Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Budynek wyglądający właściwie jak typowy polski dwór z portykiem kolumnowym rysuje się malowniczo na skraju polany, otoczony parkiem z aleją grabową. Po elewacji wspina się bluszcz przyjmujący wczesną jesienią barwy ognistej czerwieni. Obraz sielanki. Tak musieli pomyśleć nowi właściciele pałacu w Żegocinie. Jeszcze wtedy nie przeczuwali, że ratowanie zabytku i uczynienie z niego „swojego miejsca na ziemi” powiedzie ich drogą wyboistą i – zdawać by się mogło – ciągnącą się bez końca. Nie bez wpływu na decyzję o zakupie nieruchomości pozostawała jego bogata historia ze zrywami niepodległościowymi w tle, Heleną Modrzejewską ćwiczącą swoje wielkie role w pałacowym parku, czy zapatrzonym w nią Henryku Sienkiewiczu, który właśnie tu miał nadać bohaterce powieści „Ogniem i mieczem” imię po najsłynniejszej polskiej aktorce.
Przez dwór w Żegocinie przetoczyło się wiele ludzkich historii – pasji, miłości, pracy u podstaw, nie brakowało też dramatów. A wokół niego wciąż mieszkają ludzie, którzy mogą wiele z tych historii opowiedzieć. Kiedy stałam na rusztowaniu pieczołowicie odsłaniając kolejne warstwy przemalowań w pałacowym salonie, odwiedziło mnie wiele takich osób – mieszkańców wsi, ale też mniej lub bardziej przypadkowych turystów, wśród których znalazła się także badaczka losów Heleny Modrzejewskiej. Wreszcie była też ona. Urszula Jaskuła, z domu Gulczewska, córka ostatniego przedwojennego stangreta, Stefana Gulczewskiego. Przyniosła garnek pysznej zupy i domowe racuchy, żeby dodać nam sił w dalszych badaniach. Usiadłyśmy na chwilę, a ja do tej pory żałuję, że nie uruchomiłam wtedy dyktafonu. Pani Urszula opowiedziała o przedszkolu, które tuż po wojnie urządzono w pałacu, o swoim ojcu Stefanie, dziadku Janie i pradziadku Iwanie. Oni wszyscy znaleźli we dworze, u państwa Chłapowskich, opiekę, edukację i pracę. Opowiedziała też o tym, co sama od nich usłyszała. O pewnej nocy 1918 roku, kiedy pod czujnym okiem Teofilii Chłapowskiej grupa kobiet wyhaftowała powstańczy sztandar, o niemieckim lotniku ukrywającym się przed nadchodzącą Armią Czerwoną, z rąk której został w końcu zastrzelony, o białych i fioletowych bzach, prymulkach, fiołkach alpejskich i glicyniach, których zapach roztaczał się w pałacowym parku… To wszystko i wiele więcej pomieści ludzka pamięć. A ludzie wciąż tu wracają do Chłapowskich, Modrzejewskiej, Sienkiewicza czy ostatniej pani na włościach – przysposobionej przez Teofilę Chłapowską – Józi Łubieńskiej.
Historia dworu – przynajmniej tego murowanego, którego rdzeń tkwi jeszcze w widocznych dziś zabudowaniach – sięga końca XVIII wieku. Działo się to w czasach, kiedy właścicielami majątku na ziemi pleszewskiej między Żbikami a Łęgiem byli Gajewscy lub Szołdrscy.
Pierwotnie murowany dwór był budynkiem skromnym – jednokondygnacyjnym z centralną sienią przelotową otwartą na uprawy ogrodowe oraz folwark znajdujący się od wschodu i zaledwie czterema pokojami, które spełniać musiały wszystkie potrzeby wielkopolskich ziemian. Znamy nazwiska właścicieli żegocińskiego majątku sięgające w głąb XVII wieku. Gdzie zatem mieszkali wcześniej?
W miejscu dzisiejszego pałacu mógł stać dwór drewniany. Hipotezę tę zdają się potwierdzać archeologiczne badania sondażowe przeprowadzone w piwnicach w 2022 roku, podczas których odkryto głęboko posadowione negatywy słupów drewnianych niezwiązanych z widocznym dziś budynkiem.
