Dziergana historia Karkonoszy
Pracownice szkół koronki księżnej pszczyńskiej, ok. 1912 r.
Fot. dzięki uprzejmości Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim
Artykuły

Dziergana historia Karkonoszy

Z tego artykułu dowiesz się:
  • – jak księżna Daisy przyczyniła się do popularności dolnośląskich koronek
  • – że suknie ozdabiane karkonoskimi wyrobami nosiły przedstawicielki rodów panujących i arystokracji
  • – dlaczego w 1844 roku doszło do wybuchu powstania tkaczy

Dzięki licznym pracom naukowym i popularyzatorskim, wystawom i ogromnym zbiorom kolekcjonerskim kojarzymy dziś śląskie rzemiosło artystyczne przede wszystkim z porcelaną z regionu wałbrzyskiego i ze szkłem karkonoskim. Tymczasem wciąż jeszcze mało mówi się o tym, że śląska część Karkonoszy przez 90 lat słynęła ze szkół koronczarek i wysokiej jakości wyrobów koronki igłowej. Cieszyły się one tak wielką renomą, że w 1876 roku – podczas wystawy światowej w Filadelfii – całą ich kolekcję zakupił wysłannik cesarza Japonii. Miały stać się wzorem dla rodzimej produkcji w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wyrób koronek był zajęciem chałupniczym, który pozwalał setkom karkonoskich kobiet wspierać budżet rodzinny, jednocześnie pozostawiając im możliwość wypełniania swoich pozostałych „domowych obowiązków”.

O tym, jak żmudnym zajęciem było koronkarstwo, może świadczyć chociażby fakt, że za pracę przy welonie ślubnym o długości trzech metrów dla księżniczki Luizy Zofii, narzeczonej księcia Fryderyka Leopolda Pruskiego, wypłacono wynagrodzenie aż kilkuset koronczarkom, a zszyto go z 450 pojedynczych koronek o wielkości dłoni.

Z kolei przy jednej z sukien francuskiej cesarzowej Eugenii przez 19 miesięcy
pracowało 36 koronczarek
Fot. dzięki uprzejmości Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim
Dziergana historia Karkonoszy
Dziewczynki przy pracy w szkołach koronki księżnej pszczyńskiej, ok. 1912 r.

Naukę w zawodzie rozpoczynały sześcioletnie dziewczynki, które w tym wieku były już w stanie wnieść swój wkład do budżetu domowego. Koronka w modzie nowożytnej zajmowała na tyle prestiżową pozycję, że jej projektowaniem zajmowali się m.in. artyści tej rangi co Tycjan czy Leonardo Da Vinci. Największą renomą cieszyły się koronki wytwarzane w Brukseli i Wenecji. Wyroby śląskie, by znaleźć zbyt, musiały się pod nie podszywać, choć nie ustępowały im jakością wykonania, lecz jedynie oryginalnością wzornictwa. Śląski przemysł koronkarski podlegał zmiennym kolejom losu, na który miały wpływ tak doniosłe wydarzenia jak wojny czy blokada kontynentalna epoki napoleońskiej oraz – z pozoru – tak błahe jak zmienność mód.

Koronki u noblisty

Początki tkactwa na Śląsku sięgają czasów wojny trzydziestoletniej, kiedy szewc Joachim Girnth sprowadził tu pierwszych tkaczy z Niderlandów. Słynne domy przysłupowe miały należeć właśnie do tkaczy, a dodatkowe słupy wspierające konstrukcję ścian miały amortyzować drgania krosna tkackiego. Od tamtego czasu losy tych domowych rzemieślników podlegały przemianom tak burzliwym jak świat mody.

Wielki kryzys nadszedł w 1806 roku wraz z blokadą kontynentalną, nałożoną na Europę w wyniku wojen napoleońskich przez Wielką Brytanię. Utracono wtedy ważny rynek zbytu dla płótna i koronki śląskiej, którym były kraje obu Ameryk. Kolejny cios dla tkaczy i koronczarek stanowiła mechanizacja przemysłu. Zubożenie tej grupy zawodowej było tak wielkie, że w 1844 roku doszło do wybuchu ich powstania, opisanego później w słynnym dramacie noblisty Gerharta Hauptmanna „Tkacze”.

Również sama moda nie zawsze była łaskawa dla chałupników. Wielką popularność w połowie XIX wieku zawdzięczały koronki modzie lansowanej przez damy dworu, księżniczki i królowe. Ich ogromne ilości wykorzystywano do produkcji niebotycznych krynolin czy malutkich chusteczek. Nikogo nie dziwiły zawrotne kwoty 200 talarów, które trzeba było zapłacić za zdobione koronkami chusteczki w Hamburgu, a sam Balzac pisał o grze miłosnej, jaką może prowadzić dama z wysokiego towarzystwa, umiejętnie posługując się tym dodatkiem.

