hałdzie przy wykopie przygotowuje się do wykonania fotografii, 2004 r.

To mówi się „wykopy” czy „wykopaliska”?

Wykop to kwadrat o bokach długości około pięciu metrów. Dla nas, archeologów, taki podstawowy punkt odniesienia. Kopiemy właśnie w wykopach. Gdy znajdziemy np. fragment budowli, robimy kolejny kwadrat lub kwadraty w zależności od potrzeb. Są też wykopy sondażowe – mniejsze, gdy chcemy szybciej zbadać jakiś fragment. A wykopaliska to całość prac w terenie.

Głęboko się kopie?

Jeśli to możliwe, aż do skały macierzystej. Wtedy mamy pełny układ warstw. Tego, co ludzie pozostawili po sobie. Na przykład w Pafos na Cyprze najstarsze zabudowania znajdowały się tuż nad skałą macierzystą – to dziś od 2,5 do 5 metrów pod ziemią. Kiedy przyszło trzęsienie ziemi, wiele budowli się zawalało. Mieszkańcy nie tylko wykorzystywali ten gruz, lecz także budowali na nim. Tak powstały warstwy. Badaniem ich układu zajmuje się stratygrafia.

Archeologia jest właściwie dziedziną nauki, która niszczy. Rozbieramy warstwy, zaczynając od góry, od humusu, ziemi ornej. Ponieważ naruszamy je na zawsze, musimy wszystko precyzyjnie dokumentować. Kiedyś rysowaliśmy i fotografowaliśmy, pamiętając, żeby nie marnotrawić kliszy. Teraz korzystamy z fotogrametrii. Komputer tworzy ze zdjęć wykopu trójwymiarowy model. Możemy na nim umieścić każdy odkryty artefakt, zobaczyć, jakie są jego relacje z sąsiadującymi warstwami. Widzimy też wszystkie konteksty.

Fot. ROBERT SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Oczyszczanie kapitelu korynckiego z Wykopu III, 2015 r.

Czyli?

Załóżmy, że w pewnym miejscu wykopu jest zaciemnienie, np. ślad popiołu. Być może kiedyś było tam palenisko. Takie miejsce wydzielamy jako osobną jednostkę – kontekst.

Pewnie gdy nie było dronów i fotogrametrii, przeoczało się dużo odkryć.

Nie tak dużo, ale mogło się zdarzyć. Każdy kopie w takich warunkach, w jakich przyszło mu być archeologiem. Nasze ograniczenia wynikają też z tego, że niszczymy warstwy i możemy wyciągnąć tylko takie wnioski, na jakie pozwala nam posiadany materiał. W jakimś sensie zabezpieczamy się jednak przed tymi ograniczeniami – nigdy nie rozkopujemy całych stanowisk.

FOTO: ROBERT SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Wyciąganie marmurowego kapitelu korynckiego z Wykopu III na Agorze w Nea Pafos, 2015 r.

Jak to?

Nasza i inne ekspedycje pracują na dużym stanowisku – wszystko, co było kiedyś zamknięte w obszarze murów miejskich wraz z portem, to jakieś 110 hektarów. W sumie przebadaliśmy kilka procent. Resztę zostawimy przyszłym archeologom. Oni będą mieć lepsze metody.

Pracowałam też na stanowiskach pozostawionych przez kolegów z przeszłości. Kiedy zaczynałam, jakieś 40 lat temu, archeologia kojarzyła z szufelką i miotełką. Mieliśmy na wykopaliskach niwelator, a dziś są elektroniczne tachimetry. Gdy zebraliśmy jakieś nasiona… no, to może była jakaś szansa, że uda się je przebadać. Dziś analizy materiału biologicznego wykonuje się standardowo. Mówią nam dużo o tym, czym się żywiono, jakie hodowano zwierzęta itp. A sama archeologia przestała być wyłącznie dziedziną humanistyczną, stała się interdyscyplinarna. Polecam zresztą naszą książkę „Pafos – misterium miasta Afrodyty. Dziedzictwo archeologiczne a nowe technologie”.

