Apollo. Muzealna misja specjalna
„Apollo i dwie muzy”(fragment), Pompeo Girolamo Batoni – w kolekcji Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie
Artykuły

Apollo. Muzealna misja specjalna

Z tego artykułu dowiesz się:
  • których papieży uwiecznił w swoich portretach Pompeo Batoni
  • kto tak cenił jego twórczość, że postanowił go nobilitować
  • jakie znaczenie dla dziejów sztuki ma rywalizacja sióstr Potockich
  • jakie były koleje losu dzieł Batoniego z polskich zbiorów po wybuchu II wojny światowej




Zeus i Leto doczekali się syna. Urodzony na wyspie Delos chłopiec stanie się mitologicznym opiekunem światła, wróżb, prawdy i piękna, choć nieśmiertelną kulturową sławę Apollo zyska jako patron sztuki oraz przewodnik muz. Jego legendarne życie obfitowało w bujne przygody, ale i tak nie może ono pod względem wartkości akcji wygrać z dziejami wizerunku „Apolla z dwiema muzami” pędzla Pompei Batoniego.

1. Fot. Domena Publiczna
2. Fot. Getty Images
Apollo. Muzealna misja specjalna
Apollo. Muzealna misja specjalna
Pompeo Batoni, „Apollo i dwie muzy” – zdjęcie pierwsze:z kolekcji Muzeum w Wilanowie, zdjęcie drugie: zbiory Luwru

Mistrz drogi a nieelegancki

Pompeo Batoni urodził się w 1708 roku i początkowo bodaj nic nie sugerowało, że przyszedł na świat pod szczęśliwą gwiazdą. Matka przyszłego malarza umarła przy porodzie, ojciec zaś tyranizował chłopca, odwodząc zdolnego malca od artystycznych planów.

Mimo rozlicznych przeciwności, prędko kariera Batoniego nabierała rumieńców, a ceny tworzonych przez niego portretów, chwalonych za formalną maestrię, wdzięk i schlebianie urodzie modela, szybowały.

Przed sztalugą włoskiego mistrza zasiadali papieże, w tym Benedykt XIII, Klemens XIV czy Pius VI, Batoni uwiecznił także austriackiego cesarza Franciszka I Stefana i niezliczoną liczbę książąt.

XVIII-wieczne elity tak wysoko poważały mistrza, że Maria Teresa postanowiła nawet nobilitować syna złotnika z Lukki.

I choć mógł już chlubić się szlachectwem, a na majątku mu nie zbywało, Batoni nie uchodził za wzór doskonale ubranego arystokraty pędzla. Wspominano go jako nonszalancko spacerującego w powalanym farbami płaszczu, otoczonego gromadą żebraków, którym jakoby nie skąpił grosza. Manier też nie miał wybitnie polerowanych, a mimo obcowania z europejskim parnasem zdarzało mu się podobno wyrażać oschle i dosadnie. U szczytu kariery rezydował w domu tak ogromnym, że część powierzchni przeznaczyć mógł na sale wystawowe. W kontraście do imponującej kubatury, wyposażenie rzymskiej rezydencji było zdumiewająco skromne. O takie sprawy mistrz nie dbał.

Dwie siostry, cztery płótna

Pod koniec 1779 roku do pracowni liczącego wówczas 71 lat Batoniego przyjechała Aleksandra Potocka. Żona Stanisława Kostki Potockiego, właściciela Wilanowa – wzorem wielu znajomych z towarzystwa – zażyczyła sobie u mistrza portret. Malarz podał wygórowaną stawkę i przystąpił do pracy. Zanim jednak zdążył ukończyć wizerunek Aleksandry, w pracowni pojawiła się siostra portretowanej – Izabela Potocka. Trudno dziś orzec, czy przyczyną zamówienia przez Izabelę własnego konterfektu była gorąca miłość do sztuki Batoniego, czy chęć rywalizacji z siostrą. Niezależnie od intencji, powstały dwa świetne wizerunki. Aleksandrę mistrz ukazał jako Melpomenę, Izabelę zaś jako Polihymnię.

