Przejrzyjcie naszą interaktywną mapę skojarzeń!
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Sam mówił, że są rzeczy, których nie umie wysłowić – wtedy musi je namalować. Był człowiekiem żarliwej wiary, ale jednocześnie podlegał fascynacji Erosem, cielesnością. Również w sztuce łączył odległe światy – Wschód z Zachodem, figurację z abstrakcją. O Jerzym Nowosielskim oraz wystawie „Sztuka widzenia. Nowosielski i inni”, którą można oglądać na Zamku Królewskim w Warszawie, opowiada Monika Przypkowska, historyczka sztuki, kuratorka wystawy.
Rozmawia Patrycja Pustkowiak
Jerzy Nowosielski wydaje się artystą bardzo osobnym. Tymczasem wystawa na Zamku Królewskim pokazuje jego prace w dialogu z wieloma innymi twórcami XX wieku. Tak bardzo rezonował z innymi?
Przedsięwzięcie może wydawać się karkołomne, ale tak – nam, twórcom wystawy, wydaje się, że Nowosielski na różnych poziomach wchodził w dialog z innymi artystami. Dlatego razem z Pawłem Witkowskim, jej współkuratorem, zestawiamy prace Profesora Jerzego Nowosielskiego z pracami artystek i artystów z II Grupy Krakowskiej, ale także z tymi z innych środowisk twórczych z jego pokolenia i młodszych. W końcu to, co ważne w jego obrazach: cielesność, wątki eschatologiczne, abstrakcja, łączy go z wieloma innymi ciekawymi artystami XX wieku. Zbieramy ich na wystawie „Sztuka widzenia”, zachęcając do samodzielnego poszukiwania znaczeń. Już sam tytuł przypomina, że sztuka żyje tylko w zetknięciu z odbiorcą.
Jak się okazuje, podobnie widział to Nowosielski.
Świadczy o tym cytat, który umieściliśmy już na wejściu. Twórca mówi:
„Każdy odbiorca jest właściwie też artystą, bo jeżeli włącza się w proces wchodzenia w głąb tak zwanego dzieła sztuki, to sam tworzy, i tutaj jego wolność jest też w jakimś sensie nieograniczona (…)”.
Ta wolność była dla niego najważniejsza. Uważał, by nie przegadać obrazu, nie narzucić znaczeń. W sali, w której prezentujemy sztukę abstrakcyjną, jest inny cytat, który dobrze tłumaczy podejście Nowosielskiego do twórczości. Mówi tam: „Obrazom nie wolno zadawać pytania <<co artysta chciał?>>. Trzeba obraz oglądać i brać takim jakim jest. Chciał dokładnie to, co namalował, i wszystko co chciał, to pokazał, a więcej nic nie chciał”. Według mnie w sztukach plastycznych wiele treści ukrywa się w niedomówieniu. Do tego sztuka Nowosielskiego powinna trafić do każdego, bo jest uniwersalna – nawet jeśli nie jesteśmy osobami tak wierzącymi jak on, to i tak ona nas dotyczy, bo dotyka naszego życia duchowego.
A w najbardziej chyba oczywistym wymiarze tyczy się to jego ikon. Mówił, że najważniejszym wtajemniczeniem w jego życiu była wyprawa do Ukraińskiego Muzeum we Lwowie, którą odbył jako nastolatek. Zobaczył tam właśnie ikony. Twierdził, że ustawiło go to jako artystę na całe życie.
To było potężne przeżycie religijne, ale i estetyczne. Profesor wspominał, że zetknął się przecież wtedy z dziełami sztuki największej rangi. Spojrzał na nie jako młody, wrażliwy człowiek i ponoć było to doświadczenie tak silne, że odczuwał fizyczny ból i nie mógł przejść z jednej sali do drugiej. Co ciekawe, kiedy już sam malował, nie lubił dzielić sztuki na świecką i religijną. Podkreślał, że każda jest sacrum.
Powiedział, że dla niego malarstwo po prostu jest ikoną.
No właśnie. Metafizyka wyziera i z innych jego obrazów. Ikon u nas nie ma i to też jest zgodne z poglądami profesora – sam wspominał, że nie przepada za tym, gdy są prezentowane na wystawach. Według niego te prace przeznaczone są do obrzędu, kultu, a przestrzeń muzealna jest przestrzenią profanum i ikona nie jest tam traktowana z odpowiednim szacunkiem.
O jego sztuce, właśnie w kontekście ikon, mówi się, że łączyła Wschód z Zachodem.
Był artystą, który chciał połączyć dwie przestrzenie – ikonę, czyli sacrum, metafizykę ze sztuką nowoczesną – uproszczeniem charakterystycznym dla awangardy XX wieku. Mówił, że w jego pracy walczą wciąż dwa nurty: figuracja i abstrakcja geometryczna. W ikonie udało mu się je połączyć.