Pafos jest jednym z najważniejszych stanowisk archeologicznych w Europie. A archeologowie z Polski są tu obecni nieprzerwanie od połowy lat 60. Co jest teraz celem badań?

Po zakończeniu w 2020 roku poprzedniego projektu – Paphos Agora Project – połączyliśmy siły Uniwersytetów Jagiellońskiego i Warszawskiego oraz Politechniki Warszawskiej. Mamy specjalistów od fotogrametrii, dronów i teledetekcji, modelowania i analiz przestrzennych. Pandemia nas przyhamowała, obecny projekt zapewne przedłużymy z tego powodu o rok. Ma się on zakończyć trójwymiarową rekonstrukcją miasta w różnych okresach jego historycznego rozwoju. Chcemy pokazać, jak poruszali się i żyli jego mieszkańcy. I przede wszystkim – jak miasto Pafos mogło wyglądać w okresie hellenistycznym, wczesnorzymskim i później. Do tej pory nikt się tym nie zajmował szczegółowo!

Skąd w ogóle wzięła się u pani archeologia?

Bo jestem z Grecji.

To gdy się jest z Grecji, nie ma się dość wykopalisk?

Ja nie miałam. Może dlatego, że urodziłam się w Krościenku, w Bieszczadach. Moi rodzice byli komunistami i kiedy pod koniec lat 40. w Grecji upadła komunistyczna partyzantka, musieli uciekać za granicę. Wyjechali zresztą niezależnie od siebie, poznali się już w Polsce, która przyjęła wtedy kilkanaście tysięcy Greków. Rodziców pozbawiono obywatelstwa. Nie mogliśmy wrócić do kraju. Odtąd ta Grecja była dla mnie jak marzenie.

FOTO: R. SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Amulet z dekoracją związaną z wierzeniami egipskimi oraz palindromem, V–VI w. n.e., 2016 r.

Rozmawialiście o niej w domu?

Mama była po paru klasach podstawówki, ojciec skończył szkołę średnią. Nie mieliśmy wielu książek, było tylko trochę opowieści, głównie taty. On skończył w Polsce studia. Chyba po nim mam pęd do wiedzy. O tym, że zajmę się archeologią, postanowiłam wcześnie. Kiedy dostałam się na studia, wiedziałam, że będę badać Grecję. A potem, na drugim roku, zgłosiłam się do prof. Marii Ludwiki Bernhard, kierowniczki zakładu, i oświadczyłam, że chcę się specjalizować w ceramice. To na studiach, w połowie lat 70., pierwszy raz pojechałam do Grecji. Rodzicom wciąż odmawiano zezwolenia, ale ja je dostałam. Podróżowałam pociągiem przez Jugosławię. Stałam na korytarzu, patrząc na góry po obu stronach torów. I zalewałam się łzami. Wjeżdżałam do kraju moich przodków.

FOTO: R. SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Terakotowa figurka Menady (bachantki) z fallusem, II–I w. p.n.e., 2016 r.

Spełnił pani oczekiwania?

Dla nas z Polski, kraju za żelazną kurtyną, był to kraj zachodni. Zobaczyłam kolorowe witryny sklepów, poczułam swobodę i jakąś egzotykę. W porównaniu z greckimi zarobkami moje stypendium to było nic. Przyjechałam do rodziny jako uboga krewna. Bliscy przyjęli mnie jednak bardzo dobrze. Choć byli zszokowani, że ja, wyzwolona studentka archeologii, uzbrojona w aparat fotograficzny i mapy, chcę jeździć po kraju sama. Wujek zaprotestował: nie ma mowy!

Nasze myślenie o Grecji napędzają mity: o antyku oraz późniejszy, z lat 60. – o raju Wysp Egejskich. Zapominamy o bałkańskiej i prawosławnej tożsamości interioru.

Trochę się z tym zderzyłam. Mój wujek mieszkał w Kastorii, w północno-zachodniej części kraju, cała rodzina mojej mamy pochodziła z niedalekiej wsi. Kiedy do niej przyjechałam, kuzynki pytały mnie, czy już sobie przygotowuję posag. Były zdumione, gdy odpowiadałam: „Studiuję, nie mam czasu”.