Krach zainteresowania koronką przyszedł wraz z wprowadzeniem jej maszynowo wytwarzanej wersji w ostatnich dekadach XIX wieku.

„Przemysłowa” koronka nie cieszyła się popularnością wśród klasy wyższej, a jednocześnie nie należała do priorytetów zakupów ludzi uboższych. Ponowny renesans nadszedł w okresie secesji, kiedy ruch Arts and Crafts przywrócił uznanie dla rękodzieła.

Fot. The Wallance Collection / CC BY_NC_ND 4.0
Dziergana historia Karkonoszy
Caspar Netscher, “Koronczarka”, 1662 r., olej na płótnie, 33×27 cm.

Cenna jak funt wołowiny

Śląskie szkoły koronki działały z różną intensywnością i powodzeniem przez 90 lat od 1855 do 1945 roku. Założycielem pierwszej z nich był kupiec Johann Jakob Wechselmann, który dzięki sprowadzeniu nauczycielek z Belgii uruchomił w samym tylko powiecie jeleniogórskim, korzystając z pomocy państwa, 12 szkół koronkarskich. W 1906 roku powstała słynna Szkoła Artystycznego Rękodzieła Igłowego, założona przez panie Bardt i von Dobeneck. Ten okres, aż do wybuchu I wojny światowej, był czasem największego rozkwitu śląskiego koronkarstwa. Szkoła Bartd-Dobeneck stawiała sobie cele nie tylko merkantylne, lecz także społeczne, zajmując się wsparciem kobiet pracujących chałupniczo i podnosząc ich zarobki o 50 proc. Taką postawą udało im się przyciągnąć uwagę księżnej Daisy von Pless, która wykazywała duże zainteresowanie kwestiami społecznymi. Wspierała więc szkoły koronkarskie, otwierała eleganckie salony sprzedaży i zajmowała się dystrybucją koronek w całych Niemczech i za granicą.

Niestety, po rozwodzie z księciem Janem Henrykiem XV von Hochbergiem w 1922 roku nie była w stanie już dłużej wspierać finansowo śląskiego rzemiosła i pracy kobiet. Szkoła pani Dobeneck ostatecznie została zamknięta w 1935 roku. Jako ostatnia utrzymała się szkoła pani Hoppe-Siegert, która działała do końca II wojny światowej. Warto wspomnieć, że karkonoskie koronki nie ograniczały się jedynie do naśladownictwa tych słynnych brukselskich, ponieważ zarówno pani Dobeneck, jak i Hoppe-Siegert projektowały oryginalne wzory.

Fot. Katarzyna Sielicka
Dziergana historia Karkonoszy
Narzędzia i wzorniki na miedzianej blasze należące do koronczarki z początku XX., Karkonosze.

Praca koronczarki cieszyła się poważaniem, choć nie należała do lekkich i sowicie wynagradzanych, dla wielu kobiet stanowiła jedynie możliwość pozyskania dodatkowego zarobku, nie pozwalając na samodzielne utrzymanie. Naukę rozpoczynano w wieku sześciu lat, a już ośmioletnia koronczarka była w stanie osiągnąć około 20 proc. zarobków doświadczonej osoby dorosłej. Dysponujemy danymi statystycznymi dla II połowy XIX wieku i początku XX. Wiemy np., że koronczarka pracowała od 12 do 14 godzin na dobę i była słabiej opłacana od tkacza pracującego w fabryce. Jej dzienne wynagrodzenie wynosiło w 1888 roku od 40 do 50 fenigów, co było w tym czasie równowartością funta wołowiny. Za 1 litr mleka trzeba było z kolei zapłacić 15–20 fenigów, a za funt chleba 12 fenigów, co oznacza, że koronczarka była przynajmniej w stanie wyżywić rodzinę.

Ostatnia nauczycielka koronkarstwa

Jedyne jak dotąd opracowanie śląskiej koronki klockowej i igiełkowej, to jest technik wykonywania tzw. prawdziwych koronek, ukazało się drukiem w 1974 roku spod pióra zapalonej koronczarki i znawczyni tej dziedziny rzemiosła, Giseli Graff-Höfgen. Publikacja powstała zaledwie dziewięć lat po śmierci pani Hoppe-Siegert, ostatniej nauczycielski koronkarstwa na Śląsku, której szkoła działała do 1945 roku, zawiera więc wiedzę zdobytą dzięki relacjom z pierwszej ręki. O tym, jak ważne jest to zagadnienie dla historii Śląska świadczy chociażby zainteresowanie tym tematem prof. Günthera Grundmanna, przedwojennego konserwatora zabytków prowincji śląskiej, znanego głównie z tzw. skrytek Grundmanna, który napisał wstęp do tego opracowania.

Fot. dzięki uprzejmości Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim
Dziergana historia Karkonoszy
Pracownice szkół koronki księżnej pszczyńskiej, ok. 1912 r.

Zainteresowanie tą tematyką przeżywa w ostatnich kilku latach renesans, czego dowodem jest wystawa „Tajemnice śląskiej koronki” otwarta w 2020 roku w Muzeum Śląska Opolskiego, której towarzyszył polski przekład publikacji Graff- Höfgen, oraz późniejsza o rok wystawa „Zapomniane piękno – koronka karkonoska”, zorganizowana przez Sudeckie Centrum Kultury i Sztuki w Szklarskiej Porębie. Całość tej kolekcji, licząca ponad 140 wyrobów koronkarskich i hafciarskich oraz kilkadziesiąt miedzianych wzorników, została następnie zakupiona przez dolnośląski antykwariat. Jest to zbiór gromadzony od 1945 roku.

Słynny woal lniany

Wzmożone zainteresowanie zagadnieniem tkactwa lnianego w ogóle, w tym koronkarstwa, nie przejawia się jedynie w prezentacji dawnych wyrobów, ale także w działaniach zmierzających do wskrzeszenia śląskich tradycji włókienniczych, w tym słynnego woalu lnianego. W powszechnie utartym przekonaniu len kojarzy się z wyrobem grubych i siermiężnych tkanin. Tymczasem śląscy tkacze osiągnęli taką perfekcję w swoim fachu, że byli w stanie wytworzyć ultradelikatny i przezroczysty woal lniany, który świetnie nadawał się do zdobienia koronką. Z takiego woalu słynęła m.in. Chrośnica, niewielka wieś w gminie Jeżów Sudecki. To tam działa od kilkunastu lat Ekomuzeum Tkactwa i Barwienia Naturalnego, które wskrzesza zapomniane rzemiosło, począwszy od pokazywania, jak rośnie i kwitnie len, przez tradycyjną obróbkę włókna lnianego i wyrób przędzy, tkanie, a na barwieniu gotowych tkanin skończywszy. Uprawa lnu odbywa się na mikroskalę, ponieważ ta gałąź rolnictwa, który niegdyś dominowała w karkonoskim krajobrazie, jest obecnie na tyle zapomniana, że brakuje nawet odpowiednich narzędzi.

Fot. dzięki uprzejmości Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim
Dziergana historia Karkonoszy
Koronczarka z Sosnówki, ok. 1900 r.

Śląska koronczarka wciąż pozostaje słabo rozpoznana i czeka na swoją monografię naukową. Niezwykle rzadko była sygnowana, głównie w okresie mecenatu księżnej Daisy.

Niektóre jej egzemplarze mogą znajdować się w muzeach całej Europy z błędnie określoną proweniencją, ponieważ kupcy, chcąc osiągnąć większy popyt, uciekali się do wymyślnych forteli, by sprzedać ją pod szyldem koronki brukselskiej.

Karkonoskie wyroby oferowano w kurortach, takich jak słynne Karlovy Vary, gdzie występowały pod nazwą handlową koronek karlsbadzkich, choć w mieście tym nie pracowały żadne koronczarki, ale pod takim szyldem mogły iść dalej w świat, nie zdradzając swojego pochodzenia. Taka „karlsbadzka” koronka znajduje się w amsterdamskim Rijksmuseum. W rzeczywistości może być to anonimowy wyrób z Karkonoszy.

Fot. dzięki uprzejmości Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim
Dziergana historia Karkonoszy
Witryna sklepu szkół koronki księżnej pszczyńskiej. Jelenia Góra (wówczas Hirschberg) początek lat 30. XX w.

Katarzyna Sielicka

Archeolożka i konserwatorka zabytków architektury. Od lat zaangażowana w ratowanie i promocję zabytków Dolnego Śląska. Wprowadza obiekty historyczne na rynek turystyczny, edukuje o dziedzictwie, pracuje przy odbudowie zabytków, prowadzi badania archeologiczne, jest współredaktorką audycji regionalnej.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością?

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Popularne