Jak wyglądały początki jego twórczej drogi?
To ojciec, urzędnik kolejowy, pewnie dostrzegając wrażliwość syna, chciał umożliwić mu kontakt ze sztuką. Zabierał go na koncerty czy wystawy. Aż doszło do tej przełomowej, we lwowskim muzeum. Jako artysta do pewnego stopnia był samoukiem. W 1940 roku, a więc mając siedemnaście lat, rozpoczął naukę w krakowskiej Kunstgewerbeschule, czyli zakonspirowanej ASP. Tak naprawdę niewiele mógł się tam nauczyć, został tam zresztą tylko dwa lata, bo po tym czasie zdecydował się wstąpić do zakonu – podlwowskiej Ławry św. Jana Chrzciciela. Spędził tam tylko cztery miesiące, bo podczas malowania cerkwi w Bolechowie nabawił się choroby i odesłano go do domu. W 1943 roku wrócił do Krakowa, a dwa lata później, gdy skończyła się wojna, wrócił na ASP. Szkoły jednak nie ukończył. Dyplom zrobił wiele lat później, eksternistycznie. Jako młody człowiek był asystentem Kantora i wszedł w krąg artystów, którzy od 1957 roku znani byli jako II Grupa Krakowska.
I cały czas malował.
Na naszej wystawie najwcześniejszy obraz Nowosielskiego pochodzi z 1947 roku, jest to „Portret kobiety”. Istnieją jeszcze wcześniejsze prace, bo przecież w 1946 roku wziął już udział w zbiorowej wystawie w krakowskim Pałacu Sztuki. W kwietniu 2023 roku na wystawie „Artyści z Krakowa. II Grupa Krakowska” w MOCAKU widziałam jego rysunki z okresu wojny i nieco późniejszego, czyli z czasów, gdy był bardzo młodym człowiekiem.
Jako młody artysta szukał swojej drogi; przez lata zrobił też duży progres – na Zamku pokazujemy na przykład zestawione ze sobą „Martwą naturę” z 1958 roku i „Martwą naturę fantastyczną” z 1965 roku, które dzieli zaledwie kilka lat. Ta pierwsza jest jeszcze trochę nieporadna, dobrze więc widać, w jaki sposób udoskonalił swój warsztat. Bardzo ciekawie pracował – nie używał sztalug. Tworzył obraz kładąc podobrazie na stole lub kuchennym stołku, co widać na filmie, który publiczność może obejrzeć na naszej wystawie.
W pracowni trzymał koniak. Ciekawie tłumaczył to jeden z jego znajomych – mówił, że proces twórczy powoduje, że ma się nerwy napięte do granic, alkohol mógł to łagodzić. Jego problemy alkoholowe nie są tajemnicą.
Powściągliwie temat zanalizowała Krystyna Czerni w książce „Nietoperz w świątyni”. Biografia Jerzego Nowosielskiego”. Przez lata zmagał się z nałogiem, którym mocno wpływał na jego życie osobiste, stosunki z żoną. Te jego przypadłości, wewnętrzne konflikty tłumaczą tytuł tej biografii. O Nowosielskim powiedziano, że czasem przypomina świętego, a czasem nietoperza wiszącego do góry nogami w świątyni.
Najlepiej te wszystkie jego twarze musiała znać jego żona, Zofia Gutkowska, później Nowosielska. Ta dobrze zapowiadająca się artystka porzuciła pracę twórczą, bo uznała, że jest gorsza od swojego męża i to dla niego wypada się poświęcić.
Uznała, że dom dwojga artystów nie przetrwa i podjęła decyzję o tym, że to ona przestanie malować. Dalej zajmowała się jednak scenografią teatralną. Stała się osobą zawiadującą karierą artystyczną męża. Prowadziła bardzo dokładną dokumentację – kiedy jaki obraz został namalowany, komu sprzedany. Dziś trudno nam się pogodzić z taką postawą – żyjemy w nieco innych czasach. Rozmawiałam o tym właśnie z dr Krystyną Czerni, biografką profesora, która zresztą znała ich oboje. Czerni powiedziała po prostu, że musimy uszanować jej wolę. To, że usunęła siebie na rzecz mężczyzny, budzi dziś sprzeciw, ale wszystko, co możemy zrobić, to przywoływać dziś jej prace.
Tak jest na Zamku. W Sali, gdzie pokazane są prace surrealistyczne, wisi również praca Zofii Gutkowskiej (Nowosielskiej).
Bardzo ciekawa zresztą, zatytułowana „Kompozycja abstrakcyjna”. Pokazujemy tu też obrazy Erny Rosenstein czy przyciągającą wzrok pracę Władysława Hasiora „Czas robi swoje”. Ten uznawany za prekursora polskiego pop-artu twórca wykorzystał w niej motywy o charakterze ludowym, poetykę surrealizmu, w tym figurę kobiety-manekina. Inni artyści reprezentujący narracje surrealistyczne to m.in. Kazimierz Mikulski czy Maria Anto.
Surrealizm można uznać za sposób odreagowania przez ten powojenny krąg twórców wojennej traumy?
Temu również służył. Irracjonalizm, erotyka, poetyka snu, dezaprobata dla świata materialnego mogły działać leczniczo na wojenne traumy, z tym, że dla niektórych były epizodem, dla innych stały się głównym nurtem twórczości. Jednak surrealizm nie zniknął i potem ani nie ograniczał się do jednego środowiska – był ważny nie tylko dla artystów II Grupy Krakowskiej, których prace tu znajdziemy, ale i dla innych kręgów, a także późniejszych pokoleń. Surrealizm powracał jako realizm magiczny, a dziś jako popsurrealizm.
Nowosielski powiedział, że surrealizm po prostu „postawił znak zapytania”. Zakwestionował racjonalne podejście do sztuki i życia.
Podważył znane nam przed jego nastaniem klucze do interpretacji zjawisk. Co ciekawe, pokazana na wystawie, surrealistyczna praca Nowosielskiego pochodzi dopiero z lat 70. Bo to nie było tak, że on przechodził następujące po sobie okresy, że w pewnym wieku fascynował się surrealizmem, a potem malował już tylko akty – on te wszystkie wątki ze sobą mieszał.
Po sali surrealistycznej w wystawie na Zamku przechodzimy do wielu frapującej sali związanej z przedstawieniem ciała. Czego jak czego, ale Erosa profesor się nie bał.
Absolutnie nie. „Jak każdy człowiek z krwi i kości podlegam fascynacji Erosem. Jest w tym zarazem grzeszność i świętość” – powiedział. Negował postawę Kościoła katolickiego, ale i prawosławnego, usuwającą Erosa z życia ludzkiego. Miłość była dla niego także ciałem. Ciało to sacrum. W jednej z wypowiedzi poetycko porównywał piersi kobiece do kopuł cerkwi. Oczywiście ta mowa jest dziś bardzo retro. Współczesny feministyczny nurt historii sztuki dostrzega w tym tzw. „męskie spojrzenie”, z drugiej jednak strony można odnaleźć w tym odważną eksplorację męskiej seksualności. Jego spojrzenie na ciało nadal jednak jest bardzo ciekawe. Kobiety na jego obrazach są zatopione w myślach i zawieszone w czasie. Chwila, w której portretuje je Nowosielski, jest wiecznością. Ich ciała są hołubione przez malarza. Ale nie tylko hołubione…
Bowiem robił także swoje słynne, sadystyczne rysunki?
Miał mroczny, manichejski nurt w swojej twórczości, portretował torturowane kobiety. Nie mamy tych rysunków na wystawie, ale tych kilka, które pokazujemy, też niepokoją. Pokazując postać z rękami w tyle, sugerują, że są one związane, że ich ciała są unieruchomione. Czyżby poddane jakiejś opresji, a nawet torturze? A może ukrywanie pewnych fragmentów to tylko nowoczesne spojrzenie na powierzchnię płótna, syntetyzowanie?
Choć oczywiście kusi nas, by wybrać jakąś wykładnię psychoanalityczną.
Jako kuratorka tej wystawy poprzestałabym na stwierdzeniu, że daje ona odbiorcy możliwość zetknięcia się z tą mniej znaną, „ciemną” stroną sztuki Nowosielskiego.
Ta niejednoznaczność, gra między ujarzmieniem, a zniewoleniem, jest obecna także w innych pokazanych w tej sekcji pracach. Na przykład w mojej ulubionej, „Stół II – Uczta” Marii Pinińskiej-Bereś, na drewnianym stole leży noga kobieca i biust. Zapraszają nas do degustacji?
Parafrazując słowa dr Krystyny Czerni: „Nowosielski chciał malować ciało wyzwolone, tymczasem często ukazywał ciało ujarzmione”. Maria Pinińska-Bereś, której pochodzącą z 1968 roku pracę pani wspomina, także jest niejednoznaczna: pyta, czy kobieta jest zniewolona, przeznaczona do konsumpcji, czy też sama podaje się na talerzu innym, może wręcz świadomie, w ramach gry? Inną pracą pyta otwarcie: czy kobieta jest człowiekiem? To artystka, która od lat 60. podejmowała próby polemiki z perspektywą męskiego spojrzenia, opowiadała o erotyce jak nikt w Polsce przed nią. O cielesności ciekawie poprzez swoje prace opowiada tu także „Tryptyk” Teresy Pągowskiej, który doskonale zresztą zgrywa się z mistycyzmem cielesności w ujęciu Nowosielskiego, czy praca Jadwigi Sawickiej, studentki profesora.
Kolejna część wystawy poświęcona jest eschatologii. Jaka dokładnie była rola wiary w życiu Nowosielskiego?
Jego ojciec był unitą z Łemkowszczyzny, matka katoliczką o austriackich korzeniach. Dorastał więc w rodzinie wielokulturowej, sam wybrał prawosławie, bo, jak twierdził, właśnie w cerkwi było to, czego szukał – duchowe spełnienie. Jak mówiłam, przez kilka miesięcy był nawet w zakonie. Miał też jednak epizod ateistyczny – na około dekadę utracił wiarę, zapewne pod wpływem doświadczenia wojny. Potem ją odzyskał – powiedział nawet, że ateizm to najkrótsza droga do Boga. Oczywiście jego twórczość silnie łączy się z wiarą. Sam mówił, że są rzeczy, których nie umie wysłowić – wtedy musi je namalować.
„Realizm i eschatologię” na wystawie otwiera mocny cytat: „Rodzimy się, zostajemy obdarowani wielkimi dobrami – choćby tym, że możemy mieć przeżycia estetyczne, możemy się kochać, przeżywać miłość erotyczną – które potem po trochę są nam odbierane, aż zostaniemy doprowadzenie do katastrofy śmierci. To jest rzeczywistość diabelska”.
Nowosielski był człowiekiem głębokiej wiary, który zarazem pozostawał przerażony faktem przemijania, śmierci. W tej części wystawy pokazaliśmy jego perspektywę, ale też perspektywę artystów umieszczających te refleksje w kontekście bardziej świeckim. Pokolenie Nowosielskiego zmagało się z traumą II wojny światowej, późniejsze zaś już z tym, co działo się w czasach PRL – napięciami społecznymi i politycznymi, strajkami, wreszcie stanem wojennym. Na te wydarzenia reaguje choćby pochodząca z 1979 roku praca Edwarda Dwurnika „Jestem Chrystus” z cyklu „Sportowcy”. Ale na wystawie znajdziemy też choćby pracę Ewy Kuryluk, portret jej brata, zmagającego się z chorobą psychiczną.
Kończą państwo z energią – salą pełną abstrakcji. Nowosielski wprawdzie nakazał, by każdy interpretował ją po swojemu, ale od siebie dodał, że sztuka abstrakcyjna to możliwość obcowania z rzeczywistością duchową nie na naszą miarę.
Według niego abstrakcja sięga świata nadzmysłowego, słynnych bytów subtelnych, które niektórzy nazywają po prostu aniołami. Mamy tu prócz profesora najważniejszych artystów XX wieku: Sterna, Jaremiankę, Kantora, Tchórzewskiego, Maziarską, Brzozowskiego… Wystawę wieńczy słynna praca Fangora, pulsująca czerwienią op-artowska kompozycja „M-18”, która pięknie koresponduje z abstrakcją geometryczną Nowosielskiego z 1974 roku, otwierającą dział abstrakcji na Zamku. Koleżanka profesora z II Grupy Krakowskiej, malarka Janina Kraupe-Świderska powiedziała niegdyś, że Jerzy Nowosielski zawsze potrafił postawić kroplę czerwieni tak, że idealnie domykała kolorystykę obrazu. Czasem sztuka to właśnie taka kropka czerwieni, która nie potrzebuje już niczego więcej, aby stać się wielowątkową opowieścią o człowieku.
„Sztuka widzenia. Nowosielski i inni”, Zamek Królewski w Warszawie, czynna do 3 marca 2024 roku.
Na pewno znajdziecie coś dla siebie!
Była geniuszką tworzenia swojego wizerunku. Bardzo ludzką postacią, która jak nikt potrafiła zmienić swój ból w pełne niezwykłych kolorów prace – mówi Zofia Urban, kuratorka wystawy „Kolor życia. Frida Kahlo” w Muzeum Łazienki Królewskie. Czynny do 3 września pokaz próbuje...
Katarzyna Wąs i Leszek Wąs, czyli doradczyni w dziedzinie zakupu dzieł sztuki oraz marszand i kolekcjoner, a prywatnie córka z ojcem, w naszej stałej rubryce „NieWĄSkie spojrzenie” rozmawiają o obiektach dostępnych na aukcjach, ich historii i wartości. Tym razem tropią...
Żyła intensywnie, tworzyła odważnie, a jednak została niemal zapomniana, schowana w cieniu Władysława Strzemińskiego. Na nowo wydobywa ją na światło Fundacja Arton wystawą „Hanna Orzechowska. W relacji”. O artystce i jej dramatycznych losach rozmawiamy ze współkuratorką wystawy, Luizą Nader. Urodzona...