W tamtym czasie kobiety w Polsce były w znacznie większym stopniu wyzwolone. Kiedy w Grecji poszłam z kuzynem do kina o siódmej wieczorem, byłam jedyną kobietą na sali. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Niezwykłe były dla mnie te odkrycia.

Ta Grecja potem do mnie ciągle wracała. W 1998 roku, dzięki prof. Janowi Chochorowskiemu, który był wtedy dyrektorem Instytutu Archeologii UJ, zaczęłam wykopaliska w kolonii greckiej w Ukrainie, niedaleko Odessy. Profesor zajmował się Scytami, którzy po osiedleniu się nad Morzem Czarnym przez długi czas egzystowali i stykali się z Grekami, będąc pod wielkim wpływem ich cywilizacji.

Pytałem o wyobrażenia, bo przecież w pracy musi pani trochę się przed nimi bronić. Archeologowie odkopują marne resztki, ledwie część tego, co kiedyś istniało. Nie kusi panią fantazja?

W Pafos, jak na całym Cyprze, jest problem z wodą. Już w starożytności ludzie magazynowali deszczówkę i kopali studnie. Gdy dojdzie do trzęsienia ziemi, woda zmienia bieg i studnia nagle wysycha. Wtedy zaczyna ludziom służyć jako zsyp. Dla archeologów takie miejsca są pełne fantastycznego materiału – znajdowaliśmy w nich stłuczoną ceramikę, monety, raz nawet sygnet z brązu i inne skarby – jak je nazywamy.

W 2017 roku w takiej studni natrafiliśmy na pozostałości ludzkich szkieletów. Należały do mężczyzny, kobiety i dziecka. Nie wiemy, co się stało: uruchamia się wyobraźnia. Dlaczego tam wylądowali? Czy ktoś ich zamordował i wrzucił ciała do studni? Z jakiego powodu? Może byli chorzy? Obcy? Oczywiście dokładna analiza antropologiczna i wszystkich artefaktów powinna dać odpowiedzi.

To chyba trudny moment – zatrzymać się w miejscu, w którym kończy się trop.

Po trzęsieniu ziemi mury zostają najczęściej do wysokości około pół metra. Zachowuje się niewiele elementów, które dałyby nam podstawy do rekonstrukcji całości. Ale w tym miejscu trzeba podkreślić – proszę to napisać – że musimy się trzymać faktów. Nie wolno nam fantazjować. Zbyt łatwo jest przekroczyć granicę między tym, co podpowiadają fakty, a tym, co chciałoby się widzieć.

Wracając do pytania: na agorze w Pafos znaleźliśmy narzędzia chirurgiczne, a ściślej mówiąc – lekarskie. Po takim odkryciu od razu uruchamia się wyobraźnia. Tym bardziej że oprócz narzędzi natrafiliśmy też na fragmenty być może drewnianej skrzyneczki z okuciami i pokrywką z brązu. Ta pokrywka dobrze się zachowała. Skrzyneczka mogła być ówczesną torbą lekarską. Znaleziska znajdowały się w dwóch sąsiadujących z sobą pomieszczeniach, więc doszliśmy do wniosku, że był to jakby gabinet lekarza, w którym przyjmował pacjentów. Były też monety tylko w dwóch nominałach, wszystkie z tego samego czasu, prawdopodobnie przechowywane przez niego w dwóch sakiewkach. To mogła być powtarzalna zapłata za leki lub zabiegi. Zachowały się też dwie szklane fiolki i płytka wykonana z łupku. Płytka służyła do rozcierania substancji leczniczych. Na jej brzegach lekarz ostrzył narzędzia.

FOTO: R. SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Zestaw narzędzi lekarskich z płytką kamienną z tzw. Gabinetu Chirurga na Agorze w Pafos z II w. n.e., 2016 r.

Co się potem dzieje z wydobytymi rzeczami?

Zabytki, takie jak np. fragment muru czy mozaika, zachowujemy na miejscu. Cenniejsze obiekty trafiają do muzeum w Pafos. A wybitne, jak te narzędzia lekarskie, do Muzeum Cypryjskiego w Nikozji. Pozostałe trzymamy w magazynach, gdzie opracujemy materiał – na tzw. poletku.