Znany nam obecnie kształt nadano dworowi w połowie XIX w. za czasów Pelagii Radońskiej, z domu Pruskiej. Do skromnego założenia od strony północnej i południowej dobudowano wtedy dwa okazałe dwupiętrowe skrzydła, a na elewacji frontowej pierwotnego dworu dodano portyk z kolumnami w porządku korynckim. Kolejne „dodatki” to już dzieło tak dobrze wspominanej we wsi rodziny Chłapowskich. Majątek w Żegocinie nabył za środki pozyskane ze spłat rodzinnych w 1879 r. dwudziestosiedmioletni wówczas Józef Chłapowski herbu Dryja, syn Marcina Chłapowskiego z Chłapowa. Z tych Chłapowskich, którzy wydali m.in. Dezyderego, słynnego generała, powstańca listopadowego. Józef po śmierci rodziców wychowywał się w domu siostry. Ukończył Akademię Górniczą w saksońskim Freiburgu i wrócił do Polski. W kilka miesięcy po zakupie majątku w Żegocinie poślubił Teofilę Teklę z książąt Woronieckich herbu Korybut, córkę Lucjana ze Zbaraża, także powstańca listopadowego. I tu zaczyna się historia zachowana do dziś w ludzkiej pamięci.
Małżeństwo Chłapowskich doczekało się jednego syna – Lucjana, który przyszedł na świat już w 1880 r., w rok po zakupie majątku w Żegocinie. Rodzinna sielanka została jednak przedwcześnie przerwana. Młody panicz, wkrótce po tym jak wybrał się studiować chemię w szwajcarskim Fryburgu, zachorował na gruźlicę i zmarł z dala od domu i rodziców w nadreńskim mieście Honnef. Zaledwie dwa lata wcześniej odkryto tam lecznicze wody. Miasto zyskało miano uzdrowiska, a podróż do wód miała ocalić życie Lucjana. Tak się jednak nie stało. Pogrążeni w żałobie Chłapowscy sprowadzili ciało młodzieńca do ojczyzny i pochowali w rodzinnym Żegocinie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w drewnianym wiejskim kościółku pw. Wniebowzięcia NMP. Jeszcze przed nastaniem we wsi Chłapowskich przy drodze do Żbik założono nowy cmentarz parafialny, ale dziedzice majątku oraz służący tu księża mieli prawo do pochówku na terenie przykościelnym. Do dziś znajdują się tam nagrobki sięgające czasów długo przed nastaniem Chłapowskich.
Żegociński kościół sam ma bogatą historię. Znajduje się w nim sanktuarium maryjne z obrazem nazywanym łaskawym. W 1714 roku spaleniu uległa stareńka świątynia, której początki sięgały przełomu XIII i XIV stulecia. Na jej miejscu postawiono nowy drewniany kościół, który przetrwał do dziś.
W 1777 roku powołano komisję w celu zbadania cudów, które miał sprawiać obraz Maryi. Przed komisją stawiło się sześciu świadków. Jeden z nich zeznał, że przez tydzień męczyła go bolesna infekcja gardła, które minęła po tym jak obiecał pieszą pielgrzymkę do żegocińskiego sanktuarium. Z kolei Marianna Ciesielska miała zostać uleczona z dotkliwej dolegliwości nogi. Bez względu na to, czy Matka Boska Żegocińska uczyniła te cuda, jej kult pozostał na ziemi pleszewskiej bardzo silny. Sama Helena Modrzejewska miała obdarować łaskawy obraz swoim naszyjnikiem, który jednak zniknął w tajemniczych okolicznościach, a mieszkańcy wsi postanowili ufundować jego kopię.
Po utracie jedynaka Chłapowscy oddali się bez reszty pracy społecznej. Jako przykładni właściciele ziemscy, małżonkowie już od początku mieli świadomości spoczywającej na nich misji dbania o lokalną społeczność.
Podobnie jak na poprzednich dziedzicach ciążył na nich obowiązek wspierania tutejszej parafii. Remont drewnianego kościoła – a raczej jego sfinansowanie – był jednym z pierwszych zadań Józefa. W 1883 roku wzniesiono nową plebanię. A już na początku XX wieku przeprowadzono kolejny remont kościoła.