Wydaje się mało prawdopodobne, by Stanisław Kostka Potocki kupił przy okazji zamawiania portretu żony dwa spore płótna Batoniego przedstawiające „Apolla z dwiema muzami” oraz „Alegorię architektury, malarstwa i rzeźby”, które datowane są na lata 40. XVIII wieku. Biorąc pod uwagę popularność malarza, trudno przypuszczać, by obrazy sprzed ponad trzech dekad zalegały w jego pracowni. Najpewniej więc Potocki nabył je podczas wyprzedaży jakiejś innej kolekcji. Pewne jest natomiast, że już przed rokiem 1821 – poza wspomnianymi portretami – dwa dzieła Włocha zdobiły wilanowskie wnętrza.

Kiedy w 1825 roku inwentaryzowano kolekcję z Wilanowa, Apollo otrzymał numer 18, zaś personifikacjom przypisano kolejną liczbę porządkową. Dzieła Batoniego odnotowano także w XIX-wiecznym inwentarzu sporządzonym przez malarza Antoniego Blanka oraz niemal stulecie później.

W 1932 roku przy obu scenach autorstwa ekscentrycznego włoskiego mistrza zanotowano ich szacunkową wartość oscylującą wokół 15 tys. złotych za każdy z nich. Jak na realia początku lat 30. – fortuna.

Muzy schodzą do podziemi

Jeszcze na początku lata 1939 roku oba obrazy Batoniego eksponowane były w wilanowskiej galerii, jednak już 5 lipca Maria Beata z Potockich Branicka zaczęła przygotowania do ukrywania zbiorów. Pięć dni później muzeum zamknięto.

Tartak w Chojnowie wykonać miał specjalne skrzynie na wymiar najcenniejszych obrazów, a do planowanego wywozu dzieł zaangażowano firmę spedytorską E. Hartwig. Czas jednak naglił, wobec czego Branicka zdecydowała nie wyekspediować dzieł z pałacu, tylko zamurować najcenniejsze płótna w suchej piwnicy. Dla zatarcia śladów w miejscu dzieł Batoniego na ścianach wilanowskiej galerii zawisły mniej wartościowe obrazy. Z końcem sierpnia 1939 roku muzeum zostało ponownie otwarte. Mogło się zdawać, że dwóm cennym płótnom nic nie grozi.

Kilkanaście dni później pałac najpierw przedzierzgnął się w polowy szpital, a następnie stał się scenerią wielkich niemieckich pijatyk połączonych z rabunkiem. Kiedy pojawiły się nadzieje, że sytuacja może ulec stabilizacji, na poszukiwanie pałacowych skarbów wyruszyło gestapo.

Już w połowie grudnia 1939 roku Hans Frank wydał rozporządzenie o konfiskacie dóbr kultury, a z początkiem kolejnego roku Niemcy odkryli piwniczą skrytkę. Schowane dzieła skrupulatnie oglądał wydelegowany do tego zadania dr. Kai Mühlmann. Ostatecznie naukowiec wytypował 339 obiektów do skonfiskowania.

Co ciekawe, na liście Mühlmanna pod nr 309 znajdziemy „Alegorię architektury, malarstwa i rzeźby”, ale wśród wybranych dzieł nie znalazł się „Apollo i dwie muzy”.

Włodzimierz Kalicki i Monika Kuhnke snuli przypuszczenia, że nie było to niedopatrzenie niemieckiego specjalisty, a raczej egoistyczna gra – być może „Apollo…” miał zasilić jego prywatną kolekcję. Z pewnością był to kąsek łakomy. „Alegoria architektury, malarstwa i rzeźby” zapakowana w skrzynię i gotowa do wywózki zostaje czasowo zdeponowana w warszawskim Muzeum Narodowym. Apollo jest wtedy jeszcze w pałacu.

Apollo rusza w drogę

W czasie powstania warszawskiego przez Wilanów przetacza się kolejna fala łupieżców. Najpierw kradną Niemcy, później Węgrzy i na koniec 1944 roku – znów Niemcy. Wtedy z pałacu znika „Apollo i dwie muzy”. Warszawę opuściła także przechowywana w Muzeum Narodowym „Alegoria…”, która najpierw wyruszyła na Wawel, a następnie „ewakuowana” była na Dolny Śląsk, dotarła do pałacu w Morawie lub Cieplicach. I tu trop się urywa.