Poletku?

Najliczniejszy ruchomy materiał, który odkrywamy, to ceramika. Najczęściej potłuczona, w tysiącach fragmentów. Znosimy ją w wiadrach. Każde jest opisane, ponumerowane, przyporządkowane do kontekstu. Potem, podczas analizy, niektóre konteksty są z sobą łączone, np. okazuje się, że pochodzą z tego samego okresu. Kiedy kopiemy, nie wiemy jeszcze wszystkiego. Każdy fragment ceramiki trzeba umyć. W końcu leżał w ziemi ponad dwa tysiące lat. Zalewamy go wodą, czekamy, aż się odmoczy – jak brudne zaczynia – i dopiero następnego dnia myjemy. Czekamy aż wyschnie, dzielimy na kategorie, opisujemy. Osobno traktujemy amfory, w których transportowano wino czy oliwę. Osobno – ceramikę stołową, zrobioną z bardziej wyszlamowanej gliny, często dekorowaną. Jest też trwała ceramika kuchenna przygotowana tak, by naczynia nie pękały na ogniu. Wreszcie: ceramika zasobowa – misy i dzbany do przechowywania i preparowania żywności.

FOTO: R. SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Szklane fiolki z tzw. Gabinetu Chirurga, II w. n.e., 2016 r.

Geneza określenia „poletko” wynika właśnie z pracy nad ceramiką. Konteksty rozkładamy na osobnych poletkach. Dzielimy patykami, pilnujemy, by nic się nie pomieszało. Te ściśle określone czynności nie zmieniają się od dekad.

Ceramika jest materiałem zapisującym szeroki kontekst, np. zwyczaje czy kontakty handlowe.

Dla archeologa jest to przede wszystkim materiał datujący. W Pafos mamy do czynienia z ceramiką z okresu hellenistyczno-rzymskiego, już nie tak bogato zdobioną. Ale ceramika ateńska – z tymi wspaniałymi postaciami, ze scenami mitologicznymi – czarno- i czerwonofigurowa – może być datowana szczegółowo, nawet do 10 lat.

FOTO: R. SŁABOŃSKI
Archeologom nie wolno fantazjować
Złote kolczyki z późnorzymskiego grobowca, prawdopodobnie IV w. n.e. (niepublikowane), 2016 r.

Jak się to robi?

Taki przykład: po bitwie pod Maratonem usypano słynny kopiec, w którym pochowano poległych. Wiemy, że bitwa odbyła się w 490 roku p.n.e. Ceramikę, którą znaleziono w środku – oni wtedy wkładali naczynia do grobów albo spełniali libację, ofiarę płynną, i tłukli potem te naczynia –powiązano więc z tą datą. Gdziekolwiek indziej znajdziemy podobną, wiemy już, z jakiego okresu pochodzi.

Nawet ceramikę z Pafos możemy datować, czasem z dokładnością do 25 lat. Na przykład w pewnym momencie pojawiła się w Pafos ceramika z Lewantu – z czerwoną polewą, wysokiej klasy, kapitalna. Od razu zyskała ogromną popularność. Dziś mówimy na nią „terra sigillata” (ziemia stemplowana). W Syrii zaczęto ją produkować około połowy II wieku p.n.e. A już ćwierć wieku później dosłownie zalała Pafos.

W czym jeszcze pomaga archeologom ceramika?

W malowidłach na ceramice czarno- i czerwonofigurowej, ateńskiej, są zapisane fantastyczne informacje na temat życia codziennego. O tym, jak wyglądały elementy stroju czy wyposażenia domu. Przecież nawet mitologiczne sceny osadzano w kontekście życia codziennego. Ceramika pokazuje nam również kontakty handlowe. Tę miejscową rozróżniamy od importowanej np. na podstawie materiału. Metodami fizykochemicznymi wykonujemy tzw. analizy archeometryczne gliny, z której zrobiono naczynie. Szukamy pierwiastków śladowych, które występują w danej części świata. Albo robimy analizę szlifów cienkich. Wycinamy z ceramiki cieniutki płateczek i oglądamy go pod mikroskopem. Skład domieszek, które są w glinie, daje nam wiele informacji.