Ambicją Józefa było jednak doskonalenie wielkopolskiego rolnictwa. Już w 1881 roku założył kółko rolnicze w samym Żegocinie, a w 1900 roku został drugim w historii, po Maksymilianie Jackowskim, patronem wielkopolskich kółek rolniczych. W celu zdobycia wiedzy z zakresu nowych technik uprawy rolnej oraz nowinek z zakresu mechanizacji rolnictwa wybrał się na nauki do Danii. A później przemierzał Wielkopolskę wprowadzając w czyn to, co zobaczył za granicami kraju. Urządzał wystawy i pokazy, pisywał do Poradnika Gospodarczego. Zachęcał do stosowania nawozów, uczył rachunkowości w gospodarstwie rolnym, propagował ubezpieczenia od wypadków przy pracach rolniczych. Same kółka z kolei były w tamtym okresie ostoją polskości i patriotyzmu. Chłapowski znacznie wzmocnił ich znaczenie – kiedy zostawał patronem liczyły one w całej Wielkopolsce 8000 członków, którą to liczbę podwoił w ciągu dekady.
Działał intensywnie, jednak już w 1910 roku musiał zdecydowanie zwolnić, aż w końcu ciężka choroba unieruchomiła go w domu. Zmarł trzy lata później, pozostawiając wciąż aktywną społecznie wdowę. Teofila w dopisku pod nekrologiem zaznaczyła, że „Wobec nędzy w królestwie uprasza się nie składać wieńców”. Co ciekawe, Józef zmarł jeszcze w Rzegocinie, który już 20 lat później nazywał się Żegocinem.
Teofila już w 1907 roku, czyli w najprężniejszym czasie działalności męża, nie pozostawała daleko za nim. Założyła pierwsze w Wielkopolsce Koło Włościanek. Przed wybuchem II wojny światowej działało tu już 415 takich kółek. Po 1945 roku organizacja nie mogła funkcjonować w Polsce Ludowej, w której nie było przecież miejsca na podziały klasowe. Niemniej jednak tradycja przetrwała w formie Kół Gospodyń Wiejskich.
Teofila przeżyła męża o 25 lat. Pozostałe lata poświęciła działalności społecznej ukierunkowanej głównie na pomoc kobietom i sierotom. Jej staraniem w 1916 roku na wschód od cmentarza kościelnego wzniesiono dom katolicki, który służył spotkaniom lokalnym stowarzyszeń i bractw. Znalazło się w nim także przytulisko dla starszych i opuszczonych kobiet.
Założyła też ochronkę dla wiejskich dzieci, organizowała lekcje dla młodych gospodyń z zakresu prowadzenia gospodarstwa domowego. Podstawą oferowanej przez nią pomocy była edukacja w wierze katolickiej. Także do samego pałacu przygarniała sieroty i dzieci potrzebujące wsparcia, które kształciła i w późniejszym czasie znajdowała dla nich pracę. Nie dziwi więc wciąż jeszcze żywa w Żegocinie pamięć o Teofili. We dworze przecież wychował się i pracował ojciec, dziadek i pradziadek pani Jaskuły. A historia jej rodziny nie jest wyjątkiem.
Najsłynniejszą rezydentką żegocińskiego pałacu była jednak polska aktorka Helena Modrzejewska, która wyszła za mąż za Karola Chłapowskiego, brata Józefa. To tutaj małżeństwo spędzało wakacje i święta. To tutaj Helena odpoczywała wyczerpana intensywnymi tournée po Stanach Zjednoczonych, gdzie odnosiła ogromne sukcesy. W pierwszym tomie jej korespondencji wydanym w 1965 roku w Warszawie czytamy „Najlepiej było nam u Józia w Żegocinie”. Helena była prawdziwą celebrytką swoich czasów. Na potrzeby zagranicznych występów przyjęła nieco łatwiejszą pisownię swojego nazwiska – Modjeska. Jej imieniem nazwano szczyt górski i wodospad w USA, kanadyjski parowiec, czekoladki, a nawet papierosy. Modne panie nosiły się à la Modjeska, kopiując lansowane przez nią suknie i kapelusze – Ameryka oszalała na jej punkcie.
Jednak to w Żegocinie, spacerując aleją grabową, szukała wytchnienia i równowagi. Kiedy w 2022 roku prowadziliśmy badania konserwatorsko-archeologiczne w pałacu, wskazano mi pokoje, które miała zajmować. Niesamowitym doświadczeniem było zanurzyć się w nich przez wiele godzin w ciszy, w delikatnym słońcu przesączającym się do okien przez bluszcz porastający elewację.
Dziś trudno powiedzieć ile prawdy jest w na poły legendarnych wspomnieniach, ale Modrzejewska miała spłatać państwu Chłapowskim pewnego psikusa. Podczas myśliwskiego śniadania, które odbyło się w 1885 roku na skraju pałacowego parku, do biwakującego państwa miała zbliżyć zgarbiona staruszka w łachmanach, zabiegająca o interwencję Józefa. W końcu rozdrażnionym jej natarczywością ziemianin miał przegonić ją gniewnymi słowami “Wynoś się babo!”. Staruszka zaśmiała się, wyprostowała i odrzuciła nędzne odzienie. Modrzejewska miała uznać to wydarzenie za swój największy sukces aktorski. Wśród zgromadzonych na śniadaniu był także jej syn i nawet on jej nie rozpoznał.
Przebywający w majątku w Żegocinie i w pobliskim Kurcewie Henryk Sienkiewicz tak zachwycił się aktorką, którą nazywał „gołębicą o orlich skrzydłach”, że spotkanie upamiętnił na kartach powieści „Ogniem i mieczem” tworząc postać Heleny Kurcewiczówny.
Około 2014 roku wyburzono aneks pałacu dobudowany do korpusu głównego od południowego-wschodu. Przystępując do badań wiedzieliśmy, że znajdowała się tam łazienka, ponieważ część basenu kąpielowego wystawała nadal ponad gruzowisko. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy po całkowitym usunięciu zawalonych ścian dotarliśmy do niemal nienaruszonej posadzki, pięknej wanny, miejsca po piecyku, do którego doprowadzono bieżącą wodę z folwarcznego wodociągu, a z niego do wanny, po której stopniach schodziła do kąpieli prawdopodobnie sama Modrzejewska.
Łazienka z bieżącą wodą była wtedy absolutną nowością na starym kontynencie, skąd moda ta dotarła ze świata anglosaskiego. Być może był to ukłon Chłapowskich w stronę słynnej aktorki i chęć zapewnienia jej wszelkich wygód, które znała z wielkiego świata.
W łazience zachowały się nawet drobne fragmenty ponad stuletnich tapet. Podobne kwiatowe wzory odkryliśmy też na szczątkowo zachowanych tapetach w głównym hallu dworu. Po śmierci Heleny, w 1909 roku do Żegocina powrócił Karol. Przywiózł ze sobą kilka kufrów pamiątek po aktorce oraz jej słynnych sukni. Kufry pamiętali jeszcze pracujący w pałacu mieszkańcy Żegocina. Miały zaginąć podczas II wojny światowej. Do dziś nikt ich nie odnalazł.
Po wojnie w pałacu urządzono przedszkole, mieszkania pracownicze, a następnie opuszczony niszczał – głównie z powodu nieremontowanego przeciekającego dachu. Od kilku lat pałac w Żegocinie ma nowych właścicieli. Państwo Szymonek nie tylko cierpliwie i mozolnie ratują zniszczone wnętrza, ale i animują wokół niego i jego legendy życie kulturalne okolicy. Nawiązali m.in. współpracę z Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. W pałacu odbywają się spektakle teatralne, wieczory poetyckie czy koncerty. Nowi właściciele chcieliby, aby w przyszłości był on przestrzenią aktywności osób niepełnosprawnych, miejscem gościnnym, a także ich własną bezpieczną przystanią, w której odnajdą swoje miejsce wśród duchów przeszłości.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Pałac, a właściwie dwór myśliwski w Mojej Woli (południowa Wielkopolska) znajduje się w gronie zabytków, o których nie ma mowy w folderach turystycznych. Z elewacją pokrytą korą dębową i bluszczem (miejscami martwym) nadaje się na gotową scenografię do filmu grozy....
Nowy Wiśnicz: widzę od razu kilka historii, kilka zwisających nitek, za które miałbym ochotę pociągnąć, żeby się potoczyły szpulki z opowieściami. Pierwsza nitka: w mojej kuchni jem gołąbki z zamkowej restauracji, nitka druga: w więzieniu, trzecia: w archiwum słynnego fotografa,...
Jelenia Góra nazywana bywa czasem stolicą Karkonoszy. Jako serce powiatu karkonoskiego, a jednocześnie siedziba Karkonoskiego Parku Narodowego ma do tego pełne prawo, choć tylko dzięki włączeniu w latach 70. ubiegłego wieku w obręb granic miasta niegdyś samodzielnych miejscowości takich jak...