„Apollo…” także trafił na Dolny Śląsk. W lipcu 1945 roku Rosjanie szykują obraz do podróży. Płótno transportem numer 34407 rusza do Leningradu. Ostatniego dnia miesiąca wilanowski Batoni wypakowany jest ze skrzyni w Pawłowsku. Zawiśnie na pałacowej ścianie na pół wieku.

Tymczasem powojenni pracownicy Wilanowa próbują tropić losy obrazów. Przez kilkanaście lat na podstawie mętnych poszlak próbują odzyskać cenne płótna, ale sprawa wydaje się beznadziejna. Wiosną 1957 roku, na półtoramiesięczne stypendium do Rosji rusza trzech polskich muzealników. Muzeum Narodowe reprezentuje Bogusław Kopydłowski, Łazienki Królewskie wydelegowały Marka Kwiatkowskiego, zaś Wilanów – Wojciecha Fijałkowskiego. Panowie udają się pociągiem w podróż do Pawłowska i tu Fijałkowski przeżywa olśnienie. Obrazy włoskiego mistrza przetrwały i mają się nieźle. Wiadomo więc już, gdzie znajdują się obrazy Batoniego, pytanie tylko: jak je odzyskać?

Dowód po raz trzeci

Fijałkowski prędko powiadomił dyrektora stołecznego Muzeum Narodowego, profesora Stanisława Lorentza, o swoim odkryciu. Ten jednak nie podjął chwilowo żadnych zdecydowanych działań. Polscy muzealnicy nie chcieli zdradzić się przed rosyjskimi włodarzami ze swoim odkryciem.

Pod koniec lat 50. do Pawłowska – pod pretekstem oglądania malarstwa holenderskiego – wybrał się szef działu malarstwa obcego Andrzej Chudzikowski. Po latach deklarował, że widział oba dzieła Batoniego eksponowane na parterze pałacu.

Fot. cyfrowe.mnw.art.pl
Apollo. Muzealna misja specjalna
Pompeo Batoni, „Trzy Muzy” („Architektura, rzeźba i malarstwo”) – obraz z muzeum wilanowskiego zaginiony w czasie wojny. Reprodukcja ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

Wreszcie doszło do trzeciej wizyty. U schyłku lat 60. rezydencję w Pawłowsku odwiedziła Irena Voisé. Po powrocie potwierdziła tylko słowa swoich poprzedników: zarówno „Apollo z dwiema muzami”, jak i „Alegoria architektury, rzeźby i malarstwa” eksponowane są pod Petersburgiem.

22 lutego 1967 roku profesor Lorentz zwraca się do władz PRL z prośbą o pomoc w odzyskaniu strat wojennych. Jednak Rosjanie nie kwapią się do pożegnania z Batonim.

Tajemnica ugru i wymiana jeńców

Nowa nadzieja pojawia się w czerwcu 1995 toku, kiedy rosyjscy muzealnicy z Pawłowska przyznają, że owszem „Apollo…” wisi u nich, zarzekają się jednak, że nie jest to obraz z Wilanowa. Wbrew pozorom ich argumentacja może brzmieć prawdopodobnie, bowiem warszawski obraz był jedną z autorskich replik dzieła namalowanego w 1741 roku dla Francesco Cortiego z Lukki, dziś będącego w kolekcji Luwru. Rozchwytywany rzymski mistrz powielał swoje kompozycje w niewiele różniących się od siebie wariantach. Być może więc w Pawłowsku naprawdę nie znajdowało się polskie płótno. Postanowiono to sprawdzić.

W 1996 roku polscy badacze po raz kolejny pojawili się w Pawłowsku. Na rewersie obrazu spodziewano się nalepek własnościowych czy numerów inwentarzy wilanowskich, niestety – odwrocie zamalowano grubą warstwą ugru, zaś wszystkie nalepki starannie usunięto. Na szczęście nasi muzealnicy nie złożyli broni, a wręcz wyciągnęli najcięższy badawczy oręż.

Kiedy „Apolla” prześwietlono, oczom wszystkich okazały się niezbite dowody na wilanowską proweniencję obrazu. O pomyłce nie mogło być mowy. I choć sukces wydawał się wielki, znów sprawa ugrzęzła w martwym punkcie – wiedziano gdzie jest obraz, ale nie wiedziano, jak przywrócić go Polsce.

Bystrzy muzealnicy wpadli na doskonały pomysł. W kolekcji wrocławskiego Muzeum Narodowego znajdowała się akwarela zrabowana przez Niemców z rosyjskiego pałacu w Gatczynie pod Petersburgiem; postanowili zaproponować transakcję wymienną. Tym sposobem muzealniczy wilk byłby syty, a dyplomatyczna owca cała. „Apollo z dwiema muzami” przyleciał do Polski i wrócił na wilanowską ścianę.

Fot. PAP/CAF Piotr Walczak
Apollo. Muzealna misja specjalna
29 października 1997r. – ówczesny wiceminister kultury i pełnomocnik ds. dziedzictwa kulturowo – historycznego Federacji Rosyjskiej Konstantin Szczerbakow oficjalnie przekazuje stronie polskiej obraz “Apollo i dwie muzy” Pompeo Batoniego

Tu historia mogłaby się zakończyć z iście hollywoodzkim happy endem, gdyby nie pytanie: co stało się z „Alegorią architektury, malarstwa i rzeźby”, która – jak twierdzą świadkowie – jeszcze w latach 60. eksponowana była w sąsiedztwie „Apolla…”?

Paweł Bień

Historyk sztuki, kulturoznawca, muzealnik i publicysta. Autor kilkudziesięciu tekstów popularnonaukowych, relacji z muzealnych podróży, programów towarzyszących wystawom, popularyzatorskich materiałów wideo i gospodarz podcastu "DNA muzyki polskiej", kurator wystawy "Cisza w przestrzeni. Prace Alfreda Lenicy na papierze" (Warszawa 2023). Adiunkt w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Chcesz być na bieżąco z przeszłością

Podanie adresu e-mail i kliknięcie przycisku “Zapisz się do newslettera!” jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na wysyłanie na podany adres e-mail newslettera Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków w Warszawie zawierającego informacje o wydarzeniach i projektach organizowanych przez NIKZ. Dane osobowe w zakresie adresu e-mail są przetwarzane zgodnie z zasadami i warunkami określonymi w Polityce prywatności.

Popularne

Wincenty Bałys: życie skończone za wcześnie

Kiedy ogląda się prace Wincentego Bałysa, trudno pozbyć się złości – skierowanej przeciwko Losowi, Historii, konkretnym ludziom. Bo jak to możliwe, że artysta obdarzony oryginalnym talentem dożył tylko wieku Chrystusowego, a został zamordowany w bestialski, haniebny sposób? Jak to możliwe, że nie dane mu było rozwinąć się w pełni? Bo przecież miał taką szansę – i to nie w metropoliach, ale u stóp Beskidów, w niewielkich Wadowicach, z których czerpał soki żywotne? Jak to możliwe wreszcie, że jego nazwisko nie przebiło się do podręczników sztuki polskiej międzywojnia? Czy stało się tak dlatego, że żył zbyt krótko, odchodząc w czasach, gdy śmierć była tania jak nigdy wcześniej? Dlatego, że nie aspirował do sławy, zamykając się w kręgu ludzi, których znał, szanował, rozumiał? A może podstawowym problemem jest to, że jego artystyczny portret składamy z nielicznych fragmentów, bo niemal wszystko, co zdążył zrobić, zostało zniszczone lub uległo rozproszeniu. Co więcej, nie mamy pojęcia, jaką drogą by poszedł, gdyby udało mu się przeżyć wojnę...

Nowoczesność za Plantami

Wawel, Rynek Główny, Barbakan. Ewentualnie, jeśli wystarczy czasu i motywacji: Kazimierz i Nowa Huta. Trzy plus dwa, żelazny zestaw na weekend w Krakowie. Co w nim złego? Nic. Wręcz przeciwnie. Tyle tylko, że czasem potrzebujemy czegoś innego... Subiektywna selekcja rarytasów, czyli co warto zobaczy w Krakowie, jeśli nie chcesz oglądać tego, co zwykle...