Archeologom nie wolno fantazjować
Fragmenty naczyń szklanych i szklane paciorki z okresu hellenistycznego i rzymskiego z Agory w Pafos, lata 2011–2015.

Dużo jest w archeologii zagadek, znaków, których nie potrafimy odczytać?

Sporo. Najbardziej znane to pismo etruskie. Wciąż nieodczytane jest tzw. pismo linearne A, czyli to, którym posługiwali się Minojczycy na Krecie. Mimo tylu lat badań, fantastycznych narzędzi, które mamy, wciąż nie wiemy, co pisali. Może pomoże sztuczna inteligencja?

Ale pokażę panu coś z Pafos. Znaleźliśmy na agorze zagadkowy amulet. Student – jak to mówimy – eksplorował sobie jakiś kontekścik, w pewnym momencie przyszedł i powiedział: „Chodźcie zobaczyć, co znalazłem”. Był to eliptyczny obiekt o wymiarach około trzy na cztery centymetry. Jest na nim palindrom, inskrypcja, którą czyta się tak samo od początku i od końca. Na drugiej stronie amuletu przedstawiono wyobrażenia związane z Egiptem: mumię Ozyrysa, barkę na Nilu, krokodyla – a także symbole solarne itd.

Co w tym zagadkowego?

To dość późny amulet, datuje się na V–VI wiek n.e. Pafos, jak całe Imperium Romanum, było już wtedy chrześcijańskie.

Tymczasem tu jest napisane: „Jahwe jest nosicielem sekretnego imienia, a lew Re spoczywa bezpiecznie w swojej świątyni”. Jest to tekst o dwóch religiach. Daje do myślenia na temat przebiegu przemian kulturowych – nic się nie działo się z dnia na dzień. Ten amulet skrywa jeszcze inne tajemnice. Gdy tylko został opisany przez prof. Joachima Śliwę, zaczęły do nas wydzwaniać amerykańskie telewizje. Niedawno napisał do mnie ktoś, kto kręci film o istotach pozaziemskich, które miały kiedyś odwiedzić naszą planetę. Chciałby użyć tego amuletu. Nie zgodziłam się, bo z materiału promocyjnego wytwórni wynika, że w budowie egipskich piramid maczały palce istoty pozaziemskie. Napisałam: to jest obiekt, który został odkryty w trakcie wykopalisk, z całą pewnością wykonany przez człowieka. Owszem, to amulet, ale na tym kończy się jego magia.

Kiedy wraca pani na Cypr?

Już wkrótce. Zaczynamy kampanię wiosenną.

Chyba nie przestanę dziwić się tym słowom.

Tak na to mówimy. Mamy w roku dwie kampanie. Trwają najczęściej około sześciu tygodni, z czego przez cztery są z nami studenci. Najpierw wiosenną, studyjno-wykopaliskową. Studyjną, ponieważ opracowujemy materiał, który odkryliśmy w poprzednim sezonie. Wykopaliskową, bo zwykle wiosną kończymy wykopy, których nie zdążyliśmy skończyć podczas głównej, letnio-jesiennej kampanii. W tym roku też do końca nie wiem, czego się spodziewać. Może poza jednym. W trakcie całych wykopalisk na agorze w Pafos odkryliśmy trzy razy złote obiekty: zawieszkę, prawdopodobnie do ozdoby głowy, i dwa kolczyki w grobowcu. Ale mieszkańcy są zawsze ciekawi tego, co znajdujemy. Wie pan, o co nas zwykle pytają? O to, o co ludzie pytają od tysiącleci: „Czy znaleźliście złoto?”.

Marcin Żyła

Dziennikarz „Raportu o stanie świata”, autor reportaży i korespondencji na temat m.in. migrantów i uchodźców. Publikuje też wywiady i opowiadania poświęcone tematyce dziedzictwa obszarów górskich.

